Habit nadziei

Logo źródła: eSPe Elżbieta Wiater "eSPe"

Opowieść bł. Michała Czartoryskiego OP

Szedł do okulisty przez słoneczne, letnie Powiśle. Miał wrócić na Służew, gdzie czekały na niego codzienne zakonne obowiązki i wspólnota, na drodze jednak stanęło mu powstanie. Walki odcięły mu drogę powrotu, więc zgłosił się do najbliższego oddziału jako kapelan. Pełnił tę posługę do 6 września 1944 r., dnia po ewakuacji wojsk powstańczych ze Śródmieścia.

Na chrzcie otrzymał imiona Jan Franciszek, dopiero w zakonie przyjął imię Michał. Wychowany w rodzinie książęcej, jako szóste z jedenaściorga dzieci, otrzymał gruntowne wykształcenie i jednocześnie już z domu wyniósł głęboką duchową formację. Oboje jego rodzice byli zaangażowani w Sodalicję Mariańską, a on sam w czasie studiów na architekturze działał w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży „Odrodzenie” jako jeden z jego założycieli.

Wcześniej jednak walczył na froncie wschodnim i za udział w obronie Lwowa podczas wojny 1920 roku otrzymał Krzyż Walecznych. Wątek głębokiej wiary i patriotyzmu splotły się bardzo mocno w jego życiu. Jego biografie mówią, że był człowiekiem świadomie kształtującym swój charakter, bardzo stanowczym i konsekwentnym. Ponieważ po święceniach zajmował się najpierw formacją dominikańskich nowicjuszy, a potem braci studentów, cechy te z jednej strony mu pomagały mu w pracy, a z drugiej przysporzyły niechęci ze strony mniej rygorystycznych braci.

DEON.PL POLECA

Rodzinny portret

We wspomnieniach kuzynki o. Michała – Marii Dzieduszyckiej – zapisał się, wbrew powyższym opisom, dość humorystycznie jako bohater dwóch zabawnych historii: pierwsza opowiadała o tym, jak zbierali rodzinnie czereśnie i o. Michał powoził wozem, którym zwozili je do domu. W pewnym momencie konie wymknęły się spod kontroli, wóz się przewrócił i ten zasadniczy i poważny zakonnik nagle spadł z kozła i został przysypany stosem czereśni. Trudno podchodzić do siebie zbyt poważnie, kiedy ktoś się z trudem zbiera się z ziemi w jasnym habicie ubrudzonym ziemią i sokiem z owoców! Druga anegdota była historyjką o tym, jak siostra pani Marii przygotowywała się do I komunii i w związku z pierwszą spowiedzią przepraszała w domu wszystkich za wszelkie swoje uchybienia. Z rozpędu przeprosiła również będącego tam w gościnie o. Michała, który na te przeprosiny uprzejmie się zdziwił: „A za co?”

„Der grosser Bandit”

W zapiskach ludzi z oddziału, którego o. Czartoryski był kapelanem, ciągle powraca fraza „biały habit”: „Gdziekolwiek pojawił się biały habit, ożywała otucha i powracał spokój ducha.”; „Ubrany zawsze w biały habit był wszędzie.” Pełna spokoju i pewności postawa dominikanina sprawiła, że jego jasny strój stał się ikoną zaufania.
I to właśnie ten charakterystyczny strój zakonny był jedną z przyczyn śmierci zakonnika. Namawiano go, aby zdjął go i ukrywszy się dzięki temu między cywilami, wyszedł z oblężenia. Ojciec Michał odmówił. Przyczyn odmowy można się domyślać: z pewnością chciał pozostać z rannymi, aby dodać im otuchy (zapewne by świadomy, jak wiele psychicznej siły od niego czerpią), ale istotne było też to, że wśród wynikających z reguły obserwancji była też ta dotycząca noszenia stale konkretnego stroju. Istotny był zwłaszcza szkaplerz (pas tkaniny z otworem na głowę nakładany na tunikę, a pod kaptur) symbolizujący zawierzenie opiece Maryi.
6 września do polowego szpitala wkroczył niemiecki oddział: sanitariuszki odesłano do szpitala polowego Wermahtu, rannych rozstrzelano serią z karabinu maszynowego. Ojciec Michał był w pierwszej trzydziestce zabitych, jako uznany za najbardziej niebezpiecznego („największy bandyta”, jak określił go dowódca niemieckiego oddziału).
Tak wypełniły się w jego życiu zapisane przez niego samego słowa: „Dominikanin jest liturgiem nie tylko przy ołtarzu, ale mocą kapłaństwa, a zwłaszcza profesji zakonnej, zawsze chodzi w stroju liturgicznym, bezustannie jest na szczególnej służbie Bożej, na służbie Ciała Mistycznego Chrystusa”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Habit nadziei
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.