Kryzys współczesnego chrześcijaństwa

(fot. shutterstock.com)

Od paru wieków w Kościele mamy taki kłopot, że Duch wprawdzie jest wierzącym udzielany, ale nie przez wszystkich przyjmowany. I to wcale nie ze złej woli.

"Jak Ojciec Mnie posłał tak i ja was posyłam (…) Weźmijcie Ducha Świętego" (J 19,21-22).

"Skłonności natury człowieka nie wznoszą się same przez się w górę" (J. Ratzinger).

Kiedy Jezus Zmartwychwstały ukazał się uczniom pierwszego dnia tygodnia, wszyscy byli porażeni lękiem. Ten egzystencjalny stan ma to do siebie, że może unieruchomić człowieka i powstrzymać od jakiegokolwiek działania. Potrzebna była interwencja boska, aby uczniowie wyszli z Wieczernika.

DEON.PL POLECA

Św. Jan Ewangelista pisze, że właśnie w tym dniu Jezus przełamuje lęk uczniów, wyznacza im misję, każe wyjść z zamknięcia i udziela im wyjątkowego daru: Ducha Świętego. Trzecia osoba boska jest darem na drogę, wsparciem, bez którego nie można iść w nieznane; natchnieniem, które ciągle przypomina chrześcijaninowi, kim on tak naprawdę jest.

Duch wspiera nas swoim świadectwem, że jesteśmy dziećmi Ojca, przychodzi z pomocą naszej słabości, nie tylko wtedy, gdy nie umiemy się modlić tak jak trzeba. Duch nie pozwala nam ulec zniechęceniu, gdy wydaje się, że wszystkie nasze wysiłki idą na marne. Duch Boga jest cierpliwy. Długo ciosa i wygładza nasze niecierpliwe "ego", które wszystko chce na już i bez wysiłku. Uczniowie poszli jednak w świat, który wcale nie był im przychylny, bo rzeczywiście przyjęli dar Ducha.

Od paru wieków w Kościele mamy taki kłopot, że Duch wprawdzie jest wierzącym udzielany, ale nie przez wszystkich przyjmowany. I to wcale nie ze złej woli. Podczas gdy pierwsi uczniowie bali się i dlatego nie mogli wyjść z Wieczernika, dzisiaj wielu chrześcijan smacznie śpi. Wprawdzie niektórzy chodzą do kościoła, przyjmują po kolei różne sakramenty, ale nie wiedzą, po co stali się chrześcijanami.

Ta niewiedza bywa tak dalece posunięta, że czasem nie widzą wielkiej różnicy między ochrzczonym a porządnym, uczciwym człowiekiem, którym przecież można być także poza Kościołem. Z tego powodu nie wiedzą, po co są w Kościele. Najczęściej myślą, że tak zawsze było, taka tradycja albo przynależność społeczna. Czasem wyćwiczeni w moralistycznym chrześcijaństwie, uważają, że trzeba być w Kościele, aby zasłużyć na niebo.

Zgadzam się z o. Raniero Cantalamessą, który uważa, że w życiu wielu współczesnych chrześcijan chrzest, ale to samo można powiedzieć o bierzmowaniu, pozostaje sakramentem "związanym". To, co należy do Boga zostało wykonane: dar został udzielony. Jednakże to, co należy do człowieka, jego wkład, odpowiedź wolności, nie zaistniało. Nie jesteśmy zahibernowanymi dziedzicami królestwa niebieskiego, lecz współpracownikami Boga. Innymi słowy, to tak jakbyśmy przyjęli prezenty, ale nigdy ich nie rozpakowali i nie zrobili z nich żadnego użytku. Trudno bowiem doświadczyć mocy Ducha, jeśli człowiek nie zabierze się za wykonywanie powierzonej mu misji. A jak się ma za nią zabrać, skoro często jej nie zna?

Św. Ireneusz z Lyonu wyraźnie zaznacza, w jakim celu Duch Święty zstąpił na nas: "My, którzy otrzymaliśmy przez Ducha Świętego obraz i napis Ojca i Syna, mamy pomnożyć denar nam dany i pomnożony zwrócić naszemu Panu". A czym jest ta misja? Czy jest nią tylko bezpośrednie głoszenie Ewangelii? Bynajmniej. Na pewno polega ona na tym, by nie dbać tylko o swoje własne dobro i zbawienie.

Musi być w życiu chrześcijanina coś, za co nie otrzymuje on żadnej zapłaty. Praca to niekoniecznie misja. Musi to być coś, co nas powoli odziera z czasu, energii, życia i za co nic nie dostanie się w zamian. W misji musi zawierać się jakaś forma bezinteresowności, wdzięczności, które płynie z rozpoznania wcześniej udzielonych darów.

I właśnie ten brak poczucia misji i nieświadomość otrzymanych darów wydaje się kluczowym problemem współczesnego chrześcijaństwa. Zewnętrzne przyjęcie Bożych darów dodatkowo wzmacnia rozerwany związek sakramentów i Słowa Bożego z codziennym życiem. To regres do naturalnych religii. A w nich nie chodziło o to, by Bóg wpływał na wewnętrzną przemianę człowieka i wspierał go w wykonywaniu misji. Tam chodziło o to, by człowiek wpływał na boga.

Kłopot z misją i powierzchownym chrześcijaństwem dostrzegają ostatni Papieże:

Paweł VI (1964): "Jesteśmy głęboko przekonani, że Kościół winien w siebie wniknąć, przemyśleć swoją tajemnicę, a celem zdobycia głębszej wiedzy o sobie i gorliwości przebadać wnikliwiej naukę o swym pochodzeniu, o swej naturze, pełnieniu swej misji i o swoim celu" (Ecclessiam suam, 9-10 ).

Jan Paweł II (1990): "Dzisiejszą pokusą jest sprowadzanie chrześcijaństwa do mądrości czysto ludzkiej, jakby do wiedzy o tym, jak dobrze żyć. W świecie silnie zsekularyzowanym nastąpiło "stopniowe zeświecczenie zbawienia" (…) Całe grupy ochrzczonych utraciły żywy sens wiary albo wprost nie uważają się już za członków Kościoła, prowadząc życie dalekie od Chrystusa i od Jego Ewangelii" (Redemptoris missio, 11,33).

Kardynał Joseph Ratzinger (2005): "Zbudźmy się z naszego znużonego, pozbawionego zapału chrześcijaństwa" - Wigilia Paschalna na tydzień przed śmiercią Jana Pawła II.

Benedykt XVI (2011): "Powiększa się rzesza osób, którym wprawdzie była głoszona Ewangelia, ale zapomniały o niej i oddaliły się od niej, nie utożsamiają się już z Kościołem (…) Dokonuje się przemiana kulturowa, której sprzyjają także globalizacja, prądy myślowe i panujący relatywizm; przemiana, której rezultatem jest mentalność i styl życia nieuwzględniające przesłania ewangelicznego, jak gdyby Bóg nie istniał, a afirmujące jako cel życia dążenie do dobrobytu, łatwego zarobku, kariery i sukcesu, nawet kosztem wartości moralnych" (Orędzie na Światowy Dzień Misyjny).

Franciszek (2017): "Misja mówi Kościołowi, że nie jest on celem samym w sobie, ale jest pokornym narzędziem i pośrednictwem Królestwa. Kościół skierowany ku sobie, który lubuje się sukcesach doczesnych, nie jest Kościołem Chrystusa, Jego ciałem ukrzyżowanym i chwalebnym" (Orędzie na Światowy Dzień Misyjny).

Istnieje tajemniczy związek między Maryją a Duchem Świętym. Uczniowie mają "wziąć" Ducha Świętego, ale nieco wcześniej, pod krzyżem, umiłowany uczeń "wziął Matkę do siebie". Zamieszkali razem, żyli odtąd razem. To sugestia jak dzisiaj głosić i przyjmować Boga. Jan Paweł II na początku swojej encykliki o Duchu Świętym pisze, że tym tekstem Kościół daje odpowiedź "na głębokie pragnienia, które odczytuje w sercach ludzi współczesnych, jak potrzeba nowego odkrycia Boga w Jego nadprzyrodzonej rzeczywistości Ducha nieskończonego, tak jak Go Jezus przedstawia Samarytance" (Dominum et Vivificantem, 2).

Jeśli Boga trzeba na nowo odkryć, to znaczy, że coś ważnego zostało zakopane, zaciemnione, ukryte. Bóg dla wielu ludzi stał się daleki, wymagający i "nieatrakcyjny". Musimy ciągle na nowo powracać do Objawienia. W Biblii Duch Święty to woda, ogień, wiatr - trzy żywioły, ale też gołębica. Jak te przeciwieństwa pogodzić ze sobą?

Św. Franciszek Salezy, doktor Kościoła, próbuje dotknąć tej tajemnicy, opisując współdziałanie Ducha Świętego z wierzącym. Duch Święty łączy w sobie łagodność z wszechmocą, potęgę z subtelnością: "Wprawdzie Duch Święty, niby źródło wody żywej, naciera ze wszech stron na serca nasze pragnąc wlać w nie swą łaskę, wszelako nie chcąc, aby wdzierała się ona w nas bez dobrowolnego przyzwolenia naszej woli, wlewa ją jedynie w miarę swego upodobania oraz naszej gotowości współdziałania (…)

Łaska jest tak łaskawa i tak łaskawie ujmuje serca nasze chcąc je ku sobie pociągnąć, że w niczym nie narusza wolności naszej woli. Sprężyny naszego umysłu porusza tak potężnie, a jednak tak subtelnie, że nasza wola nie doznaje żadnego przymusu. Łaska posiada moc, nie po to jednak, by przymuszać serca, lecz aby je zjednywać, posiada świętą gwałtowność, nie po to jednak, by zadawać gwałt, lecz by rozkochać w sobie naszą wolność".

Ale być może dlatego, że Duch działa tak subtelnie, tylko niewielu rzeczywiście Go przyjmuje. Albo przyjmując, trzyma Go "związanego" w sercu. A tu trzeba wolności, poznania i decyzji.

Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem. Współpracuje z ruchem "Małżeńskie drogi". Jest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kryzys współczesnego chrześcijaństwa
Komentarze (1)
KJ
k jar
20 maja 2018, 07:20
Jeden z lepszych tekstów, jakie czytałam na ten temat. I szalenie potrzebny. Rzeczywiście jest tak,że od renesansu mamy kłopot z chrześcijaństwem-postępuje humanizacja wiary, którą pogłębiło oświecenie i scjentyzm. Wiara jest przekazywana jako etyka i styl życia,a  nie jako duchowe doświadczenie. Wiara ma się niejako dostosować do świata, wpisać w jego egzystencję,a przecież duch wiele kędy chce. I myślę,że obecnie nasze spotkanie z Bogiem nie tyle jest podszyte lękiem (zbija z nóg), co pragmatyzmem (przecież Bóg nie może być tak Inny niż myśl,jaką o nim mamy) - my po prostu nie akceptujemy Boga,jaki do nas przychodzi. Wielu odrzuca Boga,bo nie jest z tego świata,nie jest z tego porządku myśli i wartości, które uzyskaliśmy na drodze wychowania i które kultura społeczna uznała za akceptowalne. Rzeczywiście,aby przyjąć Ducha Świętego trzeba być wolnym od przywiązań i w tym przywiązań do samego siebie.