Tak to się zaczęło… – opowieść o początkach jezuitów
Dzisiaj, 5 listopada, obchodzimy uroczystość wszystkich świętych i błogosławionych Towarzystwa Jezusowego, czyli jezuitów. Przez prawie 500 lat wielu dostąpiło chwały ołtarzy. Jakie były początki Towarzystwa Jezusowego? Czego chcieli i jak żyli? Możemy się o tym przekonać czytając świadectwo jednego z nich, Szymona Rodriguesa, który po latach wspominał początki zakonu i o nich opowiedział. Papież Franciszek jest także jezuitą.
Siedmiu pierwszych Ojców trwało razem (bo pozostali jeszcze nie dołączyli do ich wspólnoty) i z każdym dniem ogarniało ich coraz gorętsze pragnienie i zapał do tego, aby zrealizować swoje postanowienie. Zaczęli się więc zastanawiać nad tym, kiedy – opuściwszy granice Paryża – będą już mogli podjąć działania, aby zacząć wprowadzać w czyn pragnienie swych serc.
Wielkie pragnienia – Jerozolima na horyzoncie
Jako że postanowili poświęcić się całkowicie zbawianiu bliźnich – jeśli Pan przywiódłby ich z powrotem z pielgrzymki do Jerozolimy – uznali za słuszne studiować teologię przez kolejne trzy lata i nie zmieniać niczego w zewnętrznym sposobie życia, lecz nadal żyć tak jak do tej pory. Uznali też, że rzecz tak poważną i trudną, a jednocześnie najeżoną wieloma przeszkodami, trzeba najpierw – przez czas jakiś – polecać Bogu.
Aby stawić czoła przeciwnościom i oprzeć się niebezpieczeństwom, które zazwyczaj się pojawiają, przed wyruszeniem dalej potrzebowali mocniejszego puklerza cnót. Po długiej dyskusji zdecydowali zatem, że – aby jeszcze bardziej umocnić się w swoim postanowieniu – zwiążą się wszyscy ślubem ubóstwa, czystości, a także podróży do Jerozolimy. Jeśli zaś Pan sprawi, że powrócą stamtąd, wtedy ze wszystkich swych sił będą pracować dla zbawienia bliźnich, zarówno wierzących, jak i niewierzących, poprzez głoszenie wszystkim słowa Bożego…
Aby usilniej praktykować ubóstwo i ewangeliczną doskonałość, pragnęli uwolnić się nawet od słusznych rzeczy, aby w miarę możliwości uniknąć oszczerstw i złośliwości heretyków, odbierając im możliwość twierdzenia, że Ojcowie działają jedynie pod pozorem pobożności, zaś głównym ich celem jest zysk, wzbogacenie się i zamożność. Ponieważ niektórzy z nich gorąco pragnęli zanieść światło ewangelicznej prawdy do niewierzących, zaczęli rozmawiać również o tym…
Pierwsze śluby na Montmartre w Paryżu
Takie były pierwsze zarysy naszego Towarzystwa. Ten ślub został złożony, o ile dobrze pamiętam, 15 sierpnia 1534 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, którą to Dziewicę wszyscy Ojcowie obrali sobie za opiekunkę w tej sprawie, wspomożycielkę i szczególną orędowniczkę u Jej Syna, Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Orędownikiem został obrany również św. Dionizy, męczennik, w którego sanktuarium śluby te złożono.
Postanowili, aby miejscem, w którym złożą te śluby, była kaplica św. Dionizego, znajdująca się w połowie drogi wiodącej na Wzgórze Męczenników (Montmartre), około tysiąca kroków od miasta, ustronna, wolna od wszelkich niepokojów i oddalona od ludzkiego zgiełku. Aby tym żarliwiej złożyć Bogu całopalną ofiarę z samych siebie, przygotowali się do tego, poszcząc, rozmyślając o rzeczach Bożych, pokutując za grzechy i umartwiając się na inne sposoby…
Nie było nikogo z zewnątrz, tylko Ojcowie. Ojciec Faber odprawił Mszę i zanim rozdał Komunię swoim Towarzyszom, odwrócił się do nich, trzymając Świętą Hostię w rękach. Oni klęczeli na posadzce, mając umysły skierowane ku Bogu, i każdy z nich po kolei złożył ślub tak głośno, że wszyscy mogli słyszeć. Następnie wszyscy razem przyjęli Komunię świętą. A Ojciec – odwróciwszy się ponownie do ołtarza – w podobny jak pozostali sposób, tuż przed przyjęciem Chleba dającego życie, wypowiedział słowa swoich ślubów tak wyraźnie i jasno, że wszyscy go słyszeli…
Kiedy ceremonia dobiegła końca, Ojcowie spędzili resztę dnia w pobliżu źródła (do którego, jak mówią, św. Dionizy przyniósł swoją własną głowę – po tym jak została odcięta – i zmył z niej tryskającą mocno krew). Znajduje się ono u stóp góry, naprzeciw tej małej kapliczki, w której złożyli swoje śluby. Z wielką radością i szczęściem rozmawiali wspólnie o tym wielkim pragnieniu służby Bożej, jakie w nich płonęło. W końcu, kiedy słońce już zachodziło, udali się do domu, chwaląc i wielbiąc Boga.
Jak nie stracić ducha?
Kiedy już Ojcowie zaczęli rozmawiać między sobą o wkroczeniu na tę drogę życia, uznali, że ich studiowaniu powinno towarzyszyć częste przystępowanie do sakramentów. A zatem w każdą niedzielę i w większe święta w ciągu roku po obmyciu z brudów swojego sumienia przyjmowali Ciało Chrystusa. Napomnieniami i przykładem życia nakłonili bardzo wielu studentów i wielu mieszkańców Paryża do przyjmowania sakramentów…, [a] nawet kiedy już opuścili Paryż, to pozostawili po sobie dobre wspomnienie mieszkańców, tęskniących za ponownym spotkaniem z nimi.
Szymon Rodrigues SJ, Opowieść o początkach Towarzystwa Jezusowego, Krótka i wierna relacja, Wydawnictwo WAM, 2022, s. 93-99. Tłum.: Wojciech Ziółek SJ.
Skomentuj artykuł