Mój chłopak uratował moją duszę. Oto sposób na piękną, chrześcijańską miłość
Moja historia zaczęła się około dwa lata temu, podczas, gdy mój były chłopak kombinował, jak tu tylko ze mną zerwać. Szybko wpadł na pomysł, by założyć konto na portalu randkowym.
Ja idąc jego śladami, chciałam zobaczyć, co tam na tym koncie ma i założyłam je sobie również. Związek już zdążył się rozpaść, ale ja zaplątana w myśli i emocje związane z tym wszystkim, co się wydarzyło, starałam się chociaż porozmawiać z kimś na tym portalu.
Nie wiedziałam, że to jest takie trudne. Padały przeróżne wiadomości od przeróżnych ludzi, a ja w jednym dniu usuwałam konto, a dwa dni później znowu je zakładałam, bo sama nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie wierzyłam w to, że poznam tam kogoś wartościowego, ale chciałam w jakiś sposób zająć swój czas, żeby nie myśleć zbyt wiele.
Minęło sporo czasu. Kolejne wiadomości, kolejni mężczyźni i wciąż ta sama myśl: "po co ja tu jestem?"
Pewnego dnia przerzucałam kolejne stosy zdjęć tracąc czas. W pewnej chwili napisał do mnie chłopak, którego zdjęcie niedawno polubiłam. Pisaliśmy chwilę, po czym poprosił o mój numer, jakby bał się, że zaraz usunę konto. Szybko umówiliśmy się na spotkanie.
Książę z bajki? Na pierwszym spotkaniu na pewno nie. Rozmawiało nam się fajnie, ale po spotkaniu pomyślałam, że jesteśmy zupełnie różni i że możemy się nie dogadać. Odległość między nami wynosiła 50km. Mogło być lepiej, ale i też gorzej.
Nie wiem co, ale jednak coś podkusiło mnie, żeby dalej się z nim spotykać i nie urywać kontaktu. Zauroczył mnie szybko. Zaraz na kolejnych spotkaniach odbyliśmy wiele poważnych rozmów o rodzinie, życiu, o sobie nawzajem.
Zauważyłam, że czas leci, a my rozmawiamy, rozmawiamy i rozmawiamy. 50km od domu. W nocy, w ciszy, przy gwiazdach. Po prostu siedzimy i rozmawiamy.
Na tematy banalne i poważne i wcale nie chce nam się rozstawać. Kryzys przyszedł szybko.
Podczas rozmów wyszły nasze dosyć duże różnice w sprawach religijnych. On - bardzo wierzący, ja - wychowana w rodzinie, która twierdzi, że wierzy, ale nie okazuje tego w żaden sposób. Nadszedł moment, kiedy On powiedział, że chyba nie będzie potrafił żyć z kobietą tak nastawioną do wiary, bo jest ona dla niego najważniejsza i chce partnerkę, która będzie z nim, a nie przeciwko niemu. W kwestiach wiary miałam spore braki, ale on zaczął je we mnie uzupełniać.
Z cierpliwością działał z moją upartą naturą i brnął, walcząc o moją poharataną duszę. Namówił mnie do spowiedzi, bo od sześciu lat nie byłam na to zdecydowana.
Było to dla mnie bardzo, BARDZO ciężkie, bo jak do tej pory nie żyłam po chrześcijańsku i nie wiedziałam, że wiele uczynków o których myślałam, że to nic takiego, były grzechami.
Ksiądz pokrzepił mnie i powiedział, żebym podziękowała chłopakowi za to wszystko i Bogu za to, że go spotkałam. Przeżyliśmy już bardzo dużo razem. Moja wiara przeszła na całkiem inny wymiar i wiem, że to Jego Bóg postawił na mojej drodze po to, żebym się nawróciła.
Moje poglądy zupełnie się zmieniły, a co najważniejsze trwamy w tym wszystkim RAZEM do dziś, a za miesiąc bierzemy ślub.
Dobrowolnie, świadomie będziemy ślubować sobie miłość przed Bogiem. Tym samym Bogiem, który wtedy złączył nasze drogi, bo tylko On mógł tak sprytnie to wymyślić.
Do dzisiaj nie jest idealnie, ale wszystkie problemy powierzamy Bogu i zawsze kończy się to dobrze. Wiem, że gdy tylko Bóg ma dla nas zapisaną jakąś drugą osobę, to choćby była całkiem inna, choćby mieszkała bardzo daleko i nawet gdybyśmy myśleli, że to jednak nie ta osoba, Pan i tak nas z nią połączy.
Trwajcie w wierze i nie poddawajcie się w miłości. Cuda zdarzają się każdego dnia, czy tego chcemy, czy nie.
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł