Wiara jak ziarno gorczycy

Wiara jak ziarno gorczycy
Wiara jak ziarno gorczycy. Homilie na niedziele i święta. Rok A, B, C - Stanisław Biel SJ
Stanisław Biel SJ / Wydawnictwo WAM

Czym jest dla mnie szczęście? Czy Jezus jest fundamentem moich ludzkich przyjaźni? Czy sam jestem dla innych błogosławieństwem? Jakie pytanie chciałbym zadać dziś Jezusowi?

Książka stanowi zwięzły i praktyczny komentarz do niedzielnych i świątecznych Ewangelii. Autor opiera się na własnych przemyśleniach, ale korzysta także z bogatych źródeł współczesnych egzegetów i biblistów. Rozważania inspirują do osobistej medytacji, są materiałem do spotkań biblijnych i modlitewnych, a także mogą służyć jako pomoc duszpasterska dla kapłanów.

Walorem książki są odpowiednio sformułowane pytania podsumowujące każdą refleksję ewangeliczną. Czytelnik odkrywa ukrytą moc i piękno słowa Bożego, zachwyca się jego przesłaniem i pragnie wciąż się nim karmić, by wzrastać.

Wiara jak ziarno gorczycy - zdjęcie w treści artykułuWiara jak ziarno gorczycy. Homilie na niedziele i święta. Rok A, B, C - Stanisław Biel SJ

DEON.PL POLECA

Wstęp

Jan Paweł II w liście apostolskim O świętowaniu niedzieli podkreśla wagę słowa Bożego niedzieli i dni świątecznych. Zgromadzenie eucharystyczne stanowi serce każdej niedzieli; a w nim podwójna uczta: słowa i Chleba życia. Papież podkreśla wagę medytacji nad słowem, wcześniejszego poznania i rozważania go, tak by mogło ono oddziaływać na codzienne życie.

Odpowiadając na to wezwanie, oddajemy do rąk Czytelników niedzielne zamyślenia Wiara jak ziarno gorczycy. Stanowią one zwięzły i praktyczny (egzystencjalny) komentarz do niedzielnych i świątecznych Ewangelii. Zamyślenia powstawały w ciągu trzech lat i były systematycznie publikowane na jezuickim portalu deon.pl. Autor opiera się na własnych przemyśleniach, ale korzysta również z bogatych źródeł współczesnych egzegetów i biblistów.

Prezentowane rozważania mogą być inspiracją do osobistej modlitwy medytacyjnej oraz materiałem do spotkań biblijnych i modlitewnych, a także mogą służyć jako pomoc duszpasterska
dla kapłanów.

Mamy nadzieję, że w trwającym obecnie Roku wiary będą stanowić bodziec do pogłębiania osobistej relacji z Bogiem i kształtowania wiary bardziej dojrzałej i głębokiej.

Rok św. Mateusza


Jak w czasach Noego

1. Niedziela Adwentu

(Mt 24, 37-44)

Na początku Adwentu Kościół przypomina nam o Paruzji, czyli ponownym przyjściu Pana na końcu czasów i zachęca do czujności, wierności, wyciszenia i modlitewnego przygotowania. Jezus w Ewangelii odwołuje się najpierw do czasów Noego. Były to czasy "zsekularyzowane". Codzienność i przyjemności nie pozwalały koncentrować się na sprawach ducha ani dostrzegać widocznych znaków Boga. Ponadto panowało zepsucie i zło moralne: Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie na ziemi postępują niegodziwie (Rdz 6, 12). Bóg żałował, że stworzył ludzi na ziemi i zasmucił się (Rdz 6, 6). Konsekwencją był "potop". Tragedii uniknął jedyny nieskazitelny, żyjący w przyjaźni z Bogiem - Noe (Rdz 6, 8-9).

Współczesny świat przypomina czasy Noego: egoizm i egocentryzm, myślenie o sobie, przyjemności zmysłowe i brak troski o ducha, brak przejrzystości i prawdy, niesprawiedliwość i nieliczenie się z prawami innych, zmysłowość i zaspokajanie wszelkich pożądań i pragnień, pomieszanie pojęć, wartości, wybieranie środków połowicznych, kompromisy, bezkarne zło, bezsilność, letarg wymiaru sprawiedliwości, społeczna aprobata grzechu, zła, promocja tych, którzy propagują zło...

Przypomnienie czasów Noego nie ma służyć lękowi, ale być zachętą do świadomego czuwania i wytrwałości. Życie duchowe jest czuwaniem, oczekiwaniem, nadzieją. Jest przeciwieństwem bierności, duchowej apatii, lenistwa (acedii). Serce nie lubi pustki. Kiedy się pojawia pragnie ją czymś zapełnić. Gdy nie ma wartości głębszych, duchowych, ich miejsce zajmą sprawy drugorzędne: codzienne troski, zmartwienia, lęki, a także radości, zmysłowe przyjemności, namiętności, pokusy, grzechy… Konsekwencją jest rutyna i urządzenie się w przeciętności.

Lekarstwem na pustkę, nudę, bierność i apatię duchową jest modlitewne czuwanie: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe (Mt 26, 41). Czuwanie jest umiejętnością życia w teraźniejszości. Ważna jest przeszłość, pamięć. Ważna jest również przyszłość, cel życia. Ale nie można żyć skrajnościami. Najważniejsza jest teraźniejszość. To "dziś, teraz", które jest nową szansą, nową łaską. Czuwać oznacza w sposób mądry i odpowiedzialny podejmować dziś - obowiązki, zadania, trud codzienności - z wiarą, że w tym wszystkim jest Bóg i On sam prowadzi.

W czym moje życie przypomina czasy Noego? Co powinienem zmienić w moim stylu życia? Co dla mnie znaczy czuwać? Czy ulegam duchowej apatii i bierności? Jak sobie radzę z rutyną? Czy żyję dniem dzisiejszym, czy raczej oscyluję między przeszłością a przyszłością, czy w codziennym zabieganiu znajduję chwilę na zatrzymanie i wyciszenie się? Jak chcę przeżyć kolejny Adwent?

Adwentowa pustynia

2. Niedziela Adwentu

(Mt 3, 1-12)

Jan Chrzciciel utożsamił się całkowicie z życiem i misją Jezusa. Ewangelista Mateusz odnosi do niego słowa Izajasza, nazywając go głosem wołającego na pustyni (por. Iz 40, 3nn). Jest to głos inny, szczególny, niezwykły, bo wzywa do prostowania ścieżek Panu. I jest to głos skuteczny. Do Jana przychodziły tłumy ludzi, prosząc o chrzest i pytając: cóż mamy czynić? (Łk 3, 10).

Co takiego szczególnego w Janie przyciągało ludzi? Jan prowadził surowy, ascetyczny, wręcz szorstki tryb życia. Żył poza cywilizacją i kulturą, jak Beduini, na pustyni, nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny (Mt 3, 4). Nie dbał o wygodę i lekkie życie. Był przeciwieństwem Heroda żyjącego w pałacach.

Prostota i autentyzm życia znalazły wyraz w nauczaniu. Jan głosi słowo w sposób surowy. Nie liczy się z wrażliwością odbiorców. Wobec szanowanych w społeczeństwie faryzeuszy jest ostry, wręcz napastliwy. Jan nie zabiega o niczyją sympatię. Mówi to, co czuje. W swoich wystąpieniach nie czuje się od nikogo zależny. Jest wolny wewnętrznie.

Jan jest człowiekiem głębokiej pokory. Nie skupia uwagi na sobie, nie chce być podziwiany, nie wywołuje sensacji, nie interesuje go wielkość, nie dąży do sukcesu, prestiżu. Swoją misję rozumie jako "umniejszanie". Wskazuje Jezusa i umniejsza się, aby On mógł wzrastać. Nie przesłania Jezusa sobą, ale schodzi na bok, by zrobić miejsce Innemu. Stwierdza pokornie, że za Nim idzie Mocniejszy, któremu nie jest godny nosić sandałów. Pokora Jana jest jego wielkością. Jest on głęboko świadomy swojego miejsca i swojej misji w życiu.

Postawa i życie Jana mogą być bodźcem do refleksji nad naszym przeżywaniem Adwentu. Jesteśmy nieustannie bombardowani przez "głosy świata": reklamy, zysku, sukcesu, sprytu, kalkulacji, komfortu, przyjemności, politycznych haseł… Aby nie zagubić się w ich bełkocie, musimy jak Jan, odsunąć się na pustynię, a to oznacza oderwać się od codziennej rzeczywistości, zabiegania, niepokoju, nabrać dystansu do codziennych zmartwień, lęków…

Aby dzielić się dobrem duchowym z innym trzeba być samemu napełnionym Bogiem, a nie jest to możliwe bez ciszy, modlitwy, kontemplacji Boga w samotności.

"Pustynia w Adwencie" jest potrzebna, aby uczyć się żyć i mówić "innym głosem"; głosem Ewangelii, miłosierdzia i miłości. Jest potrzebna, aby "wydać owoce godne nawrócenia", to znaczy "zmienić myślenie, mentalność". Przede wszystkim trzeba "nawrócić myśli", czyli uwolnić je od rozproszenia, od nadmiernej troski o siebie i o własne interesy, a skierować ku Bogu.

"Pustynia w Adwencie" jest potrzeba również, aby uczyć się pokory. Bez niej nie ma autentycznego i głębokiego życia duchowego. Jest raczej pycha, zarozumiałość, arogancja, poniżanie innych, dążenie do sukcesu po trupach, albo "fałszywa pokora", kompleksy i niezdrowe poniżanie siebie.

Jakich "głosów" słucham w codzienności? Jakim "głosem" jestem ja? Jakie miejsce w tym Adwencie będzie moją "pustynią"? Co w moim myśleniu wymaga zmiany? Jaki jest owoc mojego nawrócenia? Czego jeszcze nie akceptuję w moim życiu? A czego nie doceniam?

Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść?

3. Niedziela Adwentu

(Mt 11, 2-11)

Na scenie dzisiejszej Ewangelii pojawia się postać Jana Chrzciciela. Jan w sposób bezkompromisowy i niedyplomatyczny piętnował romans Heroda Antypasa z bratową Herodiadą. W konsekwencji Herod kazał go uwięzić i później zamordować. Przebywając w więzieniu, Jan wysyła swoich uczniów do Jezusa z pytaniem, czy rzeczywiście jest Mesjaszem.

Jan wcześniej rozpoznał Jezusa, widział Ducha Świętego zstępującego na Niego, wskazał Go uczniom jako oczekiwanego Mesjasza, sam w pokorze uznał się za niegodnego, by nosić Mu sandały…

W więzieniu, w zewnętrznej nocy, w obliczu śmierci Jan doświadcza próby: ogarnia go mrok wewnętrzny, dręczą pokusy, wątpliwości, pytania, czy rzeczywiście Jezus jest Bogiem. Te wątpliwości człowieka, który całkowicie oddał się Jezusowi świadczą, że każdy człowiek, nawet stojący najbliżej Boga, nie jest wolny od pokus. Każdy jest narażony na pokusy podważające sens trudu, zaangażowania, wiary… I może się nam nieraz wydawać, że życie duchowe to iluzja, miraż, złudzenia.

Zwątpienia i pokusy rodzą się zazwyczaj, gdy poddajemy się własnym, ludzkim myślom i kalkulacjom. Mogą być skutkiem nadmiernej koncentracji na sobie, własnych pragnieniach i potrzebach, a także skutkiem braku zaangażowania w modlitwę, lenistwa i egoizmu duchowego.

Czas wątpliwości, pokus bywa "dopuszczany przez Boga". Ten rodzaj wątpliwości jest szansą, aby uczynić jakościowy skok, by nie zatrzymywać się na modlitwie, wyobrażeniach czy myślach o Bogu, ale doświadczyć samego Boga. Ponieważ my częściej cenimy sobie dary, nawet duchowe, niż samego Boga.

W obliczu wątpliwości Jan idzie wprost do Jezusa. Nie poddaje się pokusom, nie wchodzi z nimi w dialog, lecz idzie do źródła, stawia pytanie bezpośrednio Jezusowi: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?

Gdy przeżywamy trudności wewnętrzne, istnieje tendencja, by je "pieścić", robić z siebie ofiarę, pielęgnować czarne myśli. Tymczasem właśnie wtedy trzeba reagować pozytywnie. Próba zawsze czyni mocniejszym. Najlepszym sposobem radzenia sobie z pokusami jest postawa Jana - iść z pytaniami do Jezusa, a więc modlitwa, rachunek sumienia, asceza oraz wierność, cierpliwość.

Zwróćmy jeszcze uwagę, że Jan rozpoznał czas i osobę Jezusa, ale nie rozpoznał stylu, sposobu Jego działania. Jezus jest jakby przeciwieństwem Jana. Jan jest surowym ascetą, jest bezkompromisowy, wymagający od siebie i innych, zapowiada karę, sąd… Jezus z kolei jest łagodny, delikatny, pełen współczucia, przebaczenia, miłosierdzia, miłości… Głosi dobrą nowinę, otwiera oczy, uszy i serca. Napełnia je dobrocią i miłością… Zachowanie Jezusa nie odpowiada wyobrażeniom, jakie miał o Nim Jan Chrzciciel.

Każdy z nas chętnie przypisuje Bogu własne odczucia, resentymenty, a nawet własną małość… Sugerujemy Bogu, jak powinien się zachowywać, a nawet, jaki powinien być. Bóg, dopuszczając wątpliwości i pokusy z jednej strony niszczy nasze wyobrażenia o Nim, demaskuje pokusę idolatrii, podważa nasze klasyfikacje, nie zgadza się z nami… Z drugiej strony prowokuje, by szanować Jego tajemnice, wchodzić w głębię, stawiać pytania, jak Jan.

Czy doświadczam wątpliwości wierze? Jak radzę sobie z pokusami? Co jest dla mnie cenniejsze: Jezus, Pan Bóg czy modlitwa i życie duchowe? Czy bliższy jest mi "Bóg Jana Chrzciciela" czy "Bóg Jezusa"?


Ludzie dogłębnego milczenia

4. Niedziela Adwentu

(Mt 1, 18-24)

Czytając dzisiejszą Ewangelię możemy odczuć, że życie dwojga młodych ludzi z Nazaretu - Maryi i Józefa - nacechowane jest milczeniem. Maryja i Józef mają swój własny sekret i swoje powołanie. Maryja zachowuje w sercu swoje doświadczenie spotkania z Bogiem. Józef, mąż sprawiedliwy, przeżywa wewnętrzną walkę między miłością a prawem. Prawo skazywało wiarołomną narzeczoną na karę śmierci przez ukamienowanie na progu rodzicielskiego domu (por. Pwt 22, 22-27). Józef wybiera rozwiązanie dyskretne, choć bolesne, poprzez które próbuje ocalić dobre imię. Postanawia zerwać zaręczyny i oddalić, porzucić Maryję.

Kontemplując tę scenę, możemy stawiać liczne pytania: Dlaczego Maryja nie dzieli się doświadczeniem zwiastowania z Józefem? Dlaczego zachowuje tajemnicę? Dlaczego idzie do Elżbiety, pozostawiając narzeczonego w niepewności?

Możemy również odczuć, że życie Maryi i Józefa nacechowane jest milczeniem. Maryja przechowuje w swoim sercu słowa Boże, rozważa je (Łk 2, 19), ale również dzieli się z Elżbietą. Józef natomiast jest człowiekiem dogłębnego milczenia. Z jego ust nie padło żadne, choćby najkrótsze zdanie, zapisane w historii. Jakby nie miał nam nic do powiedzenia. Jednak w tym milczeniu słucha, rozważa, a później działa. Bez rozgłosu, bez słowa, ale i nie bez cierpienia, rozwiązuje w wierze problemy, które stawia przed Nim Bóg. Józef uczynił tak, jak Mu Anioł Pański polecił.

Cisza Józefa i Maryi nie jest jałowa. Nie jest również dzielącym ich murem. Oboje przeżywają ciszę jako przestrzeń, w której ich życie osobiste i małżeńskie jest związane z Bogiem i od Niego czerpie siłę. Dzięki milczeniu i ciszy mogą podołać codziennym trudnościom i przeciwnościom życia.

Droga Józefa nie była łatwa. W czasach Jezusa kobieta była drogocennym naczyniem. Gdy ojciec dziewczyny powierzał swą córkę narzeczonemu, był on za nią odpowiedzialny. Stąd pojawia się problem Józefa. Nie potrafił uchronić drogocennego naczynia, które zostało mu powierzone przez rodziców Maryi.

Józef jest prawdziwym mężczyzną, człowiekiem "z krwi i kości". Ale jest również człowiekiem wiary ukrytej w Bogu. Pozostaje tajemnicą, na ile był w pełni świadomy posłannictwa Jezusa. Na pewno wiele nie rozumiał. Patrząc na zwyczajne życie i rozwój Jezusa zapewne nieraz zadawał sobie pytania, czy to naprawdę jest Syn Boży, który ma wybawić Izraela. Jednak wbrew nadziei uwierzył nadziei (Rz 4, 18). Nie cofnął nigdy pierwszego "tak" danego Bogu i Jego Synowi. Otwarł się na nowe, zaryzykował nawet poczucie własnej sprawiedliwości i zaakceptował osobiste upokorzenie.

Józef jest skrupulatnym i delikatnym opiekunem procesu, który dokonuje się w życiu Maryi. Pozwala, by Bóg do końca doprowadził w Niej swoje dzieło. Pozostawia Maryję czystą. Syna Maryi nazywa imieniem Jezus. Uznaje Go więc Zbawicielem.

Medytując nad Ewangelią, postawmy sobie pytania: czy szanuję głębię innych? Czy w sytuacjach, w których przeżywam rozterki połączone z lękami o przyszłość (własną lub moich bliskich) potrafię wsłuchiwać się w delikatny głos Boga, który mówi, by się nie lękać i spojrzeć "Jego oczami" na moje doświadczenie? Czy w trudnych sytuacjach pozwalam Bogu działać, gdy On zechce?

Narodziny Boga

Uroczystość Narodzenia Pańskiego

(Łk 2, 1-14)

Tajemnica narodzenia Syna Bożego należy niewątpliwie do jednego z piękniejszych przeżyć w życiu Maryi, chociaż radość miesza się z cierpieniem. Miejsce narodzin wiąże się z wyborem Boga, a pośrednio z rozkazem rzymskiego imperatora. Powszechny spis w czasie pokojowym związany był z kwestiami podatkowymi; miał ponadto zwiększyć prestiż cesarza. Izraelici odbierali go jako znieważenie Boga, jedynego Władcy i Pana. Maryja i Józef podporządkowali się edyktowi rzymskiemu. Podjęli podróż z Nazaretu do Betlejem. Tę 150 kilometrową drogę ówczesne karawany przemierzały w ciągu trzech do pięciu dni.

W Betlejem Święta Rodzina nie znajduje warunków humanitarnych, aby godnie przyjąć na świat mającego się wkrótce narodzić Jezusa. Mieszkańcy Wschodu byli (i są nadal) niezwykle gościnni. Jednak z powodu natłoku ludzi nie było dla nich miejsca w gospodzie. Powodem było prawdopodobnie ubóstwo lub brak świadomości, kim jest Święta Rodzina. Zamiast: "nie było dla nich miejsca", należałoby powiedzieć: "To nie było ich miejsce". Upodobania Boga nie zawsze pokrywają się z naszymi upodobaniami (B. Martelet).

Wobec braku miejsca "w gospodzie" Rodzice Jezusa decydują się na desperacki czyn, chronią się w pasterskiej grocie, która staje się miejscem narodzin Syna Bożego. Św. Łukasz opisuje tę najważniejszą noc w sposób prosty i lapidarny; bez jakiejkolwiek cudowności. W stajni, bez światła, bez śpiewających aniołów, wszystko jest ciszą i skupieniem. Nic nie powiedziano o pocałunkach, którymi Józef i Maryja z pewnością obsypywali tego Noworodka. Jeżeli każda matka podziwia swoje dziecko do tego stopnia, iż je uwielbia, co powiemy o Maryi! Ta noc pierwszych Świąt Bożego Narodzenia pełna była intymności i wiary. Z pewnością Maryja i Józef rzucali luźne uwagi, ale więcej było przepełnionego miłością i wdzięcznością milczenia (B. Martelet).

Św. Łukasz mówiąc o żłobie, używa greckiego słowa fatne. Według Innocento Gargano jest to rodzaj przenośnego kosza, albo podwójnej torby, którą zakładano na grzbiet osła czy wielbłąda. Do jednej strony torby wkładano narzędzia, a do drugiej żywność, chleb. Jezus rodzi się (używając tej interpretacji) w koszyku, torbie przeznaczonej na chleb. Rodzi się w Betlejem, w "Domu Chleba". Jest to piękny symbol. Zbawiciel przychodzi jak pachnący chleb, przygotowany do spożycia, aby stać się życiem dla ludzi. Przychodzi jak manna z nieba, podarowana na utrzymanie ubogiego; jak Ten, który się dzieli, wydaje, by swą ofiarą przynieść pokój i zbawienie światu: To jest Ciało moje za was wydane (por. Łk 22, 19); Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6, 51).

Betlejemska "szopka" jest uniwersalna w przeciwieństwie do królewskich pałaców. Bije z niej prostota, otwartość, czystość, niewinność, piękno, miłość… Jest w niej miejsce dla każdego, nawet (jak chce starożytna tradycja) dla osła i wołu! Każdy może bez skrępowania przyjść i przynieść wszystkie swoje bóle, cierpienia i nędze. Bóg, który stał się człowiekiem, darował siebie jako miłość i nie pragnie niczego poza nią.

Jak wyobrażam sobie noc Bożego Narodzenia? Jakie myśli i uczucia mogły towarzyszyć wówczas Maryi i Józefowi? Jakie bóle i nędze powinienem dziś powierzyć Jezusowi narodzonemu dla mnie? Czy cenię prostotę, zwyczajność i czystość? W jaki sposób powinienem dziś uwielbiać Boga? Jakiego daru może oczekiwać (i oczekuje) ode mnie Jezus?

Broń Jezusa

1. Niedziela Wielkiego Postu

(Mt 4, 1-11)

Największą próbą pustyni i życia duchowego jest pokusa niecierpliwości i skrótów. Podobną była pokusa Jezusa na pustyni. Ojciec wyznaczył Jezusowi drogę pokory, ukrycia, "słabości", upokorzenia, krzyża. Szatan natomiast proponuje trzy skróty, które pozwolą Mu uniknąć tej niewygodnej drogi: cud ekonomiczny, spektakularny sukces oraz władzę.

Jezus odrzucił potrójną pokusę skrótów. Podjął wąską drogę, wyznaczoną Mu przez Ojca. Zamiast cudów ekonomicznych i ograniczenia człowieczeństwa do horyzontu chleba, czy dóbr materialnych, przyszedł, by odkryć i zaspokoić nasz głód duchowy. Jeśli w przyszłości rozmnoży chleb, to jednak nie przemieni kamieni. Posłuży się chlebem, który już jest. Jakby chciał wskazać, że prawdziwym cudem jest dzielenie się tym, co mamy (por. Mt 14, 13nn).

Zamiast spektakularnego cudu Jezus podejmie krzyż. Jego cud polega na odmowie zejścia z krzyża, na przekór wszystkim kusicielom, którzy proponują łatwy sukces i zbawienie (por. Mt 27, 39nn). W ten sposób wskaże uczniom, że nie ma zbawienia bez niewygodnego wejścia na Golgotę; nie ma zmartwychwstania bez krzyża.

Zamiast władzy Jezus uczy drogi cierpliwości, wolności, służby i miłości, godząc się na ryzyko odrzucenia. Jeśli później uklęknie, to nie przed szatanem, ale przed człowiekiem, umywając mu nogi (por. J 13, 1nn). W ten sposób odwraca wszystkie kryteria ludzkiej wielkości, wskazuje, że prawdziwa wielkość polega na służbie. Pozbawia również możliwości używania Boga do egoistycznych interesów, snów o wielkości i władzy.

Trzy pokusy szatana, odrzucone przez Jezusa, są pokusami wszystkich czasów. Są naszymi pokusami. Łatwe, tanie zbawienie, bogactwo i zabezpieczenie, popularność i sukces oraz władza będą nas ciągle nęcić.

Jezus wygrywa konfrontacje z szatanem, stosując potrójną broń. Po pierwsze: walczy "we wspólnocie" wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Nasze upadki są często wynikiem lęków, że musimy podejmować samotną walkę ze złem. Zapominamy, że to nie jest tylko nasza walka. Gdy zaufamy Jezusowi, On walczy wraz z nami, walczy poprzez nas.

Drugą "bronią" Jezusa jest Pismo Święte. Wobec inteligencji szatana stosuje moc słowa Bożego. W Biblii znajdujemy odpowiedź na trudności, pokusy, problemy codziennego dnia. Gdybyśmy sięgali do niego częściej, przyniosłoby to nam rozjaśnienie wielu problemów i trudności.

Trzecią "bronią" jest stanowczość, pewność, ucinanie pokusy u jej zarania, odrzucenie wszelkich kompromisów. Wejście w dialog z pokusą jest początkiem przegranej. Szatan jest inteligentniejszy od nas i tylko czyha na nasz ruch: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć (1 P 5, 8).

Jaka jest moja największa pokusa? Jakie skróty stosuję w życiu? Czy jestem cierpliwy? Czy nie żyję przede wszystkim horyzontem materialnym ("chlebem")? Jakie jest moje podejście do krzyża? Co jest dla mnie ważniejsze w sprawowaniu władzy: własne profity i prestiż czy służba bliźnim? Jaką bronią walczę z szatanem?

Dwie góry

2. Niedziela Wielkiego Postu

(Mt 17, 1-9)

W Wielkim Poście Kościół zaprasza nas na dwie góry: Tabor i Golgotę. Pierwsza oznacza nadzieję, radość i pociechę. Druga cierpienie i krzyż. Obie wzajemnie się przenikają. Bez radości Taboru trudno podjąć krzyż Golgoty; natomiast bez krzyża nie ma radości zmartwychwstania.

Wybierając drogę z Jezusem, musimy się zgodzić, że w naszym życiu będziemy doświadczać nie tylko obecności Jezusa Przemienionego, chwalebnego, ale również oblicza Jezusa cierpiącego, upokorzonego. W życiu duchowym niejednokrotnie doświadczamy szczęścia, światła, siły, pokoju, radości, miłości... Ale Bóg może nas wezwać również do czuwania z Nim w czasie nocy udręki, zwątpienia, ciemności, samotności. Gdy "wszystko się sypie" i wszystkiego brakuje; gdy pojawia się zniechęcenie, poczucie pustki i bezsensu… Jezus nie gwarantuje ciągłego pobytu na górze Tabor. Przeciwnie, z całym realizmem podkreśla, że Jego droga to także trud i krzyż. Jednak daje nam górę Tabor, byśmy w chwilach krytycznych trwali na krzyżu obok Niego.

Piotr chce "utrwalić" doświadczenie z góry Tabor. Chce zbudować trzy namioty, by przedłużyć bliskość Jezusa, dające poczucie bezpieczeństwa doświadczenie Jego boskości. Jednak nie o to chodzi. Za chwilę trzeba zejść, do codzienności.

"Wzniesienie namiotu" Bogu może być wyrazem nieświadomego dystansu, ograniczenia Jego obecności do ściśle określonych miejsc i czasu. Łatwiej jest spotykać Boga w "namiocie" (kościele) niż we własnym sercu. Bóg, który "mieszka pod namiotem", nie przeszkadza, nie wchodzi nikomu w drogę (A. Pronzato).

Pozostanie z Bogiem na górze może być piękne, napawające radością, miłością i nadzieją. Ale potem trzeba zejść w dolinę. Z kontemplacji, bliskości Boga, trzeba przejść do życia codziennego, zwykłych zajęć, rozkładu dnia, nużącej rutyny, codziennego trudu. Ideał, który poznajemy na górze Tabor, który nas fascynuje, w codziennej rzeczywistości często się zamazuje i oddala. Powoli, niepostrzeżenie pojawia się pokusa, by się przystosować, upodobnić do innych, powrócić do przeciętności.

By jej nie ulec powinniśmy szczególnie mocno doświadczyć spotkania z Jezusem Przemienionym na górze. To górskie powietrze, bliskości i więzi z Jezusem, pozwoli nam trwać w cierpliwości, wierności, nieraz poprzez walki, wśród wszystkich "wyziewów świata i cywilizacji", pośród tłumu, który depcze nam po piętach, często niewiele rozumiejąc...

Czy w moim życiu dominuje Tabor czy Golgota? Czy przeżyłem więcej radosnych chwil czy raczej smutnych? Które najbardziej zapadły mi w pamięci? Czy nie zamykam Boga "w namiocie" moich ograniczeń, oczekiwań i ambicjonalnych celów? Czy idę w sposób radykalny za Jezusem, czy raczej wystarcza mi przeciętność, letniość? Jakie "wyziewy świata i cywilizacji" stopniowo zatruwają mojego ducha? Co w moim życiu wymaga "przemienienia", zmiany, nawrócenia?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiara jak ziarno gorczycy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.