4 ważne lekcje ze spotkań, które odmieniły moje życie
Spotkałam kobietę w szarym habicie z delikatnym uśmiechem. Towarzyszyła mi w rozeznawaniu powołania. Chciałam pójść jej śladami. Byłam już zdecydowana podjąć wyzwanie i wkroczyć na ścieżkę zakonną. I wtedy ona delikatnie związała mnie z moim mężem. Życie to spotkanie. A człowiek jest sumą spotkań.
W dzieciństwie spotkałam Franciszka, ubogiego zakonnika w przybrudzonym suknie, który nauczył mnie radości i zachwytu nad światem. Towarzyszył mi w codziennych obowiązkach, w szkole, w chwilach trudnych i po ludzku ciężkich. Wypełniał moją samotność i uczył mnie Boga. Modliłam się z zachwytem nad stworzeniem, wielbiąc Boga w tym, co mnie otacza. Franciszek nauczył mnie dostrzegać Najwyższego w najmniejszym skrawku świata, w najsłabszych stworzeniach ziemi. Otworzył moją duszę na piękno. Dziękuję Ci Franciszku!
Potem spotkałam Joannę, średniowieczną Francuzkę walczącą pod Bożym dowództwem. Joannę poznałam w kinie. Po seansie wyszłam zachwycona jej powołaniem, zafascynowana jej determinacją i zadziwiona jej konsekwencją. Jednak najbardziej wypełniała mnie tęsknota za tą pewnością, że to Bóg ją (mnie) prowadzi. Też tak chciałam, też tego pragnęłam z całych sił. Poczułam niedosyt i niespełnienie. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, czego chce ode mnie Bóg, co mogę dla Niego zrobić? Joanna uczyła mnie ogromnej wiary, uczyła mnie, jak przyjmować Bożą wolę. Dziękuję Ci Joanno!
I wreszcie spotkałam Urszulę, w szarym habicie z delikatnym uśmiechem - zupełne przeciwieństwo Joanny. Urszula towarzyszyła mi w rozeznawaniu powołania. Chciałam pójść jej śladami. Odwiedziłam ją w Pniewach, gdzie przytuliła mnie do swego serca i wlała otuchy. Byłam już zdecydowana podjąć wyzwanie i wkroczyć na ścieżkę zakonną. I wtedy Urszula delikatnie związała mnie z moim mężem. Stała przy mnie, gdy zaczynaliśmy się spotykać, wspierała, gdy się rozstaliśmy i prowadziła, gdy się pobraliśmy. Jest przy nas do tej pory w codziennej modlitwie i w małym obrazku stojącym na komodzie. Dziękuję Ci Urszulo!
Dzisiaj najczęściej spotykam Ignacego, który towarzyszy mi w codziennym trudzie i ciężkich wyzwaniach. Prowadzi mnie swoją duchowością do całkowitego zawierzenia Bogu, do obojętności wobec przeciwności. Odsuwa mój lęk o bliskich, uczy pokory, pokazuje mi obecność Boga w moim codziennym, szarym życiu. Napełnia energią do działania, podnosi z depresji, zwalcza lenistwo. A przede wszystkim pokazuje, że cokolwiek czynię, gdziekolwiek się znajduję, z kimkolwiek rozmawiam, robię to na chwałę Bożą. Uczy mnie kontemplować trud codzienności i zawierzać wszystko Bogu. W pracy na biurku, pod stertą spinaczy, mam malutki obrazek Ignacego z najpiękniejszą modlitwą mojego życia, którą staram się jak najczęściej odmawiać:
Zabierz, Panie i przyjmij całą wolność moją
pamięć moją i rozum, i wolę ma całą, cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś - Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli.
Daj mi jedynie miłość twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza. Amen.
Dziękuję Ci Ignacy!
Życie to spotkanie. A człowiek jest sumą spotkań. Oby tych pięknych i owocnych spotkań było jak najwięcej.
***
#mójŚwięty ||| Tekst pierwotnie ukazał się na blogu joszku.blog.deon.pl w ramach wspólnego projektu blogerów z platformy blog.deon.pl. Nasi blogerzy dzielą się doświadczeniem działania i przyjaźni ze świętymi.
Skomentuj artykuł