Przerwa w błędnym kole
Od lat pod koniec stycznia temat wraca jak bumerang. Papież spotyka się z Rotą Rzymską, wygłasza przemówienie, po czym przez media przetacza się seria mniej lub bardziej alarmistycznych tekstów na temat zbyt łatwego i zbyt częstego stwierdzania przez sądy kościelne nieważnego zawarcia małżeństwa.
Pojawiają się liczby mające dowodzić, że mamy obecnie do czynienia z lawinowym wzrostem wniosków kierowanych w tej sprawie do sądów biskupich. Uzupełniają je komentarze z jednej strony wskazujące na nieprzystawalność katolickiej wizji małżeństwa do mentalności współczesnego człowieka, z drugiej krytykujące zbytnią tolerancję w tej materii wśród kościelnych prawników. Pracownicy sądów kościelnych zwracają jednak uwagę, że podawane w mediach liczby są nieprecyzyjne i mylące, ponieważ często nie uwzględniają rozpatrywania spraw w dwóch instancjach (a więc niejednokrotnie liczą dwa razy ten sam przypadek). Wskazują też, że w Polsce liczba wniosków składanych w sądach biskupich w dużej części z nich od lat utrzymuje się na stałym poziomie. Przypominają również, że jeśli chodzi o Kościół powszechny, to naprawdę szokujący wzrost tego typu spraw miał miejsce od lat 60. do 80. ubiegłego stulecia, głównie za sprawą Kanady i USA. Już Paweł VI bił na alarm w tej kwestii.
W tym roku po spotkaniu Benedykta XVI z Rotą ze świeckich mediów można się było dowiedzieć przede wszystkim, że papież ogłosił, iż „Nikt nie może domagać się prawa do ślubu kościelnego”. W jednym z portali podkreślającym swe związki z katolicyzmem można było przeczytać: „Nie chodzi o subiektywne żądanie, jakie duszpasterze muszą spełnić przez formalne uznanie go niezależnie od faktycznego stanu związku (...) Nikt nie może domagać się prawa do ceremonii ślubnej – oświadczył Benedykt XVI”. Natomiast Radio Watykańskie cytowało na swoich stronach następujące słowa Ojca Świętego: „Sądzi się często, że dopuszczając do małżeństwa, duszpasterze winni być tolerancyjni, gdyż wchodzi w grę naturalne prawo osób do jego zawarcia. Tymczasem to prawo zakłada, że można i naprawdę zamierza się je zawrzeć, zgodnie z prawdą, której naucza o nim Kościół. Odmawia się zatem tego prawa, gdy jest jasne, że brakuje wymaganej zdolności do małżeństwa czy też wola stawia sobie cel niezgodny z naturalną rzeczywistością małżeństwa”. Trzeba też podkreślić, że Benedykt XVI przestrzegł jednak przed uogólnionym niedopuszczaniem do małżeństwa w przekonaniu, jakoby dziś ludzie na ogół tylko pozornie mieli zamiar jego zawarcia.
W tym roku papież dużo uwagi poświęcił temu, co się dzieje przed zawarciem sakramentalnego związku małżeńskiego. Zarówno w fazie bezpośrednio go poprzedzającej, jak i znacznie wcześniej. Zachęcał do skutecznych działań duszpasterskich, by zapobiec małżeństwom zawieranym nieważnie. Dlatego mówił o tym, że tak zwany egzamin małżeński jest ważny i nie należy go traktować jedynie jako formalności. Zdaniem Benedykta XVI jest to jedyna w swoim rodzaju okazja duszpasterska, którą trzeba poważnie i z należną uwagą dowartościować. „Przez serdeczny, pełen szacunku dialog duszpasterz stara się wtedy pomóc narzeczonym stanąć poważnie przed prawdą o sobie samych i ich ludzkim i chrześcijańskim powołaniu do małżeństwa. Dialog ten, prowadzony w tym przypadku zawsze z każdym z obojga narzeczonych osobno, wymaga atmosfery pełnej szczerości. Trzeba położyć nacisk na to, że oni sami są przede wszystkim zainteresowani i zobowiązani w sumieniu, by zawrzeć ważne małżeństwo” – tłumaczył papież. Łatwo się zorientować, że adresatami jego słów byli nie tyle pracownicy Roty Rzymskiej, a księża proboszczowie oraz ich współpracownicy w parafiach, zajmujący się „spisywaniem” protokołów przedmałżeńskich.
Ale to nie jedyne słowa Ojca Świętego kierowane znacznie szerzej niż tylko do Roty Rzymskiej. Benedykt XVI przypomniał, że opisane w adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Familiaris consortio przygotowanie do małżeństwa wykracza poza wymiar prawny, a kieruje się ostatecznie ku świętości w życiu rodzinnym.
W wydanym w roku 2009 dokumencie Służyć prawdzie o małżeństwie i rodzinie Episkopat Polski stwierdził: „Biorąc pod uwagę dzisiejszy stan życia wiarą u kandydatów do zawarcia sakramentu małżeństwa, trzeba zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby przygotowanie do małżeństwa było rzeczywistą drogą (itinerarium) pogłębiania i dojrzewania wiary, analogiczną do katechumenatu. Chodzi więc nie tylko o to, by narzeczeni dostarczyli wymagane dokumenty, lecz aby otworzyli się na Boga. Jest to bardzo logiczne”.
Jak to jednak wygląda w praktyce? Już z wyrywkowych rozmów z księżmi i świeckimi zaangażowanymi w przygotowywanie par narzeczeńskich można wysnuć sporo niepokojących wniosków. Wystarczy zajrzeć na fora internetowe, aby stwierdzić, że poszukiwanie sposobów na łatwe „zaliczenie kursów przedmałżeńskich” jest dość powszechną praktyką wśród przyszłych małżonków.
Logiczną konsekwencją takiego podejścia części kandydatów do sakramentalnego związku małżeńskiego są inne anonse, również często zamieszczane w sieci. Na przykład takie: „Proszę o pomoc. Mam 25 lat i od 2 lat jestem po rozwodzie cywilnym. Teraz chciałabym rozwodu kościelnego. Proszę mi pomóc, bo nie wiem od czego mam zacząć. Byłam u księdza. Kazał mi opisać wszystko co mnie łączyło z moim mężem od poznania do rozwodu. Nie wiem co mam pisać”.
Czytając taką pełną szczerości notkę, nie sposób się nie zastanawiać nad tym, jak powinien się w takich sytuacjach zachować duchowny. Zwłaszcza że pojawiają się tu i ówdzie ironiczne spostrzeżenia, iż sądy kościelne uznają małżeństwa za nieważnie zawarte (na przykład z powodów osobowościowych) po to, aby niedługo po uzyskaniu orzeczenia ci sami ludzie ponownie wstąpili w związek małżeński przed ołtarzem. Trudno się potem dziwić, że mimo wielu tłumaczeń, przekonanie o możliwości uzyskania „kościelnego rozwodu” zdobywa coraz więcej zwolenników.
Według Benedykta XVI błędnym kołem jest zbyt łatwe dopuszczanie do małżeństwa bez odpowiedniego przygotowania i zbadania, czy narzeczeni spełniają wymagane warunki, a następnie nieraz równie łatwe stwierdzanie jego nieważności w przypadku kryzysu. Do przerwania błędnego koła niezbędne są zdecydowane posunięcia. Ale też potrzebna jest zmiana mentalności, zarówno świeckich, jak i duchownych w podejściu do tego sakramentu. W przeciwnym razie będziemy się coraz częściej zajmować jedynie „formalizowaniem związku”.
Skomentuj artykuł