Dyrektor Caritas: to naprawdę nie są terroryści

Dyrektor Caritas: to naprawdę nie są terroryści
(fot. jazzmany / shutterstock.com)
Karol Wilczyński / ks. Hans Lindenberger

W 2015 roku w samym Monachium przyjęto 70 tysięcy uchodźców. Dużą część stanowią nieletni bez opieki. "Nie trzeba się bać. Znamy ich. To naprawdę nie są terroryści" - mówi ks. Hans Lindenberger, dyrektor Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej.

Chciałem na własne oczy zobaczyć, jak działa pomoc dla uchodźców w kraju, który przyjął w 2015 roku 700 tysięcy przybyszów. Z tej liczby niemal 70 tysięcy trafiło do Monachium, stolicy Bawarii, zwiększając jego populację o kilka procent.

DEON.PL POLECA




Pracownicy Caritas, którzy się mną opiekowali, zrobili wszystko, bym uzyskał w miarę pełny obraz sytuacji. Najpierw zaproszono mnie do wielkiego namiotu na obrzeżach miasta, w którym przebywało tymczasowo stu mężczyzn ubiegających się o azyl. Na miejscu przeprowadziłem rozmowy z miejskim urzędnikiem zarządzającym obozem, trzema nauczycielami języka, jedną z kierowniczek sekcji ds. uchodźców w Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej oraz trzema uchodźcami z Syrii - chrześcijanami.

Widać było, że starano się, by miejsce zaspokajało podstawowe potrzeby egzystencji. Proces oczekiwania na decyzję o przyznaniu azylu niestety wydłużył się do kilku miesięcy, choć ma on trwać nie dłużej niż pół roku. W efekcie trzech mężczyzn, z którymi rozmawiałem, spędzało swój piąty miesiąc w "pokoju" z dykty w towarzystwie 97 innych osób.

Kolejnym etapem "zwiedzania" był położony nieopodal dawny akademik, gdzie zorganizowano prowizoryczne mieszkania dla rodzin, które uzyskały azyl. Jeden pokój na rodzinę. Tam spotkaliśmy się z parą małżonków - sunnickich muzułmanów z Syrii.

Na koniec spotkałem się z pracownikami Caritas, między innymi z dyrektorem Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej.

Ksiądz Hans Lindenberger mówił z niesamowitym spokojem, a jednocześnie - stanowczością. Nie szczędził słów krytyki pod adresem tych społeczeństw, które zamykają się przed przybyszami. Nieustannie podawał fakty i liczby. Nie mam wątpliwości, że twardo stąpa po ziemi.

Warto posłuchać, co ma do powiedzenia:

Karol Wilczyński, DEON.pl: Dlaczego trzeba pomagać uchodźcom? To nie jest naturalne dla Polaków i dla wielu innych osób w Europie.

Ksiądz Hans Lindenberger, Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej: Trzeba najpierw zapytać o to, kim jest ten, kto pomaga. Jeżeli patrzymy na Caritas, to pomagamy jako chrześcijanie. Pomagamy jako Kościół Katolicki, który stoi na stanowisku, że trzeba pomagać. Kościół zawsze był i będzie za tym, żeby pomagać uchodźcom. Społeczeństwo niemieckie ma - dzięki Bogu - nastawienie chrześcijańskie. Przynajmniej w większości. Są oczywiście napięcia polityczne, rożne prawicowe partie, które je wytwarzają. I z tymi napięciami mamy do czynienia również w społeczeństwie niemieckim, którego część nie chce pomagać.

To pytanie może się wydawać bardzo proste, ale proste rzeczy czasami najtrudniej wyjaśnić. W Polsce ponad 90% osób deklaruje się jako katolicy, ale tylko 5% uważa, że ich kraj powinien przyjąć uchodźców. Dlaczego to właśnie Kościół jest wezwany do pomocy? Dlaczego, zdaniem księdza, to chrześcijanie są tak wyjątkowo zobowiązani do przyjmowania przybyszów?

W Polsce Kościół Katolicki ma obecnie charakter narodowy. Wynika to stąd, że polski naród i lokalny Kościół mają za sobą tragiczną historię. Natomiast Kościół w Niemczech i społeczeństwo ponoszą wielką odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w historii III Rzeszy.

Do dzisiaj ta odpowiedzialność jest tkwi głęboko w społeczeństwie. Niemcy w czasie istnienia III Rzeszy spowodowali, że mnóstwo ludzi w całej Europie stało się uchodźcami. Dlatego godność uchodźców jest podkreślona w naszej konstytucji.

Proszę sobie wyobrazić spotkanie z Polakiem-katolikiem, który mówi, że nie pomoże obcym. Twierdzi, że może pomóc bezdomnym z Polski, ubogim, nawet Ukraińcom… Ale Syria, muzułmanie? Słuszną odpowiedzią dla niego będzie zamknięcie granic. Co powiedziałby ksiądz takiemu człowiekowi, który jednocześnie wyznaje wiarę w Chrystusa?

W Niemczech również jest dużo ludzi, którzy wierzą w Chrystusa, ale tak samo reagują, tak samo mówią. Mamy teraz Rok Miłosierdzia. Trzeba sobie postawić pytanie, czy ta bieda, ubóstwo i trudne sytuacje dojdą do serc człowieka.

Wczoraj miał pan możliwość spotkania z tymi ludźmi. Powiedział pan, że to było intensywne przeżycie. Kiedy stajemy oko w oko z trudną sytuacją, kiedy doświadczamy ludzkiej katastrofy, to wtedy coś się zmienia. Nasze mniemania i nastawienie do drugiego człowieka się zmieniają. Dopóki nie spotka się go twarzą w twarz, to prawda ma małe szanse dotrzeć do serca.

Dlatego nie możemy odgraniczać się od obcych czy przybyszów, to nie jest perspektywa Jezusa Chrystusa. W Nowym Testamencie czytamy o Samarytaninie, który pomógł obcemu i o Żydzie, który nie pomógł obcemu. Chrystus uczy, że miłość do bliźniego nie może mieć granic. To jest sedno opowieści biblijnej o miłosierdziu i Samarytaninie.

Dlatego trzeba sobie stawiać pytania - ile zdołamy uczynić? Ile siły mamy, żeby zmieniać nasze nastawienie? Otwierać się? A jeśli nie mamy teraz tyle siły, by pomagać, to oczywiście trzeba chociaż próbować patrzeć miłosiernie na całą sytuację. To powiedziałbym Polakom-katolikom.

Obawiam się jednak, że w Polsce nie stawia się tych pytań o to, ile społeczeństwo jest w stanie zrobić. Społeczeństwo w Polsce po prostu się boi.

Sądzę, że Polacy mają sporo siły. Caritas Polska i jej regionalne ośrodki robią bardzo dużo. Oprócz tego Polacy są zaangażowani w wiele ogólnonarodowych akcji charytatywnych. Mówią tylko "nie" uchodźcom.

Cóż, jest takie powiedzenie papieża Franciszka, że intuicyjnym uczuciem Pana Boga jest miłosierdzie. I tego właśnie trzeba życzyć chrześcijanom, żeby mieli takie uczucie względem uchodźców.

Czeka nas dużo pracy na tym polu. Obecnie w Polsce i w Kościele trwa debata, że pomoc tym, którzy przybywają tutaj, jest niepotrzebna. Mówi się, że do Europy docierają tylko ci najbogatsi, którzy dadzą sobie radę bez pomocy. Podkreśla się również to, żeby pomagać na miejscu, nawet nie w Syrii, ale w Libanie, Jordanii czy Turcji. Jakie jest zdanie księdza na ten temat?

Tak, w Niemczech mamy tzw. Caritas Internationalis i oni się właśnie tym zajmują: realizują zagraniczne projekty w Syrii i krajach ościennych. Jest też Zakon Maltański, który zabiera tam wolontariuszy i pomoc finansową z Niemiec. Oni tam są, organizują i prowadzą projekty.

No dobrze. Ale dlaczego nie mamy zamknąć granicy i wszystkich uchodźców zawrócić na miejsce? To jest w Polsce rozważane na serio.

Zgodnie z prawem każdy prześladowany może tutaj przyjechać, a państwo ma mu zapewnić podstawową opiekę. To bardzo często są uchodźcy - imigranci uciekający przed wojną, polityką lub fatalnymi warunkami ekonomicznymi - i zgodnie z prawem muszą zostać, dostać azyl. Oczywiście, nie każdy z ubiegających się o azyl go dostaje.

Ale i tak liczymy, że co najmniej 30-40 procent uchodźców wróci niebawem do swoich krajów. Pozostała część z nich zostanie i ważne jest to, by ich integrować poprzez szkołę, kursy językowe czy prawne.

W rejonie Monachium Caritas ma 8300 uchodźców bezpośrednio pod swoją opieką. Mieszkają oni w schroniskach przez nas prowadzonych. Zatrudniamy ponad stu pracowników i ok. 1500 wolontariuszy, których głównym obowiązkiem jest opieka nad przybyszami (ogółem w tym oddziale Caritas pracuje przeszło 10 tysięcy wolontariuszy - przyp. red.). Zajmujemy się przede wszystkim ludźmi, bo to ludzie - nie muzułmanie, nie Syryjczycy, ale przede wszystkim ludzie - przyjeżdżają i proszą o pomoc. Dlatego pomagamy.

Wszystko po to, żeby zostali w Niemczech?

Nawet gdyby nie zostali i wrócili do Syrii, to nasza pomoc nigdy nie będzie motywowana ekonomicznie. Ci ludzie dostali możliwość edukacji, nauczenia się języka i zawodu. Sądzę, że samo w sobie jest to dobre, nawet jeśli zdobyte umiejętności zostaną wykorzystane w kraju ich pochodzenia, a Niemcy na tym nie zarobią.

Oczywiście, Niemcom brakuje pracowników w pewnych sektorach. U nas w Caritas szczególnie dotyczy to osób opiekujących się chorymi i ludźmi starszymi. Ale nigdy nie kalkulujemy naszej pomocy w ten sposób.

Kierujemy ją do wszystkich uchodźców, nie zastanawiamy się, czy pasują na dane miejsce pracy, czy nie. Jednocześnie jednak - zarówno ze strony państwa, jak i Caritas - tworzy się dla nich możliwości pracy w Niemczech.

W Polsce często mówi się o tzw. imigrantach ekonomicznych. Czy im też należy pomagać?

A kim jest ten "imigrant ekonomiczny"? Jak to rozpoznać? Przybywają przeważnie z Północnej Afryki. Łatwo nam powiedzieć "imigrant ekonomiczny nie potrzebuje pomocy".

A tak naprawdę jest to najczęściej nastoletnia młodzież, bez perspektyw. I pomimo śmiertelnych niebezpieczeństw szukają swojego szczęścia tam, gdzie widzą dla siebie szansę. Widzę to jako wielkie wyzwanie dla społeczeństwa - na ile możemy się otworzyć? Ile mamy siły?

W Polsce mówi się raczej o tym, że muzułmanie to terroryści. Pojęcie "uchodźca" dla wielu znaczy obecnie mniej więcej to samo co "terrorysta".

To jest populistyczne traktowanie tematu. Źródłem tego są choćby nieuczciwe media.

Ale jednak są ataki, np. w Kolonii. To byli emigranci. Ludzie bardzo boją się Brukseli, Paryża. Teraz mają być organizowane Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i trwa ogromna debata o bezpieczeństwie.

Zgodnie z moją wiedzą zarówno terroryści z Brukseli, jak i z Paryża żyli w Brukseli czy w Paryżu przed zamachami. To nie byli uchodźcy ani imigranci. Przyczyną była nieudana integracja potomków imigrantów. I dlatego trzeba kłaść na nią duży nacisk.

Oczywiście, policja i inne służby mają ważne zadanie, żeby kontrolować i skutecznie przeprowadzać rejestrację, żeby było wiadomo, kto do nas przyjeżdża. Nie można naiwnie do tego podchodzić. Ale te zamachy czy zdarzenia z Kolonii nie są powodem do stwierdzenia, że uchodźcy z Bliskiego Wschodu są terrorystami. Jest to co najmniej nieuczciwe. Posłużę się dwoma przykładami, aby to udowodnić.

Przyjaciel znajomego księdza jest dyrektorem szkoły zawodowej. W rozmowie stwierdził, że najbardziej zmotywowani uczniowie są uchodźcami. Oni najbardziej chcą się uczyć i dostają pracę podczas praktyk, jeszcze będąc w szkole. Dyrektor bardzo ceni migrantów wśród uczniów, nie ma żadnych problemów z ich wychowaniem czy z dyscypliną.

Drugi przykład - wśród uchodźców największą grupę stanowią dzieci. Czy mogą być one terrorystami? Co więcej, mamy dużo nieletnich, którzy przyjeżdżają bez rodziców i bez opiekunów. Oni nie są posyłani do tych dużych schronisk, tylko wydziela się specjalne schroniska dla takich nieletnich, często na wsi lub w małych miasteczkach. Wszyscy uchodźcy poniżej 18 lat nie są traktowani jak dorośli - prawo przewiduje, że muszą mieć normalne miejsce zamieszkania jak każde inne dziecko w Niemczech.

Jako Caritas prowadzimy najwięcej schronisk dla młodzieży, coś w rodzaju internatów. Nieletnich bez opieki mieszkających w naszych schroniskach jest w tej chwili ok. 1000 - spośród 9 tysięcy samotnych nieletnich, którzy przybyli do regionu Monachium. To nie są terroryści!

W obozie, w którym byliśmy wczoraj, przybyszy ulokowano nie w budynku, ale w dużym namiocie. Warunki były bardzo złe. Ludzie mieszkali tam już od trzech miesięcy. Urzędnik reprezentujący Urząd Miasta Monachium powiedział, że władze nie chciały budować czegoś takiego, ale w pewnym momencie zabrakło już miejsca w budynkach. Uchodźców było za dużo, przybywało ich tylu, że nie można im było zapewnić dobrych warunków. Czy w takiej sytuacji jesteśmy w stanie ich zintegrować? Nie obawia się ksiądz, że przy tak dużej ilości osób ten plan integracji po prostu nie wyjdzie?

Martwię się, choć obecnie realizowany jest program budowy nowych budynków - nie tylko dla uchodźców, ale ogólnie dla wszystkich. Mieszkań jest po prostu za mało - jeśli ktoś chce je kupić lub wynająć, to dla biedniejszych osób jest to nieosiągalne. Tym bardziej dla uchodźców czy imigrantów, którzy nie mają nic.

Monachium to bardzo bogate miasto, podobnie jak cały region Górnej Bawarii (niem. Oberbayern). Jest dużo miejsc pracy, więc jest też atrakcyjne dla Niemców. Ale jeśli przyjeżdża dużo ludzi, w tym dobrze usytuowanych, ceny mieszkań rosną. Ta biedniejsza część ma problem z zapłaceniem czynszu za mieszkanie. I z tego powodu społeczeństwo jest coraz bardziej podzielone, poziom integracji jest coraz mniejszy. Dotyczy to nie tylko migrantów.

Dlatego rząd i miasto Monachium realizują programy, które prowadzą do tego, że inwestorzy budują nie tylko drogie mieszkania, ale także te dla ludzi usytuowanych przeciętnie.

Czy Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej realizuje jakiś swój program integracji?

Jako Caritas staramy się wspierać proces integracyjny proponowany przez państwo. Chcemy, by uchodźcy, którzy są pod naszą opieką - zarówno w całości, jak i częściowo - brali udział w życiu społecznym, udzielali się jako wolontariusze, mieli zajęcia, uczyli się kultury, prawa i języka. Wolontariusze i pracownicy bardzo często prowadzą dodatkowe lekcje dotyczące tych zagadnień. Oferujemy również pomoc prawną i tłumaczeniową.

No dobrze. A co z namiotami dla uchodźców?

Cóż, jest jeszcze większy niż ten, w którym był pan. Mieszka w nim obecnie 300 osób (na terenie Monachium istnieją łącznie 4 duże namioty dla osób oczekujących na azyl - mieszka w nich razem ok. 800 osób - przyp. KW). Staramy się jednak to zmienić.

Poza Monachium - w mniejszych miastach i na wsi - jest więcej możliwości dla zakwaterowania grup po 20-30 osób. Burmistrzowie budują w miarę tanie domy drewniane, ich budowa jest szybka i na prowincji jest dużo takich niewielkich inicjatyw. Ale gdy policzy psię ich możliwości razem, to wychodzi tego bardzo dużo. Poza tym diecezja monachijsko-fryzyngijska ma własny program dotyczący budynków, które należą do diecezji.

Kościół posiada dużo budynków w Monachium i całej Górnej Bawarii, więc to wszystko poddane jest analizie i udostępnia się budynki do mieszkania, o ile jest to możliwe. W tej chwili w całej archidiecezji 1200 imigrantów mieszka w kościelnych pomieszczeniach czy budynkach (nie liczę tu tych, którzy przebywają w miejscach tworzonych przez Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej). Zresztą, taki program działa w każdej archidiecezji w Niemczech.

Mówi się, że te 700 tysięcy uchodźców, którzy przyjechali do Niemiec, to za dużo. Co roku w Niemczech rodzi się 700 tysięcy małych dzieci i nikt nigdy nie powiedział, że to za dużo. Damy sobie radę.

Czyli Kościół odpowiada na apel papieża Franciszka dotyczący przyjęcia uchodźców w każdej parafii?

Tak. Nasza archidiecezja finansuje bardzo dużo projektów, choćby pensje wielu pracowników, którzy zajmują się uchodźcami. Same pensje to wydatek ok. 1 miliona euro rocznie. Ponadto tam, gdzie jest za mało tych pieniędzy państwowych - a Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej jest przeważnie finansowany z podatków - czerpie się środki z darowizn i datków.

Caritas nie generuje dochodów, nie sprzedajemy ani nie "produkujemy" niczego, więc skądś te pieniądze muszą być. Tam gdzie mamy deficyt, dokłada się archidiecezja i dopłaca tyle, byśmy wyszli na zero. W 2015 roku dostaliśmy ekstra 5 milionów euro na różne wydatki związane z uchodźcami.

Na co dokładnie przeznaczono te fundusze?

Na przykład dla matek w ciąży, które tu przyjeżdżają i potrzebują pomocy. Część przeznaczono na dodatkową pomoc ludziom, żeby mogli znaleźć pracę. Nie każdy, kto przyjeżdża, może od razu pracować, bo proces starania się o azyl trwa długo.

Ponadto około 300 tysięcy euro przeznaczono na "mniejsze" rzeczy, np. jeżeli ktoś zgubił okulary, to je kupowaliśmy. Generalnie - potrzeby dnia codziennego. Z tych 5 milionów ok. 1,5 miliona przeznaczono na wsparcie wolontariuszy: żeby im też dać lepsze możliwości pracy, żeby mogli się angażować i wreszcie żeby koordynować te 1500 wolontariuszy.

Kontakt z uchodźcami, którzy przyjeżdżają ze strasznymi doświadczeniami wojny i przemytu, którzy mają problemy psychologiczne, może być dużym obciążeniem również dla wolontariuszy. Staramy się to kontrolować.

Kościół Katolicki jest w Niemczech bardzo zaangażowany. Nasz ordynariusz - kardynał Marx - jest zdecydowany, by pomóc uchodźcom. Ma również mocne stanowisko w sprawie otwierania granic. Mówi, że Europa potrzebuje granic po to właśnie, by ludzie, którzy potrzebują pomocy, znaleźli pomoc, szacunek i schronienie w ich ramach. Granice nie są po to, żeby się odgraniczać, tylko dla dobra tych ludzi, po to by każdy znalazł tu ochronę.

Chcielibyście, by wolontariusze lub pracownicy Caritas przyjechali do was z Polski? Potrzebujecie więcej rąk do pracy?

Mamy wystarczająco dużo wolontariuszy na miejscu. Ale bardzo pożyteczna byłaby wymiana pracowników i wolontariuszy.

Tak naprawdę cieszymy się z ogromnego zaangażowania, szczególnie wśród młodych. Dużym wyzwaniem jest raczej ich koordynacja.

*  *  *

Autor wywiadu chciałby podziękować pracownikom Caritas Archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej, którzy umożliwili przygotowanie materiału. Szczególne podziękowania należą się pani Manueli Dillmeier, która towarzyszyła mi podczas całego pobytu w Bawarii.

Dyrektor Caritas: to naprawdę nie są terroryści - zdjęcie w treści artykułu Ksiądz Hans Lindenberger - pełni funkcję przewodniczącego Rady Etyki Caritas. Dyrektor Caritas archidiecezji Monachijsko-Fryzyngijskiej.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Prowadzi projekt "Przyjąć przybysza". Pisze doktorat z zakresu filozofii arabskiej.

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dyrektor Caritas: to naprawdę nie są terroryści
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.