Wiara, niewiara, prawda
Swego czasu podczas rozmowy na temat wiary i niewiary osoba niewierząca zarzuciła mi coś takiego: "Bo najgorsze, że wy - katolicy - uważacie, że macie monopol na prawdę".
Wówczas zareagowałam uśmiechem, bo przez głowę przemknęła mi myśl, że może przyznanie się do tego mogłoby być wzięte za objaw pychy. Dzisiaj moja reakcja byłaby inna, na taki zarzut odpowiedziałabym spokojnie: "Zgadza się, Kościół Katolicki jako jedyny głosi pełnię Prawdy". To oczywiście nie znaczy, że inne religie są całkowicie fałszywe - są w nich pewne, mniejsze bądź większe okruchy Prawdy objawionej, które często prowadzą do konwersji do Kościoła Katolickiego. Co raczej nie dziwi, bo kto skosztował i mu posmakowało, to będzie chciał więcej i pełniej. Nie jestem teologiem, ani religioznawcą, więc nie będę rozwijała tego wątku, bo zrobiło to mnóstwo osób wcześniej. Chciałam się skupić na samym zarzucie.
Bo nie chodzi już o samą treść, a raczej o to, co w tle. A w tle słyszymy: "bo wy - katolicy - uważacie, że jesteście lepsi i mądrzejsi od innych". Czy tak jest w istocie? Zastanówmy się: osoba wierząca zdaje sobie sprawę, że dobry jest tylko Bóg, a to, co On uczyni przez nas na ziemi, nie jest naszą zasługą; osoba wierząca, podążająca za Jezusem, częściej widzi się w roli sługi, niż pana i wreszcie osoba wierząca wierzy, że mądrość to dar od Boga, więc również nie przypisuje sobie żadnych profitów z tego powodu.
Ale! Katolik, który sobie zdaje sprawę, że dostąpił łaski poznania całej Prawdy, jest jednocześnie odpowiedzialny za tych, którzy wciąż błądzą w ciemności. Za tych, którzy odrzucili wezwanie Boga, pozbawiając się tym samym możliwości poznania świata w pełni.
Takie zachowanie można przyrównać do sytuacji rodzic - dziecko. Dziecko, z definicji słabo doświadczone życiowo, kierujące się w swoim działaniu jakimiś chwilowymi pobudkami, wymaga opieki i nadzoru rodziców, którzy mają szerszy ogląd rzeczywistości. Inny przykład możemy znaleźć w nauce - niewielka liczba danych, dotyczących pewnego zjawiska, utrudnia postawienie hipotezy i zwiększa prawdopodobieństwo postawienia hipotezy błędnej. Niewierzący, zawężając swoje postrzeganie świata tylko do poznawania empirycznego, pozbawiają się mnóstwa danych dostępnych na drogach nieempirycznych. Dla niewierzącego postęp duchowy, na przykład, nie ma żadnego sensu, bo oni odrzucają już na początku ideę istnienia duszy.
Podsumowując: katolicy z uwagi na dostęp do pełni Prawdy winni być szczególnie odpowiedzialni za osoby pozbawione światła Boga. Nasz stosunek do niewierzących powinien być podobny, jak rodzica do dziecka - głosić, głosić i jeszcze raz głosić, modląc się, by kiedyś Słowo padło na żyzną glebę. Dawać świadectwo swej wiary swoim życiem (dzieci nie znoszą hipokryzji - wyczuwają fałsz na kilometr!). I wreszcie: nie wchodzić w kompromisy, nie uginać się, stanowczo trwać przy Prawdzie. Bo nie ma czegoś takiego, jak półprawda, albo prawda warunkowa.
Skomentuj artykuł