Zdobądź skarb, rozdając siebie
Śmierć duchowa za życia polega na uczynieniu z rzeczy materialnych skarbu i przedłożenia go nad relacje osobowe.
"Szczęśliwi owi słudzy, których pan po swym przyjściu zastanie czuwających" (Łk 12, 37).
"Jeszcze nie jestem sobą, staję się sobą przez to, co wybieram" (Włodzimierz Zatorski OSB).
Skojarzenie czuwania wyłącznie z Adwentem może przeszkodzić w zrozumieniu tego, o co chodzi Jezusowi w dzisiejszej ewangelii. Lepiej popatrzeć na czuwanie jak na synonim bycia uczniem, a oznacza to słuchanie Słowa, a więc poznawanie woli Boga, tęsknotę za pełnią życia, modlitwę, czynną miłość, budowanie relacji z Bogiem i ludźmi.
Wezwanie do czuwania pojawia się w dość nietypowym miejscu w Ewangelii według św. Łukasza. Dopiero co Jezus wygłosił przypowieść o głupim bogaczu i zachętę do bezgranicznej ufności wobec Ojca, który się o nas troszczy, także zaspokajając nasze materialne potrzeby. Chrystus udziela nam w ten sposób instrukcji jak powinniśmy się obchodzić z dobrami materialnymi i naszymi ziemskimi potrzebami. Swoją mowę kończy słowami: "Gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze". Serce oznacza tutaj całego człowieka, jego centrum, w którym zakotwiczają się wszystkie ludzkie władze: wola, rozum, uczucia, pragnienie nieśmiertelności, zdolność rozróżnienia dobra od zła, życia od śmierci.
Powiedzenie Jezusa sugeruje, że skarbem nie jest to, co człowiek uważa za skarb, ale to, czemu w praktyce poświęca wszystkie swoje siły, z czym przebywa i czym się rozkoszuje. Może więc dojść do pewnego rozdźwięku, i często niestety dochodzi, że, np. słowami, a nawet myślą, uznaję kogoś za mojego przyjaciela, ale w praktyce w ogóle się z nim nie spotykam ani nie rozmawiam, bo ciągle zajęty jestem innymi sprawami. Patrząc na tę relację oczami Biblii nie jestem wtedy przyjacielem owego człowieka, chociaż mój rozum tak sądzi. Rozum to jednak nie cały człowiek. Słowa Jezusa są zbieżne z ludzką mądrością. Stoicki filozof Epiktet w "Diatrybach" wyraził się podobnie: "Kto o co zabiega, w tym również się kocha". Zwróćmy uwagę, że filozof nie mówi tutaj o myśleniu, lecz o staraniu się, wysiłku i zaangażowaniu.
Nie wiemy spontanicznie, co jest naszym skarbem. Gdy się rodzimy i dojrzewamy, eros i pożądanie popycha nas bowiem w stronę różnych dóbr. Pobyt na ziemi jest czasem nauki, rozeznania i uwalniania się od przywiązań. Dojrzewamy do nieba przez wybory właściwych dóbr. Nie każde dobro zaspokaja bowiem serce człowieka, choć wiele dóbr zaspokaja nasze ciało albo rozum. Ewangelia odsłania nam właściwą hierarchię. Daje drogowskaz. Objawia nam, co jest największym skarbem człowieka. Wszystko zaczyna się od poznania, ale nic się tu nie kończy. Wszakże możemy wiedzieć, ku czemu powinny zmierzać nasze pragnienia i wysiłki, a równocześnie wybierać według innej logiki. Czym jest ten skarb?
Jeśli chociażby pobieżnie przeglądniemy Ewangelię według św. Łukasza, to odkryjemy, jak wiele przypowieści Jezus osnuwa w niej wokół pieniędzy i dóbr materialnych. Oczywiście ich głównymi bohaterami są ludzie. Zaczyna się od chciwego bogacza. Później czytamy o bogaczu i Łazarzu; następnie o nieuczciwym rządcy, który podobnie jak syn marnotrawny roztrwonił majątek swego pana. Nawet przypowieść o miłosiernym ojcu i jego dwóch zagubionych synach też w jakimś sensie skupia się na majątku.
W związku z tą ostatnią przypowieścią ciekawą uwagą podzielił się w jednej ze swoich konferencji Włodzimierz Zatorski OSB. Moim zdaniem, rzuca ona również dodatkowe światło na czuwanie u św. Łukasza. Pamiętamy, że jednym z "martwych" bohaterów tej opowieści jest majątek ojca. Młodszy syn przed śmiercią ojca prosi o swoją część spadku i wyjeżdża. Starszy syn również otrzymał swoją działkę (dwie trzecie), lecz po powrocie brata najbardziej ma mu za złe, że przepuścił majątek z nierządnicami, a ojcu wyrzuca, że nie dał mu koźlęcia w nagrodę za wzorową pracę. Bez wątpienia obaj synowie byli bardziej skupieni nie tyle na relacji z ojcem i ze sobą nawzajem, co na jego majątku. Kiedy więc po powrocie młodszego syna ojciec wychodzi do obrażonego starszego syna oznajmia mu, że tamten "był umarły a ożył".
Zwykle interpretujemy te słowa o śmierci mając na myśli zagubienie i upadek młodszego syna po opuszczeniu domu rodzinnego. Jednak o. Włodzimierz podpowiada, że być może młodszy syn (starszy podobnie) był umarły zanim zostawił ojca i brata, by wyruszyć w dalekie strony. Ożył dopiero na obczyźnie, w doświadczeniu nędzy, głodu i całkowitego ogołocenia, ale umarły był znacznie wcześniej. O jakiej śmierci mówi ojciec? Obu synów mieszkających w tym samym domu z kochającym ojcem interesował głównie majątek, a nie relacje. Tymczasem według ojca skarbem są relacje i wspólnota rodzinna. Śmierć duchowa za życia polega na uczynieniu z rzeczy materialnych skarbu i przedłożenia go nad relacje osobowe. W tym sensie starszy syn musi jeszcze ożyć. Chociaż przykładnie pracuje, nie widzi w swoim ojcu największego bogactwa. Patrzy na niego przez pryzmat majątku. Zresztą ojciec próbuje mu to delikatnie uświadomić: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy". Tu nie chodzi tylko o możliwość korzystania z dobrodziejstw gospodarstwa, lecz o bliskość i wspólnotę serca.
Z punktu widzenia Ewangelii kluczowe są więc więzi z Bogiem i między ludźmi, relacje z rzeczami są im podporządkowane, przeznaczone do budowania relacji. Niestety bardzo łatwo możemy tę kolejność przestawić. A sprawia to lęk o siebie, chciwość, chęć kontroli nad przyszłością, niewiara w życie wieczne i w opiekę Boga. Przykładem życia zgodnie z odwróconą ewangeliczną hierarchią jest właśnie wspomniany bogacz, któremu dobrze obrodziło pole. Jego główny problem polegał na tym, że nie cieszył się bliskością przyjaciół, żony, dzieci. Z nikim się nie dzielił. Żył sam dla siebie. Był jedynie w relacji do rzeczy i do samego siebie. To jemu służono, a on tylko korzystał. Podobnie zachowywał się inny bogacz, który ucztując, nie dostrzegał u bram swego pałacu nędznego Łazarza.
W dzisiejszej ewangelii Jezus mówi o panu, który wraca w nocy z wesela po to, by obsłużyć przy stole swoje sługi. Czy tak postępuje któryś z wielkich tego świata? Pan z przypowieści czyni tak, ponieważ słudzy są dla niego skarbem. W kolejnej przypowieści Jezus opowiada o słudze, który otrzymał zadanie rozdawania żywności innym sługom, w przeciwieństwie do tego, który je, upija się i używa przemocy wobec innych.
Czuwanie chrześcijańskie nie jest więc bezczynnością, lecz praktykowaniem miłości. Brak czuwania to korzystanie z dóbr tego świata jedynie dla siebie, to znajdowanie większej radości w rzeczach niż w ludziach. Czuwanie to powiększanie skarbu nie tyle przez gromadzenie i budowanie kolejnych spichlerzy, lecz przez rozdawanie tego, kim jesteśmy i co otrzymaliśmy od Boga.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł