Mam kochać Boga rozumem. Nie usypiać go

Mam kochać Boga rozumem. Nie usypiać go
Fot. wrangler/depositphotos.com

"Jezus uzupełnia przykazanie miłości Boga o... rozum. Mam kochać Boga rozumem. A jeśli tak, to nie mogę usypiać go podczas modlitwy, jakby obudzony miał mi przeszkadzać" - pisze Paweł Krupa OP.

Nie usypiaj rozumu

Gdy mówimy o modlitwie, pojawia się słowo „kontemplacja”. Jednak my stale zapominamy o tym, co jeszcze w średniowieczu ludzie świetnie rozumieli, a mianowicie że kontemplacja to nie jest fruwanie pięć metrów nad ziemią, to nie jest oglądanie nie wiadomo jakich cudów.

Dla św. Tomasza z Akwinu to po prostu duchowe i intelektualne przyjmowanie Objawienia, czyli Pisma Świętego i Tradycji Kościoła, rodzaj inteligentnej medytacji: człowiek wierzący stara się zrozumieć przekaz Objawienia, korzystając z intelektu oświeconego wiarą.

Rozum dla wiary jest kluczowy: nie uczucia, a intelekt właśnie. Oczywiście rozum może zrozumieć, że nie zrozumie i że jest zaproszony do aktu wiary w ciemnościach, ale to właśnie on do tego dojdzie i rozważając wszelkie za i przeciw, skłoni naszą wolę, aby taki akt wiary podjęła. To jest właśnie contemplatio. Później, zwłaszcza po XVI i XVII wieku, zrobiła się moda na bujanie z głową w chmurach - że niby ja mam jakiś dostęp do nieba i mogę sobie Pana Boga oglądać i kontemplować. Jakoś słabo w to wierzę. Oczywiście Bóg może dać człowiekowi taką specjalną łaskę i uchylić rąbka Tajemnicy – tak się dzieje w przypadku proroków czy niektórych świętych, ale tego z siebie wydusić nie można. To, co my możemy zrobić i co jest bardzo ważne, to praktykować w czasie modlitwy zanurzenie się rozumem w prawdy wiary, zatopienie, medytację.

Nasza rozumność chce być używana w naszym duchowym życiu, domaga się tego. Często powtarzam na kazaniach, że najgorsza dla wierzącego postawa to takie: „A co ja się będę wysilał - jak tam jest naprawdę, tego nie wie nikt”. Wtedy pozostaje nam magia, gusła, ewentualnie przekonanie, że Bóg jest Wielkim Nieznajomym, którego czasem trzeba ugłaskać, czasem oszukać, a czasem coś u Niego utargować jakimiś tajemnymi metodami. Tylko że wtedy oddalamy się od tego, co proponuje nam Chrystus - czyli bycia synem, a powracamy do bycia niewolnikiem. Z Boga zaś robimy wsiowy totem. Jeżeli jesteś „synem i dziedzicem z woli Bożej”, jak powie św. Paweł, to musisz zrozumieć - przynajmniej próbować pojąć - co to dziedzictwo oznacza.

Niegdyś mówiono, że modlitwa jest meditatio mortis - rozważaniem rzeczy ostatecznych, przygotowaniem na śmierć. Co ciekawe, nazywano tak również filozofię. A meditatio zakłada dojrzałość i używanie naszego intelektu - ja nie wchodzę w wiarę na ślepo, nic nie myśląc. Nie, ja muszę się zastanowić, muszę to przetrawić, przemielić, spróbować zrozumieć, jaka jest wola Boża. Jeżeli zaś pojąć nie mogę, nie widzę tego jasno, to podejmuję decyzję, czy idę dalej tą drogą, nawet po omacku. Ale nie impulsywnie, a po medytacji, po rozeznaniu i rozważeniu. Bez wyciszenia, spokoju i rozmyślania modlitwa będzie jedynie zaklinaniem Pana Boga.

W czasie modlitwy dokonuje się próba zrozumienia: siebie samego, świata, Boga. Dlatego tak trudno ją oddzielić od studium teologii. Moi nauczyciele często powtarzali, że dla dominikanina modlitwą jest właśnie solidne uprawianie teologii. Brzmi to może nieco pysznie, tak jakbyśmy wszyscy byli nie wiem jakimi naukowcami, ale wyobraźmy sobie taką sytuację: przygotowuję wykład, staram się zrozumieć, co oznacza Boże miłosierdzie albo Opatrzność, albo zbawienie, czytam Pismo Święte, teksty św. Tomasza z Akwinu, Ojców Kościoła, kombinuję, jak to ułożyć, żeby inni zrozumieli, i nagle to wszystko odkładam na bok, żeby się pomodlić. Taki rozdział jest dla mnie sztuczny. Oczywiście, jeżeli jestem człowiekiem niewierzącym i przygotowuję wykład na temat Ofiary Chrystusa na Krzyżu jako historyk idei czy antropolog, to rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, że jest to modlitwa, skoro ja nie wierzę w przedmiot, którym się zajmuję. Ale jako człowiek wierzący, w tych samych okolicznościach, studiując, równocześnie się modlę, właśnie tą modlitwą zrozumienia, tym, co się nazywa rozważaniem czy kontemplacją.

Dodam jeszcze, że nie jest to jedynie jakiś mój osobisty pomysł czy dominikańska tradycja, ale że do takiej rozumnej modlitwy zachęca nas sam Pan Jezus. Otóż kiedy na kartach Ewangelii synoptycznych (Mateusz, Marek, Łukasz) przytacza On powszechnie znaną Żydom modlitwę -przykazanie z Księgi Powtórzonego Prawa (6, 4–5): „Słuchaj, Izraelu […] Będziesz miłował Pana Boga swego z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił”, to dodaje jeszcze jeden warunek: „i całym swoim umysłem”. Nie chcę tu powtarzać moich wykładów, więc powiem tylko, że ów „umysł” w tekście greckim trzech Ewangelii jest zgodnie wyrażony greckim słowem dianoia, a raz wzmocniony jeszcze słowem synesis. Otóż owa dianoia to nie umysł w ogólnym tego słowa znaczeniu, ale umysł logiczny, matematyczny, wspierający się operacjami sylogistycznymi, a synesis to jeszcze bardziej wysublimowana intelektualna zdolność polegająca na umiejętności rozumienia pozornie nielogicznych zbitek pojęć. Jednym słowem, Jezus uzupełnia przykazanie miłości Boga o... rozum. Mam kochać Boga rozumem. A jeśli tak, to nie mogę usypiać go podczas modlitwy, jakby obudzony miał mi przeszkadzać.

*   *   *   *

Publikowany fragment pochodzi z książki: Paweł Krupa OP "Jutro ma na imię Bóg"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Paweł Krupa OP, Anna Wasiewicz

Nieziemska książka o ziemskiej modlitwie

Jutro ma na imię Bóg to książka o modlitwie dla każdego!

Obrazowy, dosadny język, gawędziarski charakter, mnóstwo wysmakowanego dowcipu i nietuzinkowa osobowość autora w jednym.

Do tego niebanalne anegdoty i...

Skomentuj artykuł

Mam kochać Boga rozumem. Nie usypiać go
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.