Hej kolęda, kolęda...
Bo ksiądz mnie kiedyś opieprzył, bo wszystko jest takie sztuczne, bo księża tylko raz w roku interesują się naszym życiem. Ci, którzy nie przyjmują kolędy mówią wprost, wydawałoby się szczerze. Posłuchajmy ich.
– Od lat nie przyjmuję kolędy i nie chodzę do spowiedzi bo nie ufam księdzu – zwierza się młoda dziewczyna.
– Nie cierpię kolędy bo wszystko jest takie sztuczne. Moi rodzice przyjmują księdza tylko z obawy co powiedzą sąsiedzi. Księża tylko raz w roku interesują się naszym życiem, a potem idą do następnych mieszkań i zapominają, o czym mu opowiadaliśmy. A jeśli natrafią na prawdziwy problem, niewielu wie co powiedzieć.
– Jestem młodą wykształconą osobą. Wierzę w Boga - nie Bozię i Jezuska, nie lubię jasełek, i tego co Polak zrobił z wiarą i kościołem - folklor normalnie. Praktykuję, ale nie oceniam innych, bo sama nie jestem bez wad. Jak my wszyscy.
– Odwiedzałem siostrę, kiedy ksiądz przyszedł po kolędzie. Uważnie przysłuchiwałem się jak zaczął wypytywać ją o szczegóły z jej życia, kiedy jednak wydarł się na nią, że żyje z facetem bez ślubu, nie wytrzymałem, otworzyłem drzwi i powiedziałem z Panem Bogiem. Bo co to za przeproszeniem księdza obchodzi? Zero taktu i litości.
– Dlaczego nienawidzę kolędy? Bo w zeszłym roku ksiądz mnie opieprzył, że nie chodzę do kościoła i zapewnił, że nie dostanę bierzmowana. Nie lubię, kiedy ktoś ingeruje w moje decyzje. Zraził mnie do siebie tonem swojej wypowiedzi, dlatego poważnie się zastanawiam, czy nie zrezygnować tym razem z jego wizyty.
– Moja przyjaciółka miała niemały problem, kiedy podczas kolędy ksiądz siedział u niej półtorej godziny, by się go pozbyć zawołała dzieci by szły spać. Kiedy wychodził zapytał czy chodzi do solarium lub na basen. A potem wypalił, że może chciałaby mu towarzyszyć. Kiedy opowiadam tę historię znajomym niektórzy uśmiechają się, ale wielu jest tym zgorszonych.
– Od kilku miesięcy mieszkam ze swoim chłopakiem w wynajmowanym mieszkaniu. Niedawno wyjawiłam swój sekret podczas spowiedzi i ksiądz nie dał mi rozgrzeszenia. Boję się tak bardzo, że coraz częściej przechodzi mi przez myśl, aby skłamać, że mieszkam sama, kiedy przyjdzie po kolędzie.
Kolędy nie przyjmują zwykle ludzie niewierzący lub wierzący po swojemu, ale także ci zrażeni do księży. Nawet wyznawcy innych religii potrafią zaprosić, ugościć, przedstawić się. Takiej odwagi nie mają jednak ci, którzy próbują żyć wbrew własnemu sumieniu lub nie potrafią przebaczyć.
„Następnie (Jezus) przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski. Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam... Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia” (Mk 6,7.10.12)
Patrząc na ten fragment Ewangelii trzeba przyznać, że na tamte czasy było to zaskakujące i odważne przedsięwzięcie. Nieznani i niewykształceni, prości ludzie wyruszyli w drogę by dotrzeć do najodleglejszych osad i miast. I chodząc od drzwi do drzwi byli świadkami nadzwyczajnych rzeczy. Chorzy, namaszczeni przez nich olejem, byli uzdrawiani. A ci, którzy byli w beznadziejnej sytuacji i depresji, którzy nie widzieli już sensu życia, nagle odzyskiwali siłę, pokój i radość. I jak czytamy w Mk 6,31 chętnych którzy przychodzili by ich słuchać było tak wielu, że „nawet na posiłek nie mieli czasu”. Ci, którzy byli sceptyczni odchodzili z niczym. - Słuchaliśmy ich, ale nic się nie wydarzyło, nawet niczego nie poczuliśmy. To oszuści, mówili. Jednak po jakimś czasie wracali bo dotykała ich miłość Boża i moc Ducha Świętego obecna w głoszonych słowach kruszyła te najbardziej zatwardziałe serca. Minęły stulecia, a potrzeby pozostały te same. Tak jak przed wiekami, tak i teraz ludzie chcą poznać prawdę i tak jak wtedy odrzucają duchową pomoc tracąc grunt pod nogami.
Tym, który przekonuje człowieka do nawrócenia, jest wciąż Duch Święty. Miejmy nadzieję, że znajdzie on właściwą drogę, by dotrzeć do każdego człowieka, również do tego, który nie może przebaczyć księdzu, że opieprzył, ofukał, nie zainteresował się.
Skomentuj artykuł