Szybcy, wściekli, prorodzinni?
Film "Szybcy i Wściekli 7" robi furorę na całym świecie. Tłumy walą drzwiami i oknami do kin, by zobaczyć kolejną część tej opowieści. Ja nie lubię komercyjnego kina, więc mnie to nie dotyka i jest mi to zupełnie obojetne. Do czasu...
Sobotni wieczór. Potrzebuję się zrelaksować i odpocząć od swoich problemów. Mam ochotę na film. Potrzebuję oglądnąć coś lekkiego i zabawnego i pada właśnie na Szybkich i Wściekłych, choć nie oglądałam poprzednich sześciu filmów. Już po paru minutach jestem zaskoczona. Nie całkiem tego się spodziewałam. Oczywiście fabuła to bajka dla dużych chłopców. Do tego super auta, akcja i napięcie, na które widz czeka. Są pościgi, sceny walki i jest krew - to co prawdziwi mężczyźni lubią najbardziej. Ale jest jeszcze coś, co mnie ujęło i złapało za serce. Jest pokazana normalna rodzina i jej normalne relacje i uczucia względem siebie. Nie znajdziemy tu gender czy rozbitej rodziny. W całym filmie nie ma ani jednej sceny erotycznej! Za to obserwujemy młode małżeństwo spodziewające się kolejnego dziecka czy przezabawną dziewczynkę towarzyszącą Hobbsowi w szpitalu. Zaś scena końcowa powala na nogi. Prawdziwa idylla nad brzegiem morza... Wartości rodzinne i przyjacielskie mocno są akcentowane w tym filmie.
Jestem wdzięczna reżyserowi za to, że nie bał sie w swym dziele filmowym pokazać atrakcyjności rodziny i wbrew obecnej modzie na antyrodzinę oparł na niej fabułę filmu. Amerykańskie kino czasem zaskakuje pozytywnie. To jest ten przykład. Cieszę się, że film jest mega popularny na całym świecie, a do tego oglądany jest szczególnie przez mężczyzn. W dobie kryzysu ojcostwa i rodzicielstwa dobrze jest zobaczyć na dużym ekranie, że warto walczyć o swoje dzieci, żonę. I że to nic nienormalnego, że pragnie się mieć szczęśliwą, pełną i kochającą się rodzinę. Może ten film pomoże komuś wyprostować poglądy na temat rodziny?
Skomentuj artykuł