Pasterz, który jest Barankiem
Chrystus Dobry Pasterz jest jednocześnie Barankiem wyjętym ze stada, któremu na imię "ludzkość", i złożonym w ofierze. To wynika z Jego bosko-ludzkiej natury, która czyni Go Pośrednikiem należącym do stada i prowadzącym stado.
Czwarta niedziela wielkanocna nazywana jest zwyczajowo Niedzielą Dobrego Pasterza. Przywołuje to na myśl wiele skojarzeń i obrazów. Najsłynniejszym przedstawieniem Chrystusa Dobrego Pasterza jest to, na którym widzimy go z owcą na ramionach. Była zagubiona, a On ją odnalazł i niesie z powrotem do owczarni. Bardzo lubię tak właśnie patrzeć na Jezusa i w ten sposób o Nim myśleć. Ten obraz jest mi bliski chyba dlatego, że widzę na własnym przykładzie, że dynamika mojej relacji z Bogiem polega na ciągłym odchodzeniu od Niego, gubieniu się i powracaniu. Choć nie do końca jest to "moje" powracanie. Wynika ono bowiem z tego, że to Bóg najpierw mnie szuka, potem znajduje, by na końcu przynieść mnie na własnych rękach do Owczarni.
Dzisiejsza niedziela skłania nas do zadania sobie pytania: czy czuję się zagubiony? Istnieje dzisiaj wiele powodów, dla których można czuć się zagubionym w relacji z Bogiem, w Kościele, w relacji z innymi ludźmi lub po prostu w świecie. Jest wiele spraw, których niezrozumienie albo niewłaściwie rozumienie może prowadzić do pogubienia się. Nie bez powodu podczas każdej Eucharystii zaraz po modlitwie "Ojcze nasz" prezbiter dodaje prośbę o to, żebyśmy byli "bezpieczni od wszelkiego zamętu". Żeby jednak móc coś na to zagubienie poradzić, trzeba je najpierw uznać. Tylko ten, kto uważa się za zagubionego, pozwoli się odnaleźć. Ten, kto się taki nie czuje, nie będzie chciał wracać do Owczarni. Będzie wyrywać się z rąk, które będą chciały przenieść go w bezpieczne miejsce, bo uzna to za zagrożenie dla własnej wolności.
Samo słowo "zagubiony" ma raczej pejoratywne zabarwienie. Kiedy mówimy o kimś, że jest zagubiony, to zazwyczaj jednocześnie przypisujemy mu już od razu winę za to zagubienie. I tu trzeba bardzo się strzec, bo nawet jeśli ta wina jest obiektywna, wynikająca z niewłaściwych decyzji i wyborów człowieka, to z chrześcijańskiego punktu widzenia "zagubiony" nie oznacza "skreślony" czy "spisany na straty". Człowiek zagubiony nie jest gorszy od innych, nie jest godny pogardy i wytykania palcami. Dostrzeżenie czyjegoś zagubienia ma z nas wydobyć najgłębsze pokłady miłości i empatii, które popchną nas do tego, żeby losem drugiego się zainteresować i o niego zawalczyć.
Na taką właśnie postawę wskazują Dzieje Apostolskie, relacjonując pracę apostołów Pawła i Barnaby: "«Tak bowiem nakazał nam Pan: Ustanowiłem cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi». Poganie, słysząc to, radowali się i uwielbiali słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. Słowo Pańskie rozszerzało się po całym kraju (Dz 13,47-49). Ich otwarte serca sprawiały, że również serca ich słuchaczy otwierały się na Słowo, które mogło się dzięki temu rozszerzać. Kiedy wskazujemy na Jezusa i mówimy o Nim, że jest Dobrym Pasterzem, to nie dlatego, żeby uspokoić własne sumienie, stwierdzając, że On się wszystkim zajmie i o każdego człowieka powalczy. Nie mamy z założonymi rękami czekać na to aż Jezus kogoś cudownie odnajdzie, ale to my mamy być dla innych Chrystusem Dobrym Pasterzem! Jako Kościół jesteśmy Jego Ciałem, więc kiedy działamy, to On, nasza Głowa, działa przez nas.
Człowiek zagubiony nie jest gorszy od innych, nie jest godny pogardy i wytykania palcami. Dostrzeżenie czyjegoś zagubienia ma z nas wydobyć najgłębsze pokłady miłości i empatii, które popchną nas do tego, żeby losem drugiego się zainteresować i o niego zawalczyć.
Jednocześnie jesteśmy też owcami, które potrzebują opieki, ochrony i prowadzenia. Chrystus zapewnia: "Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki" (J 10,28). Pasterz, który idzie szukać zagubionej owcy, nie pozostawia reszty stada na pastwę losu. Odchodzi na poszukiwania, wiedząc, że Jego owce będą bezpieczne. Czasami jednak w pewien sposób zazdrościmy słabszym i zagubionym uwagi Jezusa skupionej na nich. Ileż to razy słyszałem te lub podobne słowa: "Przecież tyle jest ludzi w Kościele! Więc najpierw trzeba się nimi zająć, zanim wyjdzie się na poszukiwania zagubionych!". A może trzeba spojrzeć inaczej: skoro sam pragnę takiej uwagi Jezusa, to może tak naprawdę sam czuję się zagubiony?
"Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne" (J 10,27-28). Te słowa Jezusa wskazują nam na bardzo ważną rzecz: owca słucha swojego Pana i właśnie to słuchanie sprawia, że Pan może ją poznać, czyli być blisko niej. W dzisiejszych czasach przyzwyczailiśmy się chyba jednak bardziej do tego, że trzeba wciąż mówić, wypowiadać się i komentować. Dużo gorzej jest ze słuchaniem, bo ono wymaga ogromnej pokory i uznania, że drugi ma również coś do powiedzenia i że może to być cenne. Dotyczy to zarówno relacji z innymi ludźmi, jak i relacji z Bogiem. Wiara rodzi się ze słuchania nie dlatego, że to pozwala na zdobycie wiedzy i przyswojenie wiadomości, ale dlatego, że słuchanie otwiera drogę do budowania relacji z Osobą. Czy potrafimy i chcemy jeszcze Boga słuchać?
W psalmie śpiewamy dzisiaj: "Jesteśmy Jego własnością, Jego ludem, owcami Jego pastwiska" (Ps 100,3). Bycie w widzialnej Owczarni Chrystusa nie oznacza automatycznie, że jest się sprawiedliwym. Tak jak bycie poza jej granicami nie musi oznaczać trwania w stanie zagubienia. To nie formalna przynależność do Kościoła czyni nas owcami Pana, lecz wewnętrzny wybór Chrystusa za Pasterza mojego serca. Dopiero taka decyzja człowieka pozwala Jezusowi na to, by wziął go na swoje ramiona i przyprowadził do swojej Owczarni.
W dzisiejszych czasach przyzwyczailiśmy się chyba jednak bardziej do tego, że trzeba wciąż mówić, wypowiadać się i komentować. Dużo gorzej jest ze słuchaniem, bo ono wymaga ogromnej pokory i uznania, że drugi ma również coś do powiedzenia i że może to być cenne.
Stado Chrystusa nie jest jednolite, ale ubarwione różnorodnością. Stado to nie jest zamknięte, lecz otwarte na nowe owce. Nowi ludzie przynoszą ze sobą do Owczarni nowe spojrzenie i świeże powietrze. Nie można się ich bać i z góry przekreślać ich doświadczenia, nawet jeśli pochodzi jeszcze sprzed nawrócenia. Dla wielu jest to ogromnym problemem, bo wymaga dynamizmu rozeznawania - ciągłego zapytywania Chrystusa o właściwą drogę.
Cel tej drogi pozostaje jednak niezmienny. Jest nim Królestwo Boże: "Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu" (Ap 7,16-17). W tych słowach Apokalipsy streszcza się to, co rozumiemy pod stwierdzeniem "nowość Królestwa Bożego". Tam będzie pełnia tego, czego tutaj nam nie wystarcza. Uwagę zwracają również słowa: "paść ich będzie Baranek". Chrystus Dobry Pasterz jest jednocześnie Barankiem wyjętym ze stada, któremu na imię "ludzkość", i złożonym w ofierze. To wynika z Jego bosko-ludzkiej natury, która czyni Go Pośrednikiem należącym do stada i prowadzącym stado: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10,30). Stąd też nasze powołanie do zjednoczenia z Bogiem, które możemy wypełnić tylko przez Chrystusa, z Nim i w Nim.
Skomentuj artykuł