Mamy być solą ziemi, a nie solą w czyimś oku

fot. Helena Lopes / Unsplash

Cienka jest granica między drażnieniem a dawaniem świadectwa, obok którego nie da się przejść obojętnie. Jednak jest to różnica zasadnicza. Stroni się od tego, kto drażni, a ciekawi i pociąga ten, kto żyje w niespotykanym i rzadkim stylu. Ewangelia przeżywana na co dzień może z nas uczynić bardzo oryginalnych i stylowych ludzi.

Wiara to nie tylko bierne przyjmowanie i wyznawanie dogmatycznych prawd, które uważa się za niepodlegające dyskusji. Wiara nie jest też jedynie zachwycaniem się wielkością i wspaniałością Boga, który dał początek istnieniu wszelkiego stworzenia. Wiara to także (a może i przede wszystkim) świadczenie o Nim innym ludziom, którzy Go jeszcze nie znają. Jezus skierował do swoich uczniów bardzo wymagające zdanie - i kieruje je także do nas, kiedy słuchamy odczytywanego podczas liturgii Bożego Słowa: "Wy jesteście solą dla ziemi. (…) Wy jesteście światłem świata" (Mt 5,13.14).

Wynika z tego, że świadczenie o Bogu to nie tylko zwykłe wspominanie o tym, że ktoś taki jest - że jest jakaś Siła Wyższa, Istota Absolutna, czyli Ktoś, kto jest początkiem i przyczyną świata, który znamy i w którym przyszło nam żyć. Świadczenie ma być bardzo wyrazistym aktem, który widać w konkretnych czynach: "Dziel swój chleb z głodnym, do domu wprowadź biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków." (Iz 58,7). Nie chodzi więc jedynie o przyznanie się do Ojca, ale przede wszystkim o nadawanie światu nowego smaku - smaku Królestwa Bożego.

DEON.PL POLECA

Chrześcijanie mają być solą dla świata, który sam w sobie jest przecież bardzo mdły w smaku, ponieważ to, co proponuje człowiekowi, choć może w pierwszej chwili wydawać się wspaniałe i pociągające, jest niczym w porównaniu z wiecznością - obietnicą złożoną przez Boga tym, którzy Go uznają i wypełniają Jego wolę. Chrześcijanie mają być światłem świata, który swoimi błyskotkami nie jest w stanie oświetlić człowiekowi całej drogi jego życia, i mają wskazywać innym na cel, jakim jest życie wieczne: "Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie' (Mt 5,16).

Człowiek pozbawiony Bożego Słowa żyje z dnia na dzień, ciesząc się światłem żarówek, a jednocześnie unikając Słońca. Szczęśliwy ten, kto w porę zorientuje się, że takie życie przy sztucznym świetle jest zwykłą wegetacją, że nie pozwala na to, by rozwinąć się w piękny kwiat. Szczęśliwy, kto odkryje istnienie Słońca i zechce czerpać energię z Jego promieni. Wiara jest relacją, w której człowiek jest w stanie odkryć ścieżkę prowadzącą go do szczęścia. Być solą i być światłem znaczy być przekonanym o tym, że prawdziwe życie i prawdziwą wolność można odnaleźć tylko w Chrystusie. Zdaje się, że to właśnie chciał przekazać adresatom swojego listu św. Paweł, pisząc: "A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej" (1 Kor 2,4-5).

Ta dzisiejsza Ewangelia o tym, że jesteśmy solą i światłem dla świata, jest też dla nas prztyczkiem w nos. Istnieje bowiem wielka pokusa, żeby iść w liczby. Ile ludzi było dzisiaj na Mszy? Tylko parędziesiąt? Słabo… Oj, źle się dzieje… I to do tego sami starsi ludzie… A ile osób należy do młodzieżowej wspólnoty w naszej parafii? Tylko siedem? A gdzie ci wszyscy, którzy jeszcze nie tak dawno przyjęli sakrament bierzmowania? A ile pieniędzy zebraliśmy na charytatywną pomoc przedświąteczną? A ile na misje? Ile, ile, ile… Życie religijne mierzymy liczbami. Dlaczego to robimy? Chcemy oszacować własne siły? Chcemy wiedzieć, ile nas jest? Owszem, statystyki są ważne, coś nam mówią, pozwalają dostrzec i opisać zachodzące socjologiczne procesy… Ale ilość nie gwarantuje jakości… Dlatego ważniejsze od pytań o liczby jest pytanie o żywą wiarę, o relację z Bogiem, o otwartość na misję: ile z tych osób, które deklarują się jako wierzące i które w rytualnym życiu Kościoła uczestniczą, chce być solą ziemi i światłem świata? Jesteśmy bowiem w Kościele - a może lepiej: jesteśmy Kościołem - nie tylko dla siebie, ale też dla tych, którzy w nim nie są.

Doświadczamy w Polsce schyłku masowego duszpasterstwa, masowego uczestnictwa w liturgiach, masowego przystępowania do sakramentów. Odczytajmy to jako wezwanie do budowania w Kościele głębszych relacji między nami - między świeckimi a duchownymi, między diakonami i prezbiterami a biskupami. Sam na co dzień widzę, jak ważne jest indywidualne podejście, jak istotne jest spotkanie i rozmowa dotycząca konkretnych życiowych historii. Widzę, jak bardzo ludzie potrzebują je wypowiedzieć na głos - po pierwsze, by zostać wysłuchani, po drugie, by odkryć w tych swoich historiach Boga, który zawsze jest obok.

Jezus, nazywając nas solą ziemi i światłem świata, mówi nam w ten sposób, że wiara to nie produkt, który ma uczynić nas szczęśliwymi, ale styl życia - inne myślenie, inne zachowanie, inne wartościowanie. Wierzyć to znaczy iść pod prąd - także czasami w samym Kościele, gdzie wielu przestało być solą ziemi, zamknęli się w sobie i nie czują misji, lecz są tu jedynie po to, żeby czegoś doświadczyć, coś przeżyć albo po prostu "mieć zaliczone".

Wierzyć to zadawać sobie pytanie: "Co zrobiłby na moim miejscu Jezus?". I to naprawdę jest ważne pytanie. Czasami udajemy, że jako chrześcijanie jesteśmy inni niż świat, ale w praktyce, w stosunkach z ludźmi, nie różnimy się niczym, a czasem nawet mniej w nas przyzwoitości, życzliwości, wrażliwości i czułości niż w tych "przeklętych" niewierzących czy niepraktykujących. Wyrzutem pozostaje więc retoryczne pytanie Mistrza: "Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi" (Mt 5,13).

Mamy być solą ziemi, a nie solą w czyimś oku. To drugie dużo łatwiej nam przychodzi i dużo bardziej właśnie w tym widzielibyśmy swoją rolę - że jesteśmy chrześcijanami po to, by innych drażnić swoją obecnością. Cienka jest granica między drażnieniem a dawaniem świadectwa, obok którego nie da się przejść obojętnie. Jednak jest to różnica zasadnicza. Stroni się od tego, kto drażni, a ciekawi i pociąga ten, kto żyje w niespotykanym i rzadkim stylu. Ewangelia przeżywana na co dzień może z nas uczynić bardzo oryginalnych i stylowych ludzi.

"Wy jesteście solą dla ziemi. (…) Wy jesteście światłem świata" (Mt 5,13.14) - te słowa odbieram dzisiaj jako zaproszenie od Jezusa, żeby poczuć misję, stać się influencerem (nie w Internecie, ale w fizycznym spotkaniu z "innymi") i dzięki świadectwu nowego stylu życia stworzyć w swoim środowisku modę na Ewangelię! „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mamy być solą ziemi, a nie solą w czyimś oku
Komentarze (2)
TB
~Tadeusz Borkowski
6 lutego 2023, 11:21
Moja krytyczna uwaga na temat tego, że Polacy nie gęsi i swój język mają nie oznacza, że krytyka dotyczy całego powyższego tekstu. Tymczasem jest inaczej. Ten tekst i uwagi Autora były dla mnie głębokie i bardzo inspirujące. Bardzo dziękuję
TB
~Tadeusz Borkowski
6 lutego 2023, 11:01
Czy dzięki użyciu języka obcego myśl jest lepsza, bardziej wpływowa? More influential? Oto polskie kompleksy!