Przewrotny pan od antyków
Ta powieść wprowadza w mroki półświatka. W niej zapadają decyzje o nieprawdopodobnym zasięgu. W niej życie wygląda inaczej. Niecnota splata się tutaj z inteligencją. A prawda z fikcją. Ta książka to balans na skraju urwiska, okraszona nadto błyskotliwą erudycją. Nie może być inaczej. Wszak rzecz stworzył sam mistrz Eco.
Degenerat schizofreniczny?
"Cmentarz w Pradze" opowiada o perypetiach przebiegłego kapitana Simona Simoniniego, postaci z marginesu, antykwariusza, który na co dzień handluje starzyzną o wątpliwej jakości. Ale szyld sprzedawcy staroci służy mu tylko jako przykrywka. Tak naprawdę Simonini para się bowiem fałszerstwem. Podrabia lub najróżniejszego kalibru papiery. Na życzenie klienteli.
Profesji uczył się u niejakiego Rebaudenga, notariusza. Tam poznał osoby o trudnej do określenia tożsamości. I do perfekcji opanował sztukę preparacji. Wkrótce w fachu przerósł pryncypała. Kiedy więc tamten zmarł, uczeń gotów był stanąć na własnych nogach. Założył kancelarię. Wszedł w układy, począł knuć i brylować w interesach, niczego się przy tym nie obawiając. Ponieważ chciał zarabiać. A ta motywacja dodawała mu werwy.
O przygodach Simoniniego dowiadujemy się z prowadzonego przez niego dziennika. Poajwiają się tam również wpisy tajemniczego księdza Della Piccoli. Czy zatem mamy do czynienia z dwoma bohaterami? Albo jednym, schizofrenicznym?
Fabularna gra
Właśnie. Piemontczyk prowadzi z czytelnikiem wyrafinowaną grę. Wymaga ona uważnej i aktywnej lektury. Książka skonstruowana została wielopłaszczyznowo. Sygnalizuje to już pierwszy rozdział. Napisany w trybie przypuszczającym. Istny majstersztyk. Pojawia się tutaj narrator, który zrazu nawiązuje z czytelnikiem serdeczną więź, aby później przeprowadzić go przez zawiłości korespondencji między Simoninim a Della Picollą.
"Cmentarz w Pradze" to fascynująca przygoda. Służyć ma jednemu tylko celowi - przyjemności czytania. Dlatego roi się tu od rozmaitych epizodów. Dłuższych i krótszych. One w zasadzie budują całą powieść. Wszystkie łączy sylwetka głównego bohatera. Jedyna fikcyjna. Pozostałe są autentyczne.
Delektowanie się fabułą umożliwiają też liczne dygresje. Odwodzą one czytelnika od wątku podstawowego, a przez to go cieszą. Co rusz natrafić można na barwne opisy czy litanijne wyliczenia. Choćby wykwintnych składników najwymyślniejszych dań. Gdyż Simone to wydelikacony smakosz. By nie powiedzieć, obżarciuch, upajający się samą myślą o jakiejś rubasznej konsumpcji.
Spiskowa filozofia dziejów
Swoje dzieło Eco zaprawił pieprzem ironii. Wystarczy przyjrzeć się zapatrywaniom oszusta ze sklepiku Starzyzna Wysokiej Jakości. Jest on w każdym względzie radykałem. Zawsze nastawiony anty. Nadgorliwie wyznaje antysemityzm, antygermanizm, antyfrankonizm i, oczywiście, antyklerykalizm. Nienawidzi też kobiet. Tak jest zacietrzewiony w swoim fanatyzmie, że nie przepuszcza żadnej okazji, żeby swoich adwersarzy obrzucić soczystymi epitetami. A ponieważ są wyssane z palca, wybornie bawią.
Eco w najnowszym utworze wykpiwa również historiozofię, która wszędzie widzi spisek. Nie dziwi to, zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy kwitnie pluralizm i relatywizm. W konsekwencji wiele osób ucieka w fundamentalizm. Nieszczęśnicy ci nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że tak zdobyta pewność każe im z podejrzliwością patrzeć na wszystkich wokoło. Co z kolei zaprzepaszcza szansę na spotkanie.
Jednocześnie, przekonuje Eco, historii tak naprawdę nie piszą wydarzenia wielkie, lecz te zupełnie niepozorne. Nierzadko przypadkowe. To nie wielcy, ani możni sterują losami świata, ale ci, po których najmniej byśmy się tego spodziewali. Często osobistości o nienajszlachetniejszej reputacji.
Wreszcie włoski filozof przestrzega: "Simonini jeszcze obraca się wśród nas".
Umberto Eco, "Cmentarz w Pradze", tłum. Krzysztof Żaboklicki, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2011.
Skomentuj artykuł