Czy są niewierzący księża?
Teza podana w tytule na pierwszy rzut oka wydaje się nieprawdziwa i jedynie prowokacyjna. Ale czy rzeczywiście nie ma uzasadnienia w życiu? Jakiś czas temu byliśmy wstrząśnięci, gdy znany ksiądz-teolog wprost złożył deklarację niewiary. Przykłady można także zaczerpnąć z nieodległej przeszłości, gdy niektórzy księża deklarowali chęć współpracy z władzami PRL-u, bo czują się niewierzącymi i wykonują jedynie pewne obrzędy. Historia Kościoła zna podobne przypadki prezbiterów deklarujących swoją niewiarę i porzucających nie tylko posługę kapłańską, ale również praktyki religijne. Oczywiście nie każdy ksiądz „porzucający sutannę” czyni to z powodu utraty wiary, może częściej z powodu nieporadzenia sobie z problemami emocjonalnymi i seksualnymi.
Dla sprawiedliwości musimy przyznać, że obecnie ogólny poziom życia duchowego prezbiterów w Polsce i ich zaangażowania duszpasterskiego jest naprawdę wysoki. Weryfikuje się to zwłaszcza w ofiarnym duszpasterstwie przyparafialnym oraz w trudnej katechezie szkolnej. Mamy w naszym Kościele ciągle dużo prezbiterów gotowych do ofiarnej pracy z ruchami katolickimi i wspólnotami odnowy, do prowadzenia rekolekcji w małych grupach czy wakacyjnych wyjazdów z młodzieżą i dziećmi. Na tym tle może nawet wyraźniej widać niedomagania w wierze niektórych spośród duchownych.
Co to jest wiara?
Na wstępie musimy dokonać rozróżnienia między wiarą a religijnością, gdyż nie są to pojęcia tożsame. Prawdziwa, żywa wiara wprawdzie wyraża się również w aktach religijnych, ale powierzchowna religijność może występować bez wiary.
Religijność bez wiary lub tzw. religijność naturalna, to taka sytuacja, w której ktoś przyjmuje istnienie Boga, który stworzył świat, jednak nie interesuje się Nim dalej. Taki Bóg jest Bogiem dalekim od człowieka, obojętnym na jego los i całkowicie od niego oddzielonym. Człowiek zaś, chcąc przeprowadzić swoje plany, wykonuje tylko dlatego pewne akty religijne, by pozyskać łaskawość takiego Boga. W pewnym sensie używa wówczas swojej religijności jako sposobu manipulowania Panem Bogiem.
Można sobie wyobrazić taką sytuację, że do seminarium przychodzi człowiek religijny i podczas swojego tam pobytu nie przeżyje prawdziwego, osobistego nawrócenia do wiary. Po sześciu latach wyjdzie zatem z seminarium wykształcony filozoficznie i teologicznie ksiądz religijny, który w gruncie rzeczy pozostanie człowiekiem niewierzącym. Paradoksalnie, praktykujący, nawet bardzo systematycznie, odmawiający pacierze, sprawujący sakramenty, ale niewierzący. Tak więc seminarzysta, a później prezbiter, może nawet nie dojść do żywej wiary. Rodzi się więc wymóg ewangelizacji kandydatów do kapłaństwa, a także samych prezbiterów. Dobrze, że w seminariach duchownych widzi się obecnie potrzebę ewangelizacji i podejmuje takie inicjatywy, które pomagają budzić wiarę.
Wiara ze swej natury jest całkowicie czymś innym niż religijność. Jest ona przyjęciem Boga objawiającego się i udzielającego się człowiekowi. To Bóg w swojej miłości jako pierwszy oddaje się i zawierza człowiekowi. Wyrazem tego jest sam fakt wcielenia czy też Eucharystia. Człowiek również może odpowiedzieć Bogu świadomym, wolnym, osobistym i głębokim aktem zawierzenia, oddania Bogu całego swojego życia. Dokonuje się wówczas w życiu człowieka faktyczny, duchowy przewrót kopernikański – od życia dla siebie (ja jestem w centrum mojego życia i nawet Boga wykorzystuję do swoich celów) do życia dla Boga (On staje w centrum mojego życia i ja podporządkowuję Mu całe moje życie). Taki akt wiary daje Bogu dostęp do wnętrza człowieka, wprowadza Boży ład w jego życiu, właściwie porządkując hierarchię wartości.
Człowiek wierzący staje się otwarty na działanie Ducha Świętego i pozwala Mu się prowadzić. Człowiek wierzący, którego Panem jest Jezus, stara się rozeznawać wolę Bożą, by ją realizować. Innymi słowy, daje się poprowadzić natchnieniom Ducha Świętego, który go uzdalnia do podążania tą drogą. Dotyczy to każdego wierzącego, w tym również prezbiterów. Nigdy nie jest się w pozycji „w pełni wierzącego”, gdyż nasze życie jest paschą, czyli nieustannym przechodzeniem z religijności do wiary.
Utrata wiary
Czy prezbiter może stracić wiarę? Na tak postawione pytanie musimy dać, niestety, pozytywną odpowiedź – tak, prezbiter może stracić wiarę. Co więcej, jak stwierdziliśmy nieco wcześniej, prezbiter może w ogóle do wiary żywej nie dojść i pozostać jedynie człowiekiem naturalnie religijnym. Ale nawet jeśli doszedł do wiary i zdecydował się na akt zawierzenia Bogu swojego życia, może tę wiarę utracić. Ten Boży dar wiary, bez pielęgnowania przez człowieka (też prezbitera) osobistej więzi z Bogiem, może zostać zagubiony albo przynajmniej pomniejszony.
Wiara jest dynamiczna, ciągle ulega rozwojowi bądź zanikowi, nie ma tu stagnacji. A jeśli występuje stagnacja, jest to już początek cofania się na drodze wiary. Dlatego ze strony człowieka potrzeba nieustannej czujności, by nie przegapić obecności i działania Ducha Świętego, który każdego pragnie prowadzić ku świętości.
Jakie okoliczności sprawiają, że prezbiter może utracić wiarę? Podobnie jak w przypadku innych wierzących, brak podążania drogą wiary, tzn. brak podejmowania rozeznawania co jest wolą Bożą, by iść za tym w życiu.
Inną przyczyną, która może zaowocować utratą wiary, jest zaniedbanie osobistej modlitwy. I nie chodzi tylko o brak czasu oddanego Bogu na modlitwie, ale o ograniczanie się do modlitwy formalnej, jakby „pańszczyzny” dawanej Bogu jak niewolnik. Albo podążamy drogą duchowego dziecięctwa i prawdziwej wolności, albo stajemy się coraz bardziej niewolnikami naszych fałszywych wyobrażeń Boga i ulegamy formalizmowi.
Wreszcie do utraty wiary może doprowadzić zaniedbanie drogi osobistego nawrócenia i systematycznego przyjmowania sakramentu pokuty i pojednania. Wtedy grzech rozrasta się i coraz bardziej oddziela wierzącego od Boga, a także od Kościoła. Rozrosnąć się może wówczas pycha i zatwardzić serce człowieka, że zamknie się on na przyjmowanie darów Bożych, w tym daru Ducha Świętego i wiary.
Jak utrata wiary wpływa na pracę duszpasterską i kontakty z innymi ludźmi? Utrata wiary podcina korzeń relacji z innymi i deformuje samą posługę prezbitera. Słowa Jezusa są tu jednoznaczne: Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Jezus sam identyfikuje się z tymi, których spotykamy w naszym życiu i którym służymy w naszym duszpasterstwie. Kiedy prezbiter przestaje widzieć w drugim człowieku Jezusa, pozostaje jedynie na płaszczyźnie naturalnej i jedynie naturalnie będzie reagował. Łatwo przyjdą wówczas reakcje odwetowe np. wobec osób nieprzychylnie do niego nastawionych, będzie reagował zgodnie z zasadą oko za oko i ząb za ząb (Mt 5,38), zamiast zasady miłujcie waszych nieprzyjaciół (Mt 5,44).
Podobne skutki wprowadza utrata wiary w styl sprawowanej posługi kapłańskiej. Dany prezbiter będzie ją pełnił jedynie formalnie, jako urzędnik kościelny, wyłącznie z przyziemnych i egoistycznych motywów, z chęci zdobycia dla siebie pieniędzy lub zyskania poklasku i uznania.
Wypalenie zawodowe
Osoby wykonujące profesje, w których z zasady pozostają w bezpośrednim kontakcie z innymi ludźmi, „pracując sobą”, mogą szybciej niż inni znaleźć się w stanie tzw. wypalenia zawodowego. W przypadku prezbitera to niebezpieczeństwo wypalenia wzrasta jeszcze bardziej wtedy, gdy straci on komunię z Jezusem. To z Niego czerpie przecież swoją moc. W przeciwnym przypadku pozostanie zdany tylko na swoje ludzkie siły. Dlatego też jako prezbiterzy potrzebujemy ciągłej ewangelizacji, by wzrastała w nas nieustannie wiara dzięki nowym podmuchom Ducha Świętego.
W pracy naszej duszpasterskiej potrzebujemy także głębokiego otwierania się na działanie Ducha Świętego, bez którego nie jest możliwe owocne posługiwanie, gdyż to On jest w nas sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą (Flp 2,13). Duch Święty działa zarówno w szafarzach Bożej łaski, przez głoszone słowo, sprawowane sakramenty i przewodzenie ludowi, jak i w tych, którzy przyjmują łaskę przystępując do tych sakramentów.
Pierwszym nieprzyjacielem księdza prowadzącym go do wypalenia w życiu i posłudze jest pośpiech. Pośpiech może ujawniać się także w modlitwie, przez co staje się ona coraz bardziej powierzchowna i formalna. Gdy do tego dojdzie jeszcze nadmierna aktywność i brak odpoczynku, jesteśmy już o krok od wyczerpania i wypalenia. Nie chodzi tu jednak o jakikolwiek wypoczynek, ale o taki, który faktycznie zregeneruje siły fizyczne, psychiczne i duchowe. Pomocne jest również poznanie siebie i swoich granic, by je respektować. Jest to pierwsza zasada profilaktyki chroniącej przed wypaleniem. Drugą zasadą, idącą zaraz za pierwszą, jest obrona przed rutyną i powierzchownością.
Natomiast, gdy dojdzie już do sytuacji wypalenia, nie jest wówczas łatwo wrócić do równowagi. Niekiedy wiązać się to musi z dłuższym okresem rekonwalescencji. Pomysłem Kościoła na wypalenie prezbiterów są rekolekcje, czas modlitwy i refleksji, czas przebywania w obecności Boga. Obecnie mamy wiele takich propozycji odnowy duchowej, jak choćby Ćwiczenia Ignacjańskie czy lectio divina. Taki dłuższy czas przebywania w ciszy i skupieniu połączony z przedłużoną modlitwą, gdy rekolektant otwiera się na działanie Ducha Świętego, jest najlepszym lekarstwem na wypalenie. Jeśli dochodzi do tego kompetentna pomoc w towarzyszeniu duchowym, to dzięki obiektywizacji swoich problemów rekolektant ma szansę odnaleźć właściwy kierunek życia, odbudować właściwą hierarchię wartości i ostatecznie pozwolić Bogu uporządkować swe pogmatwane życie.
Tym więc, co może pomóc wypalonym prezbiterom, jest powrót do źródła wiary i powołania, jakim jest Bóg. Decyzje zależą od samych zainteresowanych. To oni sami mogą zdecydować, by zwolnić tempo życia, móc odnaleźć na nowo smak modlitwy, bliskości Pana, radość relacji z innymi i samej posługi kapłańskiej.
Osobista formacja
W diecezjach i zakonach, niejako odgórnie, podejmowanych jest wiele inicjatyw formacyjnych wobec prezbiterów. Są to spotkania, warsztaty, konferencje, sesje, rekolekcje itd. Bardzo dobrze, że takie inicjatywy są proponowane, jednakże bez osobistego zaangażowania poszczególnych prezbiterów nie przyniosą oczekiwanych owoców. Podobnie sama wiara, która jest darem Boga i fundamentem dalszej formacji, nie może się zakorzenić i rozwinąć bez otwartości i współpracy człowieka.
W osobistej formacji prezbitera dwa elementy wydają się podstawowe, tzn. osobista modlitwa i lektura. Modlitwa, która jest otwarciem serca przed Bogiem, pozwala zachować świeżość wiary i powołania, mimo upływu czasu i zmieniających się sytuacji. W niektórych środowiskach przyjęto zasadę czasu oddanego tylko modlitwie i Panu: jedna godzina dziennie, pół dnia w tygodniu, jeden dzień w miesiącu i tydzień w roku. Każdy z prezbiterów, który zdecydowałby się na taki rytm życia duchowego, zbierałby owoce głębszej duchowości i mocniejszego zakorzenia w tożsamości kapłańskiej.
Wyjątkowym czasem modlitwy są dni pustyni i rekolekcji organizowanych dla prezbiterów. Niestety, przeżywają one swoisty kryzys, gdyż poza głoszonymi, lepiej lub gorzej, konferencjami, brakuje na nich wyciszenia, adoracji Najświętszego Sakramentu, osobistej modlitwy i refleksji. Jednak, jak wspomnieliśmy wyżej, pojawia się coraz więcej poważnych propozycji tygodniowych rekolekcji w ciszy z przedłużoną modlitwą. W ostatnim czasie zaproponowano u księży jezuitów także udział w klasycznych 30dniowych Ćwiczeniach Duchownych według św. Ignacego, z czego korzystają wierni świeccy, osoby konsekrowane, a także prezbiterzy.
Należy zauważyć także inicjatywy dwuletnich szkół formacji kapłańskiej u księży salwatorianów w Krakowie i księży jezuitów w Częstochowie. Inicjatywy te są ze wszech miar pożądane, choćby ze względu na swój profesjonalizm, integralność podejścia w formacji, intensywność i długość ich trwania.
Także dobra lektura może stanowić inspirację do pogłębienia posługi duszpasterskiej. Obecnie mamy dostęp do znacznej liczby książek i czasopism poświęconych formacji kapłańskiej, można powtórzyć tu słowa, jakie usłyszał św. Augustyn: Bierz i czytaj! Nie chodzi jednak tylko o czytanie, ale przede wszystkim o rozważanie tych treści oraz wcielanie ich w codzienne życie. Ważnym, wręcz koniecznym, warunkiem podejmowania owocnej formacji kapłańskiej jest jej systematyczność i wytrwałość w jej podejmowaniu i niezniechęcanie się brakiem szybkich efektów. Musimy pamiętać, że tylko długoterminowe inwestycje, także duchowe, przynoszą prawdziwe owoce.
W gruncie rzeczy wszystko, co składa się na życie prezbitera, może być inspirujące i pomocne, o ile towarzyszy temu refleksja i rozeznawanie, o ile jest przeżywane w obecności Bożej i w duchu wiary. Także przed wszystkimi decyzjami potrzebny jest namysł i wsłuchiwanie się w natchnienia Ducha Świętego, by odczytywać wolę Bożą. Podejmowane w takim duchu inicjatywy duszpasterskie będą nie tylko inspirujące i formujące wiernych, ale również samych prezbiterów.
Z kolei po różnych wydarzeniach zewnętrznych i przeżyciach wewnętrznych ważna jest próba odczytania Bożego działania: „Co Pan mi mówi?”. Wówczas nawet niepowodzenia, upokorzenia i porażki mogą się okazać ostatecznie błogosławione w swoich owocach, gdy przeżywane są w jedności z Jezusem. Może nawet, paradoksalnie, najbardziej to, co trudne w życiu prezbitera, będzie go najbardziej rzeźbiło i upodabniało do Jezusa. Gdyż formują nas tylko te wydarzenia i przeżycia, które są podejmowane w duchu wiary i poddaniu Duchowi Świętemu.
W życiu duchowym nic nie dzieje się automatycznie, choć wszystko w nas jest dziełem Ducha Świętego, wymaga jednak ze strony człowieka odpowiedzi i współdziałania. Pobyt w seminarium, przyjęcie święceń i podjęcie poważnych odpowiedzialności w Kościele nigdy nie zwalnia prezbiterów od troski o żywą wiarę, osobiste nawrócenie i pogłębioną formację. Wręcz przeciwnie, domaga się ich w naszej codzienności.
KS. MIROSŁAW CHOLEWA, ur. 1957, teolog, proboszcz w parafii Magdalenka, wieloletni ojciec duchowy w WMSD w Warszawie, redaktor naczelny „Pastores”, kwartalnika poświęconego formacji kapłańskiej.
Skomentuj artykuł