O duchach miejsc, bohaterów i dziejów, czyli o legendach

Logo źródła: Sygnały troski br. Tadeusz Ruciński / "Sygnały Troski"

Adam Próchnik – wybitny historyk, pierwszy kronikarz obrony Lwowa.

Czyż ogromną częścią wychowania nie jest oswajanie dziecku i z dzieckiem świata? Ale świat to zbyt wielkie słowo, bo dla dziecka składają się nań: miejsca, budowle, pomniki, wielkie drzewa, obrazy, postacie. Mogą one bowiem  istnieć sobie – nieznane, obce, omijane, nieme i martwe prawie. Ale mogą też  nagle ożyć, rozbudzić wyobraźnię, zacząć wiele znaczyć, tchnąć swojskością. A „oswoić znaczy stworzyć więzy” – mówi lis z „Małego Księcia”, któremu łany zboża nic nie mówią, ale: „Jeśli mnie oswoisz… Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…”.

I tak może zacząć się dziać z miejscami, z bohaterami i z ich dziejami. Wtedy na drugim bodaj końcu świata będzie się wracało pamięcią, kojarzyło, opowiadało o tym, co zostało w dzieciństwie oswojone. Ale do tego nie wystarczy parę informacji na tabliczce czy w turystycznym folderze. To musi być opowieść, która rzuci swoisty urok i zawładnie wyobraźnią, choć może zawierać bardzo dużo prawdy, ale ubarwionej, tętniącej dramatem, komicznością, niesamowitością.

Jako dziecko karmiłem się baśniami, legendami o świętych, opowieściami dorosłych o ukrytych w okolicy skarbach, ruinach zamków czy nawiedzonych domach, ale i powieściami Karola Bunscha, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Kornelii Dobkiewiczowej, Antoniny Domańskiej czy Trylogią Henryka Sienkiewicza, która w sporej części była legendą, co dopełniały jeszcze jej baśniowe wręcz ilustracje autorstwa Jana Marcina Szancera. Jakże byłem rozczarowany potem suchymi historycznymi danymi i portretami faktycznych bohaterów tamtych wydarzeń! Jednak tego, co przeżyłem przy słuchaniu i czytaniu, nikt mi nie odbierze, bo ci bohaterowie i ich dramaty wrosły we mnie i wciąż odżywają, gdy coś trąci o strunę polskości, waleczności, obrony Jasnej Góry czy sarmackiej fantazji. I nie jest to bynajmniej jakieś „wywoływanie duchów”, ale chęć utożsamienia się, dumy, naśladowania tego, co było wielkie w naszych dziejach i rodakach, ale i przestrogi przed zdradą, hańbą czy podłością obecną wtedy i teraz. Legenda bowiem to nie tylko dzieje, ale i jakaś doza przypowieści, aluzji, alegorii, morału.

DEON.PL POLECA

Legendy miejsc

Starożytni wierzyli, że istnieje genius loci – duch miejsca, przebywający tam, strzegący jego tajemnic, znający jego dzieje i opowiadający je czasem wybranym. Pomijając samego ducha, jako ducha, to każde miejsce – zwłaszcza starsze – jakaś kamienica, pałac, kościół, kapliczka, zamek, ruiny, studnia, skała, jaskinia, przydrożna figura, pomnik, nagrobek, cmentarz, chata, fontanna, źródło, jezioro mają swoje dzieje, w których nie brak czegoś ciekawego, a częstokroć zagadkowego czy niesamowitego. Świetnie wykorzystują to dobrzy przewodnicy po pałacach, starych cmentarzach czy ruinach zamków, raczący słuchaczy związanymi z nimi legendami. Czasem w takich miejscach jest wywieszony skrót takiej legendy. Jednak gdy zacznie się szukać dokładniej (choćby w miejscowych bibliotekach, muzeach, w księgarniach czy w Internecie), można napotkać zupełnie nieznane legendy o istniejących (lub nie) budowlach, postaciach, wydarzeniach, symbolach.

Dla mnie tak ożyły kościoły, kamienice, uliczki, rzeźby, pomniki i urządzenia starego Gdańska, gdy przeczytałem zbiór legend „Uczta stulecia” Jerzego Sampa. Wtedy żadne miejsce, obiekt, wieża nie były już po prostu „zabytkowe i ładne”, ale odsłaniały nagle coś niepowtarzalnego, wzruszającego czy wstrząsającego. Kiedy stawało się w tych miejscach z tym tomem legend pod pachą, to rzeczywiście czuło się, że jest obecny ów genius loci – zwłaszcza gdy można było snuć opowieść tym, którzy zjawiali się tam pierwszy raz. A dzieci chciały tego słuchać po wielokroć, zadając pytania lub jakby wsłuchując się w echa tego, co zaistniało w ich wyobraźni. I to już nie były jakieś tam uliczki, domy czy kościoły, ale miejsca, w których działo się coś szczególnego i co je na zawsze tym naznaczyło.

Legendy  bohaterów

Jednym z arcynudnych zajęć w szkole było „wkuwanie” życiorysów ważnych postaci, napisanych zwykle tak, jakby były to papierowe czy woskowe figury. Dopiero anegdota, plotka, jakieś wyjątkowe wydarzenie z życia lub legenda o tej postaci czyniły ich ludzkimi i jakby bardziej… rzeczywistymi. W dawnej Polsce legendy opowiadały tylko o świętych i cudownych wydarzeniach. Opowiadający je zakonnicy częstokroć ubarwiali te postacie, by zachwycały i pobudzały do naśladowania, a jednocześnie karmiły pragnienia życia heroicznego, wzniosłego, pełnego pasji. Potem do legend wkroczyli także rycerze, obrońcy, mnisi, królowie, bohaterowie, ale i niektórzy poeci czy artyści. Jeśli w otoczeniu czy w mniej chlubnym okresie dziejów brakowało nieprzeciętnych postaci, to tym mocniej „ożywały” one w legendach czy opowieściach pisanych „dla pokrzepienia serc”. W wychowaniu kogoś czy w samowychowaniu tak ważne jest przerastanie swoich słabości, swojej przyziemności, czyli dorastanie do wielkości, ale bardzo konkretnej, porywającej i zobowiązującej.

Kiedy pewien historyk amator i pasjonat opowiedział pewnego wieczoru (podczas stanu wojennego) grupie młodzieży o Orlętach Lwowskich i kilkunastoletnich chłopcach walczących w obronie Warszawy, to było to jakimś przebudzeniem ducha polskości, waleczności i ofiarności w tych przygnębionych nastolatkach z Sopotu i Gdańska. Stali wyprężeni podczas apelu poległych, a potem ktoś z nich stwierdził: „Oni tu byli, a my nie możemy im przynieść wstydu”. Kiedy wyśmiewa się teraz kult bohatera, zastępując go idolem-pajacem, bo czyjeś bohaterstwo ponoć stresuje młodzież, to można współczuć tej młodzieży i temu czasowi, o którym nikt chyba legendy nie napisze.

Legendy dziejów

O wieści gminna! ty arko przymierza
Między dawnymi a młodszymi laty,
W tobie lud składa broń swego rycerza,
Swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty!
Arko, tyś żadnym nie złamana ciosem,
Póki cię własny twój lud nie znieważy!
O pieśni gminna, ty stoisz na straży
Narodowego pamiątek kościoła
Z archanielskimi skrzydłami i głosem –
Ty czasem dzierżysz i broń archanioła.
Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje –
Pieśń ujdzie cało (…).

Adam Mickiewicz

Jakoś tak jest, że sensu, wartości, znaczenia czegoś lub kogoś nie widać z bliska, tu i teraz, w jakimś wycinku dziejów, lecz w ich rozciągłości. Można to nazwać „duchem dziejów” miasta, regionu, społeczności, narodu, zakonu, Kościoła. Nie sposób go pojąć, odczuć, utożsamić się z nim bez opowieści – co z tego, że niejednokrotnie legendarnych. Człowiek jest nie tylko umysłem, ale i sercem, i duchem. Właśnie w czasach ludzi małostkowych i małodusznych potrzeba kogoś, kto mu opowie dzieje jego ziemi, miast, kościołów, zamków, pałaców, szkół, arcydzieł, bohaterów, mędrców, geniuszów, patriotów.

Ale i ku przestrodze czy zawstydzeniu opowie o tych, co nie dorośli do wielkości tamtych, zaprzeczyli jej, zdradzili czy zhańbili, bo tacy też byli i bywają. Jednak to, co dobre, prawdziwe i święte, przerasta w człowieku, w narodzie, w Kościele to, co niskie i skłamane. To właśnie opiewają legendy. Niech brzmią więc one i wybrzmiewają tam, gdzie jest ich miejsce, i w tych, co dojrzewają do swojej własnej opowieści. Kiedyś w Gdańsku, gdy opowiadałem dzieciom legendę o panience z okienka, jedna z dziewcząt powiedziała: „To jakby o mnie opowieść, bo jest we mnie i ta dziewczyna, i tamta święta z kaplicy, i ta lalczarka… Wszystko to się we mnie dzieje. Kiedyś może ktoś opowie mnie całą?”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O duchach miejsc, bohaterów i dziejów, czyli o legendach
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.