Mniszki pierwszej Rzeczpospolitej

Mniszki pierwszej Rzeczpospolitej
Mniszki pierwszej Rzeczpospolitej Wydawnictwo WAM
Jadwiga Stabińska OSBap / Wydawnictwo WAM

Książka omawia dzieje i duchowość klasztorów żeńskich w epoce Pierwszej Rzeczpospolitej - od drugiej połowy XV do końca XVIII wieku. Publikacja nie ma charakteru ściśle naukowego, jednak nie pozwala sobie na dowolność i ściśle trzyma się źródeł. Jest ona bogatym kompendium wiedzy o zakonach norbertanek, benedyktynek, karmelitanek bosych, wizytek i kanoniczek Ducha Świętego. Podejmując lekturę Mniszek, Czytelnik zapozna się z realiami życia klasztornego, ukazanymi na tle historycznym, a także z sylwetkami najbardziej zasłużonych sióstr zakonnych.

Książka ta nosi tytuł "mniszki" a nie "mistyczki" pierwszej Rzeczpospolitej. Ekstazy, wizje, łaski nadzwyczajne, są niższe od spokojnego trwania w Bogu, od rozkoszowania się Nim w uciszonym sercu. Ponieważ jednak w Polsce mistyka skojarzyła się ze swymi fenomenami, wybieram niniejszy tytuł. Nie wysuwam żadnych hipotez. Uważny czytelnik potrafi sam wysnuć wnioski.

DEON.PL POLECA

Norbertanki

Poznanie Boskiej rzeczywistości w sercu człowieka wyma­ga także zapoznania się z ludzkimi warunkami, w których ona się rozwija. Jest to tym ważniejsze, że zakon premonstrateński, w Polsce od imienia swego założyciela zwany zakonem norbertańskim, choć od dawna zakorzeniony w naszych dziejach, jest obecnie mało znany.

Święty Norbert z Xanten, Nadreńczyk (1080-1134), osobowość spójna w Bogu, działalność swą rozłożył, być może, zanadto wachlarzowato. Kim był albo kim nie był w ciągu swego, jak na naszą średnią wiekową, krótkiego życia! Kano­nik wbrew sobie, z woli rodziców, osładzał sobie to zniewo­lenie środkami wprawdzie nie zdrożnymi, ale płytkimi i bezwartościowymi: bankietami, łowami, turniejami... Pozwalała mu na to obyczajowość zlaicyzowanego środowiska kanonickiego, do którego go wtrącono, oraz kontakty z cesarskim dworem Henryka V. Nawrócony na wzór św. Pawła, obalo­ny na ziemię piorunem, który trzasnął tuż przed jego wierz­chowcem, podejmował się różnych form pracy dla Boga: da­remnej próby zreformowania tego środowiska kanonickiego, z którego wyszedł, wędrownego kaznodziejstwa, kontaktów ze słynnym ośrodkiem naukowym w Laon oraz, w 1120 ro­ku, założenia zakonnej wspólnoty w Premontré na północy Francji. Chociaż fundacja ta była szczytowym osiągnięciem jego życia, nie zaprzestał kaznodziejskich wędrówek po Euro­pie. One doprowadziły go do Rzymu i do Magdeburga, gdzie osiadł i umarł jako arcybiskup. Współcześni wysoko oceniali jego świętość i zalety. Święty Bernard z Clairvaux, który wraz z Norbertem zażegnał w Kościele schizmę, opowiadając się za papieżem Innocentym II wbrew antypapieżowi Anakletowi II, o swym gorliwym współpracowniku wyraził się następu­jąco: „Wiele zyskałem, czerpiąc z niebiańskiego fletu, czyli z ust jego [Norberta]” (EP 56, PL s 18881, col. 162). Brzmi to jednocześnie ujmująco i trochę zabawnie, gdyż św. Bernard z Clairvaux otrzymał miano „cytry Ducha Świętego”, a św. Janowi Chrzcicielowi, poprzednikowi Chrystusa, przypisano następujący tytuł chwały: „Jestem trąbą”, tuba sum.

Spotkanie obu świętych, Bernarda i Norberta, wywarło znaczny wpływ na kształtowane przez nich zakony. Obu porwała surowość, niepodzielność życia dla Boga. Lecz Bernard, który życie mnisze rozpoczął jako człowiek świecki, pomi­mo wielokierunkowej działalności stworzył, ściślej, rozwinął kontemplacyjny zakon mniszy według reguły św. Benedykta. Norbert, kanonik, pragnął odnowy życia kanonickiego we­dług reguły św. Augustyna. Ta vita apostolica, której udzie­lił poparcia, kierowała się wskazaniami Ewangelii i Dziejów Apostolskich: wymagała celibatu, ubóstwa, wspólnoty życia, modlitwy, zwłaszcza uroczystej modlitwy liturgicznej i wspo­magania bliźnich. Stopniowo rozrastało się w niej duszpaster­stwo. Chociaż zakon podlegał opatowi z Premontré, chociaż dzielił się na dystrykty (circarid) i zwoływał kapituły generalne, stosunkowo najlepiej jedność swą utrzymał dzięki statutom. W interesującym nas czasokresie zarania zakonu statuty te sypały się jak z rogu obfitości: powstawały w 1135 roku, w połowie XII wieku, w latach 1236-1238, w roku 1290. W późniejszym okresie ta tendencja spowolniała; statuty da­tuje się na lata 1498 i 1630. Ważne: w statutach premonstrateńskich pojawia się po raz pierwszy zalecenie spowiedzi usz­nej, najpierw dowolnej, a potem obowiązkowej, trzykrotnej w ciągu roku. Jeszcze ważniejsze: w statutach z lat 1136-1138 mowa jest o Eucharystii, choć tylko w aspekcie rubrycystycznym i kanonicznym. Rozdział o Eucharystii otwiera statuty z 1290 roku. Mimo że i wtedy mowa jest o normach kultu zewnętrznego, możemy przyjąć, że zakon podążał ścieżką wytyczoną przez założyciela.

Chociaż biografia Norberta jest obszerna i wiarygodna, chociaż niewątpliwie nie tylko mówił on, ale także pisał, rękopisy nie potwierdzają nawet autentyczności Zresztą św. Norbert był bardziej działaczem niż intelektualistą. Jego opactwa rozprzestrzeniły się szybko w Europie; odpowiadały religijności i mentalności ówczes­nych ludzi.

Bardzo wcześnie tą formą życia konsekrowanego zainteresowały się kobiety. W latach 1120-1140 kanonicy i kanoniczki tworzyli nie tak rzadkie w średniowieczu domy parzyste. Sam Norbert przyjął do zakonu bł. Rykwerę i udzielił jej - zapew­ne nie jej jedynej - prawa do prowadzenia życia apostolskiego przez posługę w szpitalu. Lecz gdy zakon Ducha Świętego de Saxia utrzymał ten kształt apostolstwa kobiet związany z klauzurą, następcy św. Norberta od niego się odżegnali. Poddane wyjątkowo ścisłej klauzurze norbertanki kanoniczkami pozostały tylko nazewniczo; w rzeczywistości stały się mniszkami. Natomiast przywilejem wspólnot żeńskich odda­lonych od opactw męskich było wykonywanie laudis divinae chorału gregoriańskiego według rytu norbertańskiego. Udarowane tym przywilejem kanoniczki nazywały się virgines cantantes, pannami śpiewającymi.

Klasztorem rządziła jedna z kanoniczek o zmieniającej się w kolejach dziejów nazwie: magistra, priorissa, abbatissa -mistrzyni, przeorysza, ksieni. Norbertanie pozostawali jednak zwierzchnikami swoich sióstr. Opat jednego z ich monasterów był dla domu żeńskiego opatem-ojcem. To on wyzna­czał dla panien prepozyta (proboszcza), sternika duchowego przełożonej z prawem ingerencji w materialne sprawy domu, spowiedników i ewentualnie innych jeszcze braci, zazwyczaj w liczbie pięciu.

Nie potrafi my powiedzieć, ile klasztorów norbertanek istniało w XII czy XIII wieku. Natomiast w XIV wieku ich licz­ba zaczęła maleć, gdyż zakon męski utrudniał nieraz dopływ powołań żeńskich, aby zawłaszczyć ich majątek.

W zakonie św. Norberta oprócz znanej nam już bł. Rykwery świętością zajaśniały: Oda z Rivreulle, Gertruda, córka św. Elżbiety Węgierskiej, i nasza Bronisława. Wszystkie one, jak ich współbracia, nie wyłączając św. Norberta oraz tak wy­bitnych postaci jak Hugo z Fosses, Hroznata, Herman Józef, w poczet świętych zostali włączeni na mocy dekretu papie­skiego i kultu od niepamiętnych czasów. Procesu kanonicz­nego doczekali się tylko święci Adrian Beke i Jakub Lacoupe, kanonizowani przez Piusa IX, 1867 roku w grupie męczenni­ków Eucharystii z Gorkum.

 

Ponieważ Bolesław Chrobry miał córkę ksienię, domyślamy się, że ona prawdopodobnie zarządzała opactwem żeń­skim z fundacji swego ojca. Klasztor ten – o ile w ogóle istniał – zniknął w reakcji neopogaństwa. Mniej więcej przez sto lat Polska nie miała ośrodka kobiet Bogu poświęconych. To mo­że dziwić, gdy chodzi o Kazimierza Odnowiciela, który miał kilka ciotek ksień. Widocznie uznał on priorytet wymiernych osiągnięć apostolskich klasztorów męskich. Według jego czy­telnych planów każdą diecezję wspomagał dom mnichów. Księżniczki piastowskie, jak Agnieszka, córka Władysława Hermana, i Gertruda, córka Bolesława Krzywoustego, powo­łanie realizowały w ojczyźnie swych matek, w Niemczech.

Założenie norbertanek zwierzynieckich datuje się na lata 1145-1146. Ich główną fundatorkę, księżnę Agnieszkę, żonę pierworodnego syna Krzywoustego, Władysława, nazwane­go potem Wygnańcem, w swej kronice błogosławiony mistrz Wincenty Kadłubek nazywa „tygrysicą”. Czy słusznie? Ag­nieszka, przyrodnia siostra cesarza Konrada III Hohenstaufa, na pewno wolała być królową niż księżną, ale o koronie my­ślała nie tylko dla siebie; myślała o niej przede wszystkim z powodu męża i synów, dla utrwalenia w Polsce dynastii królewskiej. Wraz z całym obozem swego męża pragnęła zepchnąć juniorów, młodszych synów Krzywoustego, na stano­wisko pośledniejsze niż im wyznaczał testament ojca. Wzo­rem swej siostry, Gertrudy, królowej Czech, która ufundowała norbertankom klasztor w Doxanach, sprowadziła stamtąd gru­pę panien fundatorek. Osiadły one przy wzniesionym przez Piotra Dunina kościółku św. Salwatora; towarzyszyło im za­pewne kilku braci, potrzebnych do duchowej i materialnej ob­sługi kanoniczek. Dokument Bolesława Wstydliwego z 1256 roku mówi o klasztorze zwierzynieckim jako o fundacji jego poprzedników, książąt krakowskich, którzy obdarowali go so­witymi dobrami dziedzicznymi (37 wsi, wliczając w to póź­niejsze darowizny i posagi panien).

Lecz po zwycięstwie nad Władysławem Wygnańcem on i jego rodzina musieli uchodzić z Polski. Osieroconą funda­cją zajął się zięć Piotra Dunina, Jaksa z Kopanicy, Gryfita, jej drugi fundator. Wzniósł on murowany klasztor w kształcie prostokąta, a w jego kompleks włączył klasztorny kościół pa­tronów zakonu, świętych Jana Chrzciciela i Augustyna.

Powstanie klasztoru żeńskiego podniosło pozycję kobie­ty w społeczeństwie. Stał się on ośrodkiem kultury, a przede wszystkim uświadamiał współczesnym bezpośredniość rela­cji kobiety z Bogiem. Dotychczas świętość w Polsce była – z nielicznymi wyjątkami – zastrzeżona dla mężczyzn. Bardzo szybko klasztor zaludnił się Polkami. Niewiele nam wiadomo o nim poza tym, że w wieku XII i XIII reprezentował on wy­soki poziom życia wewnętrznego. Świadczy o tym nie tylko dosyć późny zapis kroniki klasztornej, że w Zwierzyńcu od początku kwitła doskonałość, lecz może nawet bardziej li­czebność zgromadzenia i mnożące się zapisy na jego korzyść. Ponieważ imion wtedy nie zmieniano, niektóre kanoniczki nosiły imiona z kalendarza kościelnego; większość pozosta­wała przy zabawnych dla nas imionach słowiańskich: Sandka, Śmiechna, Budka, Witosława... Z imion tych jedno zachowało się do naszych czasów: Bronisława. Chociaż książka ta jest poświęcona mniszkom Pierwszej Rzeczpospolitej, możemy zrobić wyjątek dla błogosławionej z okresu Polski dzielni­cowej. Podniośle zaczyna się dekret papieża Grzegorza XVI, potwierdzający cześć jej oddawaną:

Ojciec Joachim Badeni OP swoje nabożeństwo do Bronisławy uzasadnia właśnie nieznajomością jej życia. Choć zazwyczaj żywoty Bronisławy przypominają legendy o św. Tekli czy o św. Barbarze, nie jest ona postacią zupełnie nie­uchwytną.

Była na pewno panną szlachetnie urodzoną (dominicella), gdyż do połowy XVI wieku klasztor zwierzyniecki przyjmował tylko takie kandydatki. Jej pokrewieństwa ze św. Jackiem, bł. Czesławem i biskupem Iwonem Odrowążem nie da się udo­wodnić, ale nie da się mu zaprzeczyć. Po spaleniu Zwierzyń­ca przez Mongołów w 1241 roku do jego odbudowy bardzo przyczyniła się Przybysława, żona Jakuba Odrowąża, właś­ciciela Kamienia na Śląsku Opolskim, miejsca domniemane­go urodzenia się Bronisławy oraz trwałego ośrodka jej kultu.

Nekrolog doxański dwukrotnie nazywa tę matronę fundatorką klasztoru. Wydaje się nam, że w rozwiązaniu tego problemu pomoże nam zrozumienie różnicy między rodziną a rodem. Współczesna rodzina – to grupa społeczna złożona z mał­żonków, ich dzieci oraz bliskich krewnych. Ród natomiast to szereg pokoleń wywodzących się ze wspólnego pnia, pieczę­tujących się jednym „klejnotem”, herbem. Bronisława była prawdopodobnie skoligacona z Odrowążami raczej spójnią rodową niż rodzinną. Według starych podań Zwierzyniec był pogańskim uroczyskiem ze świętym gajem i chramem bożysz­cza. Już w IX wieku tereny te uległy chrystianizacji, jak tego dowodzą odkrycia archeologiczne. O tym wszystkim Bronisła­wa nie wiedziała. Jej światem religijnym był świat romański.

Sztuka romańska, wyrastając z założeń sztuki karolińskiej i bizantyńskiej, rezygnuje z jej wykwintu, ale nie z jej sakralności. Dzięki surowej prostocie, doskonałym proporcjom i symbolizmowi, przyzywa do modlitwy, ukorzenia się przed Najwyższym Majestatem. Modlitwę tę podnosi do Boga ła­godnymi łukami sklepień. Wąskie, zwężające się u góry okna przez malaturę witraży przepuszczają dyskretnie stonowane światło. Niknie nieraz ono w obłoku kadzideł, których wtedy nie szczędzono.

W centrum kościoła stoi prosty kwadratowy ołtarz, przykryty ciężkim obrusem. Ale Ciało i Krew Pańską gości on na złotej patenie i w złotym kielichu. Figuralne płaskorzeźby na filarach międzynawowych, na retabulum ołtarza, na tympano­nie kościoła Norbertanek w Strzelnie przypominają zewnętrz­ny i wewnętrzny wystrój kościoła na Zwierzyńcu. Dowodzi tego odkryty w nim portal romański, prowadzący do kruchty albo do zakrystii. Taka była ziemska, a jednak i nadziemska wizja Bronisławy. Oglądała ona tylko kościoły romańskie.

Gdy Bronisława wstępowała do klasztoru zwierzynieckiego, liczył on już kilkadziesiąt lat, okrzepł w sławie wzorowej zakonności, kandydatka mogła mieć wtedy około szesnastu lat. Jej wizerunek skojarzył się nam trwale z dziewczęcością, choć jak na średniowiecze żyła ona długo: mniej więcej sześćdziesiąt lat.

Prowadziła zwyczajne życie norbertanki. Nosiła habit i bieliznę z białej szorstkiej wełny, a po ślubach okrywała gło­wę czarnym welonem. Mieszkała w osobnej, ubogiej, nigdy nieopalanej celi. Całodobowe milczenie przerywała na jedną tylko godzinę rekreacji. Jadała potrawy zawsze bezmięsne. W dni niepostne przysługiwały jej dwa posiłki z nabiałem. Przez połowę roku, w dni postu, otrzymywała jeden tylko beznabiałowy posiłek.

Klasztorem zarządzała przełożona zwana magistrą. Jedyną znaną nam magistrą Bronisławy była Wisieniega. Ona rozdawała zajęcia. Do sióstr niechórzystek należała głównie obsługa kuchni. Do sióstr kanoniczek, od których wymagano pewnej kultury i obycia, należały urzędy zakonne. Mistrzy­ni nowicjatu przeprowadzała pierwszą selekcję kandydatek i wdrażała je w obowiązki zakonne. Klucznica odpowiadała za dostawę żywności z folwarków i zakupy. Portulanka przyj­mowała zgłaszających się do furty gości i licznych ubogich. Kustoszka - w naszym słownictwie: bibliotekarka - czuwała nad książkami. Nie wiemy o żadnym urzędzie sprawowanym przez Bronisławę.

Kanoniczki wykonywały też misterne hafty, zaopatrywały nimi własną zakrystię i kościoły w podległych im włościach. Uczyły się muzyki, śpiewu, łaciny. Ponieważ w tej epoce nie istniała literatura polska lectio divina, Boże czytanie musiały odprawiać z ksiąg łacińskich. Po każdorazowej lekturze od­dawały kustoszce cenne, przepisywane ręcznie foliały. Roz­ważanie Pisma Świętego i autorów duchowych wprowadzało je w świat modlitwy, której oddawały się także przy pracy i w wolnych chwilach. W średniowieczu nie istniały godziny medytacji jako ćwiczenia zakonnego.

„Specjalnością” norbertanek była modlitwa liturgiczna. Jako soror cantans Bronisława zrywała się w nocy na tę godzinę kanoniczną, którą nazywano jutrznią (w rzeczywistości obej­mowała ona naszą godzinę czytań i jutrznię, czyli laudesy). Cały dzień norbertanki był przeskandowany godzinami litur­gii: primą, tercją, sekstą, noną, nieszporami i kompletą. Cho­rał uchylał przed nią piękno kontemplacji. Chorałem wielbiła ona Boga, wstawiała się za Kościół i za apostolską posługę swych braci. Melodie chorału, niesione falami Wisły, docie­rały do Krakowa, jak potem stwierdził to Długosz. Uroczyste officium laudis, dzieło chwały, wymagało wiele, ale dawało nieporównanie więcej – samego Boga.

 

O ile nie wymagały tego obowiązki, kontakty kanoniczki ze „światem” ograniczały się do spotkania raz na miesiąc z najbliższą rodziną. Ale musiały dochodzić do niej wieści o morowym „powietrzu” w 1224 roku w stolicy, o walkach Piastowiczów o miasto senioralne. Tym bardziej wiedziała ona o tym, co działo się w domu. W 1225 roku spłonęła wieża kościoła klasztornego, w 1226 roku przeżywała pierwszą fundację zwierzyniecką. Z inicjatywy biskupa Iwona Odro­wąża i pod kierownictwem jego rodzonej siostry, Gertrudy, wyruszała ona do rodowej Dłubni, którą potem dla podkreśle­nia zasług współfundatora, Imbrama, brata biskupa, nazwano Imbramowicami.

Względny spokój życia mniszego zakłóciły wieści o nawale mongolskiej. Opanowawszy już Chiny po Jan-tse-kiang i Koreę, tym razem (1241) zwróciła się ona do sąsiadów Pol­ski: Węgier, Rusi i na samą Polskę. Gdy rycerstwo polskie poniosło klęskę pod Chmielnikiem, norbertanki zwierzynie­ckie schroniły się na przedwiośniu wśród pagórków kniei, które odtąd nazwano „skałami panieńskimi”. Powróciły „do siebie” na wiadomość, że po bitwie pod Legnicą Mongoło­wie skierowali się na Morawy. Z wyjątkiem kościoła św. Sal­watora, którego najeźdźcy nie wypatrzyli w gąszczu, zostały tylko zgliszcza zabudowań mieszkalnych i gospodarczych. Jak mogły przestrzegać nieistniejącej klauzury? Skleciły so­bie prymitywne chatynki, które chroniły je najwyżej przed deszczem. Musiały jeszcze przygarniać bezdomnych. Wtedy prawdopodobnie Bronisława udawała się na Sikornik, aby spokojnie się modlić.

Z braku zasobów finansowych odrodził się tylko wzniesiony w stylu późnoromańskim kościół Świętych Jana Chrzcicie­la i Augustyna. Długo ciągnęła się odbudowa klasztoru drew­nianego na podmurowaniach. Bronisława była świadkiem kurczenia się majątku wspólnoty. W 1252 roku magistra Wisieniega sprzedała cystersom w Szczyrzycu wieś Kurdwanów i zaciągnęła pożyczkę 30 grzywien srebra u kapituły krakow­skiej na zastaw innej wsi klasztornej, której nie odzyskano. Tego rodzaju umowy finansowe wymagają obecności i zgody kanoniczek profesek. Te przykre fakty przejaśniały się wiel­kimi i pamiętnymi wydarzeniami. W 1253 roku w uniesieniu radości Polska przeżywała kanonizację św. Stanisława, która odbyła się niezmiernie uroczyście w Asyżu w obecności de­legacji Polaków.

Najdłuższą i bezsporną wiadomość o Bronisławie czerpiemy z widzenia, które w połowie XIV wieku, w oparciu o starszą księgę cudów św. Jacka, spisał brat Stanisław, lektor dominikanów w Krakowie. Przytaczamy je w całości:

Dziwne, gdy świętych poznajemy przez ich wizje. Cóż, może być i tak. Bronisława niewiele już miała przed sobą ziemskiego bytowania. W 1259 roku przeżyła jeszcze jeden najazd Tatarów, który ponownie spustoszył Zwierzyniec. Zmarła dnia 29 sierpnia 1259 roku.

Kult norbertanki musiał stopniowo narastać, skoro doszło do elewacji jej szczątków. Kult ten przybrał na sile po kano­nizacji Jacka (1594), gdy dowiedziano się o jej wizji i gdy w 1604 roku odkryto jej relikwie.

Na Sikornik, miejsce domniemanego zgonu Bronisławy (był nim raczej Zwierzyniec), przybywali nawet królewscy pątnicy: Maria Kazimiera dnia 3 września 1683 roku i Sta­nisław August Poniatowski dnia 23 września 1786 roku. Do Bronisławy uciekano się z pomyślnym skutkiem z okazji grasującego „powietrza” (1707) oraz innych chorób (chole­ry w 1835). Za przyczyną tej patronki, która „broniła sławy”, odzyskiwali dobre imię ludzie nieraz bezpodstawnie i ciężko szkalowani. W ziemi pól konwenckich uformowano kopiec Kościuszki i w jego cieniu schroniła się kaplica błogosławio­nej. Obecnie kult jej rozwija się prężnie; do klasztoru Norber­tanek napływa corocznie około 2000 próśb i podziękowań za łaski. Niektóre z nich noszą znamiona cudu. W czasie ostatniej pielgrzymki do ojczyzny w 2002 roku Jan Paweł II zatrzymał się przy klasztorze zwierzynieckim i ucałował relikwiarz gło­wy Bronisławy.

Ciekawe jest porównanie dwóch świętych Polek średniowiecznych, które trafiły na ołtarze, choć dotychczas tylko drogą uznania kultu.

Błogosławiona Salomea, córka Leszka Białego, urodziła się około dziesięciu lat po przyjściu na świat Bronisławy. Życie piastowskiej księżniczki obfitowało w liczne wydarzenia, znane nam z żywotu napisanego wkrótce po jej śmierci (1268). W dzieciństwie poślubiona królewiczowi węgierskiemu Kolomanowi, wraz z nim krótko panowała w Haliczu. Uwięziona, wygnana na Węgry, po śmierci dziewiczego małżonka została zmuszona do powrotu do ziemi ojców; tu w 1245 roku została pierwszą polską klaryską. Salomeę ogłoszono błogosławioną na mocy papieskiego dekretu w 1673 roku; imię jej zrosło się ze zwycięstwem Sobieskiego pod Chocimiem. Lecz choć kult Salomei nie wygasł, pozostaje on daleko skromniejszy od kultu Bronisławy. W kontekście nowego prawa kanonicz­nego, które zmieniło postępowanie kanonizacyjne, myśli się poważnie o przyznaniu Bronisławie tytułu świętej. Ma więc ona charyzmat dla naszych czasów.

Powróćmy jednak do dawnych dziejów. Nie powiodło się klasztorowi zwierzynieckiemu przeniesienie się na prawo niemieckie i czerpanie dochodów przez dzierżawców. Najczęściej trafi ano na nieuczciwych pośredników. Pogorszyły się także jego stosunki z Krakowem. Gdy miasto obwiedzio­no murami, konwent znalazł się na jego przedpolu. Mieszczanie – Niemcy niechętnie patrzyli ma dom zakonny, który nie przyjmował ich córek. Chybił celu dobry pomysł nabycia kamienicy w Krakowie w zamian za pół wsi zwierzynieckiej, puszczanej w dzierżawę mieszczanom i szlachcie. Kamienica się spaliła, a dzierżawcy szarogęsili się na Półwsiu. Procesy, choćby kończyły się wygraną konwentu, pociągały takie ko­losalne koszta, że coraz bardziej go rujnowały. Doszło do te­go, że klasztor musiał zastawić monstrancję i nie tak szybko ją odzyskał.

Co gorzej, do spraw majątkowych domu zaczęli się wtrącać władcy. Kazimierz Wielki, zapewne wychodząc z założenia, że klasztor był fundacją jego przodków, na ziemiach norbertanek założył miasto Kazimierz. Chociaż przywłaszczał sobie także inne ich wsie, to mu nie wystarczało. Pod pozorem troski o dobre imię zakonnic i o prowadzone przez nich życie bogomyślne, odwołał się w tej sprawie do Rzymu i wysunął pro­pozycję złączenia kilku domów żeńskich z oczywistym, choć tylko domyślnym wywłaszczeniem ich z dóbr. Na szczęście zamiar ten mu się nie powiódł. Bardziej udał się Władysławo­wi Jagielle. Podmawiany niewątpliwie przez swego spowied­nika, norbertanina i opata generalnego z Premontré, przeniósł do Buska konwenty z Imbramowic i Krzyżanowic. Te drugie straciły nieodwołalnie ziemie na rzecz prepozytury męskiej, tym pierwszym udało się powrócić do klasztoru po siedem­dziesięciu latach, gdy żyła już tylko jedna mniszka. Choć Zwierzyniec się ostał, i jemu się nie szczęściło.

Przyjaciele, choćby nosili nazwiska sióstr, rzadko spełniali pokładane w sobie nadzieje. Urodzajne ziemie wracały do klasztoru z wyjałowionymi rolami, jak Pobiednik po go­spodarowaniu Tarnowskich. Możni przeciwnicy, Zborowscy, potrafi li wyciszyć czternaście spraw o zagarnięte włości. Aż trzykrotnie – w latach 1494, 1527 i 1528 – klasztor uległ pożarowi. Dawały się we znaki wylewy Wisły i grasujące „powietrze”. W 1587 roku w jednym dniu w przeciągu sześciu godzin zmarło trzynaście zakonnic. Pożegnały się ze światem i dalsze. Pozostało tylko dziesięć panien. Do klasztoru należa­ła jedynie część wsi Zwierzyńca.

Panem losów świata, a więc i klasztoru, jest Bóg, choć po­sługuje się On ludźmi. Prawie w jednej chwili przeniósł On dom zwierzyniecki ze stanu upadku do stanu największego jego rozkwitu.

PRZEDSŁOWIE
NORBERTANKI
BENEDYKTYNKI
KARMELITANKI BOSE
WIZYTKI
KANONICZKI DUCHA ŚWIĘTEGO

Jadwiga Stabińska OSBap

Wydawnictwo WAM

Kraków 2009

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mniszki pierwszej Rzeczpospolitej
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.