Nie tylko "drony"
Co innego oglądać roboty, walczące z ludźmi na ekranie telewizora, a co innego słyszeć protesty płynące z realnego świata przeciwko "dronom", które zabijają ludzi w Pakistanie. Czy zdajemy sobie sprawę z realiów świata, w którym żyjemy?
Kiedyś, w epoce kolonialnej, wielka przewaga techniczna "białych" była świadomie wykorzystywana do ujarzmiania nieświadomych tego faktu tubylców. Zachowały się na przykład opisy łodzi, którym doklejano i domalowywano oczy, paszczę i inne atrybuty potwora morskiego. Taka łódź skutecznie uśmierzyła bunt krajowców, którzy uznawali, że po stronie białych kolonizatorów stanęły ich bóstwa.
Niedawno czytałem o wywożeniu na pokładach samolotów prostych rosyjskich chłopów, którym w ten sposób rewolucyjni agitatorzy pokazywali, że na chmurkach żaden Pan Bóg nie siedzi. Dla ludzi prostych, często niepiśmiennych, którzy wiedzę religijną czerpali głównie z obrazów namalowanych na ścianach kościołów, taki pokaz stawał się często końcem wiary.
Jak to się jednak ma do "dronów" - bezzałogowych samolotów bojowych? Ano taki, że "drony" to czubek góry lodowej, którą można zauważyć dzięki takim akcjom jak te nagłaśniane przez rząd Pakistanu.
Czego zatem nie widać i przed czym chcę tu czytelnika ostrzec?
Chodzi mi o to że, aby kogoś ujarzmić, niekoniecznie trzeba zabijać i niekoniecznie musi to robić robot. Lepsze efekty może dać inwigilacja wielu i skrytobójstwo nielicznych. Nie wiem, jaki procent czytelników zdaje sobie sprawę z możliwości miniaturowych robotów, istniejących już dziś. Mam na myśli miniaturowe urządzenia do podsłuchu i podglądu zintegrowane z platformami, które mogą je przenosić.
Tymi ruchomymi platformami mogą być na przykład miniaturowe, latające, chodzące czy pływające urządzenia wielkości owada. Urządzenia te mogą również zabijać, choćby trucizną. Założony w ten sposób podsłuch czy podgląd włącza się dopiero na zaszyfrowany sygnał radiowy. Dzięki temu w czasie, gdy nie jest czynny, pozostaje praktycznie niewykrywalny, bo jest wtedy po prosu kawałkiem metalu czy plastiku i nie wydziela żadnego promieniowania, które można wykryć.
Mówi się, że dostęp do takich urządzeń mają tylko wywiady technologicznie zaawansowanych państw, co ma ponoć zabezpieczać uczciwych obywateli. Jak jednak mam się przekonać czy i ile takich urządzeń "wyciekło" do świata przestępczego? Poza tym, nie sądzę, by jakąkolwiek gwarancję "bezpieczeństwa" mogło nam dać nawet najbardziej demokratyczne państwo świata.
Szeregowy człowiek, jak ja, jest w walce z takimi urządzeniami praktycznie bezbronny. Dostępne na rynku urządzenia, np. wykrywające podsłuch, są dobre do zwalczania zabawek dla domorosłych detektywów (takich, które bez trudu można kupić w "spy-shopach"), ale nie do walki z cyber-rzeczywistością. Zresztą, co tu mówić o małych robotach i innych wojskowych gadżetach, skoro do superinwigilacji lub zdobycia przewagi nad innymi (także militarnej) może wystarczyć napisanie odpowiedniego programu komputerowego.
Jedyną dostępną obecnie nam bronią jest świadomość zagrożenia. To mało. Wiem. Ale i tak warto o tym mówić i to przypominać.
Prorocze wydają się słowa Jana Pawła II, który powiedział, że "albo wiek XXI będzie wiekiem moralności, albo nie będzie go wcale". Brońmy więc naszej prywatności i bądźmy świadomi zagrożeń, jakie mogą zrodzić nowe technologie.
Skomentuj artykuł