Pojechałem się bawić, a zostałem wolontariuszem [ŚWIADECTWO]

(fot. Maciej Biłas / foter.com / CC BY-NC 2.0)
Paweł Kwiatkowski

Do wyjazdu na Taizé skusiła go perspektywa spędzenia Sylwestra za granicą. Po dniu pełnym zwiedzania - tylko dlatego, że zabrakło mu pieniędzy - postanowił iść na modlitwę. Przez następną godzinę nie mógł zamknąć ust ze zdumienia.

Mam 17 lat i jadę z kolegami z liceum do Budapesztu. Nie chrześcijańskie spotkanie nas tu sprowadza, tylko Sylwester za granicą. Chodzimy sobie po mieście, pijemy piwo, włazimy na wzgórze Gellerta i rzucamy się śnieżkami. Wieczorem z braku pieniędzy na kawiarnię wybieramy się na modlitwę. Ktoś nam daje kartki ze śpiewami, ktoś pokazuje miejsce. Jestem trochę zdezorientowany, a po chwili zaczyna się wspólny śpiew. Teraz przez całą godzinę mam albo otwarte ze zdumienia usta, albo próbuję nieudolnie śpiewać z innymi. "Jezu, tyś jest światłością mej duszy" i to po francusku. Co to dla mnie znaczy, czy to w ogóle jest moje. Ale kiedy po modlitwie szukają ochotników do jakiejś prostej pracy, trochę się ciągle dziwiąc, podnoszę rękę, że też mogę pomóc. I trafiam na polską mszę, gdzie dostaję zadanie - zaprowadzić jednego z księży (a jest ich kilkuset) na miejsce, gdzie będzie udzielał Komunii Świętej. Przyjechałem pić piwo z kolegami, a zostałem (na razie kilkuminutowym) wolontariuszem.

Mam 22 lata i jadę na spotkanie do Stuttgartu jako wolontariusz. Razem z Kenem z Japonii, Andreasem z Berlina i br. Jean-Jacquesem z Taizé pracujemy w paper-roomie. Informatory dla pielgrzymów, śpiewniki, kartki z instrukcjami dla animatorów, wszystko się kłębi w kilkudziesięciu językach, a my to segregujemy, układamy, powielamy, rozdajemy i znowu segregujemy, układamy... Pracujemy w niewielkim pomieszczeniu, które było chyba magazynem na szczotki (tak sobie żartujemy). I wtedy brat Jean-Jacques mówi: "A może wprowadzimy tu trochę piękna?" Hm... piękno? Ale już po chwili nasza inwencja się budzi. Z kartek A-4  z oznaczeniami języków wyklejamy na ścianie misterny szlaczek, brat przynosi doniczkę z kwiatkiem, który stawiamy dumnie na środku stołu. I wprawdzie dalej segregujemy, powielamy..., ale każdy, kto wchodzi do nas, od razu się uśmiecha.

(fot. archiwum autora)

Mam 32 lata, jestem kilka miesięcy po ślubie i jadę z Adą (moją żoną) do Zagrzebia. Już nie mam szczególnych planów. Po prostu lubię pomodlić się wspólnie z ludźmi, którzy doprowadzili mnie do Pana Boga. Na miejscu zostajemy wysłani do parafii, w której wszystkim zajmują się dwie siostry, Tamara i Tara. Są przejęte i trochę osamotnione. Cóż, nie wszystko jest podane na tacy. Razem z innymi uczestnikami spotkania, którzy też właśnie przyjechali, rozdajemy zadania. Przydaje się doświadczenie z duszpasterstwa. Włosi, Polacy, Niemcy, Węgrzy - międzynarodowym angielskim ustalamy, co zaśpiewamy na porannej modlitwie, kto będzie czytać, kto rozpali świeczki. Pytamy księdza proboszcza o świeczki i dywan na podłogę w kościele. Chyba go zarażamy entuzjazmem, bo mówi: "Bierzcie, ile chcecie - ile potrzeba - dam kilkanaście dywanów, a świeczek - tysiące!". A w noc sylwestrową Fulvio z Mediolanu, w cywilu instruktor aerobiku wodnego, rozkręca w parafii taką zabawę ze wspólnymi tańcami dla pielgrzymów i rodzin, które nas przyjęły, że jeszcze dwa dni później bolą mnie wszystkie mięśnie. Na pożegnalnej mszy w parafii Tamara dziękuje wszystkim wzruszona. Z Bożą pomocą zrobiliśmy coś z niczego :)

Paweł Kwiatkowski mieszka we Wrocławiu. Pracuje jako sędzia.

***

Europejskie Spotkania Młodych Taizé odbywają się co roku na przełomie grudnia i stycznia w jednej z europejskich stolic. Przybywają na nie tysiące młodych ludzi. Przez wspólną modlitwę śpiewem i w ciszy, rozmowy z braćmi oraz wymianę myśli w małych grupach starają się pogłębiać wiarę i poszukiwać sensu własnego życia.

Zobacz krótki film o Europejskich Spotkaniach Młodych:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pojechałem się bawić, a zostałem wolontariuszem [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.