Dlaczego wciąż mi się nie udaje?

Dlaczego wciąż mi się nie udaje?
(fot. shutterstock.com)
José Antonio Marina / slo

Porażki w miłości mają miejsce bardzo często i zwykle bywają bolesne, dlatego więc dobrze jest wiedzieć, jakie mogą być ich przyczyny.

Zwykło się uważać, że emocje są jedną z głównych przyczyn porażek inteligencji. Mówimy o uczuciowym zaślepieniu. Wściekłość to krótkotrwały napad szaleństwa, miłość również.

Kiedy coś nagle wyprowadza nas z równowagi, doświadczamy jakby krótkiego spięcia. Z uwagi na moc, z jaką namiętności absorbują nas i zakłócają normalne działanie, ataraxia lub apatheia - zniesienie wszelkich pragnień - mogłyby się jawić jako warunek konieczny dla racjonalnego użytkowania inteligencji. Ale wiadomo już, że to nieprawda. Nawet buddysta ściśle przestrzegający reguły, który dokłada wszelkich starań, żeby wyzbyć się jakichkolwiek pragnień, działa pod wpływem głębokiego pragnienia zniesienia wszelkiego bólu. Uczucia mają istotny wpływ na poznanie, ale również poznanie wywiera wpływ na uczucia.

Okazuje się bowiem, że świadome działanie ma początek właśnie w krainie uczuć. Od Hume'a po Plutchnika, wszystkie traktaty na temat uczuć zdominowane są przez ten pogląd: nasza inteligencja jest na służbie emocji.

Antonio Damasio, jeden z najbardziej błyskotliwych współczesnych neurologów, dowiódł w sposób przekonujący, iż nie ma bezpośredniej łączności pomiędzy rozumowaniem i działaniem. Spróbuję przedstawić uproszczony schemat budowli, jaką stanowi ludzki mózg. Otóż w lochach, w podziemiach mózgu, mieści się obszar limbiczny - siedziba naszego świata emocji. Obszar ten składa się ze struktur bardzo starych z punktu widzenia ewolucji oraz niezwykle upartych w działaniu. Tworzą one coś w rodzaju paleomózgu. Z kolei kora mózgowa, młodziutka i błyskotliwa, kieruje funkcjami poznawczymi, językowymi oraz logicznymi. Na najwyższym piętrze naszej budowli znajdują się płaty czołowe - to tutaj zamieszkują zdolności planowania, podejmowania decyzji i dyrygowania całym tym kramem. Obszar płatów czołowych bezpośrednio i bardzo mocno połączony jest ze sferą emocji. Potężne szlaki komunikacyjne złożone z neuronów łączą płat czołowy z obszarem limbicznym. Znacznie upraszczając - łączą one rozum z emocjami.

Damasio dowiódł, że kiedy połączenia te ulegają zniszczeniu, na przykład w wyniku wypadku lub operacji usunięcia znajdującego się w tym obszarze guza, ma miejsce zupełnie wyjątkowe zjawisko: pacjent zachowuje zdolność logicznego rozumowania, rozwiązuje bez żadnego problemu testy badające poziom inteligencji, traci natomiast całkowicie zdolność do podejmowania decyzji. Wplątuje się tak głęboko w niemające końca wewnętrzne dyskusje na temat wszelkich możliwych za i przeciw każdego z ewentualnych rozwiązań, że całkowicie go to paraliżuje. Steven Pinker* opisuje przypadek młodego człowieka, który spędzał całe godziny pod prysznicem, nie mogąc się zdecydować, czy wystarczająco spłukał już z siebie mydło. Wygląda więc na to, że bez uczuciowego "kopa" rozum uległby wycieńczeniu w efekcie niekończących się rozważań.

Krótko mówiąc, prawdziwa inteligencja - ta, która prowadzi do działania - jest mieszaniną wiedzy i uczuć. Wiedza (poznanie) odnosi się do sfery faktów, uczucia zaś do sfery wartości. A my nieuchronnie żyjemy w połowie drogi między jedną a drugą sferą.

Tak więc nie istnieje z jednej strony inteligencja poznawcza, a z drugiej - inteligencja emocjonalna. Jak już powiedział zaskakujący często Arystoteles, jesteśmy orexis noetikos lub nous orektikos. Jesteśmy intelektualnymi pragnieniami lub pragnącymi intelektami. To skrzyżowanie pozwoli nam na rozróżnienie uczuć inteligentnych i uczuć głupich.

W tak dziś modnej teorii inteligencji emocjonalnej, zapoczątkowanej przez Petera Saloveya i skutecznie wypromowanej przez Daniela Golemana, wyróżnia się pięć podstawowych kompetencji:

  1. umiejętność rozpoznawania własnych stanów emocjonalnych,
  2. umiejętność kontrolowania emocji,
  3. zdolność do motywowania samego siebie,
  4. umiejętność rozpoznawania stanów emocjonalnych u innych osób,
  5. sprawowanie kontroli nad związkami, jakie łączą człowieka z innymi ludźmi.

Wspomniani autorzy wykorzystują w swojej teorii dwie klasyczne sentencje: poznaj samego siebie oraz nie pozwól, by namiętności zawładnęły twoją duszą. W myśl starej platońskiej przypowieści, rozum jest woźnicą powożącym rydwanem, do którego zaprzęgnięte są porywcze i niesforne rumaki - nasze namiętności.

Spinoza, skrupulatny Żyd i szlifierz soczewek z zawodu, to inny sławetny prekursor inteligencji emocjonalnej. Według niego naszym ocaleniem jest poddanie namiętności prawom rozumu. Nie dziwię się, że Freud zafascynowany był jego teoriami. Również on był przekonany, że wiedza pozwala skutecznie rozbroić ukryte w naszych sercach miny. Oczywiście, zgadzam się z nimi oboma: emocje stają się irracjonalne, kiedy udaje im się zawładnąć nie tylko sercem, ale również umysłem człowieka. Myślę jednak, że geografia naszych uczuć zasługuje na dużo dokładniejszą mapę.

Długą listę stanów afektywnych doświadczanych przez człowieka podzielić można na trzy grupy. Są to: impulsy, uczucia oraz przywiązania. Warto zapamiętać ten podział, jeżeli chce się przeprowadzić analizę własnego życia osobistego, unikając przy tym większych pomyłek, a co za tym idzie, nie narażając się na dotkliwe i być może nieodwracalne szkody.

Na poziomie impulsów umieścić należy wszelkie pragnienia, potrzeby, skłonności, pobudki do działania. To tutaj ma swój początek świat motywacji - dynamiki prowadzącej człowieka ku wartościom pozytywnym i oddalającej go od tych negatywnych. "Pożądanie (cupiditas) jest samą istotą człowieka", stwierdził Spinoza. Głód, pragnienie, seks, żądza władzy, potrzeba bycia kochanym czy ciekawość należą do tego właśnie podstawowego poziomu. Nie wszyscy pragniemy tego samego i nie wszyscy pragniemy w ten sam sposób.

Następny poziom to uczucia, czyli uświadomiony bilans sytuacji, w jakiej się znajdujemy; to potwierdzenie tego, jak prosperują nasze pragnienia i projekty w konfrontacji z rzeczywistością. Zadowolenie, spokój czy wesołość wskazują, że osiągamy wyznaczone sobie cele. Uczucie strachu mówi nam, że spełnienie naszych oczekiwań jest zagrożone, wściekłość - iż blokuje je jakaś powodująca wzburzenie przeszkoda, uczucie smutku zaś jest konstatacją straty. Rozczarowanie lub frustracja informują nas, że nie spełniły się nasze nadzieje. Rozpacz daje nam znać, że nie mamy szans na ich spełnienie. Doznania estetyczne, pasja twórcza, wzruszenie, jakiego doznajemy pod wpływem muzyki, prawdopodobnie również żarliwa pobożność - to wszystko uczucia, które sygnalizują istnienie wielkich wrodzonych oczekiwań. Pokazują nam, że przy ich pomocy spełnia się jakieś głębokie ludzkie pragnienie. Dlatego we wszystkich kulturach, zawsze i wszędzie, powstają utwory muzyczne, poezja, obrazy czy religie.

Trzeci poziom składa się z tak zwanych przywiązań. Przywiązanie to bardzo silna więź psychologiczna łącząca jednostkę z inną osobą lub z określonym rodzajem doświadczeń czy przedmiotów. Przywiązanie dziecka do matki, nawyki, nałogi, uwarunkowania, różnego rodzaju zależności, zwyczaje, miłość, nienawiść - wszystko, co psychoanalitycy nazywają związkami przedmiotowymi - to zjawiska, które należą lub należeć mogą do tego właśnie typu. Czasem nie jesteśmy świadomi istnienia takiej właśnie więzi. Analizując doświadczenie żałoby, spotkałem się z oczywistym choć trudnym do wytłumaczenia przykładem. W przypadku źle dobranych, nieszczęśliwych małżeństw można by się spodziewać, że śmierć jednego z małżonków będzie się wiązała z poczuciem wyzwolenia u drugiego partnera; mimo to jednak dzieje się zwykle zupełnie inaczej i pozostałą przy życiu osobę ogarnia wielki smutek i poczucie bezradności. Zerwana tu została właśnie nić przywiązania, która w tym przypadku nie ma absolutnie nic wspólnego z miłością czy wiernością - jest to związek oznaczający pewną życiową zależność. Ktoś przez lata narzekał na jakieś konkretne zachowanie swojego małżonka, a teraz brak mu właśnie tego. Stracił bowiem życiowy cel, którym było przetrwanie w nieprzyjaznych dla siebie warunkach.

Pierwszym rodzajem porażki inteligencji uczuciowej może być pomylenie uczuć. Swego czasu przerabiałem z moimi najmłodszymi uczniami, znajdującymi się w pełni emocjonalnego zamętu tak charakterystycznego dla wieku dojrzewania, lekcję pod tytułem "Po czym możemy poznać, że jesteśmy zakochani?". Pytanie to zwykło wywoływać w pierwszej chwili nerwowe chichoty nastolatków, które jednak cichną, w miarę jak chłopcy i dziewczęta zdają sobie sprawę z tego, jak trudno jest na nie odpowiedzieć. Pierwsza odpowiedź -"przecież to widać" - naturalnie odpada natychmiast pod ogniem najbardziej elementarnej krytyki.

Według Prousta, to ból nieobecności objawia mu głębię uczuć. Autor jednak nie mówi, jakie uczucia ma na myśli. W jego przypadku może chodzić o zniknięcie czegoś, do czego był przyzwyczajony, o zmianę ustalonych nawyków, zranioną próżność, stratę czegoś, co odczuwał jako własność, o jakieś nieostre poczucie niepewności - wszystkie te stany emocjonalne są potencjalnymi składnikami miłości, pozostają jednak dwuznaczne, gdyż równie dobrze mogą towarzyszyć innym uczuciom, z nienawiścią włącznie.

Mówię tu o miłości, gdyż jest to uczucie, które warto dogłębnie przeanalizować, bowiem bywa ono powodem różnych ważkich i często drastycznych decyzji. Porażki w miłości mają miejsce bardzo często i zwykle bywają bolesne, dlatego więc dobrze jest wiedzieć, jakie mogą być ich przyczyny. Możemy wyróżnić dwie ewidentne:

1) to, co się czuło, nie było miłością;

2) to była miłość, ale się skończyła.

Obydwa przypadki zasługują na dokładne rozpatrzenie.

Miłość to zasadniczo rodzaj pragnienia i istnieje tyle rodzajów miłości, ile przedmiotów pragnień. Pieniądze, sława, ciało, druga osoba, dzieci, ojczyzna, ja sam, Bóg. Najszlachetniejszą formę miłości możemy zdefiniować jako pragnienie szczęścia drugiej osoby. Ale jest to pragnienie i jako takie łatwo je pomylić z innymi pragnieniami. Kiedy byłem nastolatkiem, wpadła mi w ręce powieść Stefana Zweiga zatytułowana "Niecierpliwość serca," ukazująca tragiczną historię pewnej pomyłki, która stanowiła potwierdzenie tego, jak łatwo jest wziąć za miłość pragnienie udzielenia komuś pomocy, chęć ulżenia bólowi drugiej osoby lub uratowania jej. Również próżność, czyli przesadne pragnienie bycia chwalonym, stwarza tego typu pomyłki. Wzajemne pochwały są częścią każdej strategii miłosnych zalotów. Ale to, co wygląda na miłość, może być jedynie zaspokojeniem czyjejś próżności. Miłosne podniecenie można również pomylić z podnieceniem łowieckim. Chęć zdobycia czegoś, żądza podboju - to bardzo silne pragnienia, choć niekoniecznie związane z miłością. Wyżej wymienione przykłady posłużyły nam do zilustrowania pierwszej przyczyny miłosnych porażek: przekonania, że było miłością coś, co w rzeczywistości nią nie było.

Żeby wyjaśnić przyczynę drugą - "to była miłość, ale się skończyła" - warto wrócić raz jeszcze do rozróżnienia pomiędzy pragnieniami a uczuciami. Miłość jest pragnieniem, a wiele pragnień posiada datę ważności, np. pragnienie zdobycia kogoś. Gdy tylko zostaje zaspokojone, znika.

I nie ma na to rady. Coś podobnego dzieje się z pożądaniem seksualnym, gdy nie towarzyszy mu nic innego. Fizyczne przyzwyczajenie znacznie osłabia poziom podniecenia. Jak mawiał hiszpański humorysta Tono: "Ciało ludzkie to cztery elementy na krzyż i na tym koniec". Natomiast człowiek, jako odrębna istota, nie ma końca. Dlatego też, kiedy wyraża się poprzez swoje ciało, może sprawić, że i ono stanie się nieskończone. Prawdziwy erotyzm to kwestia w najwyższym stopniu duchowa.

Erotyczne uniesienia szybko ulegną wypaleniu, jeżeli towarzyszą im jedynie nieprzyjemne uczucia. Niepokój, znudzenie, zazdrość, strach - uczucia te czynią pożądanie coraz wątlejszym. Chociaż czasem mogą je ożywić, gdyż, jak powiada Wirginia Woolf, "ludzie lubią czuć, czuć cokolwiek". Niczego innego człowiek nie obawia się tak bardzo, jak uczuciowego znieczulenia. Często wolimy piekło od czyśćca. Jeśli tyle związków trwa, smażąc się na wolnym lub na całkiem nawet żywym ogniu tego typu emocjonalnego piekiełka, to tylko dlatego, że - w większości przypadków - związki te przekształciły się już w nawyk, łącząc partnerów nierozerwalnym węzłem przywiązania. Nałóg to rzecz straszna, ale zespół abstynencyjny jest jeszcze straszniejszy.

Szczególnym przypadkiem miłości,  jest miłość rodzicielska. Według Eibla-Eibesfeldta**, to wraz z nią pojawia się na świecie szczodrze darzące cieniem drzewo bezinteresownej miłości. Miłość rodzicielska to podstawowy rodzaj przywiązania, które nie zanika nawet wtedy, gdy uporczywie towarzyszą mu różne bolesne uczucia.

Czasem tego typu więź przyzwyczajenia prowadzi do skrajnie destrukcyjnych pomyłek. Przytoczę tu przypadek opisany przez Waltera Riso, latynoskiego psychoterapeutę - przypadek, którego prymitywizm jest patetycznie pouczający. Jedna z jego pacjentek w następujący sposób opisuje swój "miłosny związek":

Jesteśmy narzeczonymi od dwunastu lat, ale powoli zaczynam mieć już trochę dość... Nie chodzi o to, że to już tak długo trwa, tylko o to, jak on mnie traktuje... Nie, nie bije mnie, ale nie traktuje mnie najlepiej... Mówi mi, że jestem brzydka, że brzydzi się mną, że brzydzą go moje zęby, że z ust pachnie mi... (płacz)... przepraszam, ale aż wstyd mi to powiedzieć... że z ust pachnie mi zgnilizną... Kiedy jesteśmy w jakimś miejscu publicznym, każe mi iść kilka kroków przed sobą, żeby nikt nas razem nie zobaczył, bo wstydzi się mnie... Kiedy daję mu w prezencie coś, co mu się nie podoba, wrzeszczy "ty idiotko", "ty debilko" i niszczy prezent albo z wściekłością wyrzuca go do śmieci. Zawsze wszystko to moja wina. Kilka dni temu zaniosłam mu kawałek tortu i wydał mu się za mały - rzucił go na podłogę i podeptał... A ja się rozpłakałam... Zwyzywał mnie i wyrzucił z domu, krzycząc, że nawet kawałka tortu nie umiem kupić... Ale najgorzej jest w łóżku... Moje pieszczoty budzą w nim odrazę, nie daje się objąć... nie mówię już o całowaniu... Jak tylko kończy stosunek, wstaje natychmiast i idzie się umyć... (płacz)... I mówi mi, że to po to, żebym przypadkiem go czymś nie zaraziła. Że najgorsze, co by mu się mogło stać, to czymś się ode mnie zarazić...

Skargi tej nieszczęsnej kobiety mają moc niektórych opowiadań Borgesa. Na podstawie tego opisu można sobie wyobrazić cały horror egzystencji. Na pytanie psychologa: "dlaczego nie odeszła Pani od niego?", kobieta odpowiada trochę ze smutkiem, a trochę z nadzieją: "przecież ja go kocham... Ale Pan mi pomoże się odkochać, prawda, panie doktorze?".

Wiele niesłusznych przekonań rozpowszechniło obraz miłości jako nałogu - obraz bardzo niemądry, bardzo mało inteligentny.

Uczucia to jedynie doznania, które informują nas o tym, co dzieje się z naszymi projektami i pragnieniami w konfrontacji z rzeczywistością. Przestają pełnić tę funkcję, kiedy informują o sytuacji w sposób pokrętny lub fałszywy, kiedy wyolbrzymiają nasze obawy i strach, kiedy każą nam brać podarunki za coś obraźliwego, cieszyć się czymś, co w rzeczywistości nas niszczy, kiedy sprawiają, że czujemy się zagrożeni, kiedy jesteśmy kochani, lub zadowoleni, kiedy jesteśmy poniżani.

Struktura uczuciowa danej osoby - to co nazywamy stylem uczuciowym - może dramatycznie wpłynąć na jej dopasowanie do rzeczywistości. W niektórych przypadkach mamy do czynienia z ewidentnie patologicznym stylem uczuciowym, który należałoby włączyć do kategorii inteligencji uszkodzonych. Istnieje patologiczna depresja i patologiczny strach. Ale w niektórych przypadkach stany te nie są zdeterminowane żadnym elementem natury biologicznej - są wynikiem szczególnej historii życiowej danej osoby. Nasza inteligencja - to narzędzie pomagające nam w trudnych sytuacjach - zarzucona zostaje uczuciami, z którymi nie może sobie poradzić. Nasz uczuciowy styl może być depresyjny, skłonny do gniewu, egzaltowany, melancholijny, pozbawiony woli, optymistyczny lub pesymistyczny, otwarty i kochający lub zamknięty i nastroszony. Znaczy to, że takimi właśnie uczuciami reagujemy na wiele życiowych sytuacji. Są to uczuciowe szablony, niedające się ruszyć bryły, stanowiące część naszej osobowości. Interpretują rzeczywistość. Nie kłamią całkowicie, ale również nie są całkiem obiektywne.

Istnieją rodzaje osobowości, które wydają się nie mieć predyspozycji do szczęścia: obdarzeni nią ludzie w każdym wyboju na drodze widzą wielką przepaść, a w każdym rozczarowaniu - tragedię. Zmęczenie wszystkimi złudzeniami i wszystkim, co obejmują złudzenia - ich utratą, nieprzydatnością, przeczuciem zmęczenia tym, że trzeba je było mieć po to, aby je stracić; smutkiem, że się miało złudzenia, intelektualnym wstydem, że się je miało, wiedząc przy tym, że czeka je taki koniec.

W prawdziwym życiu, nie tym książkowym, któż nie woli radości od smutku, spokoju od lęku, dobrego nastroju od depresji, entuzjazmu od melancholii, miłości od zazdrości, szlachetności od nienawiści, odwagi od tchórzostwa? Niestety, w wieku dorosłym nasz styl uczuciowy jest już ukształtowany i stanowi twarde jądro naszej osobowości. Jednym słowem, nie wszyscy mamy taką samą zdolność do bycia szczęśliwymi.

Wiecej w książce: Porażka inteligencji, czyli głupota w teorii i praktyce - José Antonio Marina


Dlaczego wciąż mi się nie udaje? - zdjęcie w treści artykułu

Porażka inteligencji, czyli głupota w teorii i praktyce - José Antonio Marina

Czym naprawdę jest inteligencja? Kiedy odnosi triumf, a co oznacza dla niej porażkę? Jakie są jej moralne odcienie?

W tych trzech pytaniach, znajdujących się na odwrocie książki, zawarto jej istotę. Hiszpański filozof - Jose Antonio Marina - w swoim dziele literackim stara się bowiem wyjść na przeciw wątpliwościom człowieka. Autor przełamuje stereotypowe opinie używając solidnej i głębokiej argumentacji. Podczas lektury czytelnik zdaje sobie sprawę, że sposób formułowania i analizowania problemu okazuje się niejednokrotnie prawdziwą sztuką samą w sobie. Sztuką niekoniecznie łatwą do opanowania.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego wciąż mi się nie udaje?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.