Proboszcz otworzył kościół, by chronić bezdomnych i młodych imigrantów
Przez cały dzień w jednej z parafii w Barcelonie przebywają ludzie: śpią, jedzą, odpoczywają. Można więc zadać sobie pytanie dotyczące tego, na ile jest to jeszcze przestrzeń sacrum.
Katolicka świątynia, dzięki obecności Najświętszego Sakramentu, jest miejscem gdzie Bóg przebywa w sposób rzeczywisty. To fakt i jako katolicy nie możemy nigdy o tym zapominać. Jednak wydaje się, że są momenty i sytuacje, w których nie tylko warto, ale nawet trzeba tę przestrzeń otworzyć na “nie-świętą" rzeczywistość. Przykładem tego jest postawa proboszcza, który już od dwóch lat otwiera kościół na bezdomnych, a teraz też na imigrantów.
Barcelona dla wielu Polaków kojarzy się z wakacjami, bądź też z klubem piłkarskim. Jednak jest to też miejsce, gdzie świat bogatych spotyka się ze światem biednych. Portal El País w tamtym roku informował, że na ulicach Barcelony i w ośrodkach pomocowych dziennie przebywa nawet 3,5 tysiąca osób. Natomiast inny portal, El Periódico, na początku tego roku poinformował, że liczba nieletnich osób żyjąca na ulicach Barcelony w ciągu ostatnich trzech lat wzrosła dwukrotnie.
W związku z tą sytuacją jeden z tamtejszych proboszczów już dwa lata temu postanowił otworzyć świątynię dla bezdomnych w trakcie okresu zimowego. Wolontariusze łączą wtedy ławki i kładą na nich materace, tworząc łącznie 50 łóżek na których mogą spać potrzebujący. Dodatkowo przygotowują im też śniadania. W świątyni mogą spać jedynie od 8 rano do 8 wieczorem, gdyż urząd miasta nie wydał zezwolenia na przebywanie tych osób w godzinach nocnych.
Ostatnio o pomyśle proboszcza zrobiło się głośno w związku z tym, że pojawiła się nowa grupa korzystająca z jego gościnności. Są nimi młodzi z Maghrebu, a więc z północno-zachodniej Afryki, w dużej mierze z Maroka i Algierii. Również oni zaczęli prosić o schronienie w świątyni. Tę potrzebę potwierdza sam proboszcz, który dostrzega szkody psychiczne jakich doświadczają młodzi - “Niektórzy są wykorzystywani w prostytucji" - alarmuje ksiądz.
Do kościoła przychodzi średnio 250 osób, aby odpocząć, a około 30 % z nich stanowią wspomniani młodzi imigranci. Ta inicjatywa jest rodzajem szpitala polowego, które istnieją w San Francisco, Rzymie, czy w Madrycie. Tym, co go odróżnia od pozostałych, jest właśnie obecność ludzi młodych. Młodzi są wyniszczeni fizycznie i umysłowo, zaznacza probosz, dlatego to miejsce jest tak dla nich ważne. Co gorsze, młodzi stają się często ofiarami mafii. “W zamian za kradzież telefonów komórkowych dają im narkotyki, czy markową odzież" - komentuje ksiądz. Młodzi ją zakładają i robią sobie zdjęcia, którymi się chwalą na portalach społecznościowych. Dzięki temu ich znajomi w Maroko, czy Algierii myślą, że odnieśli oni sukces.
Proboszcz, otwierając świątynię, stara się więc uchronić młodych przed dewastującym życiem na ulicy. Dlatego wchodząc do tej świątyni w ciągu dnia możemy zobaczyć śpiące osoby, a w tle usłyszeć religijną muzykę. Przebywający tutaj mają możliwość napicia się szklanki mleka i zjedzenia herbatników rozprowadzanych przez wolontariuszy. Ich rówieśnicy w tym samym czasie na pobliskim placu wąchają klej, używając do tego reklamówek z plastiku.
Według mnie to ostatnie porównanie to prawdziwy podział na sacrum i profanum. Na sacrum, a więc miejsce, gdzie człowiek może nabrać siły, nie tylko tej duchowej. To przestrzeń do wzrostu i do uświęcenia. Miejsce do spotykania Boga nie tylko w Najświętszym Sakramencie, ale i w drugim człowieku. Natomiast profanum to miejsce, gdzie człowiek umiera duchowo, zapomina, że jest wezwany do tworzenia wspólnoty z Bogiem i ludźmi.
Wspomniany kościół Świętej Anny w Barcelonie jest dla mnie miejscem sacrum. Może nie tak cichym, pachnącym i spokojnym jak nasze najpiękniejsze świątynie, ale na pewno Bożym.
Skomentuj artykuł