W kokonie iluzji

(fot. thefost/flickr.com)
s. Justyna A. Rosińska CSP

Pewnego dnia motyl zaczął powoli przebijać się przez kokon. Zafascynowany tym mężczyzna usiadł i przyglądał się, jak motyl mozolnie przeciska się przez malutki otwór. Nagle jakby się zatrzymał. Zupełnie tak, jakby zaszedł na tyle daleko, że już dalej nie mógł, nie miał sił. Mężczyzna postanowił mu pomóc: wziął nożyczki i rozciął kokon. Motyl natychmiast wyszedł bez problemu.

Sobota, II Tydzień Wielkiego Postu (Mi 7,14-15.18-20; Łk 15,1-3,11-32)

Miał za to wątle ciało i bardzo pomarszczone skrzydła. Mężczyzna kontynuował obserwacje, ponieważ spodziewał się, że z każdą następną chwilą skrzydła motyla zaczną grubieć i powiększać się, dzięki czemu owad będzie mógł odlecieć i zacząć żyć. Tak się jednak nie stało. Motyl spędził resztę życia czołgając się po ziemi z mizernym ciałem i uszkodzonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie wzbić się w górę. Mężczyzna przy całej swojej dobrej woli i życzliwości nie wiedział, że oddał motylowi niedźwiedzią przysługę. Etap przedzierania się motyla przez kokon był niezbędnym warunkiem do rozwinięcia się jego skrzydeł i ciała. Motyl lata właśnie dlatego, że pokonuje opór kokonu.

          

Marnotrawny syn miał szczęście. Ojciec pozwolił mu na samodzielne rozerwanie otaczającego go kokonu złudnych pragnień i wyobrażeń. Marnotrawny syn miał szczęście. Odkrył bowiem miłość Ojca w najczarniejszych chwilach swojego życia. Marnotrawny syn miał szczęście. Na dnie swojej duszy zachował pewność, że gdzieś tam istnieje dom, w którym znowu znajdzie się dla niego miejsce.

Zazdrosny starszy brat też miał szczęście. chociaż utkwił w rutynie sumiennego wypełniania codziennych obowiązków. Powrót zbłąkanego brata otworzył mu oczy na otaczający go kokon hipokryzji i zazdrości. Miał szczęście, bo Ojciec nie stracił do niego cierpliwości i zaufania, nie zwątpił, że i jego pierworodny syn kiedyś rozwinie skrzydła.

Czasem upadek jest właśnie tym, czego nam w życiu najbardziej potrzeba. Gdybyśmy szli "po autostradzie do nieba" (ks. Jan Twardowski), bez jakichkolwiek problemów i rozbijania się co rusz o własną bylejakość, nie wiedzielibyśmy o sobie niczego. Nie bylibyśmy tak silni jak moglibyśmy być. Bez upadku, zwątpienia, rozczarowania nie poznalibyśmy swoich granic, słabości i braków, a to jest część prawdy o nas.

Nie spiesz się więc z ocenianiem tego, który upadł. Być może dzięki temu właśnie trafi on do nieba, podczas gdy my wciąż będziemy tkwili w kokonie własnych iluzji, chociaż na pewno chcielibyśmy latać jak motyle.

Siostra Justyna Rosińska ze Zgromadzenia Sióstr Pasjonistek pochodzi z suwalszczyzny. Absolwentka UKSW i Instytutu Teologii Apostolstwa (studia doktoranckie). Katechizuje od 19 lat. Jest współzałożycielem Stowarzyszenia Pedagogów NATAN (www.natan.pl) oraz autorką różnych artykułów o tematyce teologicznej i pedagogiczno- katechetycznej. Od pisania zdecydowanie woli działanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W kokonie iluzji
Komentarze (7)
M
MR
12 marca 2012, 14:20
Co ważniejsze u Ojca? Miłosierdzie, czy sprawiedliwość?
I
Iwona
12 marca 2012, 14:16
Byłam taką marnotrawną córką, która doświadczyła własnej nędzy i nieograniczonego miłosierdzia Ojca. Gdy pomyślę, że nigdy mogłabym Go nie poznać i nie doświadczyć Jego dobra i zbawczej miłości, to zaczynam doceniać te moje upadki a nawet byc wdzięczna za nie. 'Efektem ubocznym' jest, że pomimo, że życie mnie nie rozpieszczało nigdy o to nie winiłam Boga, a siebie, swoje błędy, decyzje i niektórychi ludzi. Boga w to mieszać nie należy. On czekał a jak sie nie doczekał to sam przyszedł z pomocą. Kolejnym 'efektem ubocznym' jest, że nie potępiam ludzi, którzy błądzą, choć nie podoba mi się co robią, nawet jeśli sama ucierpiałam na ich dzialaniu. Raczej staram sie 'zobaczyć' co stoi za ich upadkiem i bardzo mi przykro, gdy nie umiem im pomóc. Pozostaje modlitwa za nich do Boga, który może wszystko i który zna nas najlepiej. To nie jest tak z automatu, to powolny proces, ktory sama nie wiem kiedy sie zaczął, powoli otwiera się przestrzeń do takiego spojrzenia na siebie, na innych ludzi. Chwała Panu, który jest miłosierny i wie czego nam trzeba!
C
czytelnik
12 marca 2012, 11:34
Jak to starszy brat nie był zazdrosny? A jak zrozumieć słowa: "ten syn twój roztrwonił twoj majatek z nierzadnicami". Skad on wie, jak jego brat przepuscil majatek? Zal mu bylo i przypisuje bratu cos, czego moze on nie zrobil. A skad w nim takie rozgoryczenie? "Mnie nie dałeś", a tak sie staralem, zachowywalem rozkazy generała, a Ty tego nie zauważyłeś. Jemu dałeś, mnie nie dałeś. Zazdrość bierze się z porównywania sie z innymi , z poczucia bycia niedocenionym, niezauważonym. Takie poczucie starszy syn ma w sobie. Nie mówiąc już o gniewie i złości. Młodszy syn nazywa ojca ojcem, starszy mówi cały czas "Ty, Ty".
12 marca 2012, 11:23
 Siostra naciąga interpretację tej części Ewangelii. Starszy syn nie był zazdrosny, a jego rzekomą hipokryzję wyssała sobie siostra z palca. On całkiem słusznie zapytał ojca, dlaczego marnotrawnego syna traktuje lepiej, niż jego, który służy ojcu wiernie cały czas. Kto pyta, dostaje odpowiedź i ojciec mu wyjaśnił wszystko. Dzięki temu mógł zrozumieć radość ojca oraz fakt, że cały majątek ojca, którego nie przepuścił marnotrawny syn, należy do niego i nie musi się o to martwić. Reasumując: Pan Jezus uświadamia nam, że optyka Boża jest zupełnia inna niż optyka ludzka. Pan Bóg widzi wszystko i rozumie wszystko. Dlatego jego decyzje są zawsze dobre i należy Jemu po prostu ufać.
Dariusz Piórkowski SJ
10 marca 2012, 16:20
Ci dwaj synowie siedzą w nas. I obaj są kochani przez ojca. Jeśli mamy być tacy jak ojciec - bo chyba po to Jezus opowiada tę przypowieść, to najpierw musimy pokochać tych dwóch synów w nas. Jednego, którego zachowania się wstydzimy, krnąbrnego, szukające szczęścia po omacku, i drugiego "grzecznego" synusia, który się stara, ale czuje, że inni tego nie zauważają. I też cierpi, i wścieka się, i zazdrości.
W
wierny
10 marca 2012, 08:37
Ojciec w przypowieści ani nie ocenia synów, ani ich grzesznej sytuacji. Żeby nie grzeszyć, najpierw trzeba doświadczyć miłosierdzia. A tutaj tchnie mi ta refleksja woluntaryzmem i poczuciem wyższości. Mnie sie zdaje, że siostra mówi, aby nie czuć się lepszym i doskonalszym, bo właśnie nie jestem alkoholikiem, cudzołożnikiem...
II
idź i nie grzesz
10 marca 2012, 07:44
"Nie spiesz się więc z ocenianiem tego, który upadł. Być może dzięki temu właśnie trafi on do nieba..." Kim jest ten, który upadł? Alkoholik, który zapił się na śmierć, cudzołoznik, który zniszczył małżeństwo czy notoryczny złodziej i kłamca? Tego, który upadł oceniać może i nie trzeba, ale sytuację ocenić należy. Bez oceny sytuacji nie ruszy z miejsca, ani ten, co upadł, ani ten co skrzywdził innych tym upadkiem. Teksty, które sugerują wyuczone bezradności wyrządzają wiele szkód - np. właśnie bierność. "Idź i nie grzesz więcej" - słowa Jezusa kluczowe.