Gdy żona zachorowała na raka, zacząłem modlić się do św. Szarbela

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. frank mckenna / Unsplash
Świadectwo anonimowe

"Dzięki chorobie, która jest tak blisko, mamy o wiele lepszy i zdrowszy dystans do wielu spraw. Jeśli dzięki św. Szarbelowi mamy dodatkowy czas na odbudowywanie więzi miłości, to jak nie być wdzięcznym?". Przeczytaj świadectwo małżeństwa, które doświadczyło cierpienia, choroby i opieki świętego Szarbela.

Pani Aleksandra św. Szarbelowi zawdzięcza życie. Za tę wielką łaskę udała się z pielgrzymką do Libanu, by podziękować świętemu mnichowi przy jego grobie w klasztorze w Annai.

2010 rok na zawsze zostanie w pamięci rodziny pani Aleksandry. W kwietniu tego roku kobieta źle się poczuła. Lekarz zalecił badania, a ich wyniki nie były dobre, szczególnie USG. Tomograf potwierdził jednoznacznie, że pani Aleksandra cierpi z powodu raka trzustki. Konieczna była operacja. I to natychmiast. W trakcie zabiegu lekarze zorientowali się, że w żaden sposób nie mogą już pomóc pacjentce, i zaszyli brzuch. Zalecili chemię. Pół roku później pani Aleksandra została skierowana na konsultację urologiczną. Okazało się, że na ścianie pęcherza moczowego pojawił się kolejny guz. Kobietę znów trzeba było operować.

"Dzień przed przyjęciem żony do szpitala organista z naszego kościoła zaproponował nam modlitwę za wstawiennictwem św. Szarbela. Wtedy przypomniałem sobie, że kiedyś już o nim czytałem w czasopiśmie «Miłujcie się». Tymczasem żonie udzielono sakramentu namaszczenia chorych i odwiozłem ją do szpitala. Kiedy wróciłem do domu, usiadłem przy komputerze i zacząłem szukać informacji o św. Szarbelu. Znalazłem stronę internetową klasztoru w Libanie, a tam tekst nowenny, którą przetłumaczyłem z języka angielskiego i rozesłałem dzieciom z prośbą o to, byśmy się wspólnie modlili" - opowiada pan Roman, mąż pani Aleksandry.

DEON.PL POLECA

Po przeprowadzonej operacji pani Aleksandry lekarz poinformował ją, że pobrano od niej jedynie wycinki, bo na pęcherzu guza nie było. Lekarze widzieli jedynie małą, czerwoną plamkę. "Na wyniki histopatologiczne czekaliśmy już w domu. Żona w kolejnym dniu nowenny zapytała: «A kto to taki ten Szarbel?»" - wspomina mąż pani Aleksandry. Tymczasem wyniki, jakie nadeszły w kolejnych dniach, nie wykazały żadnych znamion złośliwości.

W lutym 2011 roku małżonkowie - w dowód wdzięczności - udali się na pielgrzymkę do Libanu. W kolejnych miesiącach wyniki były wciąż takie same: "bez zmian". Pani Aleksandra regularnie zgłaszała się do szpitala na kontrolę. Po skończonej chemioterapii przeszła radioterapię. Obraz był niezmiennie taki sam jak na początku choroby. "Czy moja Oleńka jest zdrowa? Ależ nie, jest tak samo chora. Niesie swój krzyż sama, w części niesiemy go my jako jej bliscy. Ta nasza wspólna droga - takie rekolekcje, które nie pozostawiają człowieka bez zmian. I może na tym polega łaska, którą św. Szarbel wyprosił dla nas? Jeśli tak jest, jesteśmy za nią wdzięczni. Jak nie być wdzięcznym św. Szarbelowi za jego wstawiennictwo? Gdyby nowotwór znikł, pewnie łatwo wrócilibyśmy do naszego życia, a tak wędrujemy dalej drogą, która - mocno w to wierzymy - jest dla nas najlepsza w perspektywie wieczności. Dzięki chorobie, która jest tak blisko, mamy o wiele lepszy i zdrowszy dystans do wielu spraw. Jeśli dzięki św. Szarbelowi mamy dodatkowy czas na odbudowywanie więzi miłości, to jak nie być wdzięcznym?" - podkreślają zgodnie małżonkowie.

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdy żona zachorowała na raka, zacząłem modlić się do św. Szarbela
Komentarze (3)
PK
Paweł Kopeć
31 lipca 2023, 08:50
"Rak nie rak, ta śmierć to życia brak!"
WC
~Wojciech Chajec
12 stycznia 2022, 11:57
Moja żona też miała raka, też się modliliśmy i też zmarła. Oczywiście jeździliśmy na leczenie (ale może zbyt mało?). Pamiętam, że gdy jeszcze nie wiedziała o chorobie, chciała, byśmy pojechali na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Tłumaczyłem, że nie mamy czasu i lepiej nie jedźmy, bo się rozczarujemy. Chyba trzeba bardziej korzystać z życia a nie odkładać niczego na później. Śpieszmy się kochać...
WC
~Wojciech Chajec
12 stycznia 2022, 16:39
Przepraszam za to drugie "też" w pierwszym zdaniu. Zasugerowałem się innym tekstem. Mam nadzieję, że żona Autora "nie da się" rakowi.