Nigdy nie modliłam się o dobrego męża. Ale każdego dnia za niego dziękuję
Nigdy nie modliłam się o dobrego męża. Nigdy też nie szukałam towarzysza życia. Pociągało mnie życie w samotności. Fascynowała mnie bliskość z Bogiem i służba człowiekowi. Otrzymałam więcej niż pragnęłam, niż kiedykolwiek byłam sobie w stanie wyobrazić.
Na studiach powoli odkrywałam swoje powołanie do życia kontemplacyjnego. Pragnęłam wstąpić do zakonu. Byłam już zdecydowana na konkretne zgromadzenie. Miałam kontakt z siostrami, spędziłam w klasztorze kilka dni. Miałam przed sobą wizję swojego życia. Byłam szczęśliwa i spokojna, że jest ona zgodna z wolą Pana. Czekałam na ukończenie studiów, aby wkroczyć na ścieżkę powołania.
Jednakże Pan Bóg ma swój plan, kieruje naszym losem w sobie tylko znanym kierunku. I choć nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć Boskie działanie, to przecież On wie, co jest dla nas najlepsze w danym momencie. Zsyła nam sytuacje, które prowadzą nas do dobrego, wystarczy Mu bezgranicznie zaufać i dać się poprowadzić, choćby to był zwrot o 180 stopni…
Takiego właśnie zwrotu Pan Bóg dokonał w moim życiu w chwili, gdy zdecydowałam o życiu zakonnym, przyjęłam z radością to powołanie po wielu rozterkach i gruntownym rozeznaniu. Postawił przede mną młodego mężczyznę, z którym się zaprzyjaźniłam, a który usilnie chciał rozwijać te kiełkujące uczucie bliskości. Pewna swojej drogi spotkałam się z nim, aby mu powiedzieć, że nic z naszej znajomości nie wyjdzie, gdyż mam inne plany na życie. Rozmawialiśmy raz. Potem drugi i trzeci. Więź się zacieśniała, przyjaźń pogłębiała, aż przyszło zauroczenie i miłość.
To nie była łatwa decyzja, którą ścieżkę wybrać, w którym kierunku pójść. Wybrałam drogę za Panem. Modliłam się Psalmem 37: "Powierz Panu swą drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał". Taki też cytat obrałam na dalsze życie, grawerując go na obrączce ślubnej i mówiąc w pełni szczęścia szczere i zdecydowane TAK.
Od naszego "tak" minęło już piętnaście lat. Wspaniałych, pełnych miłości i szczęścia dni. Obchodząc każdą kolejną rocznicę ślubu, dziękowałam i dziękuję za obecność mojego męża, za dar moich dzieci, a przede wszystkim za ciche prowadzenie tego, który zawsze Jest. Wspólnie spędzone chwile uczą mnie wciąż na nowo cierpliwości, samozaparcia, poświęcenia, rezygnowania z własnych egoistycznych pragnień i pobudek. Uczą mnie, co to znaczy kochać.
Nigdy nie prosiłam o dobrego męża. Dzisiaj każdego dnia dziękuję za wspaniałego towarzysza życia. Otrzymałam więcej niż pragnęłam, niż kiedykolwiek byłam sobie w stanie wyobrazić. Jestem wdzięczna za otrzymaną miłość, za każdą przeżytą wspólnie chwilę, za dni pełne radości, jak i za dni wypełnione smutkiem, dziękuję za otrzymaną drogę, którą mogę wędrować razem z osobami, które kocham, z rodziną.
Tekst pochodzi z bloga joszku.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł