O sztuce klękania
Interesującym byłoby prześledzenie historii duchowości katolickiej pod kątem różnych "wynalazków", jakie pojawiały się w niej na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
Oprócz włosiennic, cel, pustelni, tonsur, rekluzji oraz tonsur - na szczególną uwagę zasługuje klęcznik i konfesjonał. Genialność tego urządzenia leży w jego prostocie - za każdym razem, żeby móc z niego skorzystać należy tylko uklęknąć. To jednak, co takie proste, przysparza nam najwięcej trudności - nie w sensie fizycznego aktu, ale decyzji, jaka musi zapaść we wnętrzu człowieka.
Kilka czy kilkanaście minut, jakie spędzamy przed kratkami konfesjonału, to jedne z najbardziej intymnych chwil w naszym życiu. Spowiedź jest trudnym doświadczeniem i niewątpliwie wiąże się w wielkim wysiłkiem, zaangażowaniem, jeśli tylko towarzyszy mu autentyczna szczerość, zaangażowanie i żal.
Bliska jest mi zasłyszana kiedyś myśl, że nasze wyznanie grzechów jest uczestniczeniem w jedynym wyznaniu, jakie Chrystus złożył swemu Ojcu na drzewie krzyża. Spowiedź klęczącego przed Bogiem włącza się w Jego "spowiedź". Nadzy, już bez masek, które zakładamy na co dzień, stajemy przed Bogiem i doświadczamy wstydu, jak w pieśni, którą śpiewamy podczas ostatniego pożegnania: Wstyd mnie ogarnia, że przed Tobą stanę, tak niepodobny, Boże mój, do Ciebie ("Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam").
Sakrament pokuty uczy mądrego wstydu - dziś, kiedy porządki się pomieszały i kiedy publicznie chwalimy się tym, nad czym powinno się płakać, wstyd pokazuje prawdziwą biedę człowieka, skalę uczynionego przezeń zła.
Z drugiej strony, Boże Miłosierdzie przekonuje nas, że tu ostatnie słowo nie należy do wstydu, grzechu, lecz do nadziei. Ostatecznie przecież, po Wielkim Piątku przyjdzie niedziela naszego zmartwychwstania, także powstania z grzechu. Dlatego, funkcjonujące w życiu duchowym subtelne rozróżnienie, przypomina nam, że wstyd nie poniża ale uczy pokory (por. Ks. K. Grzywocz, "Uczucia niekochane"), pozwala "namacalnie" doświadczyć tej trudnej cnoty.
Człowiek, który klęka przed Bogiem, staje się wielki, niezależnie i "pomimo tego", jak wielkie są jego grzechy. Wielkość bowiem nie tkwi w naszym grzechu, lecz w Bożym "I ja odpuszczam tobie grzechy…". To, że klękamy przed Bogiem uczy nas nie klękać przed byle czym. Sakrament pokuty pozwala na nowo odkryć swoją godność, niezwykle mocno dowartościowuje nasze człowieczeństwo i chroni przed bałwochwalczym biciem pokłonów.
Życie duchowe nie znosi pustki i łatwo zauważyć, że jeśli chrześcijanin nie klęka przed krzyżem, łatwiej mu będzie schylać głowę przed różnymi bożkami i dzielić prawdziwie "krzyże" tego świata:
Jak schudnąć na wiosnę i zachować odpowiednią figurę?! Ile kalorii mają produkty, które spożywamy? Czy zdrowsze jest masło od margaryny? Czy wyłączyliśmy na godzinę oświetlenie, aby ulżyć matce ziemi? Czy darowaliśmy życie karpiowi na Święta? Czy aby homoseksualiści w naszej ojczyźnie nie są prześladowani? Czy nasze państwo nie jest zbyt konfesyjne?
Ten, kto klęka przed Bogiem nie będzie klękał przed ludźmi, ze względu na Chrystusa potrafi zrobić bilans prawdziwych zysków i strat, oddzielać perły od śmieci (por. Flp 3, 8).
Życie pisze swoje scenariusze i pełne jest żywych przykładów ilustrujących powyższe słowa - przywołajmy historię Sophie Scholl i innych studentów zrzeszonych w antynazistowskiej organizacji Biała Róża, którzy za cenę wierności wyznawanym wartościom odważyli się powiedzieć "nie" faszyzmowi, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci.
Z kolei w oscarowym filmie Rydwany ognia (Chariots of Fire, reż. Hugh Hudson, prod. Wielka Brytania 1981 r.) poznajemy prawdziwą historię dwóch młodych sportowców, przygotowujących się do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu 1924 r. Jeden z nich - Eric Liddell - to protestancki misjonarz, bezkompromisowo wierny wyznawanym przez siebie wartościom; posłuszeństwo sumieniu postawił wyżej, aniżeli smak olimpijskiego zwycięstwa. Wolał nie wziąć udziału w niedzielnej rywalizacji - co miało być ukoronowaniem jego kariery - niż złamać Boże prawo. Wierność Bogu, bojaźń przed Nim, dała mu siłę do bycia wewnętrznie wolnym. Bóg wynagradza sprawiedliwego - ostatecznie, bycie niezłomnym, podczas "łamania go" przez decydentów tego świata, znalazło jednak odbicie w laurach, jakie stały się jego udziałem (brązowy i złoty medal).
Boże miłosierdzie buduje relację-więź, która łączy penitenta, Boga i spowiednika. Nieraz mogłem doświadczyć, że otwarcie się jednej ze stron (w tym przypadku penitenta), w pewnym sensie pozwoliło się "otworzyć" spowiadającemu przed spowiadającym się. Byliśmy sobie wtedy jakoś bardzo bliscy i podobnie przeżywający to, co czasem takie trudne - nasz grzech.
Postawa pokory pokazuje, że przez te kilka minut jesteśmy sobie - ja i spowiadający (nawet, jeśli tak po ludzku, nie spełnia najwyższych prawideł sztuki penitencjarnej) - równi, solidarni. Pokora utwierdza nas w prawdzie, że w gruncie rzeczy, wszyscy na tej ziemi jesteśmy do siebie podobni, gdyż każdy z nas potrzebuje Bożego Miłosierdzia.
W okresie Wielkie Postu i Wielkanocy w naszych kościołach jesteśmy świadkami wzmożonego ruchu przy konfesjonałach. Wierni mają dużo okazji do spowiedzi - jak w orkiestrze, księża spowiadają średnio na trzy, cztery konfesjonały. Tworzą się nawet kolejki - kolejki po Boże Miłosierdzie. Być może trzeba by zrobić zdjęcie takim obrazkom - ponoć to już ostatki, bo pesymiści straszą Zachodem, gdzie mało kto się spowiada…
A same spowiedzi, tak jak klękanie, bywają różne, są lepsze i gorsze, te z których jesteśmy zadowoleni i takie, których nie chcemy nawet wspominać. I tak, jak możemy mówić o sztuce słuchania, rozmawiania, gotowania czy kochania, tak mówienie o sztuce klękania jest uzasadnione, ale nie są to zawody, ważne jest to, że nasza bieda, czasem bylejakość, brak składu i ładu przed Bogiem - to wszystko, na kolanach, zamienia się w nasz dar ofiarowany Bogu, sobie samemu i drugiemu człowiekowi.
Tak na marginesie - spowiedź syna marnotrawnego lub jawnogrzesznicy swoją formą może też nie zachwycała, ale żarliwością swego żalu "przeszła do" historii. A wracając do wątpliwości o to, czy spowiedź nadal będzie w cenie, uważam w dalszym ciągu będziemy klękać u kratek konfesjonału i pochylać głowę przed krzyżem. Jego zaś trzeba prosić o to, abyśmy nie popadali w zbyt dużą pychę, bo tak naprawdę to ona paraliżuje i uniemożliwia decyzję o powrocie do domu Ojca. I na koniec: ten, kto klęczy, wcześniej czy później będzie mógł przyjąć postawę wyprostowanego - usłyszy bowiem słowa "Wstań!", "Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!" (por. Łk 7, 50).
Skomentuj artykuł