Islam. Problem przemocy, wzajemności i dialogu
W Koranie mamy wiele sprzecznych ze sobą wersetów - jedne z nich mówią, że nie może być przymusu w religii, inne wprost przeciwnie, zobowiązują muzułmanów do narzucania islamu siłą (mówił o tym w czasie przedostatniego Synodu Biskupów libański hierarcha bp Raboula Antoine Beylouni).
Włodzimierz Rędzioch: Co można robić w sytuacji tego rodzaju dwuznaczności, która jest wykorzystywana przez fundamentalistów islamskich?
Prof. Valentina Colombo: - Koran zawiera liczne niejasności i sprzeczności. Najbardziej prozaicznym przykładem jest sprawa napojów alkoholowych, które są dopuszczane w okresie Mekki (w pierwszym okresie działalności Mohometa - przyp. W. R.), natomiast są zakazane w czasach Medyny (w drugim okresie działalności). Z tego powodu pierwsi prawnicy islamu wprowadzili regułę dotyczącą sprzecznych ze sobą wersetów, na mocy której obowiązujący jest ostatni z objawionych wersetów (w przypadku napojów alkoholowych obowiązuje zakaz ich picia). Niestety, powyższa reguła nie może zrekompensować "fizjologicznego" problemu islamu: brak najwyższego autorytetu, podobnego do papieża dla chrześcijan. Islam jest z definicji religią najbardziej świecką, ponieważ nie wymaga pośrednika między człowiekiem a Bogiem, zatem nie ma instytucji, która mogłaby rozstrzygać w przypadku wątpliwości i dwuznaczności tekstów. Zgodnie z powyższym, teoretycznie mogłoby być tyle form islamu, ilu jest muzułmanów na świecie. Dlatego więc należałoby mówić o islamie w liczbie mnogiej, a poza tym nikt, nawet Bractwo Muzułmańskie, nie ma prawa do wypowiadania się w imię islamu.
Nie wszyscy muzułmanie są terrorystami, ale w dzisiejszym świecie prawie wszyscy terroryści są muzułmanami. Problem w tym, że nawet umiarkowane środowiska islamskie nie ośmielają się, lub nie chcą, potępiać w sposób zdecydowany przemocy i terroryzmu. Inni próbują usprawiedliwiać tego typu działania lub uznają je wprost za gesty religijne, dzięki którym "oczyszcza się" świat z wrogów islamu. W tej sytuacji rodzi się pytanie: Czy przemoc jest cechą własną islamu?
Problem potępienia terroryzmu przez świat islamski pojawił się po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Wówczas wiele osób potępiło ten straszny atak, ale analizując ten przypadek, należy się zastanowić, co islamscy ekstremiści rozumieją przez terroryzm. Po raz kolejny możemy odwołać się do Yusufa Qaradawiego, który 27 września 2001 r. wydał swoje orzeczenie (fatwę), w którym stwierdza: "Wszyscy muzułmanie powinni zjednoczyć się przeciwko tym, którzy terroryzują ludzi żyjących w pokoju i rozlewają krew tych, którzy nie uczestniczą w wojnie bez powodów dozwolonych przez prawo islamskie". W tym przypadku należy zapytać, jakie są te powody przewidziane przez prawo islamskie. Odpowiedzi udziela sam Qaradawi we wrześniu 2004 r., podczas posiedzenia związku prasy egipskiej w Kairze, w którym wydał fatwę w sprawie statusu amerykańskich cywilów w Iraku: "Wszyscy Amerykanie w Iraku są kombatantami, więc mamy religijny obowiązek walczyć z nimi, dopóki nie opuszczą kraju". Nie dość na tym, szejk podkreśla, że "nie ma różnicy między amerykańskimi żołnierzami i cywilami, ponieważ wszyscy zajęli kraj (...) a cywile są tam, by służyć siłom okupacyjnym". Dlatego ani żołnierze, ani cywile w Iraku nie mogą być definiowani jako "niewinne ofiary".
Tej samej argumentacji używa się, jeśli chodzi o potępienie ataków samobójczych w Izraelu.
8 lipca 2004 r. w wywiadzie dla BBC Qaradawi powiedział: "To nie jest samobójstwo, to jest męczeństwo w imię Boga - muzułmańscy teologowie i prawnicy rozpatrywali tę kwestię. Uważamy, że jest to forma dżihadu. (...) Izraelskie kobiety nie są jak kobiety w naszym społeczeństwie, ponieważ izraelskie kobiety są zmilitaryzowane. Ponadto uważam, że tego typu akty męczeństwa są wyrazem sprawiedliwości Boga Wszechmogącego. Bóg w swej nieskończonej sprawiedliwości dał słabemu to, czego nie posiadają możni, a mianowicie zdolności do uczynienia ze swych ciał bomb, tak jak to czynią Palestyńczycy". Więc jeśli terroryzm jest potępiony, opór jest zgodny z prawem.
Wynika stąd, że potępienie terroryzmu przez takich ludzi, jak Qaradawi i jego zwolennicy związani z ideologią Bractwa Muzułmańskiego, jest pozorne i niebezpieczne. Czasami jest to czysta gra słów, by uchodzić za "umiarkowanych".
Arabia Saudyjska jest w świecie muzułmańskim jednym z najbliższych sojuszników Zachodu, a jest to kraj najbardziej antydemokratyczny - monarchia teokratyczna, której priorytetem jest islamizacja świata. Dlaczego tzw. wolny świat jest tak bardzo tolerancyjny w stosunku do antydemokratycznego i teokratycznego państwa, gdzie prześladuje się wyznawców innych religii?
Niestety, Zachód często stawia interesy ekonomiczne ponad podstawowe prawa człowieka. Przypadek Arabii Saudyjskiej jest, oczywiście, najbardziej szokujący, ponieważ jest to kraj, w którym, zgodnie z prawem szariatu, stosowane są regularnie kary cielesne; gdzie kobiety nie mogą prowadzić samochodu ani poruszać się samodzielnie bez zgody ich opiekuna, tzn. jakiegoś dorosłego mężczyzny z rodziny. Hipokryzja i ciche przyzwolenie Zachodu są jeszcze bardziej uderzające w przypadku niektórych konwencji międzynarodowych, takich jak Konwencja w sprawie Likwidacji Wszelkich Form Dyskryminacji Kobiet (CEDAW), która została podpisana przez wiele państw islamskich, w tym Arabię Saudyjską, z dopiskiem "pod warunkiem, że nie jest sprzeczna z prawem szariatu". A przecież szariat ze swojej natury dyskryminuje kobiety, uznając, że mają wartość połowy mężczyzny. Zachód powinien starać się zrozumieć, po czyjej stronie ma stanąć: czy po stronie ludów, mężczyzn i kobiet, czy po stronie dyktatorów i tyranów, którzy w imię Boga pozbawiają swoich poddanych podstawowych wolności - dotyczy to Arabii Saudyjskiej, ale teraz także Tunezji i Egiptu opanowanych przez Bractwo Muzułmańskie.
Mówiąc o Arabii Saudyjskiej, warto poruszyć problem wzajemności w stosunkach z państwami islamskimi. Państwa te domagają się wolności religii dla muzułmanów mieszkających na Zachodzie, a same wykorzystują naszą demokrację do propagowania islamu, co staje się elementem, często priorytetowym, ich polityki zagranicznej. Wystarczy przypomnieć, że Arabia Saudyjska wydaje miliardy dolarów na budowę meczetów, ośrodków kultury islamskiej, media, propagandę itp. Dlaczego państwa demokratyczne nie stosują zasady wzajemności w relacjach z państwami muzułmańskimi, domagając się, by i one zapewniały wolność wyznawcom innych religii?
Kiedy podejmuje się zagadnienie relacji między chrześcijaństwem a islamem, nieuchronnie dochodzi się do problemu, który należy uznać za kwestię kluczową. To problem wzajemności. A sednem tego problemu jest sprawa budowy kościołów, zwłaszcza na Półwyspie Arabskim. W 2007 r. intelektualista kuwejcki Khalil Haider Ali pytał: "Kto nie pozwala na budowę kościołów na Półwyspie Arabskim?". I przypomniał tekst fatwy wydanej w 1989 r., która ustanawia, że "budowa jakiegokolwiek miejsca kultu należącego do niemuzułmanów na terytorium islamu jest zakazana, podobnie jak zabronione jest wynajmowanie niemuzułmanom lokali z przeznaczeniem na kościoły lub świątynie". Haider Ali komentuje to rozgniewany: "Czy salafici i inni islamiści byliby zadowoleni, gdyby Europejczycy, Amerykanie i inni «chrześcijanie» używali tego rodzaju argumentów przeciwko «muzułmańskim mniejszościom» żyjącym wśród nich?". A potem krytykuje bezpośrednio Bractwo Muzułmańskie: "Wrogi stosunek do budowy kościołów i wolności religijnej nie jest zarezerwowany salafitom. To jest głęboko zakorzeniona postawa Bractwa Muzułmańskiego (chociaż czasami ukrywana dla konkretnych interesów)".
Haider Ali kończy, opisując coś, co ma miejsce w miastach europejskich: "W Londynie, Paryżu, Berlinie muzułmanie z «mniejszości islamskiej» nie ukrywają swoich islamskich restauracji, książek, ubrań, bród, uczuć religijnych, swoich sklepów z mięsem halal, czasami nawet otwarcie wyrażają swoją nienawiść do niewiernych Europejczyków... Czy w naszych krajach mogliby tak postępować niemuzułmanie, zwłaszcza chrześcijanie?".
Być może Zachód powinien nauczyć się słuchać prawdziwie wolnych głosów płynących ze świata islamu, jak ten Haidera Alego, zamiast skupiać się na kontaktach z oficjalnymi przedstawicielami islamu, uważającymi się za reprezentantów prawdziwego islamu, a to wszystko ze szkodą dla ofiar islamskiego ekstremizmu, którymi są sami muzułmanie.
W zachodnich demokracjach w modzie jest dialog, także z muzułmanami. Również niektóre kręgi katolickie - często ludzie całkowicie do tego nieprzygotowani - prowadzą improwizowany dialog z wyznawcami islamu. Jaki rodzaj dialogu, według Pani Profesor, jest możliwy ze światem islamskim i z kim powinno się taki dialog prowadzić?
Właśnie z powodu braku autorytetów w islamie dialog jest prawie niemożliwy, bo z przedstawicielami jakiego islamu rozmawiać? Raz jeszcze podkreślam, że islam nie jest monolityczny i ma bardzo wiele form. Problem w tym, że często partnerami w dialogu są przedstawiciele islamu ekstremistycznego związani z Bractwem Muzułmańskim, które - jak widzieliśmy na przykładzie Deklaracji Kairskiej - uważają islam za naturalną religię człowieka. Poza tym należy pamiętać, że praktykujący muzułmanin uważa islam za zwieńczenie wszystkich religii i jest przekonany, że chrześcijaństwo i judaizm sfałszowały święte teksty, aby nie uznać islamu. To nie znaczy, że nie trzeba prowadzić dialogu z muzułmanami, którzy podzielają z nami wartości uniwersalne, a przede wszystkim respektują świętość życia.
Skomentuj artykuł