Nasze biblijne matki
Jedyną kobietą określaną w Torze mianem „matki w Izraelu” była Debora z Księgi Sędziów. Wszelako nie tylko ją mamy na myśli, mówiąc o matkach biblijnych. Na ogół do ich grona zaliczamy Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę.
Co do innych kobiet, jakie miałyby się znaleźć wśród nich, nie ma jednomyślności. W języku hebrajskim noszą one dosłownie miano „matek” (hebr. imahot, w jidysz imoches), w polskim i obcym piśmiennictwie zwane są na ogół „matriarchiniami” lub „pramatkami”. W liturgii występują przeważnie zbiorowo, ale o każdej osobno możemy czytać w Torze, Talmudzie, komentarzach rabinicznych czy midraszach.
Cztery matriarchinie
Z talmudycznego traktatu Brachot dowiadujemy się, że termin „«patriarchowie» odnosi się do trojga, a termin «matriarchinie» – do czterech”. Podobnie w śpiewanej podczas wieczerzy pesachowej pieśni Echad mi jodea: „Trzech mamy praojców, a cztery matriarchinie”.
W trzech różnych fragmentach Talmudu Babilońskiego myśl ta wyrażona została bardziej szczegółowo: „«Błogosławiona niech będzie ponad inne kobiety Jael, żona Chebera, Kenity, ponad inne kobiety w namiocie niech będzie błogosławiona» (por. Sdz 5, 24), a [mówiąc] «kobiety z namiotu», ma się na myśli Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę”.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego te, a nie inne biblijne kobiety wyznaczone zostały do roli matriarchiń, wydaje się prosta: były żonami praojców – Abrahama, Izaaka i Jakuba. Nie jest to jednak jedyny powód. Miały one bowiem także własne zasługi.
Wedle midrasza Seder Eliahu Raba „święty, oby był Błogosławiony, ocalił Izrael z Egiptu wyłącznie ze względu na Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę: jako nagroda za to, że Sara znalazła Hagar i przyprowadziła ją do łoża Abrahama, że Rebeka powiedziała: «Pójdę», gdy zapytano ją: «Czy chcesz pójść z tym mężem?» (por. Rdz 24, 58), pokładając ufność w swoim Ojcu w Niebie; za to, że Rachela wzięła Bilhę i doprowadziła ją do łoża Jakuba; za to, że Lea wzięła Zilpę i doprowadziła ją do łoża Jakuba. Dlatego właśnie święty, oby był Błogosławiony, ocalił Izrael z Egiptu, z uwagi na uczynki Sary, Rebeki, Racheli i Lei.
Dlatego jest powiedziane: «Bóg samotnym daje dom na mieszkanie» (por. Ps 68, 6)”. Ostatnie zdanie, zgodnie z hebrajskim tekstem, powinno brzmieć: „Bóg osiedla samotnych w rodzinie”.
A zatem pramatki zasłużyły się uporem i konsekwencją, z jaką dążyły do zachowania ciągłości rodu, ale też ufnością pokładaną w Bogu. Inny midrasz, Tanna dewe Eliahu Raba, nazywa postępowanie Sary, Rebeki, Racheli i Lei uczynkami miłosierdzia – chesed.
Sara i Rebeka
Wszystkie pramatki miały, wedle rabinów, status prorokiń – podobnie jak wszyscy praojcowie byli prorokami. Wśród prorokiń wyróżniała się przede wszystkim Sara, gdyż na jej dar widzenia zwrócił uwagę Najwyższy, zalecając Abrahamowi, by podporządkował się żonie: „Cokolwiek ci powie Sara, posłuchaj jej” (por. Rdz 21, 12).
Midrasz do Księgi Rodzaju powiada, że Abraham nie tylko słuchał swojej żony, ale też zawsze, gdy zatrzymywali się na popas, najpierw rozstawiał jej namiot, a potem swój.
Sara miała się też wyróżniać urodą. Rabini powiadają, że była najpiękniejszą z czterech kobiet świata, obok Rachab, Abigail i Estery. Jej dobroć, gościnność i pobożność sprawiły, że Najwyższy zmienił jej imię z Saraj – „moja księżniczka”, na Sara – „panująca nad całym światem”. Miała zatem symbolizować matkę wszystkich narodów, a nie wyłącznie ludu Izraela.
Przede wszystkim jednak była matką swego jedynego syna Izaaka. Darzyła go miłością tak wielką, że – wedle rabinicznych przypowieści – po jej śmierci trwał niepocieszony dopóty, dopóki nie wprowadził żony Rebeki do namiotu swej matki.
Rebeka przeznaczona była na kontynuatorkę Sary, o czym świadczyć ma fakt, że Księga Rodzaju najpierw opowiada o narodzinach Rebeki (por. Rdz 22, 23), a dopiero potem o śmierci Sary (por. Rdz 23, 2). Słońce sprawiedliwego nie gaśnie, zanim Najwyższy nie sprawi, że wschodzi słońce kolejnego sprawiedliwego. Jest bowiem powiedziane: „Słońce wschodzi i słońce zachodzi”.
Za życia Sary nad jej namiotem miał się unosić obłok Szechiny – Obecności Bożej. Kiedy umarła, obłok zniknął. Gdy żyła, jej namiot pozostawał zawsze szeroko otwarty na przyjęcie obcych. Kiedy umarła, namiot się zamknął. Wreszcie przez wszystkie dni tygodnia palił się kaganek i rosło ciasto. Po jej śmierci i to ustało. Gdy tylko Izaak wprowadził do namiotu Sary Rebekę, wszystko wróciło: przypłynął obłok, namiot otworzył się szeroko, zapłonęło światełko, a ciasto rosło każdego dnia tygodnia. Po tym – powiadają rabini – poznajemy, że uczynki Rebeki dorównywały uczynkom Sary.
Determinacja i odwaga Rebeki, która niezależnie od rodziców podjęła decyzję o poślubieniu nieznanego jej jeszcze Izaaka, a także skromność, gdy na jego widok przesłoniła oblicze welonem, stały się wzorem dla żydowskich narzeczonych, a z fragmentu Księgi Rodzaju opisującego te wydarzenia wywiedzione zostały przepisy dotyczące zaślubin.
Lea i Rachela
Tora powiada, że Izaak pokochał Rebekę. W tym miejscu po raz pierwszy Pismo mówi o miłości, o uczuciu męża dla żony. Temperatura uczuć wzrosła, gdy Jakub, syn Rebeki, pojawił się u swego krewnego Labana i spotkał przy studni jego piękną córkę Rachelę: „Potem pocałował Jakub Rachelę i głośno zapłakał” (por. Rdz 29, 11). Zapragnął pojąć Rachelę za żonę. Pracował nawet siedem lat dla jej ojca, by na nią zasłużyć. Owe siedem lat wydały mu się „jak kilka dni; tak bowiem bardzo ją kochał” (por. Rdz 29, 20). Zamiast Racheli teść podsunął mu Leę.
Jakub jednak nadal kochał Rachelę i był gotów dalej na nią czekać. Rachela otrzymała zatem miłość Jakuba, Lea zaś obdarowana została – na jakiś czas – płodnością.
Rabini bardzo pragnęli dowieść, iż oszustwo Labana nie miało wpływu na wzajemne relacje sióstr, że pospolita zazdrość nie miała do nich przystępu. Midrasz do Księgi Rodzaju opowiada, że Rachela przeczuła, że ojciec będzie chciał użyć podstępu i odda Jakubowi starszą Leę.
Gdy wyobraziła sobie, jak bardzo jej siostra będzie poniżona, jeśli Jakub zorientuje się, że w alkowie jest z nim Lea, i brutalnie ją odtrąci, przekazała jej tajemne hasła, słowa i znaki, jakie wymieniała z narzeczonym. Okazała zatem siostrze miłość i współczucie. Tak więc Jakub nie zorientował się, że został oszukany. Dopiero rankiem przekonał się, z kim spędził noc.
Gdy czynił wyrzuty teściowi, tak oto – wedle midrasza – miała odpowiedzieć mu Lea: „Czyż istnieje nauczyciel bez uczniów? Twój ojciec powiedział: «Ezawie», a ty mu odpowiedziałeś: «Oto jestem». Teraz powiedziałeś: «Rachelo», a ja ci odpowiedziałam: «Oto jestem»”. Replika ta nie jest zwyczajnym usprawiedliwieniem.
Rabini pragnęli pokazać, że Lea wiedziała, jaki jest Boży zamysł: Jakub miał odegrać swoją rolę, a ona swoją. Wspólne dokonania miały też obie siostry. W Księdze Rut lud błogosławi Moabitkę Rut, wychodzącą za mąż za Boaza, słowami: „Niech Pan sprawi, aby ta kobieta […] była jak Rachel i Lea, które wspólnie wzniosły dom izraelski” (Rt 4, 11).
Lea – starsza z sióstr – określana jest w Torze jako hagedola, dosłownie „duża” (por. Rdz 29, 16). W tym określeniu – powiadają rabini – zawarta jest również rola, jaką odegrała, rodząc sześciu synów i jedną córkę. To ona dała początek najważniejszym plemionom – Lewiego i Judy. Była też prorokinią, gdyż w imieniu każdego z dzieci zawarła przepowiednię jego losu. Była jak fundament domu, na którym spoczywa cały świat.
Rachela, obdarzona urodą, radością życia i miłością męża, umarła, wydając na świat drugiego syna. Dopiero pod koniec swej drogi – zmarła dosłownie w drodze – poznała słony smak łez. I to ona, pozornie paradoksalnie, stała się sama uosobieniem mater dolorosa i miłości do dzieci Izraela.
Nastąpiło to jednak później, za Jeremiasza: „Tak mówi Pan: Słuchaj! W Ramie słychać narzekanie i gorzki płacz: Rachel opłakuje swoje dzieci, nie daje się pocieszyć po swoich dzieciach, bo ich nie ma” (por. Jr 31, 15). Dalej czytamy: „Tak mówi Pan: Powstrzymuj swój głos od płaczu, a swoje oczy od łez, gdyż będziesz miała nagrodę za swój trud – mówi Pan – wrócą z ziemi wroga. Jest jeszcze nadzieja dla twojego potomstwa – mówi Pan – i wrócą synowie do swoich siedzib” (por. Jr 31, 16-17).
Ten doskonale znany fragment, odczytywany rokrocznie w synagodze podczas nabożeństwa na Rosz haSzana – żydowskiego Nowego Roku – stał się natchnieniem nie tylko dla cierpiących ludzi, ale i całych pokoleń żyjących w rozproszeniu Żydów, którzy śnili o powrocie do Syjonu.
Zapewne też szczególną rolę we wzmacnianiu obrazu Racheli jako współczującej matki odgrywa samo umiejscowienie jej grobowca – u wejścia do Betlejem, obecnie, niestety, niedostępnego dla Żydów. Jeszcze nie tak dawno codziennie przybywały tam kobiety pragnące potomstwa lub spodziewające się dziecka, by modlić się w nadziei, że podobnie jak Bóg wysłuchał błagań Racheli, odpowie również na modlitwy pielgrzymujących na jej grób.
Modlitwy pramatek
Nietrudno zauważyć, że każda z matriarchiń była bezpłodna, dopóki nie „wejrzał” na nie lub nie „wspomniał” ich Pan. Dla wszystkich, może z wyjątkiem Rebeki, stało się to źródłem cierpienia. Choć wydaje się, że wedle Tory płodzenie potomstwa było raczej obowiązkiem mężczyzny niż kobiety, to jednak – w społeczności wartościującej kobietę wedle posiadanego potomstwa – brak dziecka łączył się z bólem, upokorzeniem i bezsilnością.
Przejmujące jest wołanie Racheli do Jakuba: „Spraw, abym miała dzieci, bo jeśli nie, wypadnie mi umrzeć” (por. Rdz 30, 1). Zastanawia więc, jaka była przyczyna czasowej bezpłodności, uważanej skądinąd za karę Bożą, wszystkich tych kobiet, przeznaczonych przecież do roli pramatek. Rzecz jasna, tradycja rabiniczna podsuwa rozmaite odpowiedzi. Wedle najbardziej rozpowszechnionej, Bóg po prostu rozmiłował się w błaganiach i modlitwach matriarchiń, zgodnie ze słowami z Pieśni nad pieśniami: „Daj mi usłyszeć swój głos, gdyż słodki jest twój głos i pełna wdzięku twoja postać (por. Pnp 2, 14)”.
Do owych zaczerpniętych z Tory i midraszy obrazów matriarchiń nawiązywały w późniejszych stuleciach autorki techinot (w jidysz – tchines), odmawianych przez kobiety suplik, modlitw błagalnych. Na ogół miały one zapewnić pomyślność rodzinie, spokój duszy zmarłych, płodność, lekki poród, choć nie brakowało i takich, które miały na względzie zbawienie całego ludu Izraela.
Zwłaszcza te ostatnie zasługują na uwagę, ukazują bowiem kobiety jako zdolne do wykroczenia poza tradycyjnie przypisywane im role. Tak jak w liturgii „męskiej” odwoływano się do „zasług praojców” (zechut awot), kobiety odwoływały się w modlitwach do „zasług pramatek” (zechut imahot).
Jeden z najbardziej znanych zbiorków takich suplik, zatytułowany Tchine imoches – Modlitwy pramatek, napisała wyjątkowo jak na swoje czasy wykształcona kobieta Lea Horowitz, córka żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku rabina. Już we wstępnej modlitwie Lea, opisawszy najpierw cierpienia ludu Izraela z powodu wygnania, błaga Boga o zbawienie narodu z uwagi na zasługi czterech matriarchiń, wymieniając dokonania każdej z nich osobno.
Sara bas Towim, autorka zbiorku tchines zatytułowanego Szlojsze szeorim – Trzy bramy, również chętnie odwołuje się i do praojców, i do pramatek, gdy mowa o zobowiązaniach żywych wobec zmarłych:
„Oby było twoją wolą Boże, mój Boże, Boże moich praojców Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz Sary, Rebeki, Racheli i Lei, Boże sprawiedliwych mężczyzn i kobiet, męczenników i męczennic, [że] za dusze, które już zostały zapomniane, i za dusze, które umarły przed swoim czasem, w młodości, i za dusze, które nie mają nikogo do zapalania za nie świec w synagodze, niechaj będzie Twoją wolą Boże, mój Boże, aby miały one udział w zapalanych przeze mnie światłach, aby ich światła nie zostały zgaszone przed [właściwym] czasem”.
Dziś, gdy w całym judaizmie słychać wyraźniej głos kobiet, zwłaszcza w nurtach nieortodoksyjnych, pojawiły się innowacje w liturgii. Nawiązuje się w niej bezpośrednio do midraszowych i talmudycznych wątków, w których – wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu – rola kobiet wcale nie została przemilczana. Trzeba ją jedynie przypomnieć, ukazać na nowo i przedstawić tak, jak widzi je współczesna kobieta.
W odmawianej trzykrotnie w ciągu dnia modlitwie Amida – zwanej też Osiemnaście błogosławieństw – powtarza się zwrot: „Bądź błogosławiony Panie, Boże nasz i Boże naszych przodków, Boże Abrahama, Boże Izaaka, Boże Jakuba”. Dlaczego nie mówimy: „Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba”? Ponieważ – powiadają rabini – Bóg każdemu z praojców objawia się w sposób swoisty, pokazuje to samo, a jednak inne oblicze.
Czyżby pramatkom Bóg nie ukazywał swego oblicza? – pytają współczesne kobiety żydowskie. W niemal wszystkich synagogach konserwatywnych i reformowanych w modlitwie Amida wymienia się również Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę. W niektórych kongregacjach uwzględnia się także nałożnice Jakuba – Bilhę i Zilpę, jako że i one dały początek plemionom Izraela.
Nie jest to bynajmniej wyraz nowoczesnych tendencji równościowych, ale uwzględnienie tradycji rabinicznej, odnotowanej w midraszu Pesikta de Raw Kahana. Czytamy w nim, że naród Izraela miał sześć matriarchiń: „Liczba sześć odpowiada sześciu pramatkom: Sarze, Rebece, Racheli, Lei, Bilsze i Zilpie”.
Niemal w każdej gminie, w której działają modlitewne grupy kobiet, odmawia się stare tchines i układa nowe. I, jak od stuleci, w każdy piątek błogosławimy nasze córki słowami: „Oby Bóg sprawił, żebyś była jak Sara, Rebeka, Rachela i Lea”. Podobnie czynię i ja – nie dlatego, że pragnę, aby życie mojej córki ograniczało się do „namiotu kobiety”, ale dlatego, że chcę jej przekazać tę miłość, jaką od tylu stuleci i mężczyźni, i kobiety żydowskie obdarzali swoje matriarchinie.
Bella Szwarcman-Czarnota, redaktorka i felietonistka miesięcznika „Midrasz”, tłumaczka z francuskiego, rosyjskiego i jidysz. Opublikowała: Mocą przepasały swe biodra. Portrety kobiet żydowskich; Znalazłam wczorajszy dzień. Moja osobista tradycja żydowska.
Skomentuj artykuł