W małżeństwie nie chodzi o doskonałość
"Nieporozumienia zdarzają nam się nieustannie. Gdybyśmy się czasem nie pokłócili, to byśmy się nie dogadali" - o prowadzeniu dialogu w małżeństwie mówią Zosia i Maciek Matejewscy.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Kiedy się ostatnio pokłóciliście?
Maciek: Wczoraj? Wydaje mi się, że takie mikrokłótnie zdarzają nam się cały czas. Uczucie jakiegoś odseparowania, wzajemne pretensje, żale, praktycznie zdarzają się kilka razy dziennie. Ale nie wiem, kiedy się ostatnio ostro pokłóciliśmy - tak żeby na siebie na przykład krzyczeć.
Zosia: Albo żeby trzasnąć drzwiami.
Maciek: Albo żeby trzasnąć drzwiami... Nie, nie pamiętam, kiedy. To się oczywiście zdarza, ale bardzo rzadko. Oboje mamy w sobie coś takiego, że nie jesteśmy w stanie długo boczyć się na siebie.
Zosia: Natomiast drobne sprzeczki pojawiają się szybko i często, ale też szybko mijają.
Maciek: To znaczy, nie mijają same z siebie. Tak nam jest z tym źle, że zaraz próbujemy ze sobą rozmawiać, zaraz się uśmiechamy, zaraz ktoś kogoś przeprasza.
Zosia: Trzymamy się zasady, żeby nie chodzić spać niepogodzeni.
OK. Więc kiedy (śmiech)?
Maciek (do Zosi): Właśnie, kiedy nam się ostatnio zdarzyła jakaś taka poważniejsza kłótnia? Szczerze mówiąc, to raczej było to miesiące temu. Dobrze mówię?
Zosia: No tak. Tylko, że wiesz - jakoś ostatnio mamy dużo przegadanych takich rzeczy, które wcześniej były problemem.
Co wam pomaga unikać kłótni?
Maciek: Niewątpliwie praktykowanie dialogu oraz odświeżanie sobie tego tematu zasad rozmowy. Z racji naszej działalności w ruchu Małżeńskie Drogi regularnie wracamy do tego tematu i do tych zasad. A wbrew pozorom nie wystarczy ich raz poznać czy nawet się z nimi zgodzić. Bardzo łatwo się o nich zapomina. Mam na myśli te proste zasady: żeby uważnie słuchać, żeby nie szukać zwycięstwa w dyskusji, a mówiąc - starać się dzielić uczuciami.
Zosia: Albo żeby nie rywalizować ani nie udzielać pochopnych rad.
Maciek: To wszystko są rzeczy, o których wiemy, ale bardzo trudno jest o nich pamiętać w codziennych rozmowach, w codziennych sytuacjach. Dlatego rzeczywiście jest tak, że ten czas na spotkanie, o którym pisze papież Franciszek w adhortacji, jest bardzo potrzebny.
W momencie, w którym sobie przeznaczymy ten czas na rozmowę, to automatycznie przychodzi mi na myśl: "kurczę, jak to było z tym dialogiem?". Jeśli nie będziemy wydzielać sobie tego specjalnego czasu, to na co dzień będzie nam łatwo o ty zapomnieć.
Praktyka Regularne praktykowanie dialogu sprawia, że kiedy pojawia się między nami sytuacja konfliktowa, szybko się opamiętujemy. Ale nie zawsze tak było, zwłaszcza na początku małżeństwa łatwo wpędzaliśmy się w kłótnie. Zasad dialogu uczyliśmy się jeszcze przed ślubem i wciąż się ich uczymy. O dobry dialog trzeba walczyć. Teraz, 7 lat po ślubie, widzimy owoce tej pracy.
W takim razie kłótnie nie są czymś strasznym dla związku. Mogą się zdarzać i nie trzeba się ich bać? Czy raczej to jest coś, czego każde małżeństwo powinno unikać?
Zosia: Panuje takie przekonanie, że małżeństwo powinno być zgodne, a kiedy pojawiają się problemy, to uważa się, że coś jest z tym małżeństwem nie tak. Ale obserwując swoich rodziców, nauczyliśmy się, że kłótnie się zdarzają, lecz nie muszą prowadzić do rozpadu związku. Widzieliśmy, że takie trudniejsze momenty są czymś, co do małżeństwa po prostu należy. Kłótnie są wprawdzie nieuniknione, ale chodzi o to, by szukać porozumienia.
Maciek: Ja widzę to tak, jak sprawę grzechu. Jestem grzesznikiem i trudno oczekiwać, że nigdy nie zgrzeszę. Przeświadczenie o tym, że mój grzech to koniec świata, doprowadziłoby do nienawiści wobec samego siebie… Byłby to brak miłosierdzia względem siebie, a zarazem brak wiary w Miłosierdzie Boże. Mam wprawdzie dążyć do doskonałości, ale nie jestem doskonały.
Tak samo - wiem, że nasze małżeństwo nie jest idealne, nie mogę więc go przekreślać, kiedy zauważam w nim niedoskonałości. Tu jest przestrzeń na to, żeby obdarzać się wzajemnie miłosierdziem.
OK. Jak zatem radzić sobie w momencie kłótni?
Zosia: Po pierwsze, trzeba pamiętać, że konflikty się mogą zdarzać, bo jesteśmy różni. Trzeba szukać zgody w tej różnorodności.
Maciek: Tak. Zawsze będziemy upadać w jakimś niezrozumieniu - tego nie unikniemy. To tak, jak z powstawaniem z grzechu - kluczowe są: nadzieja, wytrwałość, praca nad sobą.
Zosia: To druga sprawa - bardzo ważna jest właśnie chęć poprawy. Trzeba mieć taką postawę, która dąży do tego, żeby się ostatecznie dogadać. Inaczej mówiąc - musi być wola komunikacji z mojej strony, bo inaczej możemy się zapędzić w takim oskarżaniu się nawzajem. Nasze rozmowy bardzo szybko mogą stać się wymianą nieprzyjemnych, raniących słów...
Maciek: Po trzecie, pamiętajmy że nie jesteśmy robotami. Roboty byłyby zdolne wymieniać się informacjami całkowicie bez emocji i na tym poziomie informacji dojść do porozumienia. My nie jesteśmy w stanie tak funkcjonować. Jesteśmy ludźmi, którymi targają emocje, którzy popełniają błędy, mają niedoskonałości, swój bagaż doświadczeń, swoje rany... I tarcia są nieuniknione, ale przełamywanie się, stawanie ponad tym - to jest to, na czym polega miłość.
A roboty nie są zdolne do miłości, nie mogą sobie nic dać, nie mogą siebie przełamać dla drugiej osoby. Miłość to postawa ofiarności.
Na czym dokładnie polega ta postawa?
Maciek: Polega na tym, żeby mieć tę myśl, że to nie jest tak, że ja jestem doskonały i tą doskonałość daje drugiej osobie.
Jakby w moim związku nie było kłótni, to ja bym nie powiedział, że jesteśmy dogadani. Brak kłótni oznacza raczej, że coś ukrywamy, że coś jest nie tak. Jeśli się nie pojawiają jakieś tarcia między nami, to znaczy że już nie żyjemy ze sobą, a najwyżej obok siebie... Że nie mamy żywej relacji, już się nie obchodzimy, jesteśmy odwróceni do siebie plecami.
Zatem kłótnia jest czasem po prostu potrzebna.
Maciek: Kłótnia jest objawem życia, życia tu na ziemi, które nie jest i nie może być doskonałe. I dzięki niej, dzięki tym ranom, dzięki tarciom, możemy zmieniać się na lepsze. Kłótnia może być wartościową szkołą rozwoju, drogą do doskonałości i do świętości. A to jest to, do czego jesteśmy powołani.
Co to znaczy świętość, doskonałość? Wcześniej mówiliście, że nie możemy jej oczekiwać w małżeństwie.
Zosia: Bo nie chodzi o absolutną doskonałość tu i teraz, tylko o dążenie do niej. Ja na przykład często potępiałam Maćka za coś, co mi się w nim nie podobało. Dążenie do doskonałości oznacza dla mnie pracę nad zmianą tej postawy - by lepiej go zrozumieć, wysłuchać, by być dla niego bardziej cierpliwa.
Maciek: A ja dawałem Zosi wiele okazji do ćwiczenia się w cierpliwości względem mnie... Jeszcze do niedawna niszczyłem naszą relację, nasze życie, nasze małżeństwo, oddając się uzależnieniu od internetu.
I moja postawa doprowadziła nas do ostrych kłótni. Na szczęście Zosia nie popadła w ciche współuzależnienie, tylko walczyła ostro ze mną - o mnie. O nas. A pomógł nam nie tylko dialog, ale też wcześniejsze kłótnie, łzy, trzaskanie drzwiami.
Kłótnia była sposobem na otrzeźwienie, bo naprawdę ostre spięcia między nami widzę z perspektywy czasu jako jeden z naprawdę ważnych czynników, które poprowadziły mnie w kierunku zdrowienia.
Kłótnia była momentem przełomowym, ale nie zatraciliśmy się w niej, o co przecież nietrudno. Kłótnia, zwłaszcza jeśli towarzyszy poważnym problemom, pozostawiona sama sobie, może być bardzo destrukcyjna. Nam się udało tej destrukcji uniknąć, w czym widzę działanie Ducha Świętego. Mam na myśli głęboko zakorzenione przeświadczenie o nierozerwalności małżeńskiej, które miałem mimo zaślepienia w uzależnieniu. Przekonanie o byciu z Zosią do śmierci było ponad wszystkim i kiedy dostrzegłem w jej oczach bezsilność, to wreszcie zacząłem szukać pomocy. No i zacząłem od Boga, a potem przez Boga do ludzi, i tę pomoc znalazłem.
Dlaczego potrzebne są te wszystkie poświęcenia? Mówicie, że pogłębianie kłótni, wzajemna agresja i złośliwości są łatwiejsze.
Zosia: Może dlatego, że naszym zadaniem jest, abyśmy pomagali sobie nawzajem być coraz lepszymi ludźmi.
Maciek: Nasze poświęcenie wynika stąd, że widzimy w małżeństwie, w byciu razem, w byciu coraz bliżej siebie ogromną wartość. To jest nasze powołanie.
Wprawdzie przydarzyło nam się tak, że myśmy to powołanie do bycia dla siebie nawzajem tak całkiem rozeznali, gdy byliśmy już w małżeństwie. To było dla mnie ogromnym przeżyciem... i zaskoczeniem. Odkryłem to na rekolekcjach ignacjańskich.
Zosia przeżyła potem dokładnie to samo. To było ogromne uświadomienie sobie czegoś, co jest na wyciągniecie ręki, a na co się na co dzień nie patrzy. Szukałem swojej drogi, swojego powołania, a nie dostrzegałem, że moim największym powołaniem jest moja żona, moje małżeństwo. Bo skoro jestem powołany do świętości, jeśli jestem powołany do zmieniania świata na lepsze, to muszę dbać najpierw o ten świat najbliżej mnie - o nasz związek.
Jak zmieniać go na lepsze?
Maciek: Zaczynając od siebie. Od pogłębiania relacji z Bogiem, z najbliższymi, z innymi ludźmi. Pragnąć dobra i czynić je, dawać siebie innym. Myślę, że od jakiegoś czasu to się udaje rzeczywiście, choć nie jest łatwe i wymaga codziennej pracy, bo się różnimy. Ale jeśli moim celem jest świętość, to mogę zmieniać świat na lepsze i chcę to robić, żeby być szczęśliwy.
I to jest istotne, że pierwszym "sposobem" jest moja żona: dbanie o nasze małżeństwo i naszą więź. No i można mieć przy tym mnóstwo radości. To jest to, czego ja doświadczam. Mija 7 lat naszego małżeństwa, a ja najbardziej w swoim życiu kocham swoją żonę i już się nie mogę doczekać, jak będę kochać ją jeszcze bardziej.
* * *
Zofia i Maciej Matejewscy (ur. 1985 i 1984) są małżeństwem od 2009 roku. Od kilku lat jako członkowie ruchu Małżeńskie Drogi współprowadzą rekolekcje dla małżeństw i kursy dla narzeczonych. Mieszkają w Warszawie.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Prowadzi projekt "Przyjąć przybysza".
Skomentuj artykuł