Miłosierny Bóg i butelka
Minął rok mojego trzeźwienia, nie abstynencji, tylko trzeźwienia: próby zmiany całej siebie, zmiany patrzenia na świat, odbierania go, uczenia się akceptacji wszystkiego wokół takim, jakim jest, poznawania swoich uczuć, emocji. Rok zadawania sobie pytań o to, co czuję w danym momencie po to, aby poznać siebie na nowo. Jakie to dziwne i zarazem trudne, że dorosły człowiek musi uczyć się wszystkiego od nowa jak małe dziecko.
Czy przyszedł czas podsumowań? Nie wiem. Wiem jednak, że daleka droga przede mną. Wiem, że jest ze mną miłosierny Bóg, który odkrywa wszystkie wyparte i chowane gdzieś na dnie w zakamarkach duszy urazy, głody miłości, akceptacji, zrozumienia.
Odzywa się we mnie mała dziewczynka, która teraz widzi to, czego tak naprawdę jej brakowało i o co bezskutecznie zabiegała przez całe życie.
Nie mam już żalu do nikogo, choć kiedyś myślałam, że chyba nie będę potrafiła wybaczyć braku troski, oddania i miłości rodziców. Wiem, że kochali na swój sposób, tak, jak umieli. Pewnie też nie otrzymali miłości, nikt ich nie nauczył jak kochać. Ta myśl przynosi ulgę, przebaczenie, żal gdzieś odchodzi, może nie całkiem ale blaknie i w miejsce złości pojawia się zrozumienie i cicha akceptacja. Można to przyjąć i się z tym pogodzić.
Pomału Panie, krok po kroku uczysz mnie przebaczania i zrozumienia, otwierania się na innych i spojrzenia na siebie Twoimi oczami. To pomaga, ta myśl że Ty mnie kochasz, Ty mnie akceptujesz, rozumiesz, podtrzymujesz i wspierasz codziennie. Przy Tobie nie muszę udawać kogoś innego, nie muszę bać się odrzucenia, nie muszę walczyć i zabiegać o zainteresowanie innych, nie muszę udawać lepszej, mądrzejszej, ciekawszej, inteligentniejszej, nic z tych rzeczy. Mogę być sobą. Nie potrzebuję usilnie zabiegać o Twoją miłość i zainteresowanie, dla Ciebie jestem ważna taka, jaka jestem, najważniejsza i ta jedyna. Tak jak wszystkich kochasz mnie szczególnie, bo Ty jedyny tak potrafisz, kochać wszystkich, a zarazem wyjątkowo mocno każdego z osobna.
Nie muszę więc już walczyć o miłość, nie muszę zazdrościć innym ich matek i ojców, ich szczęśliwego dzieciństwa i tego, że były ważne, że miały opiekę, tego, że nikt ich nie krzywdził, nie poniżał, nie oszukiwał, nie wyzywał i tego, że były kochane. Nie muszę już - jaka to ulga.
Wiem Panie, że jeszcze wyrywam się, wierzgam, chciałabym po swojemu, inaczej, szybciej, od razu, brakuje mi cierpliwości, ale Ty się tym nie zrażasz. Spokojnie, cierpliwie jak krnąbrnemu dziecku, pokazujesz, tłumaczysz, czasami pozwolisz mi się "sparzyć", żebym zrozumiała, że nie zawsze to, czego chcę i to, co wydaję mi się słuszne, jest tym, co dobre.
Cóż to jest rok wobec tylu lat pogrążania się w alkoholu, mógłby ktoś zapytać, może i tak. Jednak mam się z czego cieszyć. Choć było ciężko i nijako, nie było radości, a w głowie rodziło się milion pytań i wątpliwości o sens tej walki, teraz wiem, że było warto.
Długa droga jeszcze przede mną, ale wiem już, że nie jestem na niej sama. Dziękuję Ci za to Panie.
Skomentuj artykuł