Po co mi wiara, skoro jestem dobry?
„Dialogi w połowie drogi” – odcinek 25. Skoro staram się być dobrym człowiekiem, to po co mi jeszcze wiara? Wychodząc od tego – coraz częściej słyszanego pytania – autorzy podcastu dyskutują nie tylko o tym, jakiej udzielić odpowiedzi, ale też o tym, jak w ogóle rozmawiać z ludźmi, którzy tak twierdzą. Oprócz tego Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ mówią jeszcze, że: ‘pouczanie’ innych w sprawach wiary najczęściej przynosi opłakany, czyli odwrotny skutek; trzeba wierzyć w Jezusa i Jezusowi, ale i Go naśladować; patrząc na ludzi jak Jezus, dostrzegajmy w nich dobro; skierujmy wzrok ku drugiemu, zmieniając perspektywę; zawsze można się pogubić, ale z wiarą mamy do czego i do Kogo wrócić.
ES: Witamy serdecznie. No to co, komentujemy wyniki wyborów?
WZ: No oczywiście. Ja przede wszystkim chciałem powiedzieć tak...
ES: Żartowałam, żartowałam, żartowałam...
WZ: Ja też, ja też, bo choćby się chciało, to trzeba nabrać dystansu, bo tylko wtedy ewentualnie można coś sensownego powiedzieć.
ES: Zdecydowanie tak, czyli łapiemy oddech i jeszcze zaczekamy. Dziś natomiast pójdziemy za słowami, którymi nas zainspirował ksiądz Węgrzyniak. Na deon.pl został przywołany jego wpis, a w nim takie zdanie: „coraz więcej jest przekonanych, że nie trzeba być wierzącym, wystarczy być dobrym”.
WZ: Tak, i on dopowiada jeszcze, „a tymczasem głównym problemem chrześcijaństwa i powodem kryzysu Kościoła, chrześcijaństwa jest to, że coraz mniej wierzymy w Jezusa i Jezusowi, czyli nie robimy tego, co jest istotą chrześcijaństwa”. I przeczytawszy to, tak sobie pomyślałem właśnie co to oznacza w praktyce? Jak to przełożyć na takie konkretne zachowania? No na przykład jak podejść - takie może ‘księżowskie’ trochę pytanie - ale jak podejść do ludzi, którzy składają takie deklaracje, że: „ja jestem dobry, ja jestem dobra...”
ES: Bo to dzisiaj chyba jest taka opowieść też o tych odchodzących od Kościoła, prawda, którzy jakoś zderzają tę dobroć czy odklejają to bycie dobrym od wiary i mówią, że „wiara nie jest tutaj żadną wartością dodaną”, że „wystarczy, że jestem dobrym człowiekiem”. „Mogę wierzyć – trochę tam można dopisać – mogę wierzyć w cokolwiek. Najważniejsze, żebym był dobrym człowiekiem”.
WZ: Tak, no i właśnie, dla mnie osobiście takie pierwsze podstawowe pytanie, wyzwanie jest, jak z takimi ludźmi rozmawiać, jak do nich podejść, żeby czuli się uszanowani w tym swoim...
ES: Żeby ich nie nauczać tak, żeby nie tłumaczyć od razu...
WZ: Żeby oni poczuli szacunek, tak, ale z drugiej strony, żeby też nie wejść w takie tanie komplementy: aha, „czyli pani jest dobra”, tak? A to tak jak ja!
ES: Żeby to nie była znowu taka postawa afirmująca po prostu każdą deklarację – trochę w takie pułapki wpadamy dzisiaj. Czy jesteśmy wciągani, zapraszani do nich przez współczesny świat.
Wierzyć Jezusowi i naśladować Go
WZ: Tym bardziej, że przecież mamy wielu znajomych, nawet przyjaciół, ludzi z różnych środowisk, którzy deklarują się jako niewierzący i często podkreślają to, że „ja jestem uczciwy”, że „ja nikogo nie skrzywdziłem”, że „ja staram się być dobrym”. I dobrze, nikt nie mówi, że „a wy katolicy to się nie staracie..., a wy księża to...” Nie ma takich zarzutów, ale pytanie jest jak na to odpowiedzieć i odpowiedź, którą ja znajduję – tak dla siebie – to jest taka, że nie tylko trzeba wierzyć w Pana Jezusa i Panu Jezusowi, ale jeszcze trzeba Go naśladować. W czym? Właśnie w takim podejściu do ludzi, którzy deklarowali się dalecy od Niego. Przecież cała masa tych, z którymi się spotykał publiczni grzesznicy, celnicy to były osoby, których nie kojarzono z jakąś tam religijną działalnością, prawda? A jak Pan Jezus do nich podchodził? A Pan Jezus na ludzi, którzy niekoniecznie deklarowali się jako Jego oponenci, ale na pewno gdzieś tam dalecy od Niego, patrzył tak, że czuli się docenieni.
ES: No właśnie, od razu odpalają mi się obrazki z serialu ‘The Chosen’ jako taka ilustracja. Natomiast to, o czym powiedziałeś, co zresztą znajdujemy na kartach Ewangelii: „spojrzał na niego”, no jak On musiał spojrzeć, że człowiek zostawia swoje życie i idzie za Nim! Tych spojrzeń w tym serialu jest mnóstwo i widzimy tam tak opowiedziane te historie, które pokazują, jak to spojrzenie działało. Ale nie musimy mieć oczywiście serialu, żeby to wiedzieć, bo mamy Ewangelię. Natomiast rzeczywiście, to wiara w Chrystusa, to bycie z Nim powoduje, że tak się patrzy na drugiego człowieka, że - jeśli tak można powiedzieć – że on czuje, że to dobro jest ‘skądś’. Ono nie jest jakąś taką ‘uniwersalną wartością’, że on ma jakieś konkretne źródło? Tak mi się jakoś to składa.
WZ: Jeżeli ktoś tak czuje, to jest najlepsza laurka dla tego, kto mówi, prawda? I to jest chyba dopiero dojrzałe chrześcijaństwo. Bo tak jak mówisz, nie trzeba mieć serialu, wystarczy życie mieć, bo jeden z tych moich niewierzących przyjaciół, który często mówi o sobie ‘bezbożnik’, prawda? Ja mu kiedyś powiedziałem: „wiesz, co ty jesteś taki bezbożnik jak ja muzułmanin”. Odkąd go poznałem, to mi się zawsze kojarzy z Natanaelem z Ewangelii Świętego Jana, który buńczucznie mówił: “a co może być dobrego z Nazaretu”. Pan Jezus, jak do niego przychodzi, to mówi, że “to jest prawdziwy izraelita, w którym nie ma podstępu”. Czyli, że widzi głębiej, że dostrzega to, czego inni, a może nawet i on sam nie widzi w sobie. I to jest bajer, to jest to, co naprawdę zmienia człowieka nie tylko w Ewangelii, ale w życiu. Jeżeli ktoś tak na ciebie spojrzy, jeżeli ktoś ci powie takie słowo, to to zmienia człowieka. Mam też taki przykład, który mnie opowiadano, jak człowiek, który został sierotą i którego wychowywali nie jego rodzice, nauczyciel w niego wierzył. Nauczyciel mu powiedział, że “Janusz, słuchaj, ty dasz radę, ty jesteś bardzo zdolny”. I on, teraz już stary chłop, ale on mówi, że to jest to, co go zmieniło, że to słowo. No i spojrzenie właśnie, słowo i spojrzenie. Ja nie wiem, ale tak sobie myślę, że jeśli tak patrzymy na ludzi, to jesteśmy podobni do Pana Jezusa i wyznajemy wiarę w Niego i wierzymy Jemu, że to rzeczywiście działa. Natomiast jeśli zaczynamy, nie daj Boże nauczać, jeśli zaczynamy mówić: no tak, wie pan, panie Ździśku, no tak pan jest dobry, ale brakuje panu...
Nie koncentrować się na sobie
ES: Ale ja bym tu jeszcze na jedno zwróciła uwagę, bo myślę, że to jest też takie kluczowe, że kiedy ktoś zaczyna się koncentrować na tym, że „o nieważne, w co tam wierzę, ważne, żebym był dobry”, to koncentruje się na sobie. I mam wrażenie, że w tym już jest jakieś usprawiedliwienie, a może nawet tęsknota, może jakaś obawa, cokolwiek, cały zestaw uczuć może być, ale jest coś, co niepokoi. I to swoją drogą dobrze. Jak ktoś tak zaznacza to tam coś jest na rzeczy (to taka uwaga na marginesie). Ale jest to skoncentrowanie na sobie, jakaś potrzeba wytłumaczenia się, prawda? „Ja nie muszę wierzyć, ja jestem dobry”. A w tym, o czym mówimy, w tym jak podejść, jak też patrzeć i w tej sytuacji, kiedy rzeczywiście mówimy, że Chrystus jest w centrum, że to On jest źródłem tej dobroci, to popatrz, od razu nam się to ustawiło tak, że to jest od nas do ludzi. Powiedziałeś to nawet, że spojrzenie jest w stronę człowieka, że jak jest to źródło dobroci, czyli Chrystus, to tu nie ma tej koncentracji na sobie, nie ma potrzeby usprawiedliwiania siebie, tłumaczenia siebie, wyjaśniania siebie światu, siebie sobie, jakkolwiek. Tylko właśnie, idziesz do człowieka, patrzysz na człowieka i widzisz w nim dobro, to, które jak powiedziałeś, jest być może głębiej ukryte to, które w każdym człowieku gdzieś tam jest, w to też ufamy.
WZ: Pełna zgoda. Takie patrzenie nie tylko zmienia człowieka, ale daje też inną perspektywę i to rozgraniczenie właśnie, czy coś jest skoncentrowane na mnie, czy jest skoncentrowane na drugim człowieku, jest bardzo istotne. To jest coś, co właśnie zmienia perspektywę. Natomiast ocalenie tego dobra. Pamiętasz, co mówiliśmy wam na koniec studiów jako duszpasterze? Kiedy w Ośrodku żegnaliśmy was i mówiliśmy...
ES: Same mądre rzeczy, same mądre rzeczy...
WZ: Same mądre, tak. I wśród tych samych mądrych była też i taka, że nie wiadomo jak będzie wyglądało wasze życie przyszłe, że być może komuś się to życie posypie, być może ktoś się zagubi. Tak bywa w życiu, to nie jest tragedia. Najważniejsze, żeby zachował te wartości, które pozwolą mu wrócić, że jeżeli komuś się życie pokręci, to trudno. Ale jeżeli ktoś zacznie mówić, że ‘fura, skóra i komóra’, to znaczy, że pomyłka, prawda? Bo do czego będzie wracać?
ES: Żeby nie negować tego, tak wracając do tekstu, z którego wyszliśmy, że to, że jestem wierzący, to jest wartość i źródło, ja się mogę w tym swoim życiu pogubić i zaprzeczyć wielu wynikającym stąd prawdom, ale jeżeli zaprzeczę temu, jeżeli się od tego odetnę i zacznę sobie ustawiać życie, że wystarczy, żebym był dobry, ja tam nie muszę wierzyć, no to wtedy nie mamy gdzie wracać. Czyli przypomniawszy przesłanie sprzed lat, stawiamy kropkę.
WZ: Księdzu Węgrzyniakowi dziękujemy za inspirację, a sobie i innym życzymy tego, byśmy w innych potrafili dostrzegać dobro, bo tylko dzięki temu można prowadzić... ‘Dialogi w połowie drogi’.
Skomentuj artykuł