Nie trzeba infantylizować
Robienie wszystkiego tylko po to, aby dzieci rozbawić, to naprawdę za mało. Do spotkania z dziećmi trzeba być przygotowanym dwa razy lepiej niż do tego z dorosłymi - z ks. Andrzejem Mulką, redaktorem naczelnym "Promyczka Dobra", rozmawia ks. Mirosław Tykfer
Duszpasterstwo dzieci ma się dobrze?
- Pierwszym punktem obchodów Wielkiego Jubileuszu 2000 w Rzymie było spotkanie papieża z dziećmi. Z Polski pojechały wówczas tylko dwie grupy. Także z powodu mojej determinacji. Tak wiele jest fundacji zajmujących się dziećmi, ale w tamtym czasie nikt nie był wyjazdem zainteresowany. Myślę, że jest to pewien znak, że dzieci nie są wystarczająco poważnie traktowane także w polskim Kościele. Poważnie traktowane jest przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej i katecheza w szkole, ale mniej uwagi przykłada się do dodatkowych form formacji religijnej, szczególnie w odniesieniu do budowania wspólnoty. W kontekście pozostałych aktywności duszpasterskich o dzieciach myśli się bardziej w kategoriach zabawy aniżeli poważnego rozwoju duchowego.
Ubolewa Ksiądz nad zbyt małym inwestowaniem w dzieci ze strony Kościoła, ale z drugiej strony wspomina o instytucjach świeckich, które nie tyle chcą się dziećmi zająć, ale na nich zarobić.
- To, co powiem, nie jest poprawne politycznie, ale mam alergię na niektóre instytucje świeckie zajmujące się dziećmi. Są fundacje, które nie opiekują się dziećmi od serca, ale angażują się tylko na tyle, na ile pozwalają im na to środki finansowe. Wszystko wyliczone jest odtąd dotąd i nie ma żadnego zaangażowania ponad to. Duszpasterstwa zajmujące się dziećmi opierają się często na pracy w formie wolontariatu. Ponadto towarzyszy im poczucie misji. Również rodzice nie ponoszą tak wysokich kosztów, jak to ma miejsce w przypadku dzieci rozwijających swoje zainteresowania sportowe, lingwistyczne, taneczne czy muzyczne. Moim zdaniem duszpasterze, siostry zakonne i osoby świeckie pomagające w duszpasterstwie są bardziej skoncentrowani na dobru dziecka. Bardziej niż wiele instytucji świeckich. Wiem, że to jest pewne uogólnienie, które może być dla kogoś krzywdzące.
Media aż huczą od skandali kościelnych, a zaufanie do Kościoła wydaje się zmniejszać. To, co Ksiądz mówi, idzie w poprzek tym opiniom.
- Zauważyłem, że wielu rodziców wciąż bardziej ufa instytucjom kościelnym niż nieznanym im grupom wychowawczym. Stąd np. w czasie wakacji szukają najpierw wyjazdów kościelnych dla swoich dzieci, zanim zorganizują dla nich pozostały czas wolny. Kościół dba z kolei o to, aby takie wyjazdy były atrakcyjne przy jak najniższych kosztach, ze względu na dzieci z rodzin uboższych. Muszę jednak dodać, że na moje wyjazdy zapisywały się również dzieci z rodzin bogatych, które postanowiły zainwestować w duchowość dziecka. Wydaje mi się, że wielu rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że dzieciom nie wystarczy zapewnić rozrywkę.
Może więc nie jest tak źle z tym duszpasterstwem dzieci?
- Nie uważam, że jest źle, ale że dzieci bywają traktowane mało poważnie także w środowiskach kościelnych. Niektórzy uważają, że dzieciom wystarczy wyświetlić jakąś bajkę albo dać coś do zabawy i sprawa załatwiona. Tutaj bardzo przeszkadzają homilie, które niekiedy infantylizują Ewangelię. Robienie wszystkiego tylko po to, aby dzieci rozbawić, to naprawdę za mało. Do spotkania z dziećmi trzeba być przygotowanym dwa razy lepiej niż do tego z dorosłymi. Dzieci są bardzo wymagające. Jeśli chcemy je zainteresować treściami, które mają mieć głęboki wpływ na ich życie, nie możemy rezygnować z mówienia o problemach poważnych, tzn. takich, które będą miały realny wpływ na ich religijność. Dlaczego nie porozmawiać z dziećmi o braku pieniędzy, o chorobie w rodzinie, czy nie zabrać ich na pogrzeb kogoś bliskiego i wyjaśnić, czym jest śmierć dla człowieka wierzącego? Nie można ich izolować od tego, co niesie życie. To zresztą nie byłoby zbyt wymagające ze strony księdza czy katechety.
Tylko księża i katecheci są winni?
- Oczywiście, że błędy popełniamy wszyscy. Rodzice np. nie dbają o udzielanie rzetelnych odpowiedzi na poważne pytania dzieci. Nie jest łatwo cierpliwie i dokładnie odpowiadać na skomplikowane pytania o wiarę, jeśli często sami nie znamy dokładnych odpowiedzi. Jednak jeśli my nie będziemy ich udzielać, zrobią to za nas inni. Nawet się nie spostrzeżemy, a nasze dzieci zagospodarują swoje dusze treściami, które będą pochodzić ze źródeł, których nie znamy, a może nawet nie akceptujemy (np. niektóre strony internetowe czy bajki). Niestety rodzice zmęczeni pracą, chcąc odpocząć, zbywają dzieci najprostszymi formami zagospodarowania im czasu.
Z powodu niebezpieczeństwa infantylizacji liturgii pojawiają się propozycje całkowitego zakazu Mszy św. z udziałem dzieci…
- Te głosy dochodzą głównie ze środowisk naukowych i władz kościelnych. Mają rację, jeśli dzieje się to, o czym powiedziałem przed chwilą, tzn. zamiast modlitwy i porządnego przekazu wiary, infantylizuje się liturgię, a równocześnie zahamowuje duchowy rozwój rodziców. Niektórzy rodzice wybierają niestety Mszę św. z udziałem dzieci tylko dlatego, żeby było krócej i weselej. Uważam jednak, że nie należy tak łatwo rezygnować z form, które pozwalają dzieciom lepiej przeżywać ich wiarę w kościele. Może należałoby dostosować liturgię do dzieci w odpowiednich momentach roku liturgicznego czy szkolnego. Dobrym zwyczajem są Msze szkolne albo błogosławieństwo tornistrów. Do dzieci można się oczywiście zwracać podczas homilii, która powinna być wówczas barwna i prosta. Nigdy jednak nie powinna upraszczać i zupełnie pomijać dorosłych. Trzeba wydobyć obecność dzieci w kościele także w ważnych momentach życia rodziny, np. w dobrym przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej. Ważne są okresy takie jak Adwent i przychodzenie z dziećmi na Roraty. Wówczas można zwrócić większą uwagę na aktywny udział dzieci. Nigdy jednak nie powinno dziać się to kosztem udziału dorosłych.
Msze z udziałem dzieci miałyby zniknąć całkowicie?
- Postawiłbym na tzw. Msze rodzinne. W takiej liturgii nie chodziłoby o to, żeby było krótko i prosto, ale aby cała rodzina była zaangażowana. Nagraliśmy kiedyś płytę z "Promyczkami Dobra" (chórkiem dziecięcym), która zawierała tylko tradycyjne śpiewy kościelne. Byłem zaskoczony, jak chętnie dzieci śpiewały te pieśni. Wystarczy dobrać odpowiednią dla dzieci tonację i tempo oraz przygotować odpowiednią aranżację muzyczną i cała rodzina integruje się w jednym sposobie modlitwy. Myślę, że pomysłów jest więcej, np. znak pokoju przekazywany przez rodziców dzieciom, dzwoneczki na chwała na wysokości Bogu, czy śpiew psalmu lub alleluja przez scholę dziecięcą. Należy jednak unikać robienia tego, co podoba się tylko księdzu, a nie jest dostosowane ani do dzieci, ani do liturgii dorosłych. Pamiętam księdza, który uczył dzieci śpiewać piosenkę bardzo skomplikowaną muzycznie, tylko dlatego, że akurat jemu się podobała. To nie ma sensu. Trzeba to wszystko dobrze przemyśleć i poukładać, aby liturgia integrowała wszystkich.
Nie mamy tych spraw już przemyślanych?
- Niestety na przemyślenie formacji dzieci nie poświęcamy zbyt wiele czasu. Uważamy, że proste przyzwyczajenie dzieci do praktyk religijnych wystarczy. Duszpasterze zajmujący się dziećmi nie mają też takiego poważania, jak ci, którzy zajmują się młodzieżą czy dorosłymi. Wydaje się, że edukacja dzieci nie wymaga wysokiego poziomu przygotowania intelektualnego. Taka ocena jest jednak błędna. To zresztą dotyczy nie tylko środowisk kościelnych, ale także np. edukacji dzieci w mediach. Kiedyś program dziecięcy w telewizji tworzył duży zespół fachowców: psychologów, pedagogów, plastyków. Dzisiaj w takim zespole jest kilka osób i brakuje poważnego pogłębienia tematu. Podobnie jest z radiem. Mówimy, że dzieci nie słuchają audycji, ale zobaczmy jak mało jest stacji radiowych z propozycjami dla dzieci. Zaledwie kilka lokalnych. Dodam na marginesie, że na szczęście prasa dziecięca nie jest wykupiona przez zachodnie koncerny. Nie mówię tylko o mediach kościelnych, ale także świeckich. Mamy więc szansę na kształtowanie prasy dziecięcej całkowicie według naszego zamysłu, a nie pod dyktando tych, którzy dysponują pieniędzmi.
Dzieci są dziś często angażowane w zajęcia pozalekcyjne. Gdzie czas na dodatkowe spotkania w grupach kościelnych?
- Jestem przekonany, że problem nie wynika tylko z braku czasu, ale z tego, na co naprawdę stawiają rodzice. Jeśli oni sami są osobami bardzo wierzącymi, wiedzą również z własnego doświadczenia, jak ważna jest żywa relacja z Bogiem i jak wielkie ma ona znaczenie dla wszystkich dziedzin życia i na każdym poziomie rozwoju osobowości człowieka. Dla przykładu dzieci mogą uczyć się wyrzeczenia, oszczędzania i dzielenia się z innymi, korzystając ze skarbonek Caritas. Poza tym edukacja religijna dzieci to nie tylko sprawa tego, czego my ich nauczymy, ale także tego, co razem z nimi mogą odkrywać dorośli. Nie bez powodu Jezus mówił, że musimy stać się jak dzieci. One cieszą się małymi rzeczami, zwykłymi. Nadają im jednak ciekawe znaczenia. Nawet napotkane piórko na drodze dla dziecka staje się powodem zachwytu i rodzi wiele pytań o otaczający go świat. Dziecko z natury nie jest materialistą, ale może się nim stać przez naśladowanie dorosłych i uleganie marketingowym chwytom sprzedażowym.
Jaki ma Ksiądz pomysł na podniesienie poziomu duszpasterstwa dzieci?
- Jestem pomysłodawcą i założycielem czasopisma dla dzieci "Promyczek Dobra". Założyłem też zespół dziecięcy, który ze scholi parafialnej stał się profesjonalnym zespołem muzycznym. Mamy na koncie teledyski muzyczne, wyemitowane przez telewizję. Od siedmiu lat zajmuję się "Filmoteką Promyczka". Zrealizowaliśmy z telewizją polską serię programów dziecięcych pt. "Aureola - od Stanisława do Karola", które opowiadają historię polskich świętych. Teraz te filmy są również dostępne w "Małym Przewodniku Katolickim". Obok bezpośrednich relacji z dziećmi mam więc duże doświadczenie pracy w mediach dziecięcych. Stąd mogę powiedzieć, że jest możliwa rozmowa z dziećmi o rzeczach ważnych w lekki i zrozumiały dla nich sposób. Nie trzeba infantylizować ani w zabawie, ani w nauce, ani w kościele. Można się uczyć, bawiąc i bawić, ucząc. To wymaga jednak pracy wielu fachowców, którzy znajdą na to czas i pieniądze. Ja też często nie wiem, jak powinienem coś zrobić czy powiedzieć, aby było to dla dzieci mądre i atrakcyjne - ciągle jednak szukam ludzi, którzy mi mogą w tym pomóc, dać wskazówki. W zespole ludzi, działając wspólnie, mamy dużo większe szanse na dobre wyniki i trafienie do serc dzieci.
Ks. Andrzej Mulka, dyrektor Wydawnictwa Diecezji Tarnowskiej "Promyczek", redaktor naczelny miesięcznika dla dzieci "Promyczek Dobra", założyciel i opiekun zespołu Promyczki Dobra. Od czerwca 2012 r. w gronie Kawalerów Orderu Uśmiechu.
Skomentuj artykuł