Pacta diaboli
Od jakiegoś czasu trwa u nas dyskusja, czy nie lepiej było dogadać się z Hitlerem i razem iść na Stalina. Związek Sowiecki by upadł, a alianci mocni potęgą USA pokonaliby Niemców. Polacy w odpowiedniej chwili mieliby zdradzić sojusznika i tym sposobem znaleźć się w gronie zwycięzców.
Mówi się również, że taka postawa ocaliłaby rzesze Polaków zamordowanych podczas wojny i okupacji. Zwolennicy tej tezy uważają, że współpraca z hitlerowcami nie musiałaby skutkować polską odpowiedzialnością za holokaust. Byłoby ponoć możliwe na naszych ziemiach zablokowanie przez polskie władze tej zbrodniczej działalności. Nie jestem tego taki pewien, skoro np. węgierskich Żydów wysyłano do obozów. Ale zostawmy tę sprawę. Ja o czymś nieco innym. Zastanówmy się, jak mogłaby wyglądać taka polsko-niemiecka inwazja na ZSSR, dajmy na to w 1940 roku. Wojsko polskie uzbrojone w nowoczesny niemiecki sprzęt razem z Wehrmachtem stanowiłoby wyjątkową potęgę. Być może udałoby się zdobyć Moskwę i Leningrad, a bolszewików przepędzić za Ural. Zanim jednak zaczęłaby się wojna, obie strony musiałyby określić jej cele. Niemcom by zależało (jak w rzeczywistości) m.in. na zajęciu urodzajnych pól na Ukrainie i nad Wołgą oraz dotarciu do kaukaskich złóż ropy i gazu. Jakie cele miałaby Polska? Poszerzyć granice do Kijowa i na Podole? Przeprowadzić wspólnie z Niemcami kolonizację podbitych ziem? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na takie pytania, lecz jedno wydaje się być pewne: mieszkańcom zajmowanych terenów wcale by się to nie spodobało.
Najeźdźcy musieliby nieuchronnie wejść w konflikt z podbitą ludnością, co dawałoby władzy sowieckiej okazję do wojny ideologicznej. Jakże łatwe byłyby argumenty o tym, że polscy panowie znów chcą wyzyskiwać ruskiego chłopa! Wystarczy, żeby prywatny kapitał zaczął przejmować kołchozy i sowchozy. Odżyłaby zapewne legenda wojen kozackich. Mówiono by o polityce władz II RP względem mniejszości ukraińskiej, przypomniano by obóz w Berezie Kartuskiej. Hasła o ludzkiej krzywdzie połączone z nieuniknioną w czasie wojny biedą mogłyby sprowokować wielu do zbrojnego oporu. Kolejnym powodem, a raczej okazją do oporu byłby fakt, że działania wojenne toczyłyby się na gigantycznym terenie. Wydłużane ogromnie szlaki zaopatrzeniowe stanowiłyby doskonały cel dla partyzantki. Wysadzano by pociągi, atakowano posterunki położone z dala od linii frontu.
Prawdopodobny zwycięski pochód sojuszników byłby dla wielu powodem frustracji, która mogłaby stać się glebą dla terroryzmu. I jeszcze jedna sprawa: jaki byłby stosunek najeźdźców do ludności cywilnej? Rekwizycje, nowa, niepopularna władza i jej zarządzenia okupacyjne - to wydaje się być oczywiste. Ale długa wojna (ze względu na ogrom terytorium musiałaby się przeciągać) i pobyt w nieprzychylnej atmosferze mógłby przełożyć się na frustrację Polaków, a w skrajnych przypadkach nawet na nadużywanie siły, przemoc i gwałty. Zresztą do takich rzeczy z pewnością doszło by nieraz w trakcie pochodu armii. Niestety ludzie są, jacy są: w żarze bitewnym normy moralne słabną.
Biorąc to wszystko pod uwagę powtórzę po raz kolejny: zawiązałby się zbrojny opór przeciw polskiemu wojsku (przeciw niemieckiemu oczywiście też, ale to nas w tej chwili nie interesuje). Jak taki opór by wyglądał? Nie ma co gdybać. Dokładnie tak samo, jak wyglądały działania partyzantów podczas inwazji Niemiec na ZSSR. Wysadzano by pociągi. Atakowano posterunki policji i wojska. Podkładano ładunki wybuchowe w różnych miejscach. A jak wyglądałaby odpowiedź Polaków? Dla lepszego zobrazowania problemu posłużmy się hipotetycznymi przykładami. Wyobraźmy sobie, że z frontu do kraju jedzie pociąg z rannymi żołnierzami oraz z udającymi się na urlop w ramach zluzowania sił. Transport zostaje zaatakowany przez partyzantów. Ginie wielu ludzi: od kul, ognia. Większość napastników uchodzi z życiem. Czują się bezpieczni w lesie. Mogą też liczyć na pomoc miejscowej ludności. Polska prasa szeroko opisuje wydarzenia. Dowództwo zostaje oskarżone, że niedostatecznie dba o bezpieczeństwo żołnierzy.
I kolejny przykład. Postępy koalicji sprawiają, że Sowieci decydują się na bardziej radykalne kroki: zamachy terrorystyczne. Chcą zastraszyć ludność i tym samym wpłynąć na władze. Zaczynają więc wybuchać bomby; na dworcach, w kościołach i szkołach. Dochodzi do bestialskich napadów na polskich osadników, urzędników, policjantów. Media znów grzmią. Jaki byłby tego skutek? Polska pod autorytarnymi rządami sanacji i realizująca "historyczną misję" raczej nie uległaby partyzantom czy terrorystom, jednak opinia publiczna z pewnością zaczęłaby domagać się krwi. Nie zapominajmy jeszcze o tym, że w pamięci świeże były wspomnienia bolszewickich zbrodni z 1920 roku. Moim zdaniem polskie dowództwo zdecydowałoby się na radykalne kroki. A jeśli nie dowództwo, to z pewnością wielu żołnierzy, policjantów…. Twierdzę, że taka wojna wyzwoliłaby w wielu Polakach najgorsze instynkty. Nieuchronnie doprowadziłaby do zbrodni wojennych, może nawet ludobójstwa. Nasze społeczeństwo pewnie o wszystkim by się nie dowiedziało, ale niejedna podłość mogłaby liczyć na wyrozumiałość naszych obywateli. Jestem przekonany, że i my w wielu przypadkach zachowalibyśmy się jak żołdacy Hitlera. I nie ma co tu kręcić nosem z oburzenia - zbrodni nazistowskich dokonywali zwykli Niemcy. Zwykli Polacy również byliby do tego zdolni.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Z jednego powodu: odrzucam tezę, że sojusz z Hitlerem, choć może w jakimś sensie politycznie korzystny, byłby lepszym wyjściem niż wojna. Nie wolno w polityce odrzucać racji moralnych, gdyż wcześniej czy później się to zemści. Może nie zginęłoby tylu naszych rodaków, nie zniszczono by tylu miast i wsi, ale na Polakach pozostałoby piętno zbrodniarzy. Jestem co do tego przekonany. Owa hipotetyczna wojna byłaby toczona przecież przed holokaustem (ewentualnie w jego trakcie), a to znaczy, że zabrakłoby tej społecznej wrażliwości, którą mamy teraz (albo myślimy, że ją mamy).
Powiem jeszcze dosadniej. W moim odczuciu paktowanie z Hitlerem oznaczałoby paktowanie z diabłem. Wódz III Rzeszy był w jakimś sensie opętany, ciągnął swój naród do piekła, pociągnąłby i nas. Zresztą nie wymyśliłem tego. Tomasz Mann z tej właśnie perspektywy ukazał losy Niemców w "Doktorze Faustusie". Wojna koalicji niemiecko-polskiej nie byłaby wojną sprawiedliwą w rozumieniu nauki Kościoła. Choć posiadałaby wyraźny rys działań prewencyjnych, mających uprzedzić atak Stalina, byłaby klasyczną wojną zaborczą. Była taką w rzeczywistości agresja Niemiec w 1941 roku i musiałaby taką być także z udziałem Polaków. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. My, Polacy moglibyśmy zawrzeć pakt z diabłem i coś (może i dużo) zyskać albo jako męczennicy pozostać wierni Panu. Wybraliśmy męczeństwo, a teraz Wiekuisty, niech będzie błogosławione Imię Jego, nas oceni.
Skomentuj artykuł