Grzech, który jest gorszy od wszystkich innych
To grzech, z którego prawdopodobnie najbardziej cieszy się szatan, bo to on prowadzi człowieka do zguby. To, jak powiedział kardynał Konrad Krajewski, najgorszy stan, który jest możliwy.
Wytykanie palcami raczej nie jest normalne. To taki rodzaj społecznej samonakręcającej się spirali nie pozwalającej się odnaleźć konkretnemu człowiekowi w grupie. Jest to problem widoczny szczególnie w małych, lokalnych społecznościach. Tam wiadomo z kim się zadawać, kto kim jest, do kogo pójść porozmawiać, a od kogo trzymać się z daleka.
Dobrym pytaniem, które trzeba sobie w tym kontekście zadać jest to, czy możliwa jest akceptacja każdego człowieka w społeczeństwie. Są ludzie, których nazywa się po prostu "trudnymi" - przez to, jacy są, jak się zachowują, co robią, jaki mają zawód itd.
Jednak musi być jakiś powód istnienia na tym świecie takich ludzi. Nie jest przecież możliwe, żeby Pan Bóg stworzył jakiegoś człowieka jako dobry Ojciec, a potem powiedział mu: - taki już jesteś i do końca życia będziesz wyrzutkiem społecznym.
Przypomnieć sobie trzeba w tym momencie, że istnieje taki rodzaj grzechu, który jest gorszy od wszystkich innych - brak miłości do bliźniego. To grzech, z którego prawdopodobnie najbardziej cieszy się szatan, bo to on prowadzi człowieka do zguby. W końcu mówi się, że przeciwieństwem miłości wcale nie jest nienawiść, ale obojętność. To, jak powiedział kardynał Konrad Krajewski, najgorszy stan, który jest możliwy:
"Na przykład jesz. Otwierają się wiadomości. Mówi pani: dzisiaj zginęło 400 osób na Lampedusie. A my jemy. - Kasiu, niedosolony schabowy! Nic już na nas nie robi wrażenia. Gdyby tam trzy tysiące osób zginęło, to może…. (…) Możemy wyobrazić sobie taką obojętność.
Nic nas nie obchodzi. Chcecie iść do spowiedzi do kapłana, który jest obojętny? Chcecie iść do lekarza, który jest obojętny na ból? - no i co z tego, ma boleć…" - powiedział kard. Konrad do uczestników pielgrzymki, w której sam uczestniczył w 2016 roku (swoją drogą pielgrzymka to jedna z rzeczy, w której kard. Krajewski uczestniczy co roku, a do nie porzucania której zachęcił go papież Franciszek, z tego względu, że to ona, jak stwierdził, trzyma go przy wierze).
Kard. Krajewski dodał potem, że na te wszystkie boleści najlepsza jest koronka o godzinie 15:00. To praktyka, która pozwala stopniowo uczyć się miłości przez włączanie się w cierpienie Chrystusa, który oddaje z miłości życie za człowieka. Koronka wyzwala z obojętności i poprzez współczucie z Chrystusem uczy miłości do drugiego człowieka.
Dlaczego przez cierpienie mamy wyzwalać się z obojętności? Nie jest to łatwe pytanie, bo trzeba zagłębić się tutaj mocno w znaczenie mistyczne krzyża, teologię cierpienia i soteriologię. Spróbujmy więc podejść do tego w tym momencie inaczej.
Zacznijmy od tego, że skutkiem cierpienia nie jest obojętność, ale to obojętność prowadzi do cierpienia. Nawet w najtrudniejszej chorobie, mając w sobie miłość, nie będziemy w stanie pogrążyć się w obojętności.
Ale obojętnością czasem ludzie próbują obarczyć Boga. Mówią: - zostawił nas, nie interesuje się nami, nie ma Go tutaj na ziemi. Może gdzieś tam jest, w niebie, ale na pewno się nami nie zajmuje.
Z takich poglądów wyrastają deiści. Oni nie potrafią w żaden sposób zauważyć miłości Boga. Czy nie jest to smutne? Człowiek, który nie dostrzega w swoim życiu miłości Boga, nie będzie w stanie nigdy zrozumieć cierpienia. I nigdy nie pojmie tego, dlaczego obok niego istnieją wspomniani wcześniej "trudni ludzie".
W niedzielnym fragmencie Ewangelii Jezus nie zostaje przyjęty przez ludzi w swoim rodzinnym mieście. Znają go z tego, jakim postrzegali go jako dziecko, dopóki nie wyszedł z domu. Znają go z powiązań rodzinnych, z zapamiętanych przez nich jego dawnych słów i gestów oraz pracy, kiedy był poddany we wszystkim swoim rodzicom, przed rozpoczęciem publicznego nauczania.
Jakim Go wiele osób widzi, kiedy zaczyna publicznie nauczać w synagodze, do której chodził od młodości? Jako cieślę, syna Maryi, brata Jakuba, Józefa, Judy i Szymona i sióstr. Są obojętni na to, co mówi. Wątpią w Jego słowa. Nie jest istotne dla nich to, co mówi, ale to, jakim go znają.
Wytykają Jezusa palcami, obmawiają Go i lekceważą. Wątpią w słowa, które mówi. Właściwie to wygląda na to, że Go nie słuchają, a przy tym dobrze się czują we własnym towarzystwie.
Takie są właśnie ludzkie zachowania. Bardzo często się zdarza, że nie chcemy zmieniać opinii o jakimś człowieku. - Znam go, wiem kim jest, co on mi jeszcze może powiedzieć? Mogę przecież wyliczyć wszystkie jego problemy - mogłaby zabrzmieć w ten sposób wypowiedź jakiegoś "poukładanego" człowieka o kimś "trudnym".
Jedna z interpretacji fragmentu Ewangelii o tym, jak Jezus broni cudzołożnicy w słowach "kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamień", mówi o tym, że przed wypowiedzeniem do tłumu tych słów, pisząc palcem po ziemi, Jezus wypisywał grzechy ludzi, którzy stali w tłumie chcącym ją ukamienować. Ci ludzie zamknęli się na sens istnienia tej kobiety pomiędzy nimi. Chcieli ją wykluczyć ze swojej społeczności, bo tak mówiło im prawo. Oni ją znali i wiedzieli "co to za jedna".
Jezus jednak broni sensu istnienia "trudnych ludzi". W wielu sytuacjach w Ewangelii chroni on przede wszystkim najsłabszych. Wychodzi do nich i mówi "przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode mnie, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych, bo jestem cichy i pokornego serca".
Jak bronić się przed obojętnością? Przede wszystkim uczyć się wolności. Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach Duchowych wskazuje na to, że istnieje tylko jeden rodzaj obojętności, którego trzeba szczególnie pożądać. To święta obojętność zwana indyferentnością. To wolność, w której jestem w pełni otwarty na wolę Bożą.
Poszukiwanie takiego rodzaju wolności, która jest jednocześnie pełną miłości otwartością na Boga, była marzeniem wszystkich mistrzów duchowych i mistyków. Święty Paweł o tej wolności mówi na różny sposób w swoich listach, także w dzisiejszym niedzielnym drugim czytaniu znajdujemy słowa: "Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny".
Zobaczmy, jak duża obojętność jest w św. Pawle. Nie ma dla niego znaczenia, jak to zaznacza w innym miejscu, czy jest bogaty, czy jest biedny, czy idzie mu wszystko dobrze, czy jest źle, czy jest prześladowany, czy przemawia w najważniejszych żydowskich synagogach. Dla niego miłość Chrystusa jest najważniejsza. On czuje ją w sobie.
Czy cierpienie w takim razie, jeśli się jest obojętnym, uszlachetnia człowieka? "Nie uszlachetnia". "Nie ono dźwiga. Cierpienie zawsze niszczy - napisał niedługo przed śmiercią ks. Józef Tischner. - Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość".
Miłość jest dla wszystkich. Ta miłość, która pochodzi od Boga, uszlachetnia każdego. Cierpienie zewnętrzne i choroba nie ułatwia wzrostu w tej miłości, ale zawsze ma jakiś sens dla ćwiczenia się w świętej obojętności i odnajdywaniu wewnętrznej wolności.
Istnienie każdego człowieka jest na tym świecie potrzebne. Niezależnie od tego, jakim by ono nie było. Nie możemy nikogo wykluczać. Nam nie wolno nienawidzić. "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus".
Piotr Chydziński - redaktor i dziennikarz portalu deon.pl. Mieszka w Krakowie
Skomentuj artykuł