Choć wielu chciało w niej widzieć kopię św. Kingi, to ona zatroszczyła się o swą odrębność i ostatecznie chyba przekonała nas, że nie wolno dalej na nią patrzeć jako na miniaturę słynnej starszej siostry. Musiała być inna, a to choćby z takiego powodu, że każda z córek Beli IV posiadała mocno zarysowaną osobowość, która była gwarancją niepowtarzalności i oryginalności. I choć Jolenta, wychowana przez Kingę, mogła stosować w działaniu jej metody, to życiowe wybory podejmowała (gdy już mogła) autonomicznie. Jej życie było też zupełnie inne niż Kingi. W każdym aspekcie żyła pełnią życia: najpierw jako małżonka, następnie matka, a po owdowieniu - mniszka. Nawet w stanie zakonnym biegła swoją drogą, choćby wtedy, gdy wyprzedziła przecież Kingę w przyjęciu habitu zakonnego o kilka lat.
Fragment książki:
Jolenta, w przeciwieństwie do swych kanonizowanych sióstr Kingi i Małgorzaty, nie miała szczęścia do biografów. Nie dysponujemy jej żywotem napisanym tuż po śmierci; musiała czekać aż do 1600 r., kiedy sporządził go Marcin Baroniusz. To, iż nie posiada swego średniowiecznego żywotu, nie oznacza bynajmniej, że nie była tego warta i że jej postać bezszelestnie przesunęła się przez dzieje. Było zupełnie odwrotnie, i ten stan spróbujemy właśnie przedstawić. Prześledzimy drogę jej życia, spróbujemy zgłębić jej tajniki i zapoznać się z Jolentą taką, jaką być mogła, kobietą z krwi i kości: małym dzieckiem, które trafiło z Węgier do Polski, atrakcyjną partią małżeńską, młodą żoną wiernie trwającą przy swym umiłowanym i opiekuńczym Bolesławie i troskliwą matką, księżną, roztropną panią swego ludu, dzielną wdową popierającą polityczne aspiracje członków swej rodziny i wreszcie wzorową mniszką, stojącą na czele klasztoru, który powstał z jej udziałem na Panieńskim Wzgórzu w Gnieźnie.
Te wszystkie koleje życia sprawiają, że jawi się nam Jolenta jako kobieta szczęśliwa i spełniona, pełnymi garściami czerpiąca z tego, co dał jej Bóg. Do dziś wszak zachował się jej diadem turniejowy, który zdobi w katedrze w Płocku relikwiarz św. Zygmunta, a który świadczy, że z ochotą i radością brała udział w życiu dworskim. Sama chętnie uczestniczyła w polityce swego małżonka i osobiście dbała o swe potomstwo. Z drugiej strony znacząco charakteryzowała ją pobożność, i to głęboka, oraz miłosierdzie. Jako mniszka zdolna była do największej ofiary i wyrzeczenia. Różnorodność doświadczeń Jolenty i dokonywanych przez nią świadomych wyborów czyni ją w naszych oczach kobietą fascynującą i, mimo że żyła siedem stuleci temu, niezwykle czytelną i nowoczesną. Wszak wolno nam się zgodzić z tezą, iż nadal może być dla nas inspiracją nie tylko jako wielki człowiek Kościoła, ale także jako kobieta, która wiedziała, czego pragnie i czego oczekuje w życiu.
Szczególnie więc żywo przedstawia się nam jej postać na tle innych członków rodziny, którym Kościół katolicki oddaje cześć należną świętym. Taka św. Elżbieta Węgierska, jej ciotka, kobieta bez pamięci zakochana w swym mężu, landgrafie Turyngii, Ludwiku, którego powracającego z wyprawy wojennej witała, biegnąc z rozpostartymi ramionami przez cały zamek, i ku konsternacji obecnych ogniście całowała w usta, stała się dla Jolenty wzorem, toposem pani feudalnej, gorliwej katoliczki, matki ludu, troskliwej strażniczki ogniska domowego i wychowawczyni potomstwa. Sama Jolenta obracała się w kręgu osób świętych, jak siostra męża jej siostry Kingi, błogosławiona Salomea Piastówna, dzielna niewiasta, kobieta bardzo przedsiębiorcza, która zamknęła się w swej duchowej gorliwości za kratą klauzury założonego przez siebie klasztoru klarysek. Obok Salomei stała własna siostra Jolenty, św. Kinga, wzór dla niej jako władczyni, która świadoma swej roli, kreowała oblicze dworu oraz poddanych jej małżonka. Także zdrowa pobożność, która cechowała Kingę, mogła być inspiracją dla Jolenty, inspiracją, nie obsesyjnym nakazem. Kolejna święta siostra to uchodząca w Austrii za błogosławioną, Elżbieta, także szczęśliwa małżonka i matka licznej gromadki dzieci. Zaraz po niej jawi się nam następna starsza siostra, błogosławiona Konstancja, której żar apostolski na Rusi do dziś zdumiewa. Na końcu kroczy święta Małgorzata, tak rozmiłowana w Jezusie, że żyjąca jedynie modlitwą i pokutą w zaciszu dominikańskiej klauzury.
Obok najbliższych grono świętych zasilili dalsi krewni: siostra jej babki ojczystej, św. Jadwiga Śląska, wzór wielu pań feudalnych XIII w. z kręgu Piastów, i jej córka, świątobliwa Gertruda, ksieni cysterek w Trzebnicy; błogosławiona Ofka Piastówna, córka Przemysława raciborskiego, syna Eufemii, córki Władysława Odo-nica i siostry męża bł. Jolenty, Bolesława; św. Agnieszka czeska, jej siostry, świątobliwa Anna oraz Kunegunda, wszystkie córki Konstancji węgierskiej, siostry Andrzeja II dziada Jolenty; święty Ludwik biskup Tuluzy, syn Marii i wnuk brata Jolenty, Stefana V, który miał świątobliwą córkę Elżbietę; święta Elżbieta Portugalska, wnuczka Jolanty (Wiolanty), małżonki Jakuba I Aragońskiego, siostry św. Elżbiety Węgierskiej i ojca naszej błogosławionej, Beli IV; błogosławiona Elżbieta, dominikanka w szwajcarskim klasztorze w TóP, która była wnuczką Stefana, brata Beli IV. Na końcu tej wyliczanki staje nam jeszcze św. królowa Jadwiga, córka Ludwika Węgierskiego, który był prawnukiem bł. Jolenty i wnukiem jej córki Jadwigi Łokietkowej.
Na tle tych licznych krewnych z aureolą nasza Jolenta wyłania się pełna barw i półcieni, które spróbujmy dostrzec, zagłębiając się w karty tej niewielkiej książki. Została ona napisana w ten sposób, że bezsporne fakty źródłowe uzupełnione zostały przez historycznie uzasadnioną hipotezę. Aby zaś sylwetka okazała się w naszych oczach pełniejsza, poczyniono starania, aby fakty zaistniałe w dziejach królewny, następnie księżnej i potem mniszki nabrały wyrazu osobistego, czasem intymnego. Ten ostatni zabieg jest formą literacką i nie musi wyznaczać jedynego sposobu postrzegania świętej patronki Wielkopolski.
Dom rodzinny
dy przyszła na świat, jej ojczyzna, Węgry, podnosiła się powoli, lecz z nadzieją ze zgliszcz i spustoszenia, jakie im przyniósł najazd tatarski i ponad roczna mongolska okupacja. Kraj był tak zniszczony i wyludniony, iż dawna pieśń głosiła, że tam, gdzie kiedyś były sadyby ludzkie tętniące życiem, po odejściu Tatarów żyły jedynie wilki, a niedźwiedzie zakładały swe gawry. Gdy w 1242 r. hordy z piekła rodem cofnęły się i podążyły w głąb Azji, Węgry jako państwo omal przestały istnieć. Kiedy więc powrócił z Trogiru nad Adriatykiem król Bela IV (1206-1270), gdzie musiał się schronić przed nieubłaganym wrogiem, podjął się tytanicznej pracy zorganizowania swego królestwa na nowo. Zaczął wznosić liczne warowne zamki i stanice obronne, rozpoczął kolonizację wyludnionych ziem, sprowadzając osadników głównie z Niemiec. Wybudował na wzgórzach nad Dunajem nową stolicę państwa, Budę, z olbrzymim i nie do zdobycia zamkiem, gdzie pełnym blaskiem rozkwitła dworska kultura, w swym eklektyzmie łącząca przepych Bizancjum i wyrafinowanie gotyku francuskiego z miejscową spuścizną węgierską oraz niemiecką.
W tym czasie też powstała sieć uprzywilejowanych miast królewskich: Kieżmark, Lewocza, Zwoleń, Bańska Bystrzyca czy Kremnica. Bela IV zwany Wielkim stał się drugim założycielem (po św. Stefanie) Węgier. On to był ojcem naszej błogosławionej Jolenty. Urodził się w 1206 r. na zamku w Pożoniu (dziś Bratysławie) jako syn króla Andrzeja II i jego żony Gertrudy Andechs-Meran, siostry św. Jadwigi Śląskiej. Siostrą Beli była najwybitniejsza święta średniowiecza, wielka św. Elżbieta Węgierska, feudalna pani na zamku Wartburg w Turyngii. Ojciec królewicza Beli w 1217 r. brał udział w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej, skąd przywiózł liczne łupy i relikwie, w tym słynną głowę św. Szczepana, pierwszego męczennika, oraz przechowywaną w klasztorze klarysek w Krakowie niezwykle cenną ikonę mozaikową, którą przekazał swej synowej, późniejszej błogosławionej Salomei Piastównie krakowskiej, małżonce młodszego księcia węgierskiego Kolomana, pana Chorwacji i Slawonii. I choć Andrzej II nie osiągnął niezwykłych celów swej wyprawy, to wszedł w dynastyczne relacje z bazileusem bizantyńskim, cesarzem na Nikai, Teodorem I Laskarisem, i w 1218 r. ożenił z jego córką Marią (1205/6-1270) swego pierworodnego syna i następcę, Belę. Małżeństwo zamieszkało razem tuż przed 1220 r. i po przejściowych acz wielkich kłopotach stało się wzorcowe i niezwykle owocne dziesięciorgiem potomstwa. W 1235 r. dwudziestodziewięcioletni Bela został ozdobiony koroną św. Stefana i zaczął swe władanie, które było tak pomyślne (choć nie pozbawione wielu problemów, w tym krwawych wojen domowych), że potomni nadali mu przydomek Bela IV Wielki.
Gdy w 1244 r. (tak ustalili historycy) królowa Maria Laskaris powiła swe dziewiąte dziecię, kolejny raz okazało się, że jest to dziewczynka. Na dworze królewskim (niektórzy powiadają, iż było to na zamku w Ostrzyhomiu, ale równie dobrze mógł to być pałac na budzińskim wzgórzu) przebywało jedynie czworo z potomstwa, mianowicie ośmioletnia Elżbieta, sześcioletnia Konstancja, pięcioletni Stefan i dwuletnia Małgorzata. Reszta rodzeństwa była poza domem. I tak pierworodna, osiemnastoletnia Anna od roku była żoną Rościsława, wówczas bana Maczwy, dziesięcioletnia Kinga w Krakowie była narzeczoną księcia Bolesława. Inne dwie siostry (Małgorzata starsza i Katarzyna) powiększyły grono aniołków w niebie, gdyż nie przetrwały trudów tułaczki rodziny królewskiej podczas srogiej zimy 1242 r. Gdy Jolenta miała roczek, pojawił się jej braciszek, królewicz Bela, najmłodsza latorośl pary monarszej.
Sama zaś królewna zaraz po urodzeniu została ochrzczona imieniem swej babki przyrodniej, Jolanty (Yolande), córki łacińskiego cesarza Konstantynopola, Piotra II de Courtenay i drugiej żony jej dziada, Andrzeja II. Wedle dworskiego zwyczaju królewna tuż po chrzcie otrzymała Ciało i Krew Pańską, co miało umacniać potomstwo króla apostolskiego, jak określił Belę za jego zasługi ewangelizatorskie papież Innocenty IV.
Gdy w 1250 r. czternastoletnia Elżbieta poślubiła księcia Henryka XIII Wittelsbacha (1235-1290), syna Ottona II bawarskiego, a w rok później trzynastoletnia Konstancja stała się małżonką księcia halickiego Daniela (1201/2-1264), wówczas król Bela IV, który realizował skutecznie swe plany dynastyczne przy pomocy licznych córek, postanowił o losach Jolenty. Najmłodsza z królewien miała udać się do Polski, na dwór dziesięć lat starszej siostry Kingi, i tam przygotować się do roli władczyni kraju związanego mocnym sojuszem z Królestwem Węgier. Być może w podjęciu przez Belę decyzji pomogła przebywająca w 1247 r. z wizytą w domu rodzinnym księżna krakowska Kinga? Któż wie, co się wydarzyło, kiedy na budzińskim zamku ujrzała malutką siostrzyczkę i władczo (a jest to przecież możliwe) oznajmiła ojcu, że chce ją zabrać ze sobą; tym bardziej, iż król mógł się czuć przymuszony do ustąpienia Kindze, gdyż nie kto inny, tylko ona wykryła i zapobiegła zamachowi na życie ojca, przygotowanemu przez rycerską opozycję...
Gdy młoda Jolenta wyjechała z Węgier, parze królewskiej pozostało na dworze dwóch synów, Stefan i Bela, oraz córka Małgorzata, żyjąca od 1252 r. u dominikanek na Wyspie Zajęczej na Dunaju w pobliżu Budy, gdzie król Bela IV wzniósł specjalnie dla niej wielki klasztor, którego monumentalne ruiny do dziś możemy podziwiać na Wyspie Małgorzaty w pięknym Budapeszcie. Syn Stefan V w 1253 r. ożenił się z woli ojca z Elżbietą Kumanką (zm. po 1290), córką Kutena, zamordowanego chana Kumanów, i miał z nią sześcioro dzieci: Katarzynę, Marię, Annę, Elżbietę, Władysława IV i Andrzeja. Bela natomiast w 1264 r. poślubił córkę Ottona III brandenburskiego Kunegundę, z którą nie miał potomstwa i która szybko owdowiała. Małgorzata natomiast w 1254 r. złożyła śluby wieczyste w zakonie mniszek dominikańskich.
Skomentuj artykuł