Filon z Aleksandrii (ok. 15 przed Chr. - ok. 54. po Chr.), piszący po grecku Żyd z diaspory, znany przede wszystkim jako filozof i egzegeta, jest też autorem pism historycznych: Flakkusa i Poselstwa do Gajusza. Przedstawiają one wydarzenia, których Filon stanowił magna pars, kiedy to był świadkiem prześladowań Żydów w Aleksandrii, a następnie jako przedstawiciel aleksandryjskiej elity stał na czele delegacji wysłanej w tej sprawie ze skargą do cesarza Gajusza Kaliguli. Flakkus. Pierwszy pogrom Żydów z Aleksandrii jest wstrząsającą relacją z pierwszego w dziejach pogromu Żydów, który miał miejsce w Aleksandrii za namiestnictwa Flakkusa w 38 r. po Chr.
Praca dr Ewy Osek i jej studentów z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II to żywe, potoczyste tłumaczenie opatrzone obszernym wstępem i komentarzem dotyczącym przede wszystkim realiów epoki, z wyczerpującą bibliografią zagadnienia i z Appendiksem, w którym zawarte zostały przekłady innych tekstów źródłowych, odnoszących się do opowiedzianych we Flakkusie zdarzeń.
Część I
Prolog
(1) Rozpoczętą przez Sejana politykę prześladowań Żydów kontynuował Flakkus Awiliusz. Wprawdzie nie mógł - nie dysponując takimi środkami jak poprzednik - otwarcie krzywdzić całego narodu, niemniej jednak przysporzył najstraszliwszych cierpień każdemu, kogo tylko zdołał dopaść. Mimo że prześladowania te objęły wszystkich, można odnieść wrażenie, że dotknęły zaledwie część tej nacji, przez to że prowadzone były raczej podstępem niż siłą. Tyran bowiem, jeśli nie może sobie pozwolić na stosowanie jawnej przemocy, ucieka się do intryg.
Prefektura Flakkusa
(2) Ten właśnie Flakkus po śmierci Hiberusa, wcześniejszego zarządcy Egiptu, otrzymał tytuł "towarzysza" na dworze cesarza Tyberiusza i został mianowany namiestnikiem Aleksandrii i kraju. Człowiek ten, jako wysoki urzędnik państwowy, odznaczał się, jak można było sądzić, wielkimi walorami intelektualnymi i moralnymi. Był rozważny, konsekwentny, przewidujący, energiczny w realizacji swych decyzji, nadzwyczaj elokwentny i obdarzony tak przenikliwą inteligencją, iż bezbłędnie domyślał się wszystkiego, co jego rozmówca wolał przemilczeć.
(3) W krótkim czasie wdrożył się w sprawy administracyjne Egiptu, zagadnienia do tego stopnia skomplikowane i zawiłe, że z trudem orientują się w nich nawet pracownicy z długoletnim stażem. Armia urzędników6 wkrótce stała się zbędna, gdyż prześcignął ich wszystkich biegłością w sprawach zarówno wielkiej, jak i małej wagi, co więcej, z ucznia stał się nauczycielem swych konsultantów.
(4) Reformy, które przeprowadził w sferze księgowości i administracji dochodów prowincji, aczkolwiek bardzo ważne i konieczne, nie świadczą jeszcze o umiejętności rządzenia państwem. Natomiast dowodzą jej następujące posunięcia nowego namiestnika: miał on niezwykle wyniosły sposób bycia, demonstrował wszem i wobec swoją wyższość, duma zaś, jak sądzę, przystoi władcy. Sprawował sądy w ważnych sprawach wraz z magistratem. Zginał kark jednostkom butnym i zarozumiałym. Nie pozwalał schodzić się i zrzeszać motłochowi mieszańców. Rozwiązał stowarzyszenia urzędników ds. legionów rzymskich stacjonujących w mieście i portach.
(5) Skoro w mieście i kraju zaprowadził porządek, zajął się reorganizacją sił zbrojnych. Dokonywał przeglądów wojska, urządzał musztry, manewry, ćwiczenia piechoty, konnicy i lekkozbrojnych. Napominał wodzów, aby nie wstrzymywali żołnierzom żołdu, mogłoby to bowiem stać się impulsem do rabunków i rozbojów. Żołnierzom zaś przypominał, że ich służba polega przede wszystkim na strzeżeniu pokoju i że nie powinni jej porzucać dla innych zajęć.
(6) Może ktoś powie: "Co robisz, człowieku!? Postanowiłeś oskarżać kogoś, a tymczasem nie sformułowałeś zarzutów, lecz wygłaszasz panegiryk. Czyś rozum postradał?". Nie jestem szalony, przyjacielu, ani tak nieudolny, iżbym nie potrafił skonstruować logicznej argumentacji. (7) Przedstawiam zalety Flakkusa nie dlatego, że wroga chwalić wypada, ale by tym mocniej uwypuklić jego nikczemność. Jeśli bowiem ktoś błądzi przez nieznajomość dobra, zasługuje na przebaczenie, lecz gdy świadomie popełnia występek, nie ma nic na swoją obronę, potępia go nawet trybunał własnego sumienia.
(8) Funkcję namiestnika pełnił przez okres sześcioletni. W ciągu pierwszych pięciu lat, za życia Tyberiusza, utrzymywał pokój, rządził krajem silną ręką, tak energicznie i sprawnie, iż przewyższył pod tym względem wszystkich swoich poprzedników.
(9) W ostatnim zaś roku, po śmierci Tyberiusza, gdy Gajusz został proklamowany cesarzem, stracił całą energię i zaczął zaniedbywać obowiązki. Powody ku temu mogły być różne. Może było to przygnębienie po śmierci Tyberiusza, okazywał bowiem taki żal i rozpacz, jak po stracie najbliższego krewnego; wylewał strumienie łez, które tryskały z niego niczym z fontanny. Stać się tak mogło również dlatego, że był opozycjonistą nowego władcy z racji swej przynależności do stronnictwa rodzonych potomków [Tyberiusza], wrogiego partii dzieci adoptowanych. Być może przyczyną załamania był strach przed aresztowaniem, swego czasu bowiem uczestniczył w nagonce na matkę Gajusza. Wytoczono jej proces sądowy, w wyniku którego poniosła śmierć.
(10) Jednak jeszcze przez jakiś czas starał się wywiązywać z obowiązków. Skoro zaś usłyszał, że wnuk Tyberiusza, współcesarz, zginął z rozkazu Gajusza, bez zmysłów padł na ziemię, przytłoczony ogromem nieszczęść.
Przyjaciel Makron
(11) Kiedy bowiem młodzieniec żył jeszcze, tliła się we Flakkusie iskierka nadziei na własne ocalenie, lecz zgasła wraz z jego śmiercią. Wprawdzie nie wszystko było stracone, wciąż pozostawał nikły cień szansy na nadejście pomocy ze strony przyjaciela, Makrona. Osoba ta była początkowo wszechwładna na dworze Gajusza. Krążyły pogłoski, że Makron bardziej niż ktokolwiek inny dopomógł Gajuszowi w zdobyciu władzy cesarskiej, a co więcej, w ocaleniu życia.
(12) Tyberiusz bowiem często planował usunięcie Gajusza, mając go za człowieka wyzutego z wszelkich zasad moralnych, bez predyspozycji do sprawowania władzy. Kierował się także obawą o życie rodzonego wnuka, licząc się z ewentualnością, że w razie jego śmierci wnuk zostanie zgładzony przez Gajusza. W takich chwilach Makron rozwiewał podejrzenia władcy i wychwalał szczerość, uczciwość oraz dobroduszność Gajusza. Podkreślał też jego wyjątkową uległość wobec brata stryjecznego, któremu, jak zaręczał, Gajusz gotów jest dobrowolnie odstąpić władzę i wszystkie inne zaszczyty. (13) Zwiedziony tego rodzaju zapewnieniami Tyberiusz pozostawił przy życiu nieubłaganego wroga, który potem spowodował śmierć jego samego, jego wnuka, rodziny, doradcy Makrona, aż w końcu zagroził całemu rodzajowi ludzkiemu.
(14) Kiedy już Makron zauważył, że Gajusz zmienia się i dąży jedynie do zaspokajania swych nieokiełznanych żądz - z kim popadnie i jak popadnie - napominał go i pouczał. Sądził, że jest to wciąż ten sam Gajusz, co za życia Tyberiusza - a więc rozsądny i uległy. Nieszczęsnemu Makronowi przyszło później zapłacić najwyższą cenę za swoją życzliwość, bo Gajusz pozbył się go - niczym ciążącego, a niepotrzebnego już brzemienia - wraz z żoną i dziećmi. (15) Ilekroć Gajusz widział z daleka, że nadchodzi Makron, mówił do swych towarzyszy: "Nie śmiejmy się, zachowajmy powagę! Oto nadchodzi karciciel, uosobienie prawdomówności, człowiek, który chce być moim wychowawcą, mimo że jestem już dorosłym mężczyzną i cesarzem".
Układ Flakkusa z Aleksandryjczykami
(16) Wiadomość o śmierci Makrona pozbawiła Flakkusa wszelkiej nadziei i wytrąciła z równowagi. Nie był w stanie zajmować się nadal sprawami administracyjnymi z takim samym zaangażowaniem jak przedtem.
(17) Zwykle bywa tak, że gdy rządzący traci autorytet, poddani siłą rzeczy natychmiast odmawiają mu posłuszeństwa, zwłaszcza jeśli poddanymi są ludzie z natury skłonni do wszczynania buntów z byle powodu. Wśród tego rodzaju ludzi palmę pierwszeństwa dzierży egipska nacja, która pod najbłahszym pretekstem organizuje wielkie powstania zbrojne.
(18) [Flakkus zatem] znalazłszy się w tak trudnym położeniu, w sytuacji bez wyjścia, stał się niespokojny i nerwowy. Zmienił swój sposób myślenia i bez mała wszystkie poglądy, oczywiście na gorsze. W pierwszej kolejności odczuli to najbliżsi przyjaciele. Z jednej strony podejrzewał i odpychał od siebie ludzi życzliwych i szczególnie przyjaznych, z drugiej zaś zawarł układ z dotychczasowymi wrogami, z którymi nie zgadzał się od początku. Zaczął kierować się ich radami we wszystkich sprawach.
(19) Ci obłudnicy, których przepełniała nienawiść do niego, okazywali pojednanie tylko w słowach i gestach, w sercach zaś nadal żywili urazę z powodu doznanych dawniej krzywd. Udawali szczerą przyjaźń, odgrywając swą rolę tak znakomicie, jak aktorzy w teatrze. Wkrótce całkowicie go sobie podporządkowali, dzięki czemu mogli wysuwać nawet bardzo niekorzystne projekty uchwał i natychmiast je ratyfikować. W ten oto sposób zwierzchnik stał się podwładnym, a podwładni zwierzchnikami. (20) Niebawem zostali wykonawcami wszystkich decyzji, które doradzali namiestnikowi. Flakkus był tylko figurantem. Wzięli go sobie wyłącznie dla pozoru, niczym "niemą maskę", na której było wypisane słowo WŁADZA, i posługiwali się nim dla własnych celów. Mam na myśli agitatorów pokroju Dionizjusza, zgarbionych skrybów typu Lampona, a także podżegaczy, wichrzycieli, prowodyrów niesłychanych zbrodni, którzy trzęśli całym miastem, jak Izydor. To właśnie oni przejęli teraz władzę.
(21) Ci wszyscy uknuli niebezpieczny spisek antyżydowski. Odwiedzali Flakkusa prywatnie i mówili tak: (22) "Twe plany związane z wnukiem Tyberiusza Nerona legły w gruzach. Umarła również kolejna nadzieja, którą pokładałeś w przyjacielu Makronie. Ponadto panujący cesarz jest twoim osobistym wrogiem. Musimy więc znaleźć orędownika, który wyjedna ci łaskę u Gajusza. (23) Protektorem twym niech będzie miasto Aleksandria, które od samego początku wysoko ceni cała rodzina Augusta, w szczególności obecny władca. Miasto nasze wyświadczy ci tę drobną przysługę w zamian za denuncjację i wydanie Żydów, które poczytuje za najwyższą korzyść".
(24) Każdy inny namiestnik, gdyby usłyszał te słowa, natychmiast wyrzuciłby za drzwi takich wichrzycieli i wrogów publicznych. On jednak przystał na ich propozycję. Początkowo ukrywał swe intencje. W sporach nie był już bezstronnym arbitrem, lecz popierał jedną ze stron, nie dając jednym i drugim równego prawa głosu w debatach. Ilekroć stawił się przed nim któryś z Żydów, odwracał się i udawał, że jest zajęty. Później zaś jawnie demonstrował swą niechęć.
Przyjazd Agrypy do Aleksandrii
(25) Szaleństwo Flakkusa, które było wynikiem raczej zaistniałej sytuacji aniżeli naturalnej skłonności, nasiliło się za sprawą następującego wydarzenia: otóż cesarz Gajusz obdarował Agrypę, wnuka króla Heroda, królestwem w postaci trzeciej części z dziedzictwa po dziadku, z którego to terytorium czerpał dochody jego stryj, tetrarcha Filip. (26) Kiedy Agrypa miał wyruszyć do swego królestwa, Gajusz poradził mu porzucić myśl o żegludze z Brundyzjum do Syrii, jako że była to podróż długa i uciążliwa. Podpowiedział, by poczekał na etezje i popłynął trasą przez Aleksandrię. Cesarz wskazywał, iż aleksandryjskie transportowce są niezwykle prędkie, a sternicy mają ogromne doświadczenie, niczym woźnice, którzy kierują wyścigowymi końmi i trzymają je prosto na wytyczonym torze. Agrypa zatem posłuchał Gajusza, nie tylko dlatego, że tamten był władcą, ale głównie z tego powodu, że rady wydawały się rozsądne.
(27) Gdy wylądował w Dicearchii, ujrzał okręty aleksandryjskie stojące na kotwicy i gotowe do żeglugi. Zaokrętował się wraz ze swoją świtą. Podróż przebiegła bez zakłóceń, kilka dni później dotarł do celu. Nie zamierzał się wszakże ujawniać. Skoro pod wieczór oczom jego ukazała się [latarnia morska] Faros, rozkazał sternikom zwinąć żagle i krążyć niedaleko niej aż do zachodu słońca, by dopiero nocą przybić do portów. Chciał bowiem wyjść na ląd, gdy wszyscy będą już spali, i niepostrzeżenie udać się do gospody. (28) Agrypa przyjechał do miasta incognito, by nie zwracać na siebie uwagi mieszkańców. Nie miał zamiaru zwiedzać Aleksandrii, jak uczynił to poprzednim razem, gdy podróżował drogą morską do Rzymu, do Tyberiusza. Tym razem chciał jak najszybciej wrócić do domu.
(29) Tymczasem zawiść trawiła nację egipską, która - będąc w ogóle niebywale zazdrosną - poczytywała sukcesy Żydów za osobiste nieszczęścia. Ludzie ci, przepełnieni dawną i jakby wrodzoną nienawiścią do Żydów, ubolewali nad tym, że jakiś Żyd został mianowany królem. Każdy z nich czuł się tak, jak gdyby jemu samemu odebrano dziedziczną monarchię. (30) Owi "przyjaciele" podszczuwali nieszczęsnego Flakkusa i podsycali w nim nienawiść, mówiąc tak: "Pobyt Agrypy w mieście jest twoim końcem. Wzbudza on większy podziw niż ty, olśniewa wszystkich przepychem. Ludzie podziwiają jego gwardię przyboczną, która paraduje w posrebrzanych i pozłacanych zbrojach. (31) Czyżby Agrypa naprawdę musiał przybyć do kraju innego namiestnika, choć mógł bezpiecznie powrócić do własnego? Jeśli nawet Gajusz pozwolił mu na to, czy raczej go zmusił, Agrypa powinien był ciebie, zarządcę prowincji, błagać na kolanach o zezwolenie na swój pobyt. Skoro tego nie zrobił, wyrządził afront tobie, dotychczas szanowanemu namiestnikowi".
(32) Gdy Flakkus to usłyszał, ogarnęło go jeszcze większe wzburzenie. Publicznie udawał serdecznego przyjaciela Agrypy, jako że bał się cesarza, który go posłał. Prywatnie zaś zazdrościł mu, dawał wyraz swej nienawiści i znieważał go za plecami, otwarcie bowiem nie śmiał. (33) Ponadto pozwalał oczerniać króla rozpróżniaczonemu i bezczynnemu motłochowi miejskiemu, który to, mając mnóstwo czasu na gadanie, lubował się w plotkach, pomówieniach i kalumniach. Być może Flakkus sam sprowokował tłum, przez to że zaczął obrażać Agrypę, a może nawet podjudzać za pośrednictwem swoich ludzi, którymi zwykle wysługiwał się w takich sytuacjach.
Mim w Gimnazjonie
(34) Wobec takiej postawy namiestnika [Aleksandryjczycy] spędzali całe dnie w Gimnazjonie, gdzie szydzili z króla i bez przerwy powtarzali dowcipy na jego temat. Trzeba przyznać, że owi próżniacy - korzystając z pomocy autorów mimów i reżyserów fars - przejawiali prawdziwy talent satyryczny w tych haniebnych błazeństwach. Szkoda, że równie utalentowani i błyskotliwi nie okazali się w rzeczach pięknych i pożytecznych.
(35) Dlaczego Flakkus nie zareagował na te ohydne potwarze? Czyżby Agrypie - choćby nawet nie był królem, a jedynie kimś z familii cesarza - nie należał się żaden szacunek? Istnieje dowód na współodpowiedzialność Flakkusa za lżenie Agrypy, mianowicie nie przeszkodził tym szyderstwom, mimo że miał wystarczającą władzę, by to zrobić. Anarchiczny motłoch odebrał postawę namiestnika jako sygnał zachęty do dalszych wybryków.
(36) Był sobie pewien szaleniec imieniem Karabas, obłąkany, lecz nieszkodliwy. Nie stwarzał zagrożenia dla samego siebie ani dla innych, za to dostarczał rozrywki dzieciom i nastoletniej młodzieży, która miała akurat wolne. Całe dnie i noce spędzał na ulicach, bez ubrania, nie czując gorąca ani zimna. (37) Owego nieszczęśnika rozpasany tłum zawlókł aż do Gimnazjonu. Stawiają go na podwyższeniu, by wszyscy mogli go widzieć. Wkładają mu na głowę liść papirusu zamiast diademu, na barki narzucają matę z podłogi zamiast chlamidy, zamiast berła ktoś mu wręcza znaleziony przy drodze kawałek łodygi miejscowego papirusu.
(38) Gdy go przebrano za króla i wyposażono w rekwizyty jak w mimach teatralnych, po obu stronach ustawili się młodzieńcy z kijami na barkach zamiast włóczni, odgrywając gwardię przyboczną. Następnie podchodzili "poddani", by bić pokłony, procesować się albo dyskutować o sprawach publicznych. (39) Wtem jacyś ludzie z widowni - bo wielki tłum oglądał przedstawienie - zaczęli wznosić okrzyk Marin! (wyraz ten po syryjsku oznacza władcę i jest tytułem królewskim), ponieważ wiedzieli, że Agrypa jest Syryjczykiem z pochodzenia i panuje nad wielką częścią Syrii. Zachowanie ich było nad wyraz niestosowne.
(40) Gdy Flakkus to usłyszał, czy raczej zobaczył, nie tylko nie potępił tych wybryków i nie ukarał winnych, lecz kompletnie zignorował całe wydarzenie, przez co zapewnił tym ludziom całkowitą bezkarność i swobodę działania. Udawał, że nie widzi ani nie słyszy tego, co się dzieje. A przecież do jego obowiązków należało aresztowanie i uwięzienie szaleńca oraz ukaranie organizatorów przedstawienia za to, że ośmielili się na wszelkie sposoby - słowem i czynem, jawnie i aluzyjnie - lżyć króla, przyjaciela cesarza, osobistość, której senat rzymski przyznał insygnia pretora.
Skomentuj artykuł