Dwa dni z życia chrzścijanina

Logo źródła: Szum z Nieba Michał Frąckowicz

W chwilach, gdy stajemy oko w oko z naszymi słabościami, może warto spróbować zobaczyć, jak wiele dobra Bóg uczynił właśnie przez takich słabych ludzi jak my - z problemami, wygranymi i przegranymi walkami duchowymi, kompleksami, brakami w formacji, ciągle zmagającymi się z trudami życia. Ale uparcie szukającymi kontaktu z Bogiem. W tym miejscu zapraszam cię do prostej refleksji osobistej.

DZIEŃ PIERWSZY

Budzimy się o poranku. Jest pięknie - promienie słońca od razu wprawiają nas w dobry nastrój. W domu spokojny start kolejnego dnia. Żadnych scysji, nieporozumień, walki o łazienkę, czy o to, kto dziś bierze samochód. Dzieci radośnie biegną do szkoły, nawet usłyszeliśmy, jak fajnymi rodzicami jesteśmy, a my (po wymianie komplementów ze współmałżonkiem) spokojnie zdążamy na czas do pracy. Super dzień - roboty nie za dużo i szef wyjątkowo dostrzega nasze zaangażowanie. Wspomina o awansie, podwyżce… po prostu miód na serce. Rozradowani wracamy do domu, a tu - miła niespodzianka - współmałżonek przygotował obiad i drobny, romantyczny upominek. Dzieci obiecują posprzątać po posiłku. Mama zadzwoniła, by powiedzieć, że czuje się już lepiej, i podziękować za pomoc i modlitwę. Uskrzydleni duchowo ruszamy na Mszę świętą i spotkanie modlitewne. Wyjątkowy wieczór. Bóg namacalnie działa w naszym sercu. Dużo wewnętrznych poruszeń, nowe spojrzenie na stare problemy. Dodatkowo wygłaszana przez nas konferencja spotyka się z pozytywnym odzewem. Nawet niezbyt skłonny do pochwał duszpasterz naszej wspólnoty osobiście podziękował nam za wygłoszone słowa. Po spotkaniu przyjaciółka prosi nas o modlitwę w pewnej intencji. Po powrocie do domu mamy szansę na modlitwę, gdyż rodzina szanuje nasz wolny czas. Siadamy, modlimy się, a fragment z Pisma świętego, który przyszedł nam do głowy, wysyłamy koleżance sms-em. Dostajemy odpowiedź, że to było dla niej bardzo ważne Słowo. Kończymy ten fajny dzień z myślą, jak wielki jest Bóg działający w naszym życiu.

DEON.PL POLECA

MIJA TYDZIEŃ…

Bardzo trudny poranek. Deszcz, padający z chmur zakrywających szczelnie niebo, nie wprawia nas w dobry nastrój. Reszta domowników ma podobnie kiepskie nastawienie do życia. Drobne utarczki słowne, nieporozumienia, nerwowe szukanie kluczy, komórki i litania spraw, które musimy dziś załatwić, totalnie wytrącają nas z równowagi. Dodatkowo okazuje się, że samochód nie chce odpalić - a więc nowe wydatki w i tak skromnym budżecie domowym. W efekcie spóźniamy się po raz pierwszy do pracy. Traf chciał, że właśnie nasze spóźnienie zauważył szef. Pewnie by nie zauważył, ale znalazła się "życzliwa" osoba, która podkreśliła fakt naszej porannej nieobecności. Informacji o utracie premii towarzyszą uwagi szefa o redukcji etatów w firmie i perspektywie bezrobocia. Zostajemy więc po godzinach, aby nadrobić zaległości. Po powrocie do domu czeka na nas "tysiąc" obowiązków, a domownicy są zajęci swoimi sprawami. Ledwo udaje nam się wszystko załatwić, aby mieć czas na wieczorną Mszę świętą i spotkanie modlitewne. Idziemy z nadzieją na pocieszenie. A tu bez wzlotów duchowych. Wszystko takie jakby oderwane od rzeczywistości naszego serca, jakby obok nas. Modlitwa przychodzi nam z trudem i mamy ochotę wrócić do domu. Rozglądamy się, szukając życzliwego spojrzenia, ale nikt nie interesuje się naszą zmartwioną miną. Wracamy do domu z ciężkim sercem, dzwonimy do koleżanki, w której intencji modliliśmy się tydzień temu, i dzielimy się swoim stanem ducha. W odpowiedzi słyszymy o jej utrapieniach. Odkładamy słuchawkę obciążeni również i jej problemami. Kończymy ten trudny dzień z wątpliwością, czy aby na pewno Bóg chce naszego szczęścia.

BÓG STAWIA NA CIEBIE

Gdy spojrzymy na ostatni dzień, maluje się mało atrakcyjny obraz rzeczywistości i nas samych. Na pierwszym planie my sami z naszymi słabościami, w tle trudne relacje z rodziną, w pracy i w grupie modlitewnej. Nad tym wszystkim Bóg, który (mamy wrażenie) czasem patrzy na nas łaskawym okiem, a czasem jakby to łaskawe oko przymykał. Oczywiście wolimy te miłe dla nas dni, te niemiłe traktując jak dopust Boży, wyzwanie dla naszej wiary, czy czas, który po prostu trzeba przeżyć, czekając na lepszy. Doświadczeni kierownicy duchowi od razu wskażą nam rozwiązanie takich sytuacji.


Oto w czasie trudnych wydarzeń Bóg stawia na nas. Nie ma żadnej naszej zasługi, gdy wszystko w naszym życiu idzie jak z płatka, a nasze serce samo aż wyrywa się do Boga, do modlitwy i służby wszystkim dookoła.

Dni pełne strapienia pokazują natomiast (jak papierek lakmusowy) nasze przywiązanie do Boga, który działa cały czas z taką sama mocą, ale daje nam szansę, by się wykazać. Jak nauczyciel, który najpierw pokazuje, jak łatwe jest rozwiązanie problemu, gdy robimy to wspólnie z nim, by potem dać szansę uczniowi do samodzielnego działania. W tym miejscu wszystko wydaje się jasne. Ruszamy więc w naszym życiu na drogę codziennej formacji z Panem Bogiem. Kolejne trudne dni coraz bardziej (z mniejszym lub większym skutkiem) kształtują nasze serce w bliższej relacji z Bogiem. Dołączamy do tego naszą wytrwałą modlitwę, często właśnie bez porywu ducha, a bardziej z poczucia obowiązku, oraz nasze życie sakramentalne z Mszą świętą, podczas której niekiedy myślimy tylko o kluczowym wydarzeniu z naszego życia. Jak najstaranniej wykonujemy swoje obowiązki rodzica, syna, córki, pracownika. Do tego rekolekcje, wydarzenia z udziałem wielotysięcznych tłumów wiernych, marsze dla Jezusa, Drogi Krzyżowe ulicami miast. A przecież jeszcze podejmujemy w Kościele często przeróżne działania nazywane posługami. Prowadzimy spotkania modlitewne, dzielimy się z drugim człowiekiem tym, co mamy np. środkami finansowymi czy dobrym słowem. Modlimy się wstawienniczo lub utrzymujemy porządek przed i po spotkaniach modlitewnych. Nie starczyłoby miejsca na wymienienie wszystkich działań, których podejmuje się chrześcijanin walczący o jak najlepszą relację z Panem Bogiem - często nawet nieświadomie, z prostego odruchu serca, czy poczucia obowiązku (co tym bardziej jest cenne w oczach Boga).

Może więc warto w chwilach, gdy stajemy oko w oko z naszymi słabościami, spróbować zobaczyć, jak wiele dobra Bóg uczynił właśnie przez takich słabych ludzi jak my - z problemami, wygranymi i przegranymi walkami duchowymi, kompleksami, sercami nieuformowanymi do końca tak jak byśmy chcieli, brakami w przebaczeniu, ciągle zmagającymi się z trudami życia, ale uparcie szukającymi kontaktu z Bogiem. Słabe narzędzie w doskonałym ręku Boga, i cała gama dobra, które Bóg czyni przez ciebie. Dobra, które masz okazję widzieć, i dobra, które widzi tylko Bóg. W tym miejscu zapraszam cię do prostej refleksji osobistej.

JESTEŚ CHLUBĄ W OCZACH BOGA

Zatrzymaj się na przypowieści o synu marnotrawnym. Znasz ją doskonale, więc tylko przywołaj w swojej wyobraźni obraz opisywany w Ewangelii. Oto ojciec miał dwóch synów - jeden wybrał w życiu drogę łatwą i przyjemną. Zabrał przypadającą mu część majątku i ruszył w świat pełen rozrywek. Pozornie - człowiek sukcesu życiowego. Drugi syn trwał ciągle przy ojcu, ale odnosimy wrażenie, że nie jest to wybór pełen entuzjazmu. Jak skończyła się życiowa przygoda syna marnotrawnego - doskonale wiemy: wszystko stracił i skruszony wrócił do swojego ojca. Ten, uradowany jego powrotem, szykuje wielką imprezę na jego cześć. Nie wywołuje to radości u syna, który od lat stara się być fair wobec ojca. Coś w nim pęka i wylewa przed ojcem swoje żale. Dobry ojciec tłumaczy, że tak samo jest dla niego cenne spektakularne nawrócenie syna marnotrawnego, jak i mniej zauważane, ale wytrwałe bycie przy nim drugiego syna.


Jeśli odnajdujesz swoje ciągłe szukanie Boga w tym obrazie, to zapraszam cię, abyś na chwilę poczuł się starszym synem, dzieckiem, które stara się być jak najbliżej Boga Ojca. Spróbuj wyobrazić sobie ciąg dalszy tej przypowieści. Oto wielka uczta, w czasie której dobry ojciec stawia syna marnotrawnego przed tłumem, zapewne członków rodziny, sąsiadów, przyjaciół i znajomych, i oto cieszy się głośno, że ten, który go opuścił, jest znowu przy nim. Potem bierze drugiego syna, tego, który przy nim ciągle trwa, i mówi: "Oto jest moja chluba, oto jest mój syn, któremu mogę powierzyć wiele zdań, i wiem, że będą wykonane z największą starannością. Mogę zawsze na niego liczyć, bo od lat trwa przy mnie".

Pozostawmy na chwilę ten obraz uczty, a przenieśmy sie do rzeczywistości twojego życia i serca. Wyobraź sobie teraz tłum ludzi, którzy cię znają. Rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy, wspólnota modlitewna... Spróbuj w tym tłumie odnaleźć też tych, którzy być może nie mają o tobie dobrego zdania lub nie są ci życzliwi. Spróbuj sobie wyobrazić, jak przed tym tłumem stają dwie osoby: Bóg Ojciec i ty. Ciągu dalszego pewnie się domyślasz. Bóg Ojciec stawia cię przed tym tłumem i mówi: "Oto moja chluba. Zawsze mogę na nim polegać. Od lat trwa przy mnie, mimo trudów życia, słabości i problemów. Uczynił już wiele dobra w swoim życiu i dalej chce to dobro czynić. Jestem z niego zawsze zadowolony". Możesz wyobrazić sobie wzrok Boga Ojca pełen zachwytu nad tobą, pomruk podziwu w tłumie znajomych, pewnie burzę oklasków. Ale nie o podziw innych czy oklaski tu chodzi. Najważniejsze jest to, że zawsze obok ciebie jest Bóg, który cię kocha, i patrząc na twoje wysiłki w kroczeniu za Nim powtarza te słowa: jesteś Moją chlubą.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dwa dni z życia chrzścijanina
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.