Samorząd z dala od polityki?
Inaugurując dyskusję o samorządzie terytorialnym w Polsce założyliśmy, że poruszamy się w ramach sytemu demokracji przedstawicielskiej. Może powinniśmy jednak zmienić nasze podejście i spojrzeć na samorząd z perspektywy demokracji bezpośredniej? Zdaniem Czabanowskiego i Skrzypulca dopiero całościowa zmiana sposobu naszego myślenia o demokracji stanowi szansę dla polityki w Polsce.
W czasie ostatniej kampanii samorządowej na wielu plakatach mieliśmy okazję zobaczyć hasło wyborcze „z dala od polityki”. Warto przyjrzeć mu się nieco bliżej, gdyż streszcza się w nim całość błędnego myślenia na temat demokracji lokalnej w systemie przedstawicielskim. Po pierwsze, slogan „z dala od polityki” postuluje rozróżnienie kwestii politycznych i niepolitycznych spraw samorządowych. Oczywiście stanowi to znaczące nadużycie, gdyż chyba nic bardziej nie zasługuje na miano polityki niż działania zamieszkujących tę samą okolicę ludzi, którzy wspólnie radzą nad dotyczącymi ich sprawami. Co więcej samo traktowanie podziału na to co politycznie i niepolityczne jako odgórnie ustanowionego jest działaniem antydemokratycznym – to sami obywatele powinni decydować, które z kwestii rodzą problemy wymagające publicznej debaty. Po drugie, wskazuje się, jakoby obywatele biorący udział w wyborach samorządowych znajdowali się blisko (nazbyt blisko?) polityki. W rzeczywistości odległość dzieląca ich od polityki jest całkiem spora i niemalże całość procesów decydowania o sprawach lokalnych przebiega poza ich zasięgiem. Wreszcie po trzecie, mówiąc „z dala od polityki”, daje się do zrozumienia, że oddając głos w wyborach samorządowych, wyborca może politykę od siebie odsunąć. W przeciwieństwie do poprzednich, to założenie jest aż nazbyt prawdziwe. Po wyborach udział obywatela w polityce w zasadzie się kończy, a jego polityczna decyzja wykorzystywana jest z dala od niego – przedstawiciele zwycięskiej partii używają wyniku wyborów do głoszenia swojego, jak najbardziej politycznego sukcesu.
W systemie przedstawicielskim wyborcy są daleko od polityki – tak daleko, że w praktyce ich możliwy wpływ na władzę niemal całkowicie rozpuszcza się w licznych mechanizmach zapośredniczających. Należą do nich m.in.: dobór kandydatów na listy wyborcze dokonywany przez partyjne elity, instytucja mandatu wolnego, przyczyniająca się do tworzenia klasy przedstawicielskiej, dbającej głównie o własny interes, obecność czysto elitarystycznych organów znajdujących się poza demokratyczną kontrolą (na przykład Trybunał Konstytucyjny), język prawa i język polityki, który uniemożliwia „zwykłym ludziom” zrozumienie spraw, jakimi zajmują się ich przedstawiciele.
Czy jednak samorząd, w którym wykorzystanoby na większą skalę mechanizmy demokracji bezpośredniej, uczyniłby z obywateli rzeczywisty podmiot działań politycznych? Jednym z najczęściej przytaczanych przykładów jest brazylijskie miasto Porto Alegre.
W 1989 roku wprowadzono tam instytucję budżetu partycypacyjnego – mieszkańcy otrzymali możliwość bezpośredniego decydowania o przeznaczeniu całości środków inwestycyjnych budżetu miasta. Poszczególne projekty zagospodarowania środków były przedstawiane i przegłosowywane na zebraniach dzielnicowych (gdy w grę wchodziły projekty lokalne) oraz zebraniach tematycznych (dotyczących projektów istotnych dla całego miasta). Warto zauważyć, że wprowadzenie budżetu partycypacyjnego było poprzedzone szeroką akcją promocyjną, a także organizacją szkoleń, za pomocą których starano się włączyć w proces decydowania jak największą liczbę mieszkańców, także tych z grup tradycyjnie wykluczonych z udziału w polityce. Nowy sposób funkcjonowania samorządu cieszył się zdecydowanym poparciem mieszkańców (ok. 85 procent), i przyczynił się do zdecydowanego wzrostu inwestycji w dziedzinach, które wcześniej były pomijane przez rządzących przedstawicieli, takich jak: budownictwo mieszkaniowe, dostęp do wody i kanalizacji, zapewnienie dzieciom nauki w szkołach. Postęp, jakiego dokonano w tych dziedzinach, został doceniony w raporcie Banku Światowego.
Widać wyraźnie, że w istniejącej sytuacji politycznej postulat wprowadzenia liczniejszych mechanizmów demokracji bezpośredniej okazuje się projektem emancypacyjnym. Sprzyja aktywizacji grup wykluczonych oraz rozwojowi infrastruktury wpływającej na jakość życia obywateli. W tym kontekście, dla opisania sytuacji polskiej demokracji, warto odwołać się do emancypacyjnej siatki pojęciowej, a dokładnie do znanej koncepcji trzech fal feminizmu. Jak dotąd, demokratyczny ustrój naszego kraju opisywany był za pomocą pojęcia „fali”, ale jako element „trzeciej fali demokratyzacji”, wedle charakterystyki Huntingtona. Ta siatka pojęciowa wskazuje jednak tylko na „horyzontalny” czy też „geograficzny” aspekt demokratyzacji. W związku z upadkiem Związku Radzieckiego kolejne kraje, w tym Polska, przyjmują ustrój demokratyczny. Lewicowa koncepcja fal feminizmu pozwala dodatkowo uchwycić „wertykalny” wymiar demokratyzacji.
W pierwszej fali kobiety dążyły do uzyskania formalnej równości praw politycznych, postulatem drugiej fali była „realna równość” (na przykład równa płaca za równą pracę, która nie była i nie jest faktem, pomimo równego statusu prawnego kobiet i mężczyzn), natomiast w trzeciej fali dokonuje się postmodernistyczna dekonstrukcja pojęcia płci. Jeśli abstrahować od trafności samych postulatów feministycznych i przełożyć schemat trzech fal na sferę polityki – nasz ustrój wciąż znajduje się na etapie pierwszej fali demokratyzacji. Równość praw politycznych wszystkich obywateli nie przekłada się na realny wpływ na kształtowanie się sfery publicznej. Szersze wprowadzenie mechanizmów demokracji bezpośredniej można rozumieć jako wstęp do drugiej fali wertykalnej demokratyzacji.
Warto zauważyć, że choć postulat szerokiego wprowadzenia mechanizmów demokracji bezpośredniej może wydawać się nazbyt rewolucyjny, pozwala on na wyjście z impasu związanego z pojęciem „kultury politycznej”, której brak jest, zdaniem niezliczonej rzeczy komentatorów, jedną z głównych przyczyn wadliwego działania instytucji III Rzeczpospolitej. W tekście Kłopoty z naszym samo rządzeniem. Krytyczna diagnoza Krzysztof Goerlich stwierdza: „Powszechnie wygrywają igrzyska. Stadiony i wielkie hale sportowe to oczywiście gra pod publiczkę i spektakularny efekt, a nie poważne przywództwo i praca na rzecz wysokiej jakości życia i sukcesów gospodarczych wspólnot samorządowych. Ale takim dewiacjom reforma ustaw samorządowych i prawa wyborczego nie zaradzi; to sprawa edukacji obywatelskiej”. Mamy tu do czynienia z kolistą sytuacją, podobną do tej, na którą wskazywał Arystoteles: dobre są czyny tego, kto jest wyposażony w cnoty, ale cnoty można nabyć jedynie poprzez dobre czyny. Nabywanie cnót jest stopniowym procesem, który składa się z łańcucha wyborów podejmowanych w istotnych etycznie sytuacjach. W systemie przedstawicielskim narzeka się, że obywatele nie są odpowiednio „wyedukowani” i nie posiadają wystarczającej „kultury politycznej”, a jednocześnie nie stwarza sytuacji, które wymagałyby od nich działań zmuszających do nabycia odpowiednich zdolności. Złudne wydają się nadzieje, iż odpowiednia „kultura polityczna” wytworzy się sama, po prostu na skutek długiego działania instytucji – równie dobrze upływ czasu może jeszcze mocniej utrwalić obecne patologie. Jest również mało prawdopodobne, aby odpowiednią „kulturę polityczną” udało się wytworzyć za pomocą racjonalnej argumentacji (np. różnego rodzaju kampanii społecznych) – ludzie sami potrafią dojść do racjonalnej konkluzji, że w ramach demokracji przedstawicielskiej, gdy możliwości wpływu na decyzje polityczne są bardzo małe, właściwą postawą jest bierność. Szerokie wprowadzenie mechanizmów demokracji bezpośredniej wytworzyłoby sytuację, w której obywatele, będąc rzeczywiście włączeni w proces podejmowania decyzji, przez swoją aktywność mogliby uczyć się „kultury politycznej”. Zmiana przejawianych postaw dotyczyłaby nie tylko obywateli, ale także polityków. W dalszej części tekstu opisujemy to jako przejście od „materializmu politycznego” do „formalizmu politycznego”.
Wkraczanie w drugą falę wertykalnej demokratyzacji musi łączyć się nie tylko z całościowym przeobrażeniem mechanizmów podejmowania decyzji, ale również ze wzbogaceniem aparatu pojęciowego, opisującego sferę publiczną. Kilka z takich przekształceń wydaje się szczególnie godnych uwagi.
Pierwszą, niewątpliwie najbardziej wyrazistą konsekwencją przejścia do form demokracji bezpośredniej jest zmiana postrzegania roli polityka. W systemie demokracji przedstawicielskiej mamy zasadniczo do czynienia z postawą, którą można określić jako materializm polityczny. Polega ona na tym, że polityk w procesie podejmowania decyzji kieruje się swoimi materialnymi przekonaniami, które nakazują mu wcielać w życie jego własne, określone pomysły. Polityk w materializmie musi mieć przekonania i ogłaszać swój program, gdyż wybieramy go właśnie po to, by reprezentowany przez niego program był wcielany w życie.
W warunkach demokracji bezpośredniej dochodzi do redefinicji roli polityka, którego postawę można opisać jako formalizm polityczny. Stosunek materializmu i formalizmu politycznego należy rozumieć analogicznie do stosunku pomiędzy rozumianym po kantowsku materializmem i formalizmem w etyce. Polityk formalista nie wciela w życie własnych przekonań, ale postępuje według pewnej formuły, która rozstrzyga, jakie założenia
ma w danym momencie realizować.
Przyjrzyjmy się temu dokładnie. Oto jedno z brzmień imperatywu kategorycznego: „Postępuj zawsze według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”. W przypadku formalizmu politycznego imperatyw musi być sformułowany inaczej. Ze względu na specyfikę demokracji bezpośredniej proponowane brzmienie formuły to: „Wcielaj w życie taką maksymę, którą została wybrana i ujawniona przez większość członków społeczeństwa jako prawo powszechne”. Nazwijmy tę formułę „imperatywem demokratycznym”. Polityk formalista w demokracji bezpośredniej zredukowany zostaje do roli administratora realizującego zadania poruczone mu przez suwerena. Paradoksalnie, mamy tutaj do czynienia z technokratycznym, administracyjnym pojmowaniem polityki, chociaż właśnie idea demokracji bezpośredniej miała nas przed technokratyzmem ratować. Kiedy jednak przyjrzymy się formalizmowi bliżej, zauważymy, że technokratyzm na gruncie materializmu diametralnie różni się od technokratyzmu w warunkach formalizmu politycznego.
Technokrata w materializmie podejmuje samodzielnie decyzje administracyjne, gdyż panuje opinia, że specjalista lepiej rozumie problematykę zarządzania państwem niż lud albo jego przedstawiciele. Technokrata w formalizmie wciela jedynie w życie decyzje podjęte przez lud, gdyż dominuje przekonanie, że nikt poza suwerennym ludem nie może podejmować wiążących decyzji. Technokracja w materializmie to zawłaszczenie władzy, technokracja w formalizmie to służba.
Pierwszym elementem imperatywu demokratycznego jest wyrażenie wcielaj w życie, które stanowi o politycznym charakterze imperatywu. Wcielanie w życie skontrastowane jest z postępowaniem, w formalizmie nie chodzi bowiem o postępowanie w sprawach prywatnych, ale wcielanie w życie postulatów społecznych. Maksyma to w naszym ujęciu wyraz poglądów wybranych i ujawnionych przez większość członków społeczeństwa jako prawo powszechne. Mamy na myśli oczywiście wybór bezpośredni. Ujawnienie natomiast konieczne jest, by polityk mógł korzystać z jasnych procedur określających jego zadania. Bez określonych prawem sposobów ujawniania poglądów, takich jak elektroniczne głosowanie referendalne, polityk tylko pozornie wciela w życie pogląd większości, gdyż musi się opierać albo na swoich własnych mniemaniach albo innych, niedających wystarczającej przejrzystości przesłankach. Wreszcie prawo powszechne to zespół tych poglądów, które zostały uznane przez społeczeństwo za godne uznania i ujawnienia jako propozycja prawa. Ten element definicji, wraz z zastrzeżeniem ujawnienia, dodany został w celu zapobiegania swobodnemu prawotwórstwu w nieistotnych dziedzinach.
Instytucją fundamentalną dla materializmu politycznego jest mandat wolny. To właśnie dzięki temu polityk postępuje według własnych przekonań i od momentu objęcia stanowiska nie musi liczyć się z opinią wyborców. Dzięki temu niezwykle ważną rolę w procesie legislacyjnym odgrywa potencjał koalicyjny i tzw. arytmetyka sejmowa. To, jakie prawo zostanie ostatecznie uchwalone, zależy często nie od tego, czy w największym stopniu odpowiada oczekiwaniom wyborców, lecz od tego, czy uzyskało poparcie pośród zasiadających w danym ciele frakcji.
W odróżnieniu od materializmu, formalizm zakłada instytucję mandatu związanego. Polityk działa tylko i wyłącznie w imieniu ludu. Należy zwrócić uwagę, że formalizm może być realizowany nie tylko w demokracji bezpośredniej, gdzie nie ma w ogóle mandatu przedstawicielskiego, bo decyzje podejmowane są przez sam lud, ale również w jej dzisiejszej formie. Mechanizmy głosowania elektronicznego mogłyby być wykorzystane przez polityka formalistę w celu prywatnego rozpoznawania woli wyborców, która wcielana byłaby przez niego w życie na zasadzie bezpośredniego przedstawicielstwa. Polityk taki, znając plan głosowań na najbliższej sesji organu, którego jest członkiem, mógłby za pośrednictwem dobrze opracowanych głosowań internetowych pytać o zdanie swoich wyborców, a następnie nie wykraczać poza tak udzielone wskazówki.
Charakterystyczne dla materializmu politycznego są również zasady trójpodziału i równowagi władz. Służą one zachowaniu stabilności politycznej oraz niedopuszczeniu do skupienia zbyt wielkiej władzy w jednych rękach. W formalizmie problem ten jest nieobecny, co więcej, istnienie trójpodziału byłoby jedynie furtką pozwalającą przemycać niedemokratycznymi drogami niepopularne rozwiązania.
Ostatnią charakterystyczną różnicą jest przesunięcie się punktu ciężkości z dominujących w materializmie problemów ideologicznych, na konkretne zagadnienia. Poucza nas o tym przykład Szwajcarii, w której istnienie rozbudowanych form demokracji bezpośredniej doprowadziło do częściowego zatarcia się podziałów na lewicę i prawicę oraz skupienia się na jasno określonych problemach, rozpatrywanych w oderwaniu od ideologii. Nawet ostatni zakaz budowania minaretów dyskutowany był jedynie jako problem wpływu tych budowli na krajobraz architektoniczny Szwajcarii.
Na koniec proponujemy zwrócić uwagę na charakterystykę materializmu i formalizmu politycznego znajdującą się w Ewangelii św. Marka. Istota tego pierwszego charakteryzowana jest jako władza, tego drugiego − jako służba. „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami, lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym, a kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie za okup dla wielu” (Mk 10, 42–45). Formalizm polityczny, w którym polityk realizuje poglądy większości, wydaje się prawdziwym wcieleniem w życie idei władzy jako niewolnika wszystkich.
Wojciech Czabanowski - redaktor „Pressji”, student prawa i MISH na UJ, współautor projektu „Nowe Polis”.
Błażej Skrzypulec - redaktor „Pressji”, doktorant w Instytucie Filozofii UJ.
Skomentuj artykuł