Seksting - czy to efekt technologii?

Seksting - czy to efekt technologii?
(fot. freefotouk/flickr.com)
BS_LE / artykuł nadesłany

Już Ewa w Raju nie potrzebowała supertechnologii do skuszenia Adama, a "najstarszy zawód świata" jest wyraźnie starszy od wszystkich znanych mi wynalazków. Kain zabił Abla na długo przed wynalezieniem bomby atomowej, a opisy naruszenie wszystkich pozostałych dziesięciu przykazań można znaleźć w Biblii, która powstała zanim wynaleziono druk.

Z jednej strony panienki, które za doładowanie telefonu komórkowego gotowe są wysłać swoją "rozbieraną fotografię", z  drugiej strony zarówno Biblia jak i inne źródła historyczne, wspominające dziewczyny, które w obronie swej godności gotowe były ponieść śmierć. Te tak przeciwstawne postawy ludzkie przeplatają się od zarania dziejów. Z jednej strony świadectwo poświęcenia wszystkiego, aby mieć, z drugiej poświęcenie wszystkiego, aby być. Świadectwa postaw pośrednich są najliczniejsze.

Skąd w takim razie bierze się uczucie "falowania" nastrojów i postaw kojarzone z wprowadzaniem nowych technologii? Co chwila słychać narzekania, że "za naszych czasów było lepiej...". Świadectwa podobnych narzekań na "współczesną młodzież" przynosi nawet lektura autorów starożytnych. Czy wszystko można wytłumaczyć "efektem różowych okularów" mówców, wspominających swoją młodość?

Uważam, że na podstawie dostępnych świadectw historycznych można potwierdzić nie tylko rzeczywiste zmiany postaw ludzkich, ale też świadomie organizowane kampanie, mające na celu uzyskanie takich efektów. Łatwo można znaleźć świadectwa propagandy, przedstawiającej dwory cesarskie, czy królewskie jako wzorce idealnych rodzin i nieskazitelnych postaw pojedynczych osób. Nie wchodzę w dyskusję na temat rzeczywistości tych dworów z czym było różnie. Widzę natomiast odpowiedzialność rządzących, którzy zdawali sobie sprawę z faktu, że ich poddanych nie stać na fundowanie posad dla grona nieślubnych dzieci lub na luksusową separację skłóconych par w oddzielnych pałacach królestwa.

Zwykle władza monarsza szła tu ręka w rękę z Kościołem, który propagował chrześcijański styl życia. W tej sytuacji różne "domy uciech" były miejscem rozrywki nielicznych, wstydliwie ukrywających tą słabostkę. Swoją drogą nawet PRL-owskiej propagandzie nie potrafię odmówić propagowania zdrowej rodziny bez rozwodów. Wtedy też pornografia była zakazanym marginesem, a nie biznesem. Po prostu nawet PRL-owscy dygnitarze zdawali sobie sprawę z faktu, że normalna, zdrowa rodzina to najlepsze miejsce wychowania obywatela przydatnego państwu. Seks nie miał być też konkurentem celów życiowych w momencie podejmowania różnych decyzji, choć chodziło raczej o "budowę socjalizmu", a nie ideał chrześcijański. Efekt jednak był.

Cesarzy teraz nie ma, królowie pełnią zwykle role reprezentacyjną. Demokracja nie kreuje aż tak wyrazistych wzorców, bo przecież rządzą nami ludzi wybrani spośród nas. Teraz rolę wzorców przejęli idole kreowani przez media. Oglądając TV, widzę "kasową" aktorkę, przedmiot marzeń nastolatków, a zarazem definicję celu życiowego wielu dziewcząt. Cóż robi ta pani, odtwarzając rolę typowej dziewczyny, która z wielkim trudem zarabia pieniądze by zapłacić za studia? Przyłapana przez swego narzeczonego na "świntuszeniu przez telefon" wygrywa batalie słowną, po której zawstydzony chłopak przyznaje jej rację. Skruszony zgadza się na pracę wybranki w "seks - telefonie", bo skądś trzeba wziąć pieniądze. Damski idol zamiast "być" po prostu "ma". Jej wybranek jest z tego zadowolony. Żadnych negatywnych następstw nie ma (oczywiście na filmie). Braku wzajemnego szacunku nikt nie zauważy, bo młodzi ludzie zapatrzeni w seks, nie wiedzą, co to jest. Przekonają się być może na sali sądowej podczas rozprawy rozwodowej, ale wtedy będą już tylko wzajemne oskarżenia. Po zauroczeniu seksualnym nie pozostał ślad, a innych uczuć nie było nigdy.

Tego efektu już jednak ani reżyser filmu, ani stacja TV nie odczuje, bo oni pieniądze już wzięli. Trudno mieć pretensje do młodzieży o brak doświadczenia życiowego, ale do ludzi kreujących taki stan społeczeństwa pretensje powinienem mieć. Mają oni w końcu dostęp do statystyk sądowych, a fachowcy już dawno określili przyczyny rozwodów. Przykłady można zresztą znaleźć nawet w Internecie, patrząc na historię życia "super uwodzicielek" sprzed lat w stylu Zsa Zsa Gabor, oraz patrząc jak skończyły inne liczne aktorki pomimo ogromnych pieniędzy, które posiadły.

Co w takim razie ma obronić w przyszłości autorkę "rozbieranych fotek", która zdobędzie co najwyżej doładowanie telefonu komórkowego zamiast pałacu gwiazdy Holywood? Nastolatką wiecznie nie będzie, kiedyś będzie chciała mieć dzieci i męża, który będzie chciał razem te dzieci wychować. Czy jednak teraz jest sobie w stanie wyobrazić skutki wyborów motywowanych seksem?

Młodzież nie wyobrazi sobie świata dorosłych, podobnie jak nie przewidzi problemów przyszłości. To potrafi zrobić jedynie Bóg, a pokolenie dorosłych może Jego nauki poprzeć swoim doświadczeniem życiowym. Jan Paweł II potrafił jakoś to przekazać młodzieży, ja tego nie potrafię. Ta część artykułu wygląda więc jak nudne powtarzanie utartych zwrotów i odkurzonych nauk mistrzów sprzed lat. Może jednak dzięki tym "nudnym naukom" kilka osób dorosłych zauważy, co motywuje ich pociechy zamiast "zwalać" wszystko na internet, telefony komórkowe i inne niezrozumiałe dla starszych rzeczy? Jeżeli jeszcze ktoś pomoże tworzyć mechanizmy, które wykreują idoli bardziej odpowiedzialnych za skutki swych działań, to już nie zmarnowałem czasu na pisanie tego artykułu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Seksting - czy to efekt technologii?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.