Farby wodne - recenzja

Farby wodne - recenzja
Lidia Ostałowska, "Farby wodne"
julonka112233 / artykuł nadesłany/nt

W 1943 roku Dina Gottliebova trafiła do obozu zagłady w Oświęcimiu wraz ze swoją matką. Zanim się tam znalazła, mieszkała w Brnie, gdzie studiowała na Akademii Sztuk Pięknych. To właśnie jej talent sprawił, że obie przetrwały i doczekały wyzwolenia.

Początkowo miała malować numery na obozowych barakach, ale zmuszono ją do portretowania Cyganów podczas przeprowadzania medycznych eksperymentów. Po wojnie wyjechała do Hollywood, gdzie wyszła za mąż za słynnego disneyowskiego rysownika, z którym miała dwie córki. To właśnie tam wśród nowych ludzi znalazła satysfakcjonującą pracę i swoje miejsce na ziemi.

Kilkakrotnie bywała w Polsce. Malując portrety więźniów, pracowała z jednym z najbardziej okrutnych "lekarzy" obozowych -  Josefem Mengele, którego celem było odkrycie genu cygańskiego. Badał w szczególności cygańskie bliźnięta, kolor oczu, skóry, wzrost. Miała okazje go poznać także prywatnie, co prześladowało ją przez całe życie i sprawiło, że w żadnym miejscu nie czuła się bezpiecznie.

W 1942 roku w rodzinie oświęcimskiego kolejarza umiera najmłodsze dziecko - ukochana córeczka. Trzy dni po wyzwoleniu  jego syn idzie do obozu po sierotę, która zastąpiłaby zrozpaczonej matce małą córeczkę. Wybiera Ewę - węgierską Żydówkę. Ktoś z obozu daje mu w prezencie niepotrzebne akwarele znalezione w baraku. Po 21 latach muzeum Auschwitz odkupuje obrazy od Ewy, która poszukuje swoich biologicznych rodziców, krewnych.

DEON.PL POLECA

Po latach poszukiwań odnaleziono autorkę portretów. Ona sama odwiedziła obóz i poprosiła o fotokopie. Potem zamilkła i dopiero w połowie lat 90. zażądała zwrotu oryginałów...

Do kogo powinny należeć obrazy? Do muzeum, które gromadzi pamiątki związane z tamtym czasem, czy do Diny Gottliebov, dla której są one znakiem obozowej przeszłości? Do dziś nie rozwiązano tego konfliktu, a zdania tej sprawie są podzielone.

Po przeczytaniu książki Lidii Ostałowskiej sama się nad tym zastanawiałam, ale nie znalazłam dobrego rozwiązania. Z jednej strony myślę, że oryginały powinny należeć do zbiorów muzealnych, aby kolejne pokolenia mogły je oglądać. Z drugiej zaś strony rozumiem roszczenia bohaterki wobec portretów, jest z nimi duchowo związana.

Każdy portret to osobna historia człowieka, który zginął tylko dlatego, że był Cyganem. Na pozór to książka typowo historyczna, bo opowiada o losach zniewolonych ludzi różnej narodowości przetrzymywanych w obozie zagłady, ale jest znacznie czymś więcej niż zbiorem dat, nazwisk i suchych informacji.

To niesamowita historia młodej, zdolnej dziewczyny, którą uratował jej wielki talent. Gdyby nie on, zginęłaby w komorze gazowej lub umarłaby z wycieńczenia i głodu. Niecodzienna znajomość z jednym z najgorszych esesmanów dała jej stabilną i, o dziwo bezpieczną jak na tamte czasy, pozycję. Wiedziała o tym człowieku wszystko i te informacje wystarczyłyby, by go pogrążyć i sprawić, by dosięgła go sprawiedliwość.

Czytając kolejne strony książki, przeniosłam się w ten szary, smutny i chory świat opisany niezwykle realistycznie. Autorka opowiada o sprawach, które nie były omawiany w szkolnych podręcznikach. Dowiadujemy się, że główna bohaterka otrzymała rozkaz namalowania sceny z baśni "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" na ścianie baraku dziecięcego. Radosne, ciepłe kolory, bajkowa rzeczywistość dała dzieciom odrobinę radości.

Lidia Ostałowska przytacza nieznane mi dotąd fakty historyczne związane z osadzonymi. Najbardziej wstrząsnęła mną historia pewnego niemowlęcia: podczas Marszu Śmierci w 1944 roku młoda kobieta urodziła dziecko. Przeżyło one niespełna 9 dni. Ciało chłopca kilka dni później odnaleźli mieszkańcy okolicznej wsi. Pochowali je nieopodal kapliczki w… pudełku po makaronie.

Historie, które opisuje autora są niezwykle dramatyczne, ale też niezwykle wciągająca. Budzi grozę, ale skłania też do refleksji. Dzięki naocznym świadkom, takich jak Dina Gottliebova, poznajemy tamten świat takim, jakim był naprawdę, bez zatajania tego, co było nieludzkie, podłe i okrutne.

Ta książka to prawdziwe świadectwo upokorzenia, poniżenia i odebrania godności i życia milionom ludzi.

Lidia Ostałowska, " Farby wodne", Wydawnictwo Czarne 2011 r.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Farby wodne - recenzja
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.