Feminizm w Kościele. Moda czy realna potrzeba?
Jeżeli będziemy mówili do współczesnej, wykształconej, dynamicznej kobiety, która dobrze zna swoje prawa, a przy tym nieźle zarabia: bądź cicha, pokorna i podporządkowana, to myślę, że w dłuższej perspektywie takie kobiety zaczną odpływać z Kościoła. A jeśli odpłyną kobiety, to niedługo potem odpłyną również ich mężowie, synowie i córki, ponieważ, nie zapominajmy o tym, w polskim Kościele to jednak kobieta jest zazwyczaj pierwszą nauczycielką religii, to ona uczy znaku krzyża, to ona uczy modlitwy „Ojcze nasz” - zapis debaty zorganizowanej przez Centrum Myśli Jana Pawła II. - zapis debaty zorganizowanej przez Centrum Myśli Jana Pawła II.
PIOTR KAZNOWSKI: Jan Paweł II jako pierwszy w Kościele katolickim użył słowa „feminizm” w pozytywnym sensie. Jeśli chodzi o kwestię kobiety, to jego pontyfikat kojarzy nam się z takimi sformułowaniami jak „nowy feminizm” z encykliki „Evangelium vitae”, „geniusz kobiety”, który się pojawia w liście apostolskim „Mulieris dignitatem”, „teologia ciała”, która była wykładana przez lata podczas katechez środowych. Być może tak się stało, że pojęcia te zostały oderwane od swojego pierwotnego kontekstu, zostały przyjęte przez różnych teologów, publicystów, aż w końcu dotarły do nas w formie trochę odmienionej, niż papież by mógł sobie tego życzyć. O odpowiedź na to pytanie poproszę naszych panelistów. Proszę, by najpierw spróbowali państwo przybliżyć nam kontekst tych koncepcji Jana Pawła II. Skąd się w ogóle wziął pomysł, aby zająć się kobietą? Czy wcześniej była jakaś refleksja teologiczna, która by zainspirowała dzieła papieża? Czy Jan Paweł II chciał zareagować na coś, co już się dokonywało, czy może chciał poprowadzić Kościół zupełnie nowymi ścieżkami? Jak to mogło wyglądać?
ANETA GAWKOWSKA: To, o czym pisze papież, jest tylko przypomnieniem tego, co było od zawsze w Kościele, z tym że może nie było dostatecznie pokazane i rozwinięte, nie dotarło do wszystkich. Przytoczę tutaj wypowiedź św. Grzegorza z Nazjanzu, wypowiedź feministyczną, jak nazwał ją o. Jacek Salij w swoim zbiorze cytatów z Ojców Kościoła. Otóż Grzegorz z Nazjanzu mówi tak: „Mężczyźni ustanowili zasady prawa, nic więc dziwnego, że prawo zwrócone jest przeciw kobietom, że synów powierzano opiece ojca, a o córki nie troszczono się. Nie w ten sposób jednak postępuje Bóg”. I tłumaczy dalej, jak postępuje Bóg: „Zważcie na równość tego prawa. Jeden jest Stwórca mężczyzny i kobiety, z jednej gliny oboje, dla obojga jeden Obraz, jedno prawo, jedna śmierć, jedno zmartwychwstanie. Zarówno mężczyźnie, jak i niewieście zawdzięczamy urodzenie. Jeden dług należy się od dzieci obojgu rodzicom”1. To jest coś, o co pewnie większość z nas nie podejrzewałaby Ojców Kościoła. Papież nawiązuje do tego dziedzictwa, chce pokazać, że mężczyzna i kobieta stworzeni są jako równi, ale też jako różni, i w związku z tym są komplementarni. Chyba można śmiało powiedzieć, że pytanie o to, dlaczego Bóg stworzył człowieka w dwóch różnych płciach, jako kobietę i mężczyznę, było dla Jana Pawła II jednym z głównych problemów w teologii.
Karol Wojtyła zajmował się tymi zagadnieniami podczas wykładów z etyki seksualnej na KULu, które zaowocowały wydaniem w 1960 r. książki „Miłość i odpowiedzialność”.
W następnych latach, a szczególnie między 1979 a 1984 r. papież rozwijał tę tematykę. Teologia ciała, bo tak zwykliśmy nazywać te rozważania, była niejako komentarzem do nauczania kościelnego na temat ciała i seksualności wyrażonego choćby przez Pawła VI w „Humanae vitae”, nauczania, które – jak podkreślano
– nie dotarło do znacznej liczby ludzi Kościoła, zostało źle zrozumiane, bo nie miało jeszcze tak dobrego komentarza, jakiego wymagało. Tego komentarza do „Humanae vitae” i do podejścia Kościoła do etyki seksualnej dostarczył dopiero Jan Paweł II. I może dobrze, że nie dostarczył tego wcześniej, tylko dopiero wtedy, gdy został głową Kościoła – przesłanie to zostało wypowiedziane z bardziej wysoka.
MARTA SZYMCZYK: Skoro odwołujemy się tutaj do Ojców Kościoła, to należałoby wspomnieć, że Grzegorz z Nazjanzu był wśród nich wyjątkiem, jeśli chodzi o kwestię kobiet. Zacytujmy np. Klemensa Aleksandryjskiego: „Każdą kobietę powinna napawać obrzydzeniem sama myśl o tym, że jest kobietą”. To nie wymaga chyba większego komentarza. Z kolei Tertulian na przełomie II i III w. mówi tak: „Z jaką łatwością przywiodłaś do zguby mężczyznę, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga. Za twoje grzechy Syn Boży umrzeć musiał. Ty jesteś komnatą diabła”. Oczywiście tu też mowa o kobiecie.
Wiele podobnych wypowiedzi nieprzychylnych kobiecie możemy znaleźć także u innych myślicieli chrześcijańskich, choćby u św. Tomasza. Jeśli więc mówimy o tym, czy Jan Paweł II coś odnawia czy też nie, to ja przychylałabym się do opinii, że papież dokonuje radykalnego zerwania z tradycją, która, niestety, dość mocno zakorzeniła się w Kościele – z tradycją myślenia o kobiecie jako o istocie niższej.
Warto zauważyć, że takie pojmowanie statusu kobiety było zaprzeczeniem postawy samego Jezusa. Jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst społeczny, w jakim działał Jezus, to okaże się, że Jego przesłanie dotyczące równości wszystkich ludzi, w tym kobiet i mężczyzn, było, jak na owe czasy, czymś więcej niż rewolucyjnym. W świecie judaistycznym kobieta miała bardzo niską pozycję, nie liczyła się społecznie. Nauczanie Jezusa oraz Jego postawa (Jezus chętnie z kobietami przebywał, nauczał je, szanował) wywracało porządek tamtego świata do góry nogami. Najbardziej dobitnie postulat równości ujął św. Paweł, mówiąc, że nie ma ani kobiety, ani mężczyzny, ani Żyda, ani poganina, ani człowieka wolnego, ani niewolnika. Innymi słowy, w Jezusie Chrystusie jesteśmy wszyscy jedno bez względu na płeć, pochodzenie czy też inne uwarunkowania.
Generalnie, kobiety są dowartościowane w Piśmie Świętym. Zauważmy, że nie są anonimowe: są to konkretne osoby, znane z imienia, nazwiska, pochodzenia. To kobiety jako pierwsze odkrywają pusty grób po zmartwychwstaniu. To one przekazują tę informację mężczyznom. Kobiety są zatem wiarygodnymi świadkami – to niezwykłe w świecie, w którym świadectwo kobiety było bardzo źle postrzegane, było z zasady niewiarygodne.
Moim zdaniem Jan Paweł II nawiązuje nie tyle do Pawła VI, ile do najgłębszych korzeni chrześcijaństwa, do pewnych postaw, które, niestety, w późniejszym okresie, choćby przez niektórych Ojców Kościoła, były zapomniane.
ANETA GAWKOWSKA: Klemens z Aleksandrii mówi tak: „A przecież w ramach gatunku ludzkiego nie jest oczywiste, żeby kobieta posiadała inną naturę, a mężczyzna inną! Ale chyba tę samą, a jeśli tak, to również tę samą cnotę”. Na co to wskazuje? Wskazuje to na to, że stosunek Chrystusa do kobiet był idealny, natomiast stosunek wszystkich innych ludzi do kobiet, łącznie z samymi kobietami, jest już taki, jaki jest po grzechu pierworodnym. To prawda, tak jak Pani wspomniała, że stosunek do kobiet w Izraelu nie był za dobry, ale nie należy zapominać, że stosunek do nich w innych kręgach kulturowych był jeszcze gorszy. Postawa Klemensa względem kobiet była nie najlepsza, natomiast postawa tych, którzy żyli równolegle z nim, była prawdopodobnie dużo gorsza niż jego.
Chrześcijaństwo przyniosło ogromną promocję kobiecości, wyzwolenie również z uwarunkowań partykularnych, kulturowych, społecznych, ograniczeń politycznych, ekonomicznych. Zapoczątkowało ono pewien proces, który trwa do dzisiaj.
Myślę, że dobrze podsumowuje to św. Edyta Stein, która doświadczyła bycia i Żydówką, i katoliczką, żyła na pograniczu kultur: bardzo dobrze znała myśli hebrajską i katolicką. Zajmowała się tzw. kwestią kobiecą, była więc prekursorką owego nowego feminizmu, chociaż nazwy tej oczywiście jeszcze wtedy nie było. To ona zauważyła, że to, co można znaleźć choćby u św. Pawła, to z jednej strony wypowiedzi bardzo promujące kobiety, a z drugiej, niestety, też kobietom uwłaczające. Zauważa również, że można podzielić te wypowiedzi na takie, które były inspirowane postawą Chrystusa i łaską, i takie, które wynikały po prostu z ograniczeń kulturowych, którym wszyscy podlegamy i z których się z trudem wyzwalamy.
ŁUKASZ KUBIAK OP: Mnie osobiście interesuje nie tyle rozmawianie o kobietach, ale o tym, czy mężczyźni w Kościele zastanawiają się nad tym, jak one się czują w Kościele i w świecie.
Dla mnie takim przełomowym momentem w myśleniu o kobietach w Kościele, o feminizmie, była książka, niestety, nie Jana Pawła II, tylko Agnieszki Graff „Rykoszetem”. Ciekawi mnie, co powiedziałaby Agnieszka Graff, gdybym zarecytował jej Litanię Loretańską do Matki Bożej. Co ona by tam usłyszała o kobiecie? W ogóle ciekawi mnie, jak się dzisiaj czuje kobieta, kiedy słyszy takie słownictwo. Jest to bardzo hermetyczny, symboliczny i metaforyczny język, a jednak odniesiony do konkretnej osoby, do kobiety. Wydaje mi się, że kwestia feminizmu w Kościele, dialogu Kościoła ze światem, to głównie problem języka. Doświadczam tego jako duszpasterz.
W moim odczuciu problem kobiety w Kościele na pewno istnieje. Obserwuję to szczególnie na przykładzie kobiet konsekrowanych, czyli sióstr zakonnych. Są one źle traktowane nie tylko przez siebie nawzajem, ale również przez księży, którzy uważają, że są one stworzone do ofiarnej, ale tak naprawdę upokarzającej posługi. Jest to dla mnie forma arogancji. Kobiety te zazwyczaj myślą, że maksymalnym pułapem ich ambicji powinno być prowadzenie katechezy, a tak naprawdę właściwym dla nich miejscem jest pralnia, kuchnia, furta klasztorna. Jest to jaskrawy przykład tego, jak się w Kościele postrzega kobietę i jak się o niej myśli.
Jeżeli mamy to przełożyć na konkret, czyli na życie duszpasterskie, na kontakt księdza z kobietą w konfesjonale, to zaczynają się kolejne problemy. Zdarza się, że duszpasterze, mężczyźni, kilkoma zdaniami o wierze, o drodze krzyżowej kwitują opowieść kobiety
o przemocy w domu, o mężu alkoholiku, z zupełnym pominięciem tego, że istnieje coś takiego jak współuzależnienie, konieczność ochrony, separacja. My, księża, jako mężczyźni, jesteśmy słabo formowani i przygotowywani do kontaktów właśnie z kobietą. W tej materii jest mnóstwo resentymentów. Myślę, że Klemens Aleksandryjski, Tertulian trochę się zdradzili z jakimiś osobistymi lękami.
ANETA GAWKOWSKA: Cieszę się, że powiedział to mężczyzna, bo gdy kiedyś na pewnej konferencji powiedziałam, że mężczyźni boją się zależności, a powinni uczyć się akceptacji zależności od kobiet, to zostałam poważnie zaatakowana przez jednego z profesorów teologii.
To, o czym wspomniał przed chwilą Ojciec, to jest postawa, którą zaleca nowy feminizm: pobudzić mężczyzn do samokrytyki przez stawianie im dobrych wzorców. Przyjmując w pozytywny sposób teologię kobiety, składając samokrytykę, być może zainspiruje innych mężczyzn do naśladowania tej postawy.
PIOTR KAZNOWSKI: W jakim kontekście Jan Paweł II użył określenia „nowy feminizm”? Czy używanie słowa „feminizm” w kontekście katolicyzmu jest uzasadnione, sensowne? Czy nie jest to nadużycie? Przecież słowo to kojarzy się z pewną ideologią, dość odległą zresztą od Kościoła. Czy takie sformułowania używane przez kobiety jak np. „żyjemy w opresyjnym patriarchalnym społeczeństwie” da się zastosować do doświadczenia kościelnego? Czy nie jest tak, że przyjmując ten język, de facto tracimy coś z doświadczenia chrześcijańskiego?
ANETA GAWKOWSKA: Bardzo często słyszy się zarzut, że powinniśmy odrzucić słowo „feminizm”, mówiąc o kobietach w kontekście Kościoła. To fakt, feminizm historycznie był bardzo mocno antykościelny. Natomiast papież celowo używa tego słowa. Prawdopodobnie po to, by pokazać, że znaczenie tego terminu odwołuje się do kobiety w ogóle, nieważne, czy jest ona wierząca, czy nie. Jeżeli feminizm taki, jaki znaliśmy do tej pory, w dużej mierze krzywdził kobietę, to nie oznacza, że powinniśmy z tej nazwy rezygnować. Wręcz przeciwnie, powinniśmy nadać jej właściwe znaczenie.
Jan Paweł II użył nazwy „feminizm” w sensie pozytywnym, mówiąc o prawdziwym i słusznym feminizmie, w 1980 r. w Brazylii, podczas swojej pielgrzymki, a dopiero w 1995 r. użył określenia „nowy feminizm” w „Evangelium vitae”, encyklice poświęconej ochronie ludzkiego życia. W jej 99. punkcie papież wzywa do tworzenia nowego feminizmu, czyli takiego, który nie naśladowałby modeli maskulinizmu – jest tu więc pośrednio ukryta krytyka starego feminizmu, tego, że sprowadza on kobiety do naśladowczych wzorów męskich. Papież zachęca, by kobiety odkrywały i promowały prawdziwy geniusz kobiety, to, w czym kobieta odróżnia się od mężczyzny i czym może wzbogacić społeczeństwo. Papież zachęca, by kobiety wchodziły w każdą sferę, wnosząc tam swoje ciepło, swoje przywiązanie do relacji. Papież kładzie nacisk na to, by kobiety nie były dyskryminowane np. dlatego, że są matkami. Jednym słowem chodzi o to, by na tej swojej kobiecości nie traciły ani w sferze prywatnej, ani publicznej, a w dodatku, by tę kobiecość jeszcze dowartościować.
Generalnie uważam, że jest problem z recepcją myśli papieskiej odnośnie do kwestii kobiecej. Ludzie Kościoła słabo znają tę myśl i, niestety, nie doceniają tego, co zawiera. Często rozumie się cytat o tym, że papież wzywa do tworzenia nowego feminizmu, jako wezwanie kobiet do walki z wszystkimi przejawami dyskryminacji, przemocy i wyzysku – kropka. Natomiast papież dalej to rozwija
– nie tylko trzeba znosić to, co negatywne, ale również należy promować to, co pozytywne: np. to, że kobiety mają dawać świadectwo prawdziwej miłości, tej postawy, która najsilniej uwydatniona jest w relacjach intymnych, prywatnych, rodzinnych. Na wzór tych relacji kształtowane powinny być wszystkie inne relacje społeczne. W tym, co mówi papież, jest dużo więcej pozytywnego przesłania. Jest tam zawarta nie tylko postawa, że tak powiem, pro life, ale również pro love. Uważam, że tego przesłania jest za mało na kursach przedmałżeńskich, w kazaniach, w spowiedziach.
MARTA SZYMCZYK: Bardzo się cieszę, że papież Jan Paweł II w ogóle zauważył problem kobiety, że użył słowa „feminizm”, a nie jakiegoś innego. Myślę, że pokazuje to dobrze, iż kwestia kobiety nie jest czymś, co musi z konieczności być zagospodarowane przez tylko jeden nurt myślowy. Jest to naprawdę bardzo pozytywne, aczkolwiek nie zapominajmy, że Kościół katolicki spóźnił się ze swoim uznaniem dla kobiet tak ze 100 lat, ponieważ jeszcze papież Pius XI pisał o nich w sposób dla nas dzisiaj szokujący. Podkreślał on w encyklice „Casti connubi” z 1930 r., że emancypacja kobiet doprowadzi do rozpadu rodziny, do zaniedbywania męża, dzieci, do podkopania wierności małżeńskiej, a w dalszej kolejności do rozpadu ustalonego porządku społecznego. Mimo że kobieta dzisiaj jest dużo bardziej wolna niż w czasach Piusa XI, do rozpadu ładu społecznego jeszcze na szczęście nie doszło, więc jego diagnozę możemy uznać za błędną.
Mimo że myśl Jana Pawła II była kamieniem milowym w myśleniu o kobiecie w Kościele katolickim, to muszę przyznać, że osobiście mam z tym feminizmem Jana Pawła II pewien problem. Kiedy czytałam „Mulieris dignitatem”, uderzyło mnie, że jest to tekst, w którym pada wiele mniej lub bardziej enigmatycznych sformułowań, np. o geniuszu kobiety, o niesamowitych zasobach kobiety, o potencjale relacyjnym, ale, niestety, niewiele jest tam konkretów, wskazówek do działania. Cały czas się zastanawiałam, na czym właściwie polega ten geniusz kobiety? Co dokładnie kryje się za tym szybko podchwyconym przez media hasłem? Czasem, niestety, można odnieść wrażanie, że Jan Paweł II widzi kobietę tylko jako matkę oraz, ewentualnie, jako zwolenniczkę ruchu pro life i nie do końca dopuszcza inne formy jej samorealizacji. Z tego położenia akcentu na macierzyństwo mogą wynikać przykre konsekwencje – np. to, że kobieta, która nie może mieć dzieci, albo jeszcze ich po prostu nie ma, nie jest w pełni kobietą, nie realizuje swojego „geniuszu”. Miałam chwilami wrażenie, że kobieta jest wartościowa nie tyle ze względu na samą siebie, na to, że jest pełnowartościowym człowiekiem, ale ze względu na swoje funkcje, na funkcję matki, opiekunki swoich dzieci, kogoś, kto ma zadbać o relacje w grupie. W tej wizji zupełnie nie ma miejsca na kobietę, która nie chce być matką, a chce się realizować na innych polach, np. na polu zawodowym – a takie kobiety dzisiaj też są, również w Kościele.
Jan Paweł II cały czas buduje w swoich pismach obraz kobiety w opozycji do mężczyzny. Pisze np., że osobowe zasoby kobiety nie są mniejsze niż mężczyzny. Niestety, można odnieść wrażenie, że nowy feminizm jest budowany z pozycji patriarchalnej, że wzorem, modelem jest cały czas mężczyzna i chodzi tylko o to, by udowodnić, że kobieta do tego modelu dorasta, że dorównuje mu.
Jest jeszcze jedna sprawa, która mnie zafrapowała w pismach papieża. Chodzi mi mianowicie o kwestię godności kobiety – zresztą wszędzie tam, gdzie słowo „godność” pojawia się z jakimś rzeczownikiem, jest to już trochę podejrzane. Jan Paweł II wyraźnie mówi, że godność kobiety polega na promowaniu życia, promowaniu rodziny. Tutaj rodzi się pytanie – co w takim razie z godnością mężczyzny? Czy mężczyzna jest zwolniony z tego obowiązku? Czy nie jest to po prostu obowiązek człowieka?
ANETA GAWKOWSKA: To nie jest tak, że papież zupełnie nie wyjaśnia tego, na czym polega geniusz kobiety, bo właśnie w jakimś sensie Pani dała dowód na to, że trochę to definiuje, skoro Pani powiedziała, że zawęża to już do macierzyństwa.
MARTA SZYMCZYK: I właśnie tego się boję. Jeśli Jan Paweł II utożsamia bycie kobietą z byciem matką, z tym, że macierzyństwo powinno być podstawową (jedyną?) formą samorealizacji kobiety jako osoby, to oznacza to, że jego myśl nie przynosi niczego nowego ponad to, co oferowała kobiecie dotychczas, patriarchalna skądinąd, kultura.
ANETA GAWKOWSKA: Jeśli już papież gdzieś definiuje geniusz kobiecy, to definiuje go jako wysoką świadomość relacji, relacji osobowych. Cytuje też zdanie z „Orędzia do kobiet” II Soboru Watykańskiego, w którym napisane było: „Pojednajcie ludzi z życiem”. To jest zadanie, które II Sobór Watykański stawiał kobietom. Myślę, że nie chodzi tu tylko o macierzyństwo biologiczne. Papież, rzeczywiście, podnosi macierzyństwo na bardzo wysoki poziom, wbrew kulturze właśnie stara się dowartościować macierzyństwo bardziej, niż robi to świat. Natomiast nigdzie nie mówi, że wszystkie kobiety mają być matkami biologicznymi.
Papież bardzo często wzywa do tego, by kobiety były aktywne w sferze publicznej, i to jest jasne, że czasem taka aktywność wyklucza możliwość zakładania rodziny. I o tym akurat księża mówią często w kazaniach, przywołując z reguły przykład nauczycielek, pielęgniarek, które tak się poświęcają dla innych, że nie mogą założyć rodziny. Co nie zmienia faktu, że pierwszym i najczęstszym powołaniem dla kobiety jest z reguły rodzina. I o tym przekonały się już feministki zachodnie. Betty Friedan po dwudziestu latach powiedziała: „Nie doceniałyśmy rodziny”. Dopiero gdy wnuczek jej się urodził, zaczęła doceniać rodzinę. Powiedziała: „Teraz feministki będą bardziej prorodzinne”. To się dokonało na gruncie starego feminizmu. Więc jakby z drugiej strony papież je tu wyprzedził w swoim przesłaniu, głosząc coś na kształt zdania: „Aha, my to wiedzieliśmy już od dawna. Rodzina to podstawa!”.
Nowy feminizm to promocja i kobiecości, i męskości, bo jest to promocja osoby ludzkiej.
PIOTR KAZNOWSKI: Poświęcenie się kobiet, poświęcenie się w rodzinie, zakonie: dlaczego poświęcenie w służbie ma być widziane w sposób negatywny?
ANETA GAWKOWSKA: Na pewno nie chcemy deprecjonować takich czynności jak posługa. Można chwalić Boga, zmywając podłogę lub robiąc cokolwiek innego. Natomiast na pewno byłoby to z wielką szkodą i dla pojedynczej osoby, i dla całego Kościoła, gdyby np. Edyta Stein tylko zmywała podłogę, a nie robiła użytku z tego talentu, który jej Pan Bóg dał i dzięki któremu tłumaczyła np. dzieła św. Tomasza. To chyba o to chodzi. Tu nie chodzi o deprecjację kogokolwiek, bo w nowym feminizmie nie walczymy przecież o kapłaństwo kobiet.
ŁUKASZ KUBIAK OP: Jeśli chodzi o nowy i stary feminizm, to one, niestety, zderzają się dramatycznie w jednym punkcie – chodzi o kwestię aborcji. Tu się kończy rozmowa. Jeżeli się nie zgadzamy na tym poziomie, to nie ma dyskusji.
ANETA GAWKOWSKA: Dyskusja jest.
ŁUKASZ KUBIAK OP: No może dyskusja jest, tylko że można powiedzieć, że tutaj stanowiska żadna ze stron nie zmieni – przynajmniej ta katolicka.
Chciałbym jeszcze nawiązać do tego, co powiedziała pani Marta. Można odnieść wrażenie, że papież, mężczyzna, zajmując się kobietą, nadaje jej godność. Tak jakby kobieca godność była zależna od zewnętrznego ustanowienia i to ze strony mężczyzn. Myślę jednak, że Jan Paweł II jest mądrym feministą i odcina się od ideologicznego myślenia charakterystycznego dla innych papieży. W „Liście do kobiet” napisanym w 1995 r. mówi tak: „Moje podziękowanie kobietom jest przeto usilnym apelem, by wszyscy, a w szczególności państwa i organizacje międzynarodowe uczyniły wszystko, co konieczne, w celu przywrócenia kobietom pełnego poszanowania ich godności i roli. W związku z tym nie mogę nie wyrazić mojego podziwu dla kobiet dobrej woli, które poświęciły się obronie swojej kobiecej godności, walcząc o podstawowe prawa społeczne, ekonomiczne, polityczne, które podjęły tę odważną inicjatywę w okresie, gdy ich zaangażowanie było uważane za wykroczenie, oznakę braku kobiecości, objaw ekshibicjonizmu, a nawet grzech. Patrząc na tę długą drogę wiodącą do wyzwolenia kobiety, można powiedzieć – jak napisał papież w tegorocznym Orędziu na Światowy Dzień Pokoju – że »był to proces trudny i złożony, czasem nie wolny od błędów, ale zasadniczo pozytywny, choć do dziś nie zakończony z powodu licznych przeszkód, które w różnych częściach świata nie pozwalają na pełne uznanie i docenienie szczególnej godności kobiety, oraz na zapewnienie jej należnego szacunku«”.
Myślę, że ten fragment jakoś oczyszcza Jana Pawła II z zarzutu, że on, jako mężczyzna, zajmuje się kobietą i nadaje jej godność.
PIOTR KAZNOWSKI: Rozważamy tutaj feminizm z dość teoretycznej perspektywy. Natomiast gdy się rozmawia z kobietami na temat tego, jak one widzą swoją pozycję w Kościele, to okazuje się, że problemem jest to, że dziewczynki nie mogą być ministrantkami, że kobiety nie mogą być księżmi, mimo iż to właśnie kobiety wypełniają kościoły.
ŁUKASZ KUBIAK OP: To się nazywa Kościół żeńskokatolicki.
PIOTR KAZNOWSKI: Właśnie. Jak można ten problem rozwiązać? Czy nauczanie papieskie może nam w tym pomóc?
ŁUKASZ KUBIAK OP: Nie mam odwagi polecać ludziom świeckim czytania tekstów Jana Pawła II…
ANETA GAWKOWSKA: Czemu?
ŁUKASZ KUBIAK OP: Ludzie nie rozumieją tego języka.
MARTA SZYMCZYK: Rzeczywiście mamy w Polsce problem z recepcją dzieł Jana Pawła II. Są one naprawdę trudne. Uważam, że styl obecnego papieża, Benedykta XVI, jest zdecydowanie łatwiejszy niż Jana Pawła II. Ja również, tak jak Ojciec, miałabym obawy przed zachęcaniem osób bez przygotowania filozoficznego i teologicznego do studiowania dzieł Jana Pawła II, bo może to przynieść zniechęcenie i znużenie. Myślę natomiast, że mamy w Polsce bardzo dużą grupę całkiem nieźle filozoficznie i teologicznie wykształconych księży, którzy powinni te dzieła czytać i przekazywać to nauczanie dalej. Niestety, w praktyce wygląda to nie najlepiej – mało kto wie, ile Jan Paweł II napisał np. o kobiecie właśnie. Jego pism na ten temat jest naprawdę bardzo dużo, ale ich recepcja znikoma. Przekaz papieski nie dotarł do szerszych rzesz ludzi, w tym sensie nie został zrozumiany.
PIOTR KAZNOWSKI: Na koniec chciałbym jeszcze nawiązać do tytułu naszego spotkania. Czy zatem feminizm w Kościele to tylko moda czy też realna potrzeba?
MARTA SZYMCZYK: Moim zdaniem jeżeli w Kościele katolickim nie zmienimy podejścia do kobiet, to może się to skończyć dla niego bardzo źle. Dlaczego? Znowu wracam do kwestii języka. Jeżeli będziemy mówili do współczesnej, wykształconej, dynamicznej kobiety, która dobrze zna swoje prawa, a przy tym nieźle zarabia: bądź cicha, pokorna i podporządkowana, to myślę, że w dłuższej perspektywie takie kobiety zaczną odpływać z Kościoła. A jeśli odpłyną kobiety, to niedługo potem odpłyną również ich mężowie, synowie i córki, ponieważ, nie zapominajmy o tym, w polskim Kościele to jednak kobieta jest zazwyczaj pierwszą nauczycielką religii, to ona uczy znaku krzyża, to ona uczy modlitwy „Ojcze nasz”. Moim zdaniem jeśli odejdą kobiety, to odejdą również i mężczyźni, co oznaczałoby zupełny dramat dla Kościoła.
Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego tak mało się to dostrzega. Dlaczego w polskim Kościele cały czas jest tak usilnie promowany model matki-Polki. Dlaczego za wzór kobiecości stawiana jest Maryja jako kobieta cicha, pokorna, podporządkowana, podczas gdy można na Nią spojrzeć zupełnie inaczej – jako na kobietę odważną, samodzielną, aktywną, kobietę, która nie bała się powiedzieć „tak”, nawet jeśli konsekwencje tej decyzji miały być dla niej, po ludzku patrząc, bardzo trudne. Dlaczego to obraz pokornej Maryi jest w polskim katolicyzmie tak usilnie przedkładany nad obraz Maryi – kobiety silnej i zdecydowanej?
Reasumując ten wątek – czy nowy feminizm jest modą czy też realną potrzebą, to myślę, że jest częściowo modą, bo ostatnio rzeczywiście możemy zauważyć większe zainteresowanie tematyką płci kobiety we wszystkich kręgach: od środowisk akademickich po środowiska polityczne. Przełożyło się to oczywiście na wzrost zainteresowania tą tematyką również w środowiskach kościelnych, aczkolwiek szkoda, że miało to miejsce tak późno. Uważam natomiast, że nowy feminizm, a co za tym idzie promocja kobiety i jej praw oraz zmiana języka, którym kobietę opisujemy, jest w Kościele realną potrzebą. Jeśli polski Kościół katolicki nie podejmie tego wyzwania, to może być to opłakane w skutkach.
ANETA GAWKOWSKA, ur. 1972, dr socjologii, adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.
ŁUKASZ KUBIAK OP, ur. 1975, dominikanin, psychoterapeuta.
PIOTR KAZNOWSKI, ur. 1981, absolwent filozofii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”.
MARTA SZYMCZYK, ur. 1984, absolwentka filozofii na Uniwersytecie Warszawskim, redaktorka „Przeglądu Powszechnego”.
Skomentuj artykuł