Rytuał nie znosi próżni

Rytuał nie znosi próżni
chcacy / artykuł nadesłany

Tą próżnię zaczęło więc wypełniać byle co i to byle co zaczęło zaspokajać ludzkie potrzeby religijne. A jeśli nie byle co to, co gorsza, orszak złych duchów, albo planowanych działań, które miały stworzyć kult doczesności. Odrzucenie rytualności ludowej było wylaniem dziecka z kąpielą.

Nowa Ewangelizacja przez kulturę- sposób życia

"Gest cielesny jest jako taki nośnikiem duchowego sensu - adoracji, bez której sam gest byłby bezsensowny. Akt duchowy musi się ze swej istoty i ze względu na cielesnoduchową jedność człowieka wyrazić koniecznie w geście ciała." Kard. Ratzinger. "Duch Liturgii"

W filmie "Wielka Cisza", jedne z nielicznych słów jakie padły brzmiały mniej więcej tak: "W życiu jest wiele Znaków. Niektóre z nich nie mają znaczenia. Grunt nie leży w ich usuwaniu, ale w nadawaniu im właściwego znaczenia. Bo człowiek bez znaków czuję się zagubiony".

DEON.PL POLECA

Proponuję więc potraktować "ludowe" obrzędy, uporządkowania przestrzeni, czasu, relacji społecznych i międzycielesnych jako znaki Bożego, Miłosnego Porządku. I wprowadzać w nowoczesne życie i budować za ich pomocą tą nowoczesność! Dmuchać, a nie poddawać się podmuchom byle jakich "duchów czasu".  Bo jak nie, to stanie się z naszą kulturą tak, jak z człowiekiem, o którym Nasz Pan, Jezus Chrystus opowiadał w Ewangelii: Życie wewnętrzne nie znosi próżni! Ks. Roman Kneblewski

Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem". (MT 12, 43-45)

Ktoś kiedyś wymyślił, że ludowe rytuały, ścisłe zasady kultury ludowej, to puste formy, albo magia. I katolicy się tym przejęli i zaczęli odrzucać wszelkie rytuały razem z rzeczywistymi zabobonami. No ale rytualna potrzeba człowieka nie znosi próżni. Tą próżnię zaczęło więc wypełniać byle co i to byle co zaczęło spełniać ludzkie potrzeby religijne. A jeśli nie byle co, to - co gorsza - orszak złych duchów, albo planowanych działań, które miały stworzyć kult doczesności. I miejsce świętego kąta zaczęły wypełniać plakaty gwiazd filmu sportu, muzyki, albo telewizor czy komputer. Miejsce świąt katolickich jakieś dni dziecka, matki, kota, psa i szydełkowania… A nasze prawdziwe święta, nasze miejsca święte, nasze zasady żywego wyrażanie wiary w codzienności zaczęły stawać się pustymi formami, martwymi obiektami muzealnymi. I choć nauczyliśmy się o nich doskonale, dogmatycznie gadać, to przestaliśmy je żywo, praktycznie rozumieć, przestaliśmy nimi nasycać naszą codzienność.

Niepoddawane ocenie bo do refleksji i oceny używane narzędzia bywają często przyczyną choroby, którą próbujemy za ich pomocą usunąć. Właściwym zaś lekarstwem byłoby przyjęcie tych narzędzi, które zdają się nam często przyczyną choroby, których się jednak wystrzegamy jak ognia. A jeśli nie przyczyną choroby, to przynajmniej rzeczą obojętną, nie mającą wartości leczniczej, której można używać w zależności od gustu. Często nawet odrzuca się je jako "anachroniczne i dlatego szkodliwe" uznając, że brak ich zmiany, rezygnacja z pójścia z "Duchem Czasu" jest szkodliwa. A może w tych anachronizmach jest właśnie środek, czyli sposób na uleczenie choroby?

W imię rozumu odrzucamy religię - wbrew rozumowi.

W imię obrony kultury ludowej - stajemy się sprawcami jej śmierci.

W imię oczyszczenia kultury ludowej z jej błędów - usuwamy raczej to, co było w nich dobre, a ich błędy stają się zasadą nowego ładu - zmieniają tylko nazwę.

W imię "dowartościowania" ciała pozbawiamy siebie właściwego doń szacunku i zachwytu.

W imię godności kobiety pozbawiamy je to, co było tej godności wyrazem.

Chcąc obalić formalizm. czynimy ze słowa "treść" pustą formę.

W imię tolerancji i wolności religii skazujemy na społeczne potępienie tych, którzy chcą konsekwentnie wypełniać zasady swych Wiar-religii.

W imię "postępu" i Ducha czasu" popadamy w dyktaturę przypadku, a raczej tego, kto ma siłę, możliwości i pieniądze, by kształtować mody kulturowe - nierzadko dla swej korzyści.

Widzimy w kulturze błędy, których już dawno nie ma i cały czas staramy się je naprawiać, zapominając, że to "naprawianie " jest największym błędem.

Chcąc zrównać teren w miejscu góry, kopiemy z zapędu dziurę.

Bierzemy leki na chorobę, która już dawno zniknęła, pogłębiając coraz bardziej nową chorobę wywołaną owym lekiem.

Nierzadko bierzemy wręcz lekarstwa, które tylko pozornie wyrywają nas z sideł choroby, a w dłuższej perspektywie chorobę potęgują, uodparniają wirusa, tworzą jego nowe mutacje, których już nie rozpoznajemy i nie umiemy leczyć...(nie znam się na medycynie)

Przycinając za długa nogę u stołu, zapędziliśmy się i przycięliśmy za dużo. Próbujemy usunąć chwasty wraz z glebą na której rosły, pozostawiając ziarnu Słowa sucha skałę.

Co więc robić? Odezwać się czasem.

Powiedzieć drugiemu: "Ja chcę Ciebie przekonać do katolicyzmu, bo tak mi nakazuje wiara, miłość. Pamiętaj przyjacielu, o tym". I uśmiechnij się życzliwie. I kontynuuj: "Ty pewnie chcesz mnie przekonać do tego, bym uznał wiarę za sprawę prywatną i nie przekonywał do niej innych. Niech wierzą w to, co uważają za słuszne. I ty przekonujesz i ja przekonuję. Nie nazywajmy tego przekonywania zmuszaniem"...

Co dalej robić?

Wybierać z współczesnych form kulturowych to, co dobre. Przeporządkować  rzeczywistość, miejsce rzeczy, bo wszystko zostało nam dane jako dobre.... Złe może być tylko uporządkowanie tych podstaw -  wtórne schematy mentalne i działaniowe.

Warunkiem zaistnienia zła jest dobro, które może być naruszone, wybrakowane, wydarte z właściwego sobie miejsca, przerwane przez brak, co burzy porządek. Bo nie można mówić o istnieniu zła - braku, bez dobra - pełni. Nie można mówić o dziurze w spodniach, gdyby nie było spodni.

Wyzyskując owo współczesne dobro wpisujmy je w strukturę przykładowo tradycyjnych kultur ludowych, wykorzystujmy sprawdzone przez ząb czasu i wielu pokoleń tradycyjne sposoby życia i wiary.

Po co niby wracać do tych starych struktur ludowych?

Jak pisał jeden z frondowych blogowiczów @KonradTomasz: "za mało jest jednego życia człowieka, żeby wszystko co konieczne pojąć, zrozumieć, przemyśleć - potrzeba przekazu, potrzeba Tradycji - to po prostu leży w naturze człowieka i jest nieodłącznie związane ze zjawiskiem religii - wspólnotowość"

Stare formy kultury ludowej mogą nam odsłonić pewne zasady porządkowania świata, które dziś nam umykają, a które wypróbowane przez pokolenia i względnie trwałe przeszły próbę zmiennych okoliczności historycznych, jako skuteczne sposoby wyrażania sensów religijnych.

A więc poprzez przyjęcie wybranych starych form, przez ich wypolerowanie i renowację - możemy odkryć pewne zasady i sensy, i struktury, w które można będzie wpisywać, po uprzednim badaniu i weryfikowaniu,  formy współczesnej kultury.

To, co mówił kardynał Ratzinger o muzyce, możemy powiedzieć całej kulturze ludowej: "Jest przy tym rzeczą ważną, że istnieją przecież przyczółki pobożności ludowej i jej muzyka, a także w szerszym sensie tego słowa muzyka duchowna, która zawsze winna pozostawać w relacji płodnej wymiany z muzyką liturgiczną: z jednej strony są one przez nią inspirowane i oczyszczane, z drugiej zaś przygotowują też nowe formy muzyki liturgicznej. Z tych swobodniejszych form może potem wyłaniać się coś, co wejdzie do wspólnego skarbca powszechnej liturgii Kościoła."

Tak samo trzeba odnajdywać właściwe na pewnym poziomie elementy współczesnych ideologii, nurtów myślowych, obyczajów, pokazując ich ewentualne niespójności na poziomie wyższym, każące nam je odrzucić jako całości...

Jeśli zakładamy, że ktoś błądzi, to jednocześnie musi być poziom, na którym ma rację. Żeby więc pokazać mu błąd, musimy mu pokazać sprzeczność, wychodząc od tego właśnie poziomu. To trudne, ale kto powiedział, że będzie łatwo.

Słowa - w tym Słowa Ewangelii - mają takie znaczenie w umysłach ludzi, jakie nabyły w wychowaniu ich przez przykład kulturowego otoczenia. Schematy myślenia kształtują się zazwyczaj na podstawie nienazwanych sposobów życia - rozrywek, form ubioru, relacji międzyosobowych, zorganizowania czasu i przestrzeni życia, oraz pracy. To one decydują o tym, co uznajemy za dobre i sensowne - a uznajemy to, co z tymi schematami i z kształtującą je rzeczywistością jest zgodne.

Pamiętamy też, że w imię stwierdzenia, że najważniejsze to, co w sercu, że nie liczy się forma, że religia nie powinna wpływać na nic poza sferą religijną, a raczej przyjmować wpływy mód, "ducha czasu", "nowoczesności", kultura życia codziennego wpoiła nam rezygnację z kształtowania sposobów życia na wzór wyznaczany przez religię wyznawaną. Wymagała natomiast, by to religia przemieniała się wraz z tą kulturą, tracąc nierzadko swą tożsamość. W związku z tym straciliśmy kontrolę nad treścią Słów Ewangelicznych.

Jak ją odzyskać?

Odpowiedź zdaje się prosta: wpływać na kształt codzienności, kultury zwyczajnego życia. Wpływać przez uświęcanie, kształtowanie jej porządku na wzór wyznaczany przez świętość, oraz przez symboliczne wyrażanie Prawd Wiary - Bożego Ładu w organizacji i rytualnym naznaczaniu codziennych czynności - w odniesieniu do "chleba powszedniego", w budowaniu i organizacji domu, który jest symbolem Świątyni- Domu Niebieskiego, w organizacji czasu, w odniesieniu do ludzi, w społecznych hierarchiach, w ubiorze wyrażającym sakralne naznaczenie ciała i jego reakcji i relacji do innych ciał, itd...

W końcu każdy z nas gdzieś mieszka - niech dom nie zatrzymuje na samym sobie, ale niech będzie obrazem - Ikoną tego Wiecznego, Niebieskiego Mieszkania. Każdy coś je. Niech chleb będzie obrazem tego Niebieskiego Pokarmu. Każdy gdzieś pracuje (a przynajmniej dobrze by było). Niech praca zostanie uświęcona jako odbicie Boskiego Stwarzania...

W materii jesteśmy i nie wolno nam o niej zapominać, albo oddzielać jej od ducha. Żeby wypełnić pańszczyznę Adamową, żeby, stąpając po ziemi z oczami utkwionymi w Niebiosa, jako mówił papież Benedykt XVI, musimy czynić z tej materii Ikony, Symbole Niebieskiego Jeruzalem...

Łatwo napisać, gorzy zrobić.

W kryzysie kultury, jaki przeżywamy, nowe oczyszczenie i zjednoczenie może wyłonić się tylko z wysp duchowego skupienia. Benedykt XI,  "Nowa Pieśń" str. 198

Owo uświęcenie codzienności musiałoby być bowiem podzielane przez jakąś grupę ludzi i stanowić pewien system. Taką grupę ludzi należałoby skonsolidować, przekonać, znaleźć,  zbudować . Musiałaby ona według ustalonych zasad kontrolować sposób produkcji potrzebnych do życia rzeczy - jedzenia, mieszkania itd...

Musiałaby kontrolować również formy rozrywki i uzgadniać je z religią. Musiałby wiec być zachowany jak największy możliwy w naszych czasach stopień samowystarczalności.

Pamiętajmy, że rozpojenie systemów w kulturach ludowych, by ich członków przejąć dla nowożytnych państw i ideologii odbyło się poprzez stopniowe, i śprytne pozbawianie ich samowystarczalności (co mi wychodziło również przez przypadek w badaniach terenowych opartych o wiedzę etnograficzną dotyczącą przemian tradycyjnych społeczności lokalnych).

Owo pozbawianie sprawiło, że uzależnili się od zewnętrznych autorytetów - form życia, ubioru, zarobku, mieszkania, żywienia, relacji międzyludzkich, a przez to stracili kontrolę nad przemianą swojej mentalności, która niepostrzeżenie, przez owe rzekomo "neutralne wobec treści" formy się odbywała.

Jak przekonać do form kulturowych?

Nie zaczynać od krytyki, ale od wydobywania ze współczesnych oczywistości i trendów tego, co dobre i to nawet chwalić. Przedstawiać sakralizowane elementy kultury jako realizujące modne współcześnie hasła, nadając tym hasłom jednocześnie dobre znaczenie, oczyszczając je ze złych konotacji. Mam tu na myśli takie popularne postawy, jak: oryginalność, zgodność z naturą, niesamowitość, mistyczność, ludowość, zerwanie z konwencjami, "outsiderskość", pierwotność, mistyczność, itd...

Razem z chwastem kultur ludowych zniszczyliśmy i dobre zboże. Nie możemy powtórzyć tego błędu. Musimy dostrzec to, co dobre na polu dzisiejszej kultury. I pozostawić to. Niech sobie rośnie. Musimy patrzeć do przodu - w przyszłość, na nowe zasiewy.

Ziarno, które jest w spichrzu współczesności powinniśmy badać i odrzucać złe, a zachowywać szlachetne. Zasiane zostawić, ale siać starannie wyselekcjonowane.

Biermy się do roboty! Wydobądźmy to, co dobre z naszych czasów i uzupełnijmy to tym, co było dobre dawniej, a cośmy pochopnie odrzucili. Potrzebna nam jest do tego większa samowystarczalność.

Cecha ta pozawala nam uzgadniać wiele wytworów kultury tak, by tworzyły

spójny system, zapewniający stabilność psychiczną i mający uzasadnienie w nadrzędnej religijnej zasadzie.

Znajdźmy takie nisze kulturowo gospodarcze, w których będzie można rozszerzyć samowystarczalność, a wraz z nią kontrolę nad obyczajami i moralnością. Znajdźmy takie formy działalności, w których można będzie połączyć kilka pozornie różnych obszarów kultury. Musimy szukać i kombinować, bo współczesna gospodarka w naszym kraju i kultura w globalnym świecie temu nie sprzyja. Musimy zbierać porozrzucane pojedyncze ziarenka między polami chwastów i znaleźć dla nich jedną przestrzeń, by mogły spokojnie rosnąć, by miały skąd rozprzestrzeniać się na inne uprawy świata.

Rodzinne firmy i małe gospodarstwa rolne w których pomagałyby dzieci, ucząc się w ten sposób od rodziców i pozostając z nimi w kontakcie. Rodzice mogliby dzięki temu podtrzymywać tradycyjne formy uświęcania prac przez religijne obrzędy i gesty i w bliskiej więzi przekazywać ich prawdziwe znaczenie. Dzieci mogłyby w ramach np. wypasania krów wymyślać zabawy, grać na fujarkach i śpiewać.

Edukacja Domowa byłaby furtką umożliwiającą pozostanie dzieci w domu i oddzielenie ich od złych wpływów ideologicznych i obyczajowych przynajmniej na czas kształtowania kręgosłupa moralnego. Do tego potrzebna jest spójność światopoglądowa, której dzisiaj w świecie brak.

Kapłani, opiekuni duchowi o podobnych poglądach są niezbywalną ostoją takich rodzin, czy wspólnot rodzin, oraz całych wiosek.

Środowisko znajomych o podobnych poglądach obyczajowo moralnych zapewnia dziecku potencjalne środowisko rówieśnicze i oparcie w większej grupie dla całej rodziny, które pomaga przeciwstawiać się złu świata, a także przekonywać ten świat do zmiany wartości. W kópie siła!

Rekolekcje, pielgrzymki, górskie wyprawy, dyskusje, ogniska byłyby okazją do konsolidowania tego środowiska. Do tak wykrystalizowanej grupy można by było powoli zapraszać osoby o innych poglądach, by nasiąkając kategoriami myślenia grupy przyzwyczajała się do nich.

Prace codzienne, ubieranie, mieszkanie i jedzenie, czyli to wszystko, co ludziom konieczne do życia, niech będzie pokazane w rekolekcjach, jako sposób zwyczajnego, prostego przeżywania wiary, niech święta będą wzorem i przykładem dla tej właśnie zwyczajności.

Tworzenie wiosek, osad, osiedli, jeśli nadarzy się taka okazja, jeśli to będzie możliwe, przez członków owych grup byłoby kolejnym etapem “Nowej Ewangelizacji przez kulturę". Tam mogłyby się skupiać rozmaite obszary aktywności zawodowej, dla której znaleźliśmy wcześniej niszę umożliwiającą choć trochę większa samowystarczalność niż w powszechnej kulturze.

Wioski tematyczne to dość modny dzisiaj koncept funkcjonowania wsi. Odpowiednie dobranie tematu pozwalałoby uczynić z takiej wioski świadectwo wiary.

W ten sposób nawiązalibyśmy do modnych współcześnie fascynacji ludowością, nadając jej właściwe znaczenie - wybierając z niej nie elementy wyrwane z kontekstu życia - jak to dotychczas było, ale zasadę "postaciowania", czy sakralności. Nie byłby więc on suchym, martwym skansenem prezentującym jakieś historycznie zakończone kultury regionalne, ale tym, co mimo zmian konkretnych elementów było trwałe - "skansenem" mentalności - żywej, dynamicznej, zmieniającej się rozumnie, a nie martwych przedmiotów. Chodzi o pewną strukturę zorganizowania życia nakierowanego na Świętość.

I tu moglibyśmy nawiązać do kolejnej współczesnej fascynacji wschodnimi zasadami organizacji przestrzeni takimi jak Feng Shui. Pokazalibyśmy, że mamy swoje, rodzime, chrześcijańskie zasady porządkowania przestrzeni życia, że szukamy daleko tego, co mamy pod nosem.

To doskonale korespondowałoby również z ideą terapii psychicznych w "skansenach",  które na zachodzie są modne i niedługo pewnie będą u nas “nowością". Nazwijmy je wstępnie EtnoEkoTerapią.

Są i inne nisze, które można byłoby połączyć w jedną całość, w system pozwalający na samowystarczalność, a jednocześnie ekspansję, ewangelizację .

Te nisze, czy pomosty do nowoczesności, to chociażby galerie handlowe - wypełniają one całe spektrum potrzeb człowieka - od jedzenia, przez rozrywkę i pracę zarobkową, po aktywność towarzyską i pseudoreligijną. Można by było nawiązać do tej wielofunkcyjności centrum handlowego, ale wypełnić ją innymi treściami, wypełnić jej strukturę dobrym religijnym, a nie pseudoreligijnym znaczeniem, prostym mistycyzmem. Byłaby ona połączona z formułą jarmarku o nazwach, dajmy na to, takich jak Galeria Jarmark- EtnoEkoGaleria.

Do tego celu należałoby wygospodarować plac we wsi, albo porobić stragany przy ulicach, zorganizować jakieś występy, festyny, prezentacje rzemiosła ludowego, czy produktów miejscowych. Ograniczylibyśmy tego typu inicjatywy do “dni targowych" dla ludzi z zewnątrz. A codziennością byłaby produkcja ekologicznej żywności.

Patriotyzm jest obszarem, o którym nie można zapomnieć w budowaniu takich wspólnot. Uważam, że warto nawiązać do tradycji szlacheckich i ludowych, a także tworzyć i rozwijać tradycję narodową w oparciu o kultury ludowe, według propozycji Norwida. Warto połączyć ludową sakralizację życia z tradycją szlachecką.

Warto odwoływać się do elementów z kultury ludowej, którą, choć trochę znamy i z którą czujemy związek. Pamiętajmy, że w normalnych warunkach elementy kultur się nieustannie mieszały razem z przemieszczającymi się ludźmi.

Nie tworzyć specjalnej, odrębnej wspólnoty o swoim statusie i nazwie, ale raczej uznawać się za członków Kościoła Katolickiego i stworzonej w powyższy sposób wspólnoty lokalnej.

Starać się mówić o tych sakralnych formach kulturowych jak o oczywistościach, a raczej mówić nie o nich, a za ich pomocą o pewnej treści je przekraczającej. Niech się często przewijają wspomniane bez większego komentarza, niech stanowią narzędzia życia i refleksji, a nie jej przedmiot.

Niech do owych form kulturowych przekona ludzi nie gadanie, ale używanie ich przez grupę ludzi jako swoistego "języka" wyrażania miłości, radości zwyczajnego życia...

Niech w takie środowisko wchodzą ludzie, których chcemy nawrócić, którym chcemy pomagać, również w ramach istniejącej już działalności charytatywnej i wychowawczej Kościoła, oraz zwykłej chrześcijańskiej miłości ukrytej,  by mogli zobaczyć spójność i radość chrześcijańskiej.

Wychowanie to cel powyższego działania. Bo nam bardzo często trudno będzie się pozbyć starych nawyków, sprzecznych z chrześcijaństwem. Chodzi o to, by dzieci uczyć odnoszenia wszystkiego do Boga, by było to dla nich coś oczywistego i właściwego.

Nie możemy zapominać, że powyżej przedstawiona misja kultura, to uzupełnienie, a nie zanegowanie dotychczasowej działalności Kościoła. Nie możemy przecież spocząć na laurach tym bardziej, że proces dechrystianizacji trwa. Musimy pamiętać, że ludzka działalność ciągle wymaga udoskonalania. Również "misja kultura" nie będzie  rozwiązaniem wszelkich problemów. Jedno jest pewne- cały czas trzeba się doskonalić, wsłuchując się w słowa Chrystusa, który powiedział: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski." (Mt 5,48)

Moja propozycja “Nowej Ewangelizacji" to mówiąc w skrócie zachęta do przywrócenia tradycyjnego poczucia ładu oraz uświęcania naszych czynności w obrzędach i porządkach kierujących wszystko w stronę

Punktu Orientacyjnego,

Środka- Chrystusa,

który zstąpił na ziemię-

stał się jej Pępkiem(Omphalos Ges)

i Obecny jest w Najświętszym Sakramencie.

Niech nasza wiara nie będzie martwa, niech przejawia się jej treść za pomocą konkretnych uczynków

ciała

i krwi

w materii

Ciała, które jest naszym Wiecznym Chlebem i

Krwi, która jest wiecznym napojem doskonałego

Przymierza- pobratymstwa w które Bóg pozwolił czlowiekowi wstąpić ,

Ciała, które przecież sam Bóg przyjął,

Ciała, którym stał się Logos- Sens- Zdumienie

Zdumienie, które jest tego Sensu Tchnieniem

w każdym, kto jest Ikoną, Cieniem, Pyłem

Pięknego- Ducha Świętego Świątynią

zdumieniem nad leśnym strumieniem

--

...w materii w której rdzeń On spłynął

by ją

na Drzewie Życia Krzyżowym,

na Palu świata wydźwignąć,

wyznaczając

Środek,

w którym ramiona czterech stron świata się Krzyżują.

Środek, czyli sposób.

http://www.misjakultura.blogspot.com/p/metoda-misji.html

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rytuał nie znosi próżni
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.