"Największym problemem było to, że od paru lat związany byłem z siostrą zakonną" [WYWIAD]
"Próba zerwania naszych relacji poskutkowała tym, że zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy. Nie mogłem spać i jeść, ciągle myślałem o niej i byłem rozkojarzony".
Ks. Piotr Dzedzej: Dlaczego broniłeś się przed odejściem z kapłaństwa?
Nie wiedziałem, jak wszystko rozegrać, a sprawa była dość skomplikowana. Nie potrafiłem podjąć decyzji, bo wygodniej i przyjemniej -mimo strachu i stresu - było tego nie robić. Trwało to trzy lata!
Bałeś się, że jak odejdziesz, nie będziesz miał co jeść?
To drugorzędna sprawa. Największym problemem było to, że od paru lat związany byłem z siostrą zakonną. Gdybym patrzył na to z boku, byłbym zgorszony: "Jak oni mogli?". Niby tak, ale...
Nie próbowaliście przerwać waszego związku?
Próbowaliśmy, ale kiedy nie pracowaliśmy razem, uczucie tylko rosło. Próba zerwania naszych relacji poskutkowała tym, że zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy. Nie mogłem spać i jeść, ciągle myślałem o niej i byłem rozkojarzony. Napisałem jej o tym w liście, a ona odpisała mi, że - zanim przeczytała ten mój list - sama napisała o sobie w identyczny sposób! Jej list czekał w szufladzie na wysłanie.
Przecież można się odkochać!
Powiem tak: ani ty tego nie zrozumiesz, ani nikt inny! To wszystko przerastało mój rozum i zdrowy rozsądek. Wiedziałem, że balansuję nad przepaścią, ale nie potrafiłem przestać. A przecież - zanim ją poznałem - w moim życiu nie było miejsca dla kobiety. Całym moim światem był Bóg, religia i zakon.
Szukałeś gdzieś pomocy?
Wiesz, jak to jest: ksiądz i zakonnica. Komu o tym powiesz? Zaraz ktoś wyklepie. Dwa razy się spowiadałem i miałem za pokutę natychmiast zerwać.
Pokuty nie odbyłeś.
Później przestałem przystępować do tego sakramentu.
Czego oczekiwałeś? Myślałeś, że jak to się skończy? Szczerze?
Chciałem, aby to trwało wiecznie.
Chyba się przeliczyłeś...
To było wiosną. Pożyczyłem samochód od znajomego, aby nie kojarzono właściciela. Rozmawialiśmy w samochodzie, który zatrzymałem na jednej z polnych dróg. Było już ciemno. Ktoś przejeżdżał i zauważył auto. Myślał, że skradziono je sąsiadowi, zawiadomił policję. Przyjechali skontrolować i wpadli w osłupienie. Znali mnie i siostrę. Przełożona w trybie natychmiastowym kazała jej jechać do domu. Ja na drugi dzień miałem rozmowę z prowincjałem. Dał mi trochę wolnego, abym pojechał do rodziców.
Jakie były konsekwencje kanoniczne?
Normalne: ona nie miała ślubów wieczystych, a ja zostałem suspendowany. Problem łatwo się rozwiązał: pojechałem do niej do domu i spytałem, czy chce ze mną spędzić dalsze życie. Zgodziła się.
Jakie były reakcje na taki krok?
Kategorycznie nie odpowiadałem na żadną próbę nawiązania kontaktu ze strony zakonu, choć chcieli ze mną rozmawiać. Natomiast rodzice natychmiast wyrzucili mnie z domu.
Ona cię przygarnęła?
Tak. Jej rodzina podeszła do tego inaczej i ze spokojem, choć bez entuzjazmu. Zamieszkałem w ich domu i zacząłem się rozglądać, co zakonnik bez habitu i z pustymi kieszeniami może wskórać, żeby żyć. Zatrudniłem się, gdy tylko było to możliwe - pracowałem przy ocieplaniu bloków mieszkalnych. Po miesiącu właściciel wezwał mnie, wypłacił pieniądze i oznajmił, że takiego fajtłapy nie zamierza dalej trzymać. Za to na od-chodne pochwalił mnie za uczciwość i sumienność, stwierdzając, że z takim charakterem byłbym dobrym księdzem.
Nie załamałeś się?
Gdyby nie ona, może i tak by się stało, ale cały czas byliśmy ze sobą: im trudniej, tym większa bliskość. Jej ojciec wiedział, że pochodzę z rolniczej rodziny, i bez naszej wiedzy okazyjnie kupił zaniedbane gospodarstwo rolne w bardzo małej miejscowości oddalonej o jakieś sto kilometrów. Zaproponował, abyśmy tam się przenieśli i spróbowali. Nie było wyjścia, choć mimo swego pochodzenia, szczerze mówiąc, nie przepadałem za pracą na roli. Początki były więc nadzwyczaj trudne.
Mieliśmy bardzo dużo pracy, ale miało to swoje dobre strony: nie dawało możliwości i czasu na rozczulanie się nad sobą. Jej rodzice znów nam pomogli materialnie. Zdecydowaliśmy się na hodowlę owiec. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem sukcesu: nie tylko zarabiam niezłe pieniądze, ale otrzymuję też sporo nagród!
Czy są jakieś chwile, kiedy wracacie do czasów habitowych?
Nasza córka ma już tyle lat, że rozumie naszą przeszłość. W parafii też wiedzą o wszystkim, choć nie znają szczegółów - poznał je tylko proboszcz, gdy zapytał, czemu nie mamy ślubu kościelnego. Nie unika nas, a my staramy się być dobrymi parafianami.
Czy gdybyś mógł cofnąć czas, postąpiłbyś tak samo?
Tak. Jestem szczęśliwy, zadowolony z życia. Życie duchowe ułożę sobie po otrzymaniu - mam nadzieję - dyspensy od Ojca Świętego. Martwi mnie tylko, że odrzuciła mnie rodzina. Będę robił wszystko, aby to naprawić i abyśmy nie żyli w gniewie.
Więcej rozmów znajdziesz w książce "Porzucone sutanny" >>
W wywiadzie z uwagi na prywatność, nie zostało podane imię i nazwisko odpowiadającego.
Skomentuj artykuł