Spowiedź księdza uzależnionego od pornografii
"Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszyłem". Możliwość słuchania tych słów i oferowania rozgrzeszenia zawsze uważałem za przywilej. Ale od lat to zdanie jest dla mnie naznaczone moją własną winą. W głowie słyszę głos: jesteś hipokrytą. To prawda.
Kim ja jestem, aby rozgrzeszać czy dawać porady innym, kiedy sam zmagam się z grzechem, do którego nie chcę się przyznać? Odmawiam tego, ponieważ nie mógłbym zrezygnować z przywiązania do niego i nie jestem pewien, czy w ogóle byłbym w stanie to zrobić. Teraz to ja muszę coś wyznać.
Wszystko zaczęło się w seminarium. Skrolowanie galerii zdjęć modelek czy aktorek, które mi się podobały. Wydawało mi się, że to zupełnie niegroźne, że nie stanowi to zagrożenia dla mojego zobowiązania do celibatu. Przyrzeczenie celibatu brałem na poważnie. Nie miałem żadnych złudzeń, że to będzie łatwe, i rzeczywiście nie było. To przeglądanie zdjęć pomoże mi trochę ułatwić sobie sprawę - myślałem.
Nie bałem się, jak to wpłynie na moje codzienne życie. Zachowywałem odpowiednie granice w mojej pracy. Byłem szczególnie czujny, kiedy zdawałem sobie sprawę, że ktoś mnie pociąga. Trzymałem się z daleka od komentarzy o zabarwieniu seksualnym, nigdy nie flirtowałem i nie zachowywałem się nieodpowiednio. Byłem wzorem przyzwoitości nawet wtedy, kiedy moje przeglądanie internetu zmieniło się z "ledwo odzianych" zdjęć do tych całkiem rozebranych.
Moje ciągłe zabieganie i zaabsorbowanie pracą było łaską. Studia, praca duszpasterska i życie towarzyskie zawsze były ważniejsze niż moje wyprawy w głąb internetowej pornografii. Dotrzymywałem moich zobowiązań, rozmyślałem o tym i zapewniałem sam siebie, że to tylko nieszkodliwa rozrywka. Moje oszukiwanie samego siebie trwało niczym niezakłócone i niekontrolowane.
Więcej niż rozproszenie
Podczas stresującej praktyki wakacyjnej w nieznanym mi mieście to zaczęło się zdarzać znacznie częściej. Byłem przepracowany. Spędzałem o wiele więcej czasu w samotności. Nie miałem tam żadnych przyjaciół. Coraz częściej komputer stawał się moim towarzyszem - sposobem ucieczki i niekończącym się zapasem nowych i prowokacyjnych obrazów.
Był moją odpowiedzią na stres. Kiedy ludzie pytali, co robię w wolnym czasie, w ramach rozrywki, miałem problemy ze znalezieniem odpowiedzi. Nawet przydarzający się czasem wieczór spędzony w gronie znajomych kończył się w samotności mojego pokoju.
Trudny okres wakacyjnej pracy przerodził się w stertę nieuzasadnionych oczekiwań. Niektórzy martwili się, że oglądam za dużo telewizji, co wydawało mi się bardzo ironiczne. Byłem przekonany, że radzę sobie ze swoją pracą najlepiej jak mogę. Przepracowanie prowadziło do tego, że jeszcze częściej sięgałem po pornografię, ale ten mechanizm działał tylko w jedną stronę. Wmawiałem sobie, że ciągle trzymam się swoich priorytetów.
W moich kolejnych obowiązkach panowała już dużo większa równowaga. Pornografia znowu stała się tylko rodzajem rozproszenia. Ale zwiększona częstotliwość, z jaką po nią sięgałem, trwała, tak samo jak moja potrzeba poszukiwania w pornografii czegoś nowego. Wkrótce nieruchome obrazy zastąpiły filmy i stały się moim preferowanym medium. Szybko zanurzyłem się w świecie filmów dla dorosłych i wszedłem w niewygodną relację z tym światem. Tylko że tam nie ma żadnego dialogu.
W tym świcie byłem sam, w tajemnicy, uważnie oddzielając to, co działo się przy komputerze, od mojego prawdziwego życia, w którym byłem zaangażowaną i kochającą osobą. A przynajmniej byłem taki przez większość godzin, w większość dni. Jedyną łaską, która uchroniła mnie w tej całej sytuacji, było to, że moje sumienie nigdy nie pozwoliło mi zaangażować nikogo innego w to alternatywne życie. Pozostałem tylko obserwatorem, obecnym, ale niełączącym się z nikim.
Wkrótce potem zostałem świeżo wyświęconym księdzem. Pomimo entuzjazmu do nowych obowiązków i tożsamości mój nawyk nie zniknął. Znowu mógłbym to zwalić na stres, ale dzisiaj zastanawiam się, czy oglądanie pornografii nie było bardziej problematyczne, mimo że nie zaburzało mojej pracy duszpasterskiej. Zastanawiam się, czy ludzie widzieli, że coś jest nie tak, zwłaszcza kiedy zdarzało się, że mało spałem. Jeśli coś zauważyli, bez wątpienia wyobrażali sobie, że moje zmęczenie wiąże się bardziej z przesadnym entuzjazmem młodego księdza, niż z godziną spędzoną na potajemnym oglądaniu pornografii.
Ja byłem zachwycony tym, w jaki sposób Bóg jest w stanie użyć mnie do służby innym i zainspirować ludzi w moim duszpasterstwie nawet wtedy, kiedy ten wyłom w naszej relacji wciąż trwał.
Świadomość Bożego miłosierdzia pomogła mi wynieść się ponad moją winę, ale także przyczyniać się do utrzymywania iluzji, że wszystko jeszcze może być w porządku. Bóg mnie nie porzucił i nie dopuścił do mojej duszpasterskiej porażki.
Kiedy w konfesjonale słyszałem spowiedź na temat pokus seksualnych, oferowałem takie same rady, jakie dawano mnie. Znaj swoje granice. Jesteś w stanie obejrzeć scenę seksualną w filmie oznaczonym jako tylko dla dorosłych? Czy to już za wiele dla ciebie? Jeśli chodzi o pornografię, gdzie i kiedy najczęściej się to zdarza? W nocy? W twojej sypialni? Czy możesz mieć komputer w swoim pokoju? Czy musisz już trzymać go w innym miejscu? Nie byłem w stanie powiedzieć im, że ja też zmagam się z tym problemem i że sam nie stosuję się do swoich porad. Byłem w jakiś sposób zazdrosny o moich penitentów. Oni wyznawali to, czego ja nie byłem w stanie. Miałem świadomość swojego grzechu, ale byłem także świadomy tego, że nie zamierzam przestać.
Często nie miałem wyraźnego poczucia winy i wstydu, poza momentami, kiedy nachodziły mnie koszmary. Realistyczne sny, w których ktoś przyłapywał mnie na gorącym uczynku, budziły mnie z letargu sumienia. Bolało mnie, że zawiodłem osoby, które były mi najbliższe.
Parę razy to uczucie sprawiło, że przestałem sięgać po pornografię, przynajmniej na jakiś czas. Kiedy naszedł mnie najbardziej niszczący z moich koszmarów, pomyślałem, że chyba doszedłem do moich granic. Ten sen dotyczył jednej z najbliższych mi osób, przyjaciółki, która najbardziej wspierała mnie na drodze do kapłaństwa. Ona widziała we mnie wszystkie te dobre strony, których ja nie dostrzegałem. Czasem jej miłość i entuzjazm wobec mojego kapłaństwa były bolesne. Gdyby tylko znała prawdę. W tym śnie zostałem zdemaskowany. Ona nie była w stanie w to uwierzyć, ale ja nie mogłem zdobyć się na to, by kłamać jej prosto w oczy.
To wszystko prawda - przyznałem jej we śnie. Mam problem z pornografią. Nigdy w życiu nie czułem tak ogromnego wstydu jak wtedy. Pozwoliłem jej uwierzyć, że jestem kimś innym. Poczucie straty było przytłaczające. Nigdy nie chciałbym poczuć tego bólu w prawdziwym życiu. Kiedy wyrzucałem filmy i zdjęcia z dysku komputera, myślałem, że ten sen może wystarczyć, by raz na zawsze z tym skończyć.
Ale faktem było, że te zdarzenia nie pomogły mi dojrzeć, że jestem uzależniony. Wydawało mi się, że wciąż dobrze się z tym ukrywam, ale moje zachowanie stało się bardziej kompulsywne i o wiele mniej ostrożne. Podejmowałem o wiele mniej środków zapobiegania temu, żeby ktoś mnie nie nakrył - nie zamykałem drzwi na klucz, używałem mniej bezpiecznych połączeń internetowych. Myślę, że gdzieś w głębi chciałem, by ktoś mnie przyłapał. Gdyby ktoś wprost zapytał mnie, czy oglądam pornografię, musiałbym powiedzieć prawdę. Ale byłem zbyt przerażony, aby przejąć inicjatywę i samodzielnie to wyznać.
W tym samym czasie uczyłem się na studiach magisterskich. Wszystko, co zostało mi do zrobienia, aby je ukończyć, to napisać pracę. Ale pisanie szło mi bardzo wolno. Możliwości zaangażowania się w pracę duszpasterską zawsze były o wiele bardziej kuszące i łatwo mnie rozpraszały. Ale czy rozpraszały mnie od pisania czy od oglądania pornografii? Poza moją pracą duszpasterską obie te rzeczy prawdopodobnie zajmowały mi tyle samo czasu. Zasugerowano mi, że zmiana miejsca mogłaby pomóc mi się skupić. Zgodziłem się na to z nadzieją, że to rozwiązanie rzeczywiście pomoże. Gdybym tylko mógł przejść przez napisanie i obronę pracy, wszystko zmieni się na lepsze.
Ale sprawy toczyły się coraz gorzej. Bez zaangażowania duszpasterskiego jako "ksiądz rezydent" bez żadnych regularnych obowiązków względem parafian, poczułem się samotny, odsunięty i odizolowany. Nie miałem przyjaciół.
Inni księża byli zapracowani i martwili się o to, aby nie odciągać mnie od pisania. Pomimo mojej samotności traktowałem każde spotkanie towarzyskie jako rozproszenie w stosunku do pisania pracy, które miało być moim podstawowym obowiązkiem. To jeszcze bardziej mnie odizolowało. Bardzo dużo spałem. Oglądałem zbyt dużo telewizji. Oglądanie pornografii przekształciło się w stały element każdego dnia. Cieszyłem się, kiedy miałem możliwość wyjścia z domu i odprawienia mszy świętej.
Ale potem nadchodził czas powrotu do pisania, które szło mi coraz wolniej i wolniej. Sam nigdy wcześniej nie doświadczyłem depresji, ale wiedziałem wystarczająco wiele, aby rozpoznać jej objawy.
Zacząłem chodzić do terapeuty. Być może te spotkania by mi pomogły, gdyby nie fakt, że nigdy nie przyznałem się do tego, że oglądam pornografię.
Wołając o pomoc
Nie upadłem na samo dno, ale byłem już na prostej drodze do ostatecznego upodlenia. Próbowałem ćwiczenia duchowego, którego nauczyłem się kiedyś. Zastanawiałem się w modlitwie: jeśli dzisiaj umrę, to czy jestem tym, kim chciałem być? Odpowiedź była jednoznacznie negatywna. Zdałem sobie sprawę, że nawet mniej izolujące otoczenie nie naprawi problemu, który leży głęboko u podstaw mojego złego stanu. Sprawy zaszły za daleko. Znałem innych księży, którzy przeszli intensywne programy terapii, i znalazłem taki program, co do którego myślałem, że mi pomoże. Teraz musiałem tylko znaleźć w sobie na tyle wolności, aby poprosić o pomoc.
Moja walka duchowa trwała. Wtedy, pewnego dnia, moje serce poruszyły słowa pieśni usłyszanej podczas mszy świętej. Okaż swoją wrażliwość. Nie martw się. Wyciągnij rękę do Boga w modlitwie. Pokój Boży będzie z Tobą. To było wezwanie do pełnej przejrzystości. Zdecydowałem się poprosić o pomoc. Aby całkiem nie stracić głowy, następnego dnia porozmawiałem z przyjaciółką. Poprosiłem przełożonych o zgodę na terapię, ale powiedziałem tylko, że chodzi o depresję. Potem jednak trzeba było wypełnić formularze i tam opowiedziałem całą moją historię, także tę o pornografii. Kiedy podzieliłem się moim sekretem, poczułem, że wraca moja wolność.
Było wystarczająco ciężko powiedzieć mojej rodzinie i znajomym, że mam depresję i z tego powodu opuszczam miasto. Dlatego nie powiedziałem im o pornografii. Byli w stanie zaakceptować depresję, ale nie byłem pewien, czy zrozumieją resztę. Ale moja przyjaciółka, ta, której opowiedziałem całą historię, była niewzruszona. "To nie jest tak szokujące, jak myślisz" - zapewniała. Pewnie miała rację. Ale w dalszym ciągu byłem w stanie powiedzieć całą prawdę tylko kilku osobom.
Wraz z innymi osobami o podobnych uzależnieniach zacząłem uczęszczać na spotkania dwunastu kroków. Nie byłem pewien, czy tam pasuję. Czasem wciąż nie jestem tego pewien. Wydawało mi się, że większość ludzi, którzy tam przychodzą, zaszła o wiele dalej i cierpiała o wiele bardziej niż ja. Nie byłem pewien, czy jestem uzależniony, ale byłem głęboko poruszony sposobem, w jaki oni przyznawali się do swojego uzależnienia, wpływu, jaki miało ono na ich życie, tego, co spowodowało, że do niego powracali i co robili - pozostając w kontakcie z innymi walczącymi, cierpiącymi i wspierającymi - aby być trzeźwymi i nie pozostawać pod kontrolą pożądania.
Cała przysłowiowa mądrość naszej kultury mającej obsesję na punkcje seksu, to, do czego ludzie są, a do czego nie są zdolni, i co uważa się za "normalne", mogłem wyrzucić do kosza. Odkryłem, że znajduję się w pokoju pełnym ludzi próbujących - wielu z nich z dużym powodzeniem - pozostać wiernymi czystości tak jak ja przyrzekałem, że będę.
Czy to naprawdę miało znaczenie, że nie zaszedłem tak daleko jak niektórzy? Moja przyjaciółka, od długiego czasu próbująca walczyć z alkoholizmem, powiedziała mi, że ona też na początku myślała, że nie pasuje do swojej grupy terapeutycznej. Ona też nie spadła na samo dno. "Ale pewnego dnia zdałam sobie sprawę - mówiła - że bez względu na to, jak się tam znalazłam, miałam tak samo przechlapane jak oni wszyscy".
Mój strach o to, że inni pomyślą, że moje problemy są nieważne lub że będą podejrzewać, że w jakiś sposób dalej zaprzeczam temu, że mam problem, stały się bezsensowne. Mogłem tylko być szczery na temat moich przeżyć i mojej sytuacji oraz zaufać innym, że spróbują mi pomóc i będą mnie wspierać.
Pierwszy krok naprzód
Pomogło mi, kiedy poproszono mnie o zrobienie "pierwszego kroku" - opowiedzenie wszystkim, w jaki sposób moje uzależnienie się pogłębiało. To dało mi jasne spojrzenie na to, w jaki sposób moje życie stało się niemożliwe do zniesienia. Może doszło do tego inaczej niż w przypadku innych osób, ale to nie zmienia faktu, że nie mogłem sobie poradzić. Pogratulowano mi mojej odwagi, ale czułem się bardzo niekomfortowo, przyjmując pochwały za coś, czego się wstydziłem.
Jeden ksiądz powiedział mi: "Kiedy widzę kogoś tak zdolnego jak ty, kto pada ofiarą tak wielkiego zła, to bardzo się denerwuję". To zdanie głęboko mnie poruszyło. Było jednocześnie zapewnieniem o mojej wartości i podkreśleniem tego, że pornografia jest złem. Od razu zrozumiałem, że ma rację. Pornografia jest zła o wiele bardziej niż zdawałem sobie z tego sprawę do tej pory.
Rozpoznanie tego, że pornografia jest złem, zmieniło moje podejście do tej kwestii, zwłaszcza kiedy przystępuję do spowiedzi. Nie myślę już o tym, jak przedstawić mój problem tak, aby wydawał się nieszkodliwy, nieważny. Ta spirala zła może być zatrzymana przez to, że rozpozna się jej siłę i poprosi o pomoc. Ja sam odpowiadam na to z większym miłosierdziem i z o wiele większą siłą. Poza konfesjonałem udało mi się także pomóc kilku innym osobom pokonać to zło w ich życiu. Wciąż nie jestem do końca pewien, jak to robić, ale myślę, że ten artykuł może być dobrym początkiem.
Jeśli chodzi o moją własną spowiedź, szansa na to, aby wrócić do pełni sakramentów, była tym, na co czekałem najbardziej. Mówię tak, odkąd rozpocząłem leczenie. Wciąż jednak odkładam to jeszcze na później. Wydaje mi się, że potrzebuję więcej czasu, aby być pewnym, że nie wrócę do moich nawyków. Ale z czasem, kiedy pozwalam sobie coraz bardziej okazać moją wrażliwość, zwłaszcza samemu sobie, i oddaję moje grzechy Bogu, wiem, że jedynym, co jest pewne, jest miłość i miłosierdzie. To, jak zdecydowałem, to znacznie więcej niż mi potrzeba.
Tydzień, w którym ujawniłem się z moim uzależnieniem, był też tygodniem, w którym przestałem sięgać po pornografię. Mam nadzieję, że na dobre. Rok później z łaską Bożą i pomocą innych oraz ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wciąż udaje mi się nie wracać do moich nawyków. Zniosłem swoje, jeśli chodzi o pokusy, ale teraz izolacja wywołana przez uzależnienie została zastąpiona przez grupę wsparcia, która dzięki Bogu, sprawia, że jest mi o wiele lżej i znacznie łatwiej odzyskiwać moją wolność.
Czasem, gdy jestem kuszony, dzwonię do kogoś. Czasem po prostu idę poszukać kogoś, z kim mógłbym porozmawiać. Mogę iść i pogadać z kimś o moich pokusach (z tymi, którzy wiedzą o moim uzależnieniu) albo o czymkolwiek innym. Ta relacja z inną osobą jest dla mnie niesamowicie ważna, nie tylko jeśli chodzi o mój problem z pornografią. Czasem muszę zmusić się do wykonania telefonu, chociaż wolałbym poradzić sobie z tym sam. Kiedy indziej znowu wyobrażam sobie siebie w otoczeniu wszystkich tych, na których mogę polegać w trudnych chwilach. Jeśli znowu się pogrążę, będę musiał im o tym powiedzieć.
I chociaż wiem, że oni byliby znacznie mniej rozczarowani niż ja sam, nie chcę zawieść ich ani Boga. I nie chcę znowu znaleźć się w tamtym złym miejscu. Nie lubiłem tego, kim wtedy byłem. Moje życie teraz nie jest idealne, ale jest znacznie lepiej. Moje życie modlitwy i moja relacja z Bogiem są teraz najlepsze od bardzo długiego czasu. Jestem otoczony ludźmi, którym pozwalam się o mnie troszczyć tak samo jak ja troszczę się o nich. Jestem wolny. Mogę usiąść po obu stronach kratki konfesjonału i nie czuć się tak wielkim oszustem, cieszyć się z miłosiernej łaski Boga nade mną - grzesznikiem i osobą uzależnioną.
>> Przeczytaj też komentarz: James Martin SJ "Celibat, księża i pornografia"
Skomentuj artykuł