Św. Jan Kanty - profesor Świętym!
Dwudziestego października wspominamy w Kościele św. Jana Kantego, profesora Akademii Krakowskiej. Jako naukowiec rozwijał nie tylko swój umysł, lecz posiadał także wrażliwe serce na ludzkie biedy.
W wieku 23 lat rozpoczął studia na Akademii Krakowskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał ok. 1421 roku. Po uzyskaniu tytułu magistra filozofii w 1418 roku, przez osiem lat uczył w Miechowie w szkole klasztornej, prowadzonej przez Bożogrobców. W 1429 roku powrócił do Krakowa obejmując katedrę filozofii a następnie, po odpowiednim przygotowaniu, prowadził również wykłady z teologii. W 1450 roku odbył pielgrzymkę do Rzymu.
Do historii przeszedł jako człowiek bardzo miłosierny i łagodny. Po zajęciach dydaktycznych odwiedzał chorych, organizował pomoc niezamożnym żakom, uczył ich wzajemnej solidarności. Jego przykład pociągał studentów do większej aktywności w społeczności akademickiej.
Święty Jan Kanty z wielkim talentem prowadził wykłady a także starał się wychowywać studentów, przede wszystkim przez osobisty przykład. Prowadził surowy tryb życia, często pościł i wiele się modlił. Można go było spotkać na ulicach Krakowa, jak szedł z tobołkiem ubrań przygotowanych dla potrzebujących.
Dzisiejszy patron był niezwykle pracowity, przepisał ręcznie 28 tomów, w sumie piętnaście tysięcy stron! Wszelkie przeciwności znosił z wielką pogodą ducha. Był też gorliwym duszpasterzem, z wielką gorliwością głosił kazania, czerpiąc natchnienie z Pisma Świętego. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej.
Papież Klemens XIII tak scharakteryzował jego postać: "W jego słowach i postępowaniu nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił. A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudzały niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie. Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie się długo modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie. Tak więc zawsze Boga tylko miał w sercu i na ustach".
Skomentuj artykuł