San Juan de Ortega - Dziad i baba... odc. 13
Buty wyschły. Teoretycznie nie powinny przemakać wcale, jednak po takim użytkowaniu nie można mieć pretensji. Początkowo nadal idziemy wzdłuż szosy, jednak po dobrze przespanej nocy, wcale to nie męczy. Potem idziemy lasem, to kocham najbardziej. Dużo wrzosów kwitnących głębokim fioletem.
"Dziad i baba na Camino"
Część pierwsza - z Saint-Jean-Pied-de-Port do Burgos
To mi przypomina grób Magdy i Teresy, moich śp. sióstr, że trzeba po powrocie posadzić nowe rośliny, gdyż ich wrzosy zmarniały. I postarać się o nagrobek dla Taty. Tyle chciałabym wiedzieć, czy oni tam są razem.
Po wczorajszym deszczu piękna pogoda. Idziemy w górę i w dól, w górę i w dół. Pod górę zostaję w tyle, pielgrzymi mnie mijają. W dól ja mijam ich. Idzie się niby osobno, ale razem.
Klasztor w San Juan de Ortega robi wrażenie. Duży dziedziniec, piękna fasada, spokój i ruch pielgrzymi w jednym.
Nocujemy w dużej, dwudziestoosobowej sali, ale nie ma wrażenia tłoku. Pranie wiesza się na krużgankach. Duża dowolność. Pielgrzym w osobie tęgiej pani, z pomocą kilku osób zdejmuje materac z górnego łóżka, kładzie go na ziemi i tak śpi (wszystkie dolne łóżka były zajęte).
Po raz pierwszy zdarzyło się, iż poszewka na poduszce wydała mi się zbyt nieświeża. Postanowiłam zdjąć ją i owinąć poduszkę turystycznym ręcznikiem. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że pod spodem była druga, czysta poszewka.
Ed bezproblemowo wziął prysznic w kabinie bez drzwi. W trakcie mycia zorientował się, że na przeciwko znajduje się duże lustro. Jak powiada, gdyby to się wydarzyło pierwszego dnia, uciekłby w popłochu. Dzisiaj spokojnie dokończył toalety.
Kuchni nie ma, bo i po co, skoro nie ma sklepu. Szkoda, że nie ma chociaż możliwości zagotowania wody. Nie chce nam się menu pelegrino, nie przepadamy za tym, mówiąc szczerze. Mamy jakieś zapasy, zjemy, żeby już nie nosić, pójdziemy tylko na kawę do baru. Jutro kupimy śniadanie gdzieś po drodze.
SMS od Ani - Agnieszka z Lusią przylatują we wrześniu do Polski. Świetnie! Nasza kochana wnuczka, która tak uroczo akcentuje słowa "Babaaaa" i "Dziadziaaaa".
Na mszę św. wzywały dzwony. Nie wywołały wielkiego poruszenia. Tak to już jest.
Skomentuj artykuł