Żywa relacja z Panem jest bowiem ciągłym wchodzeniem na górę
Jeśli widzisz, że modlitwa nie czyni cię lepszym, nie porzucaj modlitwy, ale zmień swoją postawę, byś przed Panem stanął jak przed Przyjacielem, a nie jak przed profesorem na egzaminie, kiedy recytujesz wyuczone formuły i definicje.
Są takie drogi, takie szlaki, po których można poruszać się jedynie pieszo – nie dotrzemy tam żadnym środkiem lokomocji. Nie ma żadnych udogodnień. Pozostają nam nasze nogi i nasze siły. Nie każdy jest więc w stanie do takich miejsc dotrzeć. To dotyczy rzeczywistości fizycznej. W wymiarze duchowym nie ma jednak miejsc zarezerwowanych tylko dla niektórych. Każdego z nas stać na osiągnięcie największych duchowych szczytów.
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno” (Mt 17,1). Ważne jest znalezienie w tym zdaniu podmiotu: to Jezus wziął swoich uczniów, a nie oni poszli z Nim. Inicjatywa należy do Jezusa, a uczniowie w swojej wolności ją podejmują. Ufają Nauczycielowi, dlatego nie pytają: „Po co nas tam ciągniesz ze sobą?”. Idą na górę, z której potem nie chcą już wracać: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4).
Aby osiągnąć wysoki szczyt, trzeba się mocno namęczyć. Ale czy potem, będąc tam na górze, żałujemy tego wysiłku? Wspaniałe widoki wynagradzają nam podjęty trud. Górą, na którą chce zabrać nas Jezus, jest modlitwa. Nie: czytanie czy „klepanie” gotowych modlitw. Jezus zaprasza nas na spotkanie na szlaku. Żywa relacja z Panem jest bowiem ciągłym wchodzeniem na górę. Wysiłek wspinaczki obnaża nasze wnętrze. Człowiek zmęczony nie dba już o to, żeby się komuś podobać, ale pragnie jedynie dotrzeć do celu i odpocząć. Prawdziwa modlitwa kosztuje, ale pozwala wejść z Jezusem na górę, z której widać panoramę naszego życia.
Życie chrześcijanina to nie tylko wchodzenie na górę, ale także schodzenie z niej: powrót na nizinę codzienności. Pobyt na szczycie zmienia jednak wszystko, zmienia perspektywę. Jeśli widzisz, że modlitwa nie czyni cię lepszym, nie porzucaj modlitwy, ale zmień swoją postawę, byś przed Panem stanął jak przed Przyjacielem, a nie jak przed profesorem na egzaminie, kiedy recytujesz wyuczone formuły i definicje.
W II niedzielę Wielkiego Postu Kościół stawia przed nami scenę Przemienienia Pańskiego. W jednym momencie i w jednym miejscu obecni są ci, którzy przedstawiają swoimi osobami Stary Testament – Prawo (Mojżesz) i Proroków (Eliasz) – oraz Nowy Testament (Jezus). W scenie tej możemy jednoznacznie dostrzec, że wydarzenie Jezusa Chrystusa jest wypełnieniem starotestamentalnych zapowiedzi.
Tabor jest górą, która nadaje sens dwóm innym ważnym dla wierzących w Boga górom: Karmelowi i Synajowi. Karmel to miejsce, gdzie Eliasz rozprawia się z prorokami Baala, udowadniając, że to Jahwe jest Bogiem. Synaj to góra Dziesięciu Słów, których wypełnieniem jest Chrystus, Słowo Wcielone. Jednak Góra Tabor nie tylko tłumaczy przeszłość, lecz przygotowuje przyszłość. Uczniowie doświadczający Przemienienia mają dotknąć boskości, która na innej górze – na Golgocie – zostanie dramatycznie przesłonięta. Choć na Taborze czuli się jak w niebie, to jednak wydarzenie, którego byli świadkami zrozumieli w pełni dopiero po zmartwychwstaniu, gdy mieli już za sobą Golgotę. Pewnie dlatego Jezus już po wszystkim „przykazał im, mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie»” (Mt 17,9). Tabor nie dał im sił, by nie uciec spod Krzyża. Stał się jednak dowodem na to, że zmartwychwstanie nie jest zbiorową halucynacją uczniów, którym zabito Mistrza, że nie jest szczęśliwym zakończeniem historii Jezusa z Nazaretu, ale przygotowywanym przez wieki zbawczym wydarzeniem.
Jezus jedyny raz za ziemskiego życia objawia się uczniom w Bożej postaci. Słowo Boga pokazuje swoją chwałę, wskazuje na Tego, z ust którego wyszło. Coś, co zwraca szczególną uwagę, choć mówi o tym nie fragment z odczytywanej dziś Ewangelii wg św. Mateusza, lecz Ewangelista Łukasz (Łk 9,28-36), to fakt, że uczniowie śpią, choć ma miejsce tak niesłychane wydarzenie, jak rozmowa Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem. My również możemy przespać to, co ważne, czyli okazję, jaką daje nam Wielki Post – odkrycia Jezusa jako Zbawiciela.
Uczniowie jednak w ostatniej chwili obudzili się i, widząc Przemienione Słowo, chcą Je zatrzymać, by brzmiało już nieustannie. Chcą uchwycić chwałę, która się w Nim objawia. Na Taborze przemienił się nie tylko Jezus, ale także Jego uczniowie – zmieniło się ich postrzeganie rzeczywistości. Ujrzeli własnymi oczyma to, czego dotąd nie widzieli. Spadły łuski z ich oczu i ujrzeli światło. A kto raz ujrzy światło, chce, by świeciło już zawsze.
I my mamy w Wielkim Poście przemieniać się dzięki słowu Bożemu, którego słuchamy. Przemieniać mają się nasze serca, byśmy widzieli to, czego inni nie widzą, i słyszeli to, czego inni nie słyszą. Jest tylko jeden warunek: obudzić się. Św. Antoni Pustelnik (251-356) mawiał, że prawdziwy chrześcijanin musi spać niewygodnie, jak pasterz, który czuwa nad stadkiem swoich owiec. Dziś powiedziałby pewnie, że chrześcijanin to człowiek, który śpi na stendbaju, żeby nie przespać najważniejszego: przyjścia Pana do swojego życia.
Skomentuj artykuł