Nie jest łatwo być chrześcijaninem. Świat zdaje się nie pasować do Bożego planu

fot. Hannah Smith / Unsplash

Niedawno usłyszałem o "bardzo dobrych rekolekcjach", które w Wielkim Tygodniu wygłosił ojciec Adam Szustak. Choć poruszają kilka istotnych z punktu widzenia wiary problemów, łączy je wspólny mianownik - odpowiedź na pytanie, jak w obecnej rzeczywistości, pełnej trudności, niepowodzeń i niespełnionych oczekiwań, nie stracić z oczu Jezusa.

Nie jest łatwo być chrześcijaninem, gdy wokół dzieje się tyle zła, wątpliwości piętrzą się jak nigdy, a znajomi - których do tej pory uważaliśmy za wzór - zaczynają żyć tak, jakby Kościół był niepotrzebny (czasem trudno im się dziwić; jako chrześcijanie sami dajemy antyświadectwo i nieraz wręcz zachęcamy innych, by żyli poza Kościołem). Na dodatek świat nieustannie próbuje nas przekonać, że powinniśmy korzystać ze wszystkiego, co ma do zaoferowania. I nie mam tu na myśli rozwijania pasji czy praktykowania radości, która powinna nam towarzyszyć możliwie często (szczególnie chrześcijanom) ale o zwykły hedonizm, który wcale nie tak rzadko leży u podstaw naszych (moich) wyborów.

Naprawdę łatwo dziś stracić nadzieję. I chociaż daleko nam do doświadczeń naszych dziadków (wojna jeszcze nie toczy się w Polsce), to jednak dwa lata pandemii, kryzys na Ukrainie, wzrost cen niemal wszystkiego i nieproporcjonalnie niskie zarobki odciskają na nas piętno. Aby się o tym przekonać, wystarczy porozmawiać z przypadkowo spotkanymi ludźmi (odbyłem niedawno taką rozmowę). Pamiętajmy, że jeszcze dwa lata temu nasza codzienność - przynajmniej w tej części świata - była dobrze znaną i bezpieczną codziennością, w której było więcej miejsca na uśmiech, spotkania z przyjaciółmi, pasje, podróże…

DEON.PL POLECA

W tym roku wielu z nas miało również niemały problem z przeżywaniem Wielkanocy. Osobiście słyszałem od dwóch osób (zakonników), że radość ze zmartwychwstania Chrystusa była u nich jakby mniejsza, bardziej odległa i mniej wyczuwalna niż w ostatnich latach. I nie chodzi tu o to, że mieli oni problem z wiarą. Po prostu ich oczekiwania, niespełnione nadzieje, przemęczenie i ogólna "depresyjność" ostatniego czasu zrobiły swoje.

Pewnie przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, gdyby nie "bardzo dobre rekolekcje", o których usłyszałem tuż po Wielkanocy, a które w Wielkim Tygodniu głosił ojciec Adam Szustak. Noszą one tytuł "Zobaczyć Niewidzialnego" i choć poruszają kilka istotnych z punktu widzenia wiary problemów, łączy je wspólny mianownik - odpowiedź na pytanie, jak w obecnej rzeczywistości, pełnej trudności, niepowodzeń i niespełnionych oczekiwań, nie stracić z oczu Jezusa. Spośród sześciu rekolekcyjnych konferencji najważniejszą była dla mnie ta, w której dominikanin mówi o przymierzu Boga z Abrahamem.

Czytając w przeszłości fragment z Księgi Rodzaju, w którym Bóg pieczętuje z Abrahamem słynną "umowę" o potomstwie liczniejszym niż gwiazdy na niebie, nie zwracałem uwagi na mało przyjemne okoliczności, jakie temu towarzyszyły - wielką ciemność, uczucie lęku, przepołowione zwierzęta i drapieżne ptaki, które chciały posilić się mięsem. Trudno o lepszy obraz naszych czasów. Bóg złożył nam wszystkim obietnicę szczęścia i pełni życia, a wokół panują ciemności; świat zdaje się nie pasować do Bożego planu.

Myślę, że wiele osób słyszało w swoim życiu, że jeśli się nawrócą, ich życie zmieni się, zapanuje w nim wieczne szczęście, a Bóg będzie im nieustannie błogosławił. Sam słyszałem to wiele razy - na kazaniach, rekolekcjach, w duszpasterstwie - i jestem przekonany, że każdy, komu choć trochę zależy na szczęściu i wierzy w istnienie Boga, już nie raz, szczerze i z całego serca, nawracał się i przyjmował Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. A jednak z jakiegoś powodu, mimo początkowej euforii i przekonania, że "zawsze już tak będzie", abrahamowe ciemności i zwierzęce truchła powracały.

Kiedyś - jeszcze przed pandemią - mój przyjaciel zapytał mnie, czym dla mnie jest wiara. Chciałem odpowiedzieć szczerze, dlatego zastanowiłem się chwilę, po czym powiedziałem: "Wydaje mi się, że wiara jest trwaniem z Bogiem w trudnościach". Nie spodziewałem się jeszcze wtedy, jakie "trudności" na mnie - na nas wszystkich - czekają. Trzeba uważać na to, co się mówi. Okazuje się jednak, i nie jest to w zasadzie żadnym zaskoczeniem, że pandemia koronawirusa, wojna na Ukrainie i horrendalnie wysokie ceny nie wyczerpują limitu problemów.

Tuż przed Wielkanocą dowiedziałem się o kolejnej znajomej osobie, która zaczęła żyć zgodnie z zasadą: "Bóg spoko, Kościół niekoniecznie". Pojawiły się olbrzymie wątpliwości, zacząłem pytać sam siebie o to, czy moja wiara i miejsce, w którym jestem, mają sens. Na szczęście kryzys minął i Wielkanoc przeżyłem z sercem pełnym pokoju.

Abrahamowe ciemności, które ojciec Szustak zaakcentował - wojny, cierpienia, kryzysy wiary, wątpliwości, choroby - są nieodłączną częścią naszego niedoskonałego świata i nie da się przejść obok nich obojętnie. Będą się pojawiały i dawały o sobie znać, być może przez całe nasze życie. Nic nie da też mówienie, że po nawróceniu (najlepiej spektakularnym) miną i wszystko będzie dobrze. Czymś, co może pomóc je przeżywać, jest świadectwo życia głoszących i autentyczne, dalekie od powtarzania utartych sloganów szerzenie Słowa Bożego.

Rekolekcje "Zobaczyć Niewidzialnego" nie kończą się na Abrahamie i ostatecznie pojawia się w nich nadzieja. Nie może być inaczej, skoro historia zbawienia (historia każdego z nas) jest najwspanialszą i najbardziej radosną historią świata - kerygmatem, Dobrą Nowiną, która przynosi każdemu wierzącemu w Chrystusa sens i wieczną radość, obietnicę szczęścia tak niewyobrażalnego, że nawet policzenie wszystkich gwiazd na niebie nie może tego wyrazić.

Abrahamowe ciemności - wojny, cierpienia, kryzysy wiary, wątpliwości, choroby - są nieodłączną częścią naszego niedoskonałego świata i nie da się przejść obok nich obojętnie. Będą się pojawiały i dawały o sobie znać, być może przez całe nasze życie. Nic nie da też mówienie, że po nawróceniu (najlepiej spektakularnym) miną i wszystko będzie dobrze.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. W czasach Abrahama osoby, które zamierzały zawrzeć między sobą umowę, rozcinały zwierzę, a następnie przechodziły między jego połowami. Jak dowiedziałem się z rekolekcji Adama Szustaka, czyniono tak, by upewnić drugą stronę o zamiarze wywiązania się z umowy: "Jeśli nie dotrzymam danego mi słowa, niech stanie się ze mną tak jak z tym zwierzęciem". W Księdze Rodzaju między rozciętymi zwierzętami "przechodzi" tylko Bóg, jakby brał na siebie całą odpowiedzialność, jakby podkreślał w ten sposób powagę i znaczenie zawartego z Abrahamem - z nami wszystkimi - przymierza. Ten gest nie może zostać przez nas niezauważony. Skoro Bóg istnieje - a wierzymy, że tak jest - traktuje swoją obietnicę śmiertelnie poważnie. Udowodnił to, składając w ofierze własnego Syna. I chce, byśmy o tej obietnicy pamiętali również - a może szczególnie - w naszej codzienności, kiedy wszystko dookoła krzyczy, że jest inaczej i nie warto.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie jest łatwo być chrześcijaninem. Świat zdaje się nie pasować do Bożego planu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.