Abstynecja - misja na dziś!
Mam 20 lat. Jestem członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Bardzo często, kiedy rozmawiam z kolegami na temat abstynencji, na przykład od alkoholu, widzę na ich twarzach uśmiech, a później słyszę słowa: Po co to robić?
Przecież alkohol w małych ilościach nie szkodzi, ale nawet pomaga zdrowiu, alkohol jest dla ludzi, tylko nadużywanie alkoholu jest grzechem, i tak dalej...
Wtedy zawsze mówię, że się z tym zgadzam, ale później szybko dodaję, że są jednak w Kościele potrzebni ludzie, którzy będą potrafili podjąć abstynencję i nie należy się z nich wyśmiewać. Dlaczego? Bo jako nieliczni w doskonały sposób realizują w ten sposób jedną z trzech cnót Boskich - post.
Doskonała abstynencja musi być jednak ściśle związana z dwoma pozostałymi cnotami - modlitwą i jałmużną. Człowiek wyrzekając się na przykład spożywania alkoholu czy palenia papierosów, powinien jednocześnie modlić się za osoby zniewolone tymi nałogami. Pomyśl, że może gdzieś w Senegalu czy Indiach żyje twój brat lub siostra w wierze, która nie potrafi sobie sama poradzić ze swoim zniewoleniem i tylko twoja modlitwa połączona z ofiarą może ją uratować. Nie znasz jej imienia ani nazwiska, nie wiesz, ile ma lat, ani czym się zajmuje, być może nigdy z nią nie porozmawiasz w cztery oczy i może ona nigdy nie podziękuje ci bezpośrednio za udzieloną pomoc, ale wiesz, że ona chce żyć normalnie. Ważna jest modlitwa za nią każdego dnia, co nie jest przecież wyrzeczeniem dla praktykującego katolika, który powinien dbać o rozwój swojej wiary. Osoba, która nie ma czasu na modlitwę, Bogu podobać się nie może. Nikt nie może mi powiedzieć, że nie znajdzie 5 minut w czasie 24 godzin, z których składa się dzień, na rozmowę ze swoim Mistrzem, na modlitwę za zniewolonego nałogiem brata lub siostrę.
Do tego wszystkiego dobrze jest wypełniać kolejną cnotę, która bardzo często niestety jest przez nas zapominana. Jałmużna, bo o niej mowa, zawsze była czymś bardzo ważnym w tradycji Kościoła i już Apostoł Narodów, święty Paweł, organizował zbiórkę na rzecz ubogich ze wspólnoty jerozolimskiej. "Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten i skąpo zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie." W tych słowach zachęca nas on do gorliwej pomocy ludziom ubogim, którzy zawsze byli w Kościele i o których troszczył się nawet sam Chrystus Jezus, który uzdrawiał ich z chorób i pocieszał, kiedy tego potrzebowali.
Nasza pomoc ma być oczywiście "hojnością, a nie sknerstwem", bo chodzi o to, abyśmy pomagali potrzebującym w miarę swoich możliwości, a nie poniżej tej miary. Nie twierdzę również, że masz podjąć swoją abstynencję na tak zwany czas nieokreślony, czyli do końca życia, bo nie o to tutaj chodzi. SPRÓBUJ najpierw żyć bez alkoholu i papierosów przez 2 tygodnie, później przez miesiąc lub rok: i wtedy zobaczysz, jak się czujesz. Jeżeli stwierdzisz, że masz siłę i dasz radę poświęcić się na jeszcze dłuższy okres - zrób to. Jeżeli jednak stwierdzisz, że będziesz się bardzo męczył - trudno, nie każdy przecież jest powołany do takich wyrzeczeń. Ważne jest, żebyś siebie sprawdził, potraktuj to jaki swoisty egzamin z życia.
I jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym poruszyć w tym zaproszeniu ciebie do podjęcia abstynencji: WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ WE WSPÓLNOCIE KOŚCIOŁA. W Katechizmie Kościoła Katolickiego zostało napisane: "Ci, którzy w stanie nietrzeźwym (...) zagrażają bezpieczeństwu drugiego człowieka i swemu własnemu - na drogach, na morzu lub w powietrzu - ponoszą poważną winę." Może to nie ty jesteś takim człowiekiem, może tobie nigdy nie przyszłoby do głowy usiąść za kierownicą samochodu w stanie nietrzeźwym, ale popatrz, ile dziennie jest śmiertelnych wypadków na drogach spowodowanych przez pijanych kierowców. Ci ludzie, którzy zginęli, potrzebują twojej ofiary i modlitwy, a ci, którzy żyją, mogą jeszcze uratować swoje życie od niepotrzebnej śmierci. Pomyśl, ile ludzkich istnień uda ci się uratować przez to, że ofiarujesz im dar swojej abstynencji.
I chciałem jeszcze odwołać się do bardzo ważnego i niestety znowu przykrego aspektu, którym jest alkoholizm w rodzinach prowadzący do niszczenia tej podstawowej komórki społecznej. Kiedyś na rekolekcjach usłyszałem świadectwo pewnej młodej dziewczyny, której ojciec był alkoholikiem i nigdy nie wracał do domu trzeźwy. Wyobraźcie sobie, że kiedyś razem ze swoim bratem omal nie straciła ona życia przez niego. Któregoś dnia ojciec postanowił bowiem (w stanie nietrzeźwym oczywiście) porzucać nożami, ale nie do drzewa czy tarczy, tylko do swoich własnych dzieci. Dziewczynka ta z płaczem opowiadała o tym, jak w ostatniej chwili zamknęła drzwi do pokoju, w których stała razem z bratem, i tym samym uratowała swoje i jego życie od śmierci z ręki rodzonego ojca (noże wbiły się w te drzwi).
Ja, widząc to płaczące dziecko, opowiadające tą straszną historię od razu pomyślałem o tym, że muszę powziąć abstynencję, żeby chociaż ten jeden człowiek zmienił dzięki mojej modlitwie swoje dotychczasowe życie i, co więcej, żeby zmienić życie tej cierpiącej dziewczynki, która przecież niczym nie zawiniła. Rozumiecie teraz, o co mi chodzi? Nie o to, żeby was zmuszać do czegokolwiek, ale o to, byście zrozumieli, że ofiara połączona z modlitwą i jałmużną, nie jest wcale takim strasznym i niemożliwym do zrealizowania wyrzeczeniem, ale przywilejem, dzięki któremu możemy uratować czyjeś życie zniszczone przez nałóg lub złe przyzwyczajenie. Cóż, decyzja należy tylko i wyłącznie do Ciebie - tylko Ty sam możesz zdecydować, czy warto z czegoś zrezygnować, by ktoś mógł na nowo rozpocząć swoje życie i znów być człowiekiem szczęśliwym.
Skomentuj artykuł